Kocham za bardzo żonatego

Problemy z partnerami.

Postprzez wuweiki » 29 gru 2009, o 20:21

Czapla napisał(a):nie chodzi o zerwanie kontaktu, tylko znalezienie przyczyny w sobie, uleczenie jej - i wtedy zerwanie staje się rzeczą naturalną. Niestety większość ludzi mówi mi, że mam natychmiast i nieodwracalnie to zakończyć... Nie wiem już co jest słuszne.

Wsłuchaj się w siebie... to Twoje życie, Ty decydujesz.
wuweiki
 

Postprzez bunia » 29 gru 2009, o 20:48

Decyzje podejmuje sie czesto zbyt szybko lub pozno......nie mniej trzeba do nich dojrzec bez wzgledu na tempo i konsekwencje, wtedy mozna isc do przodu.......widocznie brakuje tej kropki nad "i" :bezradny:
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez beata82 » 29 gru 2009, o 22:42

---------- 21:15 29.12.2009 ----------

"Mi powiedział, że nie miał wyjścia, bo w tamtym związku "poszli za daleko" i nie było już odwrotu. Że gdyby ją zostawił to by zniszczył jej życie, że ona by sobie nie poradziła bez niego itp."

A gdzie tu miejsce na Ciebie, twoje uczucia? Czy Tobie nie niszczy życia? Czy Ty jesteś wszechmocna, radzisz sobie ze wszystkim i nie potrzebujesz pomocy? Wiem, że łatwo jest doradzać komuś. Sama znalazłam się w toksycznym związku (opisałam to w osobnym wątku) i wiem jakie ma się wtedy klapki na oczach. Nie jesteś jedyną osobą, która znalazła się w takiej sytuacji. Jednak, gdy patrzę na twoją sytuację, myślę, że on się świetnie urządził, a Ty jesteś uwikłana w emocje, które nie pozwalają Ci na zaangażowanie się w inną znajomość. Mi bardzo pomogła terapia, rozmowy na forum, sport, rozmowy ze znajomymi. Jakieś osiem miesięcy temu zakończyłam taką niekorzystną dla mnie znajomość. Bardzo cierpię, tęsknię, mam ochotę wrócić, mam przed oczami jego twarz, w głowie "gada" mi jego głos. Postanowiłam jednak, że zrobię wszystko, żeby nie dać mu szansy, choćbym miała spędzać 5 godzin dziennie na siłowni, rzucać się po ścianach, zanudzić wszystkich znajomych, wszystkich internautów, zwariować, udusić się, nie spać to NIE WRÓCĘ DO NIEGO i Tobie radziłabym to samo

---------- 21:28 ----------

"Że nie chodzi o zerwanie kontaktu, tylko znalezienie przyczyny w sobie, uleczenie jej - i wtedy zerwanie staje się rzeczą naturalną. Niestety tylko Ty podzielasz to zdanie, większość ludzi mówi mi, że mam natychmiast i nieodwracalnie to zakończyć... Nie wiem już co jest słuszne."

Ludzie dobrze Ci radzą. Mi też dobrze radzili, ale ja byłam głupia. Zerwałam znajomość z dobrą koleżanką, bo powiedziała mi, że on mnie zrobił w konia raz i będzie mnie robił dalej, a ja jestem głupia. Obraziłam się na nią, a co się okazało? Miała rację. To nie jest etyczne co on robi. Nie myśli o Tobie. Szukałam w sobie przyczyny wiązania się z takimi beznadziejnymi ludźmi. Mój terapeuta stwierdził, że to się bierze z domu, z niskiego poczucia własnej wartości, strachu przed normalnością nudą. Jesteś uzależniona od adrenaliny, niepewności, to Ci daje kopa żeby żyć, żeby przestać myśleć o tym jaka jesteś beznadziejna. Wiem, co mówię, też tak mam i nie znam na to lekarstwa. Pomaga uświadomienie sobie tego, chociaż to nie zmniejsza bólu. Ból masz w sobie i nie usuniesz go dzięki niemu. On Ci daje tylko chwilowe uśmierzenie, jak tabletka przeciwbólowa, która odwleka moment pójścia do lekarza i pozwala się rozwijać chorobie w ukryciu. Zmierzenie się ze swoim lękiem i poczuciem samotności nie jest złotym środkiem, ale uwierz mi, że im więcej swoich problemów pokonasz sama, tym bardziej on będzie malał w twoich oczach i ciężej mu będzie Tobą manipulować.

---------- 21:42 ----------

Możesz pisać do niego długie listy, pełne wyzwisk, pogróżek, próśb, żali, ale nigdy ich nie wysyłaj. Kiedy on się odzywa zawsze mów i pisz "Nie pisz, nie dzwoń więcej" między nami wszystko skończone. Możesz urządzać sobie wielogodzinne sesje płaczu, opłakiwać każdy prezent i list od niego, a następnie dokonywać symbolicznego pogrzebu, niszczyć, oddawać na cele charytatywne, kasować. Puść sobie do tego najsmutniejsze kawałki jakie znasz, największe wyciskacze łez. Napisz mowę pogrzebową na tyle stron, na ile chcesz i czytaj ją kilka razy płacząc do granic możliwości. Następnie wypisz wszystkie jego wady, co tracisz przez tą znajomość (np. nie możesz się zaangażować emocjonalnie w inny związek, nie masz z kim spędzać weekendów, świąt, nie masz partnera, z którym możesz się oficjalnie pokazywać, nie zależy mu na Tobie, bo poślubił inną, itd. wyciągnij wszystkie wady od egoizmu do nieświeżych skarpetek.) Noś przy sobie tą listę, często ją czytaj. Gdy napisze, lub zadzwoni nie wdawaj się w dyskusje, nic nie wyjaśnij. Odpowiadaj jednym zdaniem jak automatyczna sekretarka "Między nami wszystko skończone", ani słowa więcej. Wiem jak to boli, ale to działa. W końcu on przyjmie do do wiadomości, w końcu przyjmiesz to do wiadomości nawet Ty
beata82
 
Posty: 27
Dołączył(a): 23 gru 2009, o 09:14

Postprzez carita » 30 gru 2009, o 11:52

Ludzie mówią Ci to, co im podpowiada intuicja. A instynkt samozachowawczy zawsze podpowiada, żeby uciekać od tego, co niszczy. I dobrze, że tak jest, bo wskazuje nam w ten sposób kierunek, w którym mamy podążać. Z mojej strony to nie jest namowa, żebyś została w tym związku-niezwiązku. Ale doskonale rozumiem, że wszelkie sposoby przemocowe skierowane do siebie, nie skutkują za dobrze, a wręcz przynoszą skutek odwrotny. Bo zamiast rozstać się i zapomnieć, co byłoby najbardziej pożądaną opcją, skupisz się na tym, żeby się rozstać, zmarnujesz wiele energii, żeby przekonać samą siebie, a w końcu i tak możesz się poddać, bo nadal będzie w Tobie to "coś", co Cię do tego pcha. Im bardziej z czymś walczymy, tym bardziej to do nas wraca. Żeby skutecznie coś zrobić, trzeba mieć narzędzia. Dlatego uważam, że nie można stosować przemocy wobec siebie, tylko trzeba się sobą właśnie zaopiekować, przytulić, wsłuchać i wysłuchać samego siebie. Im nawiąże się lepszy kontakt ze sobą, tym lepiej. W tym chaosie, w którym zapewne jesteś, gdzie większość myśli poświęcasz temu związkowi i temu facetowi, pewnie zaniedbujesz siebie. Najważniejsze jest odkrycie prawdziwych uczuć, jakie są w Tobie. Alkoholicy na terapii posługują się takim kołem uczuć. Brzmi to dla "normalnego" człowieka dziwnie, bo jak można z kartki papieru wyczytać, co się czuje. Ale to tylko świadczy o tym, jak bardzo ludzie nie potrafią dotrzeć do siebie. I na tym kole są te "powierzchowne" uczucia, które każdy może nazwać w sobie, np. złość. A po drugiej stronie koła jest np. "lęk". Bo pod tym uczuciem, które wydaje się, że jest, kryje się to prawdziwe. Dotarcie do niego i zastanowienie się, skąd ono jest, dlaczego i jak można się nim "zaopiekować" daje dopiero krok we właściwą stronę. Są też inne sposoby, np. odczytywanie reakcji ciała. Nie da się tego napisać "w pigułce", bo zawsze będzie temat spłycony, a to fatalna sprawa. Zasygnalizowałam to tylko po to, żeby pokazać, że naprawdę jest wiele do zrobienia na swoim własnym podwórku, zanim się zacznie porządkować ulice w mieście. I tego Ci życzę w tym kończącym się roku. Żeby następny był lepszy, przeżywany bardziej świadomie i w zgodzie ze sobą.
Avatar użytkownika
carita
 
Posty: 133
Dołączył(a): 25 maja 2007, o 11:23

Postprzez ewka » 30 gru 2009, o 12:07

Zgadzam się z Caritą... jeśli zerwanie kontaktu jest ponad Twoje możliwości w tej chwili - trzeba się umocnić "w środku".
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez wuweiki » 30 gru 2009, o 18:38

carita napisał(a):Ludzie mówią Ci to, co im podpowiada intuicja. A instynkt samozachowawczy zawsze podpowiada, żeby uciekać od tego, co niszczy. [....] wszelkie sposoby przemocowe skierowane do siebie, nie skutkują za dobrze, a wręcz przynoszą skutek odwrotny. [....] Im bardziej z czymś walczymy, tym bardziej to do nas wraca. Żeby skutecznie coś zrobić, trzeba mieć narzędzia. Dlatego uważam, że nie można stosować przemocy wobec siebie, tylko trzeba się sobą właśnie zaopiekować, przytulić, wsłuchać i wysłuchać samego siebie. Im nawiąże się lepszy kontakt ze sobą, tym lepiej. W tym chaosie, w którym zapewne jesteś, gdzie większość myśli poświęcasz temu związkowi i temu facetowi, pewnie zaniedbujesz siebie. Najważniejsze jest odkrycie prawdziwych uczuć, jakie są w Tobie. [....]
naprawdę jest wiele do zrobienia na swoim własnym podwórku, zanim się zacznie porządkować ulice w mieście. I tego Ci życzę w tym kończącym się roku. Żeby następny był lepszy, przeżywany bardziej świadomie i w zgodzie ze sobą.

I ja się zgadzam z Caritą ...pięknie napisała o tym wszystkim!
I Tobie Czapla życzę zaopiekowania się sobą...i nam wszystkim również.
wuweiki
 

Postprzez beata82 » 30 gru 2009, o 18:46

"Ale im więcej wiem tym bardziej czuję się przerażona i chciałabym uciec do niego - bo przy nim jest dobrze i bezpiecznie"

Wiem, też tak mam. Zawsze uciekałam w tę znajomość, dlatego, że było tak bezpiecznie, tak świetnie, ale to tylko chwile. Przyjrzyj się co było poza tymi chwilami, które z nim spędziłaś. Czy nie jest tak, że twoje samopoczucie i kondycja się pogarszały? Toksyczny partner jest jak niebezpieczny drapieżnik, jak owad, który wstrzykuje nam jad, dzięki któremu śnimy piękne sny, czujemy się przy tym wspaniale, zrelaksowane, szczęśliwe - trucizna działa i nasza czujność jest uśpiona. On w tym czasie pije naszą krew i odbiera nam życie, które spędzamy w naszym pięknym śnie, wierząc, że jest prawdziwy i nie czując, że słabniemy. Jednak charakterystyczne dla takich związków, jest to, że gdy drapieżnik się nasyci, porzuca nas i budzimy się. I nagle przychodzi myśl, zaraz zaraz...on się żeni, siedzę sama w weekend, upił się, wystawił mnie do wiatru, oszukał... Mimo, to chcemy wierzyć, że ten sen to prawda, chcemy śnić więcej i same wystawiamy się na żer takim typom, z czasem uzależniamy się od tego jadu, kłamstw i iluzji, którymi nas karmią, że chcemy więcej bez względu na konsekwencje. Po jakimś czasie już wiemy, że nam to szkodzi, ale jesteśmy za słabe żeby się wyrwać. Nieważne, że płacimy za to potworną cenę, straty czasu, samotności, honoru, czasami pogorszenia samopoczucia, zdrowia, czasami pieniędzy, które wydałyśmy na taką znajomość. Chyba jedynym wyjściem jest się obudzić, otrzeźwieć, nie karmić się pięknymi słówkami i obietnicami, po za tą całą otoczką nieubłaganie mija nasze życie.
beata82
 
Posty: 27
Dołączył(a): 23 gru 2009, o 09:14

Postprzez Czapla » 31 gru 2009, o 01:20

Dziewczyny, bardzo dziękuję za to co napisałyście!

Carita, staram się właśnie najpierw naprawić siebie. Zaczęłam dużo czytać, zamierzam skorzystać z pomocy terapeuty (jeśli ktoś ma namiar na kogoś znającego się na tym problemie w Warszawie to byłabym wdzięczna za udostępnienie), znalazłam też grupę wsparcia dla kobiet takich jak ja. Po prostu czuję, że jeżeli odejdę to prędzej czy później wyląduje w identycznym związku. Zwłaszcza, że już podejmowałam takie próby i kończyły się źle. Mam nadzieję, że wtedy sama poczuję, że ten związek jest zły dla mnie. Na razie tylko WIEM, że jest zły, ale tego NIE CZUJĘ.

Beato, Twoje porównanie o owadach i jadzie zapiszę sobie w pamiętniku jako złotą myśl i będę czytać w ciężkich chwilach :) Dzięki!
Czapla
 
Posty: 24
Dołączył(a): 20 gru 2009, o 00:14

Postprzez ewka » 1 sty 2010, o 12:37

Czapla napisał(a):Na razie tylko WIEM, że jest zły, ale tego NIE CZUJĘ.

No... to jest bardzo dobry początek!
:ok:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez beata82 » 2 sty 2010, o 01:35

Z reguły nikt nie czuje na początku, że toksyczny związek to coś złego. To jak narkotyki, papierosy, alkohol, słodycze, wydawanie pieniędzy. Niby wiadomo, że to złe i widziało się, że zaszkodziło innym, ale może nie będzie tak źle, mnie to nie dotyczy, u mnie jest inaczej, spotykam się z nim, bo lubię, to mi nie szkodzi, pomaga mi się rozluźnić :) Tak owszem, ale do czasu
beata82
 
Posty: 27
Dołączył(a): 23 gru 2009, o 09:14

Postprzez Czapla » 2 sty 2010, o 02:24

Szczerze mówiąc, to już dość dawno przeszłam do etapu, że wiem, że jest ze mną źle. Jakieś 2 lata temu już zaczęło to do mnie docierać. Teraz jestem w pełni świadoma jak beznadziejny jest mój stan. Nie mogę spać, wciąż choruje na różne dziwne chory, których lekarze nie mogą zdiagnozować i leczyć, kłębi się we mnie strasznie dużo złych uczuć, które mnie niszczą od środka.

Tylko wciąż brakuje mi pomysłu/odwagi, żeby zacząć jakoś konkretnie to zmieniać. I nie przemawiają do mnie rady w stylu "zacznij się szanować", "uwierz, że on cie oszukuje", "myśl o sobie dobrze", "zacznij mieć wysokie poczucie własnej wartości". Równie dobrze można powiedzieć "zacznij fruwać". Wszystko super, tylko jak? Samą chęcią się nie da. A wszyscy radzą mi "co" tylko nikt nie mówi "jak"... :(

Znów nie mogę spać... :cry:
Czapla
 
Posty: 24
Dołączył(a): 20 gru 2009, o 00:14

Postprzez beata82 » 2 sty 2010, o 22:01

---------- 20:20 02.01.2010 ----------

Tak wiem, w pewnym momencie zatraca się już poczucie rzeczywistości, już nie słucha się niczyich rad, to jest zaklęte koło, pułapka psychiczna. Mogę Ci powiedzieć, że na podstawie moich rozmów z terapeutą doszłam do pewnych wniosków i one trzymają mnie w moich postanowieniach. Po pierwsze zadaj sobie pytanie : Skoro Ci tak dobrze w tym związku, to po co piszesz na tym forum, to nie jest przypadek? Po drugie: Czy obecny stan rzeczy Ci odpowiada? Czy twoje obecne zachowanie służy zmianie, czy utrzymaniu obecnej sytuacji, która Cię wypala? Po trzecie: Dlaczego nie spróbować czegoś innego skoro obecna sytuacja Ci nie odpowiada, nie pójść w innym kierunku? Może chociaż na chwilę? Może by tak wysiąść z pociągu do "Nikąd" i wsiąść do innego, albo pójść gdzieś w innym kierunku, jakimkolwiek. Przecież niż nie masz do stracenie i tak go nie masz, a jak będziesz chciała to wrócisz, albo jak sama mówisz znajdziesz sobie innego równie toksycznego partnera. Ich jest mnóstwo. Wiem dobrze, bo sama ich z łatwością wynajdowałam, ale to mi nigdy nic nie dało. Postanowiłam więc iść w innym kierunku i zobaczyć co jest poza zaklętym kołem

---------- 20:32 ----------

I jeszcze jedno: Co by było gdyby jego żona umarła, porzuciłby ją, albo stało by się cokolwiek innego i on byłby z Tobą? Skąd pewność, że Ciebie by nie zdradzał. Byłam kiedyś po tej drugiej stronie. Byłam tą zdradzaną narzeczoną, a on wypłakiwał się w rękaw swojej koleżance. Ja byłam znana jako ta zaniedbana wariatka, jędza itp. Nikt nie widział co się działo za zamkniętymi drzwiami. W końcu odeszłam i koleżanka zajęła moje miejsce. Teraz ona jest znana jako ta jędza, wariatka. Znajomi szczerze mu współczują. Widziałam ją kilka razy, zmieniła się, nie wygląda na szczęśliwą. Uważaj :D :D :D :D Mężczyźni potrafią robić w konia. Żonę oszukuje, może oszukuje i Ciebie. Może jest dla niej bardzo kochającym mężem i dobrze im się żyje, a Ciebie traktuje jako swoiste "urozmaicenie" Przestań podążać za kimś zacznij podążać w swoim własnym kierunku. Nie zgadzaj się na warunki, które Ci podyktował. Nawet nie wiesz jak ważną i niezbędną umiejętnością w życiu kobiety jest umiejętność REZYGNOWANIA, jeśli warunki Ci nie odpowiadają. Nawet nie wiesz ile można w ten sposób osiągnąć.

---------- 20:39 ----------

Kiedyś też zgadzałam się na rzeczy, które nie były dla mnie dobre, z miłości, żeby nie było awantur, żeby kogoś zatrzymać. Jednak najlepszym sposobem pokazania komuś, gdzie jego miejsce, a tym samym pokazania, że należy Cię szanować i traktować poważnie jest odwrócenie się na pięcie i zrezygnowanie z dalszej gry jeśli jej reguły Ci nie odpowiadają. Nieważne, że może z płaczem, z żalem, rozczarowaniem, nieważne po ilu latach i nieważne jak wiele w to zainwestowałaś. Spróbuj kilka razy nie zgodzić się na to co nie jest dla Ciebie dobre. Podejrzewam, że Ci się spodoba :D To wspaniałe uczucie. Po jakimś czasie wejdzie Ci w nawyk :wink:

---------- 21:01 ----------

Strata mężczyzny to duży ból, ale dużo gorsza jest strata SIEBIE. Oni czasami odchodzą, a czasami poznaje się nowych. Zawsze istniej możliwość poznania kogoś nowego, nawet w wieku 60 lat. A co będzie jak stracisz siebie? swoje przekonania, ideały, zasady etyczne, którymi się kierujesz, godność, szacunek? Nauka szacunku dla siebie, dobrego myślenia o sobie nie jest nauką latania. Niektórzy wynoszą, to z domu, a niektórzy muszą się tego uczyć na błędach. Nauka szacunku dla siebie polega na 1. Bezwzględnym dbaniu o własne sprawy, załatwianiu wszystkiego, co nas dotyczy możliwie jak najszybciej i najlepiej. 2. Dbaniu o własne zdrowie, regularnych ćwiczeniach, braniu witamin, unikaniu zagrożeń. 3. Dbaniu o własny wygląd. chodzeniu do fryzjera, kupowaniu sobie ładnych rzeczy w zgodzie z WŁASNYM gustem. 4. Dbaniu o własne samopoczucie, organizowaniu sobie rozrywek i czasu wolnego. 5. Unikaniu ludzi, którzy nas krzywdzą, obrażają, wprawiają w gorsze samopoczucie, nie szanują. 6. Przebywaniu z ludźmi, którzy nas nie zawodzą, są wobec nas w porządku. Czy robisz to wszystko?
beata82
 
Posty: 27
Dołączył(a): 23 gru 2009, o 09:14

Postprzez Czapla » 2 sty 2010, o 22:30

Dobre pytania…

Pierwsze: Nie jest mi dobrze w tym związku i dlatego piszę na forum.
Drugie: Obecny stan rzeczy mi nie odpowiada. Robiłam/robię kilka rzeczy, które mogły by pomóc go zmienić, ale to za mało.
Trzecie: Dlatego, że do tej pory każdy „Gdzieś indziej” do którego się udawałam było gorszę od „Nikąd”

Gdyby jego żona umarła itp. to nie bylibyśmy razem, już mi to powiedział. Oszukiwałby mnie na pewno, bo oszukuję nawet teraz. Nie chciałabym być na miejscu jego żony. Nie chciałabym być jego żoną.

Czasem nie wiem, nie umiem odróżnić, co jest dla mnie dobra a co nie… :( Więc nie wiem na co się godzić, a na co nie…

Wiesz Beatko… Ja nigdy nie miałam „siebie”… A może kiedyś dawno, ale nie pamiętam… Nauka szacunku, hm.
1) Raczej nie, często odkładam pewne rzeczy na później (czyli na nigdy), bo i tak „wiem” że nic się nie uda (np. nie uda mi się wygrać konkursu, wiec nie biorę w nim udziału, żeby nie odczuć porażki)
2) Dbam o własne zdrowie, ale wciąż jestem chora. Lekarza nic nie mogą zdiagnozować, więc albo mówią mi, że to psychosomatyczne, albo ze jestem hipochondryczką…
3) Mam w szafie dużo ładnych ubrań, ale nie umiem się w nie ubrać Czasem mam takie okresy w życiu ze z nich korzystam, robie makijaż. A czasem mam takie, że zakładam bluzę z kapturem, dżinsy, nie robie makijażu, włosy w kucyk…
4) Nie, nie umiem odpoczywać, spędzać wolnego czasu. Nie mam wolnego czasu, bo wciąż jest coś ważniejsze od odpoczynku.
5) Tak, staram się unikać toksycznych ludzi (o ile stwierdzę, że są toksyczni). Moim największym problem jest mój ojciec, którego nie mogę się pozbyć z mojego życia, z różnych przyczyn.
6) Wydaje mi się, że otaczają mnie dobrzy, oddani przyjaciele (oprócz Niego) ale czasem mam wątpliwości, czy na pewno te przyjaźnie są takie wspaniałe. Mam wrażenie ze pogorszyły się z mojej winy, bo zadręczałam ich swoimi problemami dotyczącymi związku z Nim.
Czapla
 
Posty: 24
Dołączył(a): 20 gru 2009, o 00:14

Postprzez beata82 » 3 sty 2010, o 02:10

---------- 00:14 03.01.2010 ----------

To jest dość poważny problem. Mam podobny. Nie da się tego samodzielnie rozwiązać. Próbowałam setki razy. Do tej pory czuję się czasami "niekompletna", nie do końca w porządku. Ja mogłabym wygrać wszystkie konkursy świata, a i tak nie byłabym z siebie zadowolona. Rozmawiałam na ten temat z psychologiem. Okazuje się, że te wszystkie "Gdziekolwiek indziej" są lepsze niż do "Nikąd", tylko, że pewne osoby np. ja, być może Ty i wiele innych czują się dobrze i spokojnie jedynie w kierunku do "Nikąd" bo to jest znany kierunek i znajome strony. Dlaczego tak jest? Nie wiadomo, prawdopodobnie przez jakieś wcześniejsze doświadczenia. Niektóre kobiety nie czują się dobrze w towarzystwie "normalnych" partnerów, trudniej im się z nimi porozumiewać i wydają się podejrzani, dziwni, nudni. Zawsze ich zostawiałam, bo myślałam, że to wszystko podejrzane i pewnie niedługo coś złego się wydarzy. W końcu postanowiłam zrobić małe doświadczenie i zostałam z takim "normalnym" partnerem i wyobraź sobie, że NIE WYDARZYŁO SIĘ NIC ZŁEGO, zauważyłam natomiast wiele pozytywnych zachowań z jego strony. Nadal mnie ciągnie w kierunku pewnego toksycznego znajomego, ale postanowiłam spróbować i dać SOBIE szansę, a nie jak zwykle jemu

---------- 00:38 ----------

Proponuję byś zrobiła eksperyment i wyznaczyła sobie pewne cele, które będziesz realizować. W pewnym momencie swojego życia wpadłam w taki dół, że nic nie byłam w stanie zrobić, nawet odezwać się w towarzystwie, samoocena spadła mi w dół. Wtedy postanowiłam, że zrobię z tym porządek. Codziennie wykonywałam jakiś telefon w swojej sprawie, taki, którego najbardziej nie chciałam wykonać. Przestałam nie korzystać z niczyjej pomocy, nawet jeśli samodzielne zrobienie czegoś sprawiało mi większą trudność. Zaplanowałam sobie pewne zajęcia: sport, zajęcia na siłowni, np. joga, taniec, kursy, kupiłam sobie rower, książki fantasy, poradniki psychologiczne. W ogóle mnie to wszystko nie interesowało, ale zmusiłam się i niektóre z nich tak mi się spodobały, że teraz chodzę na nie z przyjemnością. Ładnie wyglądaj, nawet jeśli naprawdę nie ma dla kogo. Zwiedzaj nowe miejsca, nawet jeśli Cię to nie ciekawi. Jeśli nie masz z kim iść do kina albo na kawę idź sama. Wszystko dla CIEBIE, pod kątem TWOICH potrzeb. Postaw SIEBIE na piedestale. Zostań dla SIEBIE najważniejszą osobą na świecie. Jeśli ktoś to zakwestionuje zerwij z nim kontakty. Zostań swoim własnym managerem, opiekunem, sponsorem swoich zachcianek, organizatorem czasu wolnego, adwokatem, stylistą, swoim przyjacielem. Też kiedyś chorowałam na różne dziwne choroby, np. niekończąca się alergia nie wiadomo na co, albo dolegliwości żołądkowe. Mimo to zaczęłam chodzić na różne zajęcia sportowe, na basen i na długie spacery, nawet w mróz. Na początku się potwornie rozchorowałam, a potem minęły moje wszystkie choroby. Czasami nie miałam ochoty jeść - wtedy wmuszałam w siebie jedzenie, nie miałam ochoty spać - wtedy jeździłam godzinami na rowerze, nie miałam ochoty żyć - wtedy postanowiłam, że się zmuszę i w końcu podniosłam się ze swoich problemów, co prawda muszę cały czas kontrolować siebie i zdarzyło mi się kilka "ześlizgów", ale przynajmniej wiem w jakim kierunku powinnam iść

---------- 00:53 ----------

Czasami ciężko utrzymać się na powierzchni jeśli ma się tendencję do "ześlizgów" w stronę depresji, złych partnerów, nudy, powątpiewania w swoje możliwości. Nie każdy ma wszystkie najlepsze cechy, które ułatwiają mu życie. Jednak wzruszył mnie pewien artykuł o nastolatku bez nogi, który wdrapał się z przyjaciółmi na jakąś wysoką górę. Ile jest zdrowych osób, którym nie chciało się tego dokonać? Przypuszczam, że kobiety, które kochają za bardzo cierpią na jakąś dysfunkcję psychiczną, jakiś deficyt w zakresie życia uczuciowego. Jednak tłumaczę sobie, że skoro ten chłopiec bez nogi wspiął się na tą górę, to ja też mimo swoich różnych braków i problemów mogę mieć normalne życie. Może będzie mnie to kosztowało trochę więcej pracy i wysiłku, ale dlaczego by nie próbować walczyć o SIEBIE? Czy nie jest to dużo bardziej optymistyczne i honorowe podejście niż rezygnacja z wszystkiego i zasłanianie się swoją chorobą? Nieważne, że po drodze zdarzają się "ześlizgi" i potknięcia. Wtedy przynajmniej pozostaje jakaś nadzieja na przyszłość, że coś się zmieni. Nie poddawaj się tak łatwo

---------- 01:10 ----------

I jeszcze jedno. Piszesz, że masz dużo ładnych ubrań, ale nie potrafisz się w nie ładnie ubrać. A kto decyduje o tym w czym Ci ładnie? Kiedyś tak mocno się sugerowałam zdaniem swojego partnera, że potrafiłam zmienić kolor włosów trzy razy w tygodniu, miałam wiele ubrań, ale nie wiedziałam w co się ubrać, wciąż mnie krytykował. W końcu zapytałam, "to w czym mi dobrze"? Odpowiedział "W niczym Ci nie jest dobrze". W końcu przestałam słuchać kogokolwiek, sama zaczęłam decydować co to znaczy "ładnie". Zaczęłam nosić to na co mam ochotę i zupełnie nie sugerować się opinią innych. Nagle zaczęłam mieć setki pomysłów na to w co się ubrać i doszłam do wniosku, że nie wiem co kupić bo "we wszystkim mi ładnie" :wink: Jeżeli ktoś krytykuje mój strój lub makijaż, nie zmieniam go. Przeciwnie, jeszcze bardziej się z nim afiszuje, podkreślam, że na pewno tego nie zmienię i jeśli komuś to nie odpowiada to nie musi utrzymywać ze mną kontaktów.
beata82
 
Posty: 27
Dołączył(a): 23 gru 2009, o 09:14

Postprzez Czapla » 4 sty 2010, o 21:27

---------- 20:22 04.01.2010 ----------

Wiem, że sama nie dam rady tego rozwiązać. Chciałabym iść na terapię, ale nie wiem do kogo. Raz poszłam do poleconego psychologa, to się dowiedziałam, że powinnam się zapisać do jakiejś organizacji przykościelnej to moje problemy znikną… Zniechęciłam się…

Jeśli chodzi o normalnych partnerów to problem jest taki, że „normalni” faceci kompletnie mnie nie pociągają. Przyjaźnie się z wieloma naprawdę wspaniałymi facetami, o kilku wiem, że chętnie by widzieli mnie jako kogoś więcej niż koleżankę, ale ja nic nie czuję… Nie umiałabym takiego delikwenta nawet pocałować. Wciąż widzę jakieś absurdalne wady w stylu „nosi brzydkie buty nie pasujące do reszty stroju” (przykład autentyczny). Zmusić się do związku z normalnym facetem?

„Ześlizgi”… Mam wrażenie że jest ich proporcjonalnie więcej u mnie niż tych pozytywnych momentów.

Jeśli chodzi o ubrania: ja decyduje w czym mi jest ładnie i to mi się mało co podoba. On – wręcz przeciwnie. Zawsze jest zachwycony moim wyglądem, chwali nowe ubrania, zawsze chce obejrzeć nową kieckę zaraz po kupieniu. Mówi, że ja nawet w worku po kartoflach wyglądałabym prześlicznie. Przy wszystkich jego wadach i kłamstwach to na pewno jest prawdziwe – to jest takie cudowne uczucie widzieć ten błysk zachwytu w jego oczach kiedy na mnie patrzy. Kiedyś strasznie się brzydziłam swojego ciała. Jak się rozbierałam do kąpieli to zasłaniałam lustro w łazience żeby nie patrzeć. Przy nim to się zmieniło na lepsze, podobam się sobie fizycznie. Ale kiedy on jest daleko nie mam siły i ochoty żeby o siebie dbać. Dla Niego mi się chcę. Dla siebie rzadko.

---------- 20:27 ----------

Ale jeszcze optymistycznych akcent: dziś mi się udało wstać wcześniej, założyć fajne ciuszki, umalować się i iść tak na uczelnie. Gwizdów nie słyszałam, ale czułam się lepiej. I pewniej siebie. Zrobiłam też dziś bardzo ważną rzecz dla mojego życia – złożyłam dokumenty do stypendium na zagranicznej uczelni. Więc nie jest tak, że nic dla siebie nie robie. Ale to są tylko takie pojedyncze zrywy na tle wielkiej beznadziei. Ale teraz, wieczorem, znów jest gorzej… Ogarnia mnie taka fala złości na niego i irracjonalnej zawiści w stosunku do jego żony. Te negatywne uczucia są takie wypalające… męczące… :( Nie chcę tego! :cry:
Czapla
 
Posty: 24
Dołączył(a): 20 gru 2009, o 00:14

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 87 gości