Potrzeba Niszczenia

Problemy z partnerami.

Postprzez julkaa » 19 lip 2009, o 23:45

Dzięki Sanno wielkie i z niecierpliwością czekam na posta.
Oczywiście mam teorie, czasme jednak się jeszcze gubie. no i staram się ją stosować w zyciu. trudne to nieziemnsko i czasem nie wiem czy mi sie uda samej to wszystko poukladac. oby tylko nie zepsuć za wczasu..
Spokojnej Nocy!
julkaa
 
Posty: 477
Dołączył(a): 3 maja 2008, o 20:49

Postprzez agik » 20 lip 2009, o 01:17

Julkaa
Ja sobie myślę tak- dobrze, ze się nad tym zastanawiasz :)
I dobrze, ze szukasz odpowiedzi.
I super, ze nie idziesz do mamy i do babci, zeby się zapytać, jak masz postąpić- bo to jest zajedobry sposób, ale na Samoa ( i to w latach dwudziestych ubiegłego wieku , kiedy takie zachwania badała Pani Mead)

Ja takie zachowania obserwuję u siebie od jakichś dwóch lat :(
Jakoś znika cały mój zdrowy rozsądek, dystans... znika wszystko :(
Robi się ze mnie wstrętne kłotliwe babsko, zaczepne, aroganckie, kłótliwe...

Staram się panowac, ale mi nie idzie :( Wybucham o byle pierdołę, zaczepiam... eh.
Ja sobie to tłumacze tak, że straciłam swoją tozsamość, swoje poczucie wartości, swoje umiejscowienie w jakims uporządkowanym swiecie wartości...
Tylko, że jak popatrzę swoim chłodnym okiem- to taki argument o kant dupy roztrzaść... Bo to wygląda tak, jakbym sobie popuszczała, bo mam traumę... :roll: I tak jabym dawała sobie prawo, bo mnie coś boli... ( tak jakby kogos to obchodziło :roll:

Moja praca nad sobą polega na tym, żeby mozna było ze mną wytrzymać :)


Kurde
Chyba Ci nie pomogłam
Ale super, ze tak to widzisz - bo to już coś
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Postprzez biscuit » 20 lip 2009, o 01:51

a ja sobie myślę, że sabotaż w długotrwałym związku, to zupełnie co innego, niż sabotaż nowonarodzonego uczucia

kłótliwe, zaczepne, aroganckie babsko w związku długoletnim, czuje się pewne swego, swojej pozycji, złowiło już co miało złowić i sobie folguje i popuszcza swoje granice przyzwoitego zachowywania się, bo przesz ma już to bezpieczeństwo wzajemnej przynależności, ewentualnie reaguje w ten sposób na zachowanie partnera, który właśnie zachowuje się analogicznie

sabotaż na etapie jeszcze "marketingu" (związek 3-miesięczny), to chyba coś innego

ale właściwie to nie wiem, czy to co napisałam ma większy sens :D
Avatar użytkownika
biscuit
 
Posty: 4156
Dołączył(a): 10 cze 2009, o 00:51

Postprzez bunia » 20 lip 2009, o 07:12

Sabotaz jest oznaka buntu.....zastanow sie z czym walczysz ?
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez Sanna » 20 lip 2009, o 16:06

julkaa napisał(a):
ale tera tez moge miec zdrową bliskość tylko jakos jestem niedostosowana, zeby na normalnych zasadach ją od siebie dać



Julko, to może do tego czyli do dawania bliskości w zdrowy sposób podejść jak do treningu jazdy samochodem w ruchu lewostronnym ? To ten przykład miałam Ci opisać :). Jeździsz całe życie prawą stroną drogi, a przyzwyczajenie drugą naturą człowieka. Wiesz oczywiście teoretycznie , że da się również jeździć lewą stroną drogi . Przygotowana dobrze teoretycznie siadasz za kierownicą, aby pojechać lewą stroną i jest .... fatalnie- nie tak, męcząco, trzeba się pilnować na każdym kroku, stale kontrolować. Ale - z czasem jeżdżenie lewą stroną opanujesz do perfekcji i stanie się ono drugą naturą , jak wcześniej jazda prawą stroną drogi. Terapeuta doradził mi takie podejście w stosunku do moich problemów nie do przezwyciężenia ( objęcie czy dotknięcie własnego dziecka to jazda trudniejszą lewą stroną, krytyka dziecka to dobrze mi znana ,, prawa strona", napisanie narzeczonemu sms-a bez okazji z ciepłym slowem to ,, lewa strona", rozmyślanie o złych rzeczach na jego temat to znana i wyślizgana ,, prawa strona"). Trenować, trenować zdrową bliskość , aż przywyczajenie stanie się drugą naturą. I wiesz co, trochę to działa. Miłe sms-y wysyłam już bez problemu, po zaledwie paru miesiącach treningu ;).

PS. Jeśli nie jesteś zmotoryzowana to nie wiem do czego się odwołać, ale coś wymyślę :). Już wiem! Zamiast jazdy prawą stroną można wstawić: jedzenie nożem i widelcem, a zamiast jazdy lewą stroną- jedzenie pałeczkami.
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez Ai » 20 lip 2009, o 18:55

Podobnie jak Ty julkaa, sabotuję swoje działania, jeszcze zanim coś tak naprawdę się zacznie.Nie potrafię zyć kiedy wszystko jest ok. I nie potrafię się wycofać by uniknąc bólu, rozczarowania.
Nauczyłam się funkcjonowac tylko w trudnych warunkach, niejasnych okolicznościach i mam opracowane absurdalne schematy ucieczek z takich własnie syt.-gdy "wszystko jest ok" to dla mnie nienaturalna sytuacja...robię tak by było Naturalnie-Po-Mojemu.
Wiem o tym i wiem dlaczego tak jest-staram się więc kontrolować to co robię i zadaję sobie proste a jednocześnie szalenie wazne pytanie : "PO CO"...nie zawsze jednak zdążę...
Często bywam w syt. zagrażających mojemu zdrowiu/zyciu-potrzebuję dostać po tyłku. Rolę ofiary mam wdrukowanę w głowę, a jednoczesnie niezwykle często bywam katem.
Mam trudność w rozpoznaniu swoich uczuć-podświadomie używam niewłaściwych narzedzi do osiągniecia celu-bo tak mnie wytresowano.


Niszczysz coś ...zastanow się PO CO? czy nie czujesz napięcia kiedy jest ok? czy nie wydaje Ci się, ze coś dzieje się poza Tobą, ze nie kontrolujesz sytuacji?
Ja tak mam i zaden mój związek nie był "letni"-krew , pot i łzy-a na końcu rzeź. To były ciezkie bolesne dla obu stron przeprawy.
Obecnie nie dopuszczam do siebie nikogo- zeby już nie krzywdzić.
Wychowałam się w dysfunkcyjnej rodzinie gdzie były jasno określone role: ojciec kat, matka ofiara-niestanne napięcie, nieprzewidywalność jego reakcji...wyczekiwanie na opadająca rękę-albo uderzy albo pogłaszcze.

Nie wiem ile masz lat julkaa, ale ja jestem na tyle "duża" by zdać sobie sprawę, ze bez pomocy psychologa nie uda mi się nic trwałego zbudować.
Ai
 
Posty: 53
Dołączył(a): 10 lip 2009, o 22:17

Postprzez julkaa » 20 lip 2009, o 19:39

---------- 19:30 20.07.2009 ----------

Dziękuje Ci Sanno za tak obrazowe porównanie. Rzeczywiście można to tak traktować i chyba jest to jakiś sposób. Z taką swiadomością można ułatwić sobie tłumaczenie wielu rzeczy
Dzisiaj miałam piekielnego doła rano. Oczywiście jak to mawiają"śmiej się do ludzi, płacz tylko w ukryciu". Czułam się totalnie wypalona, ze miałąm ochote rzucic wszystko i wrocic do łóżka. no i oczywiście jaka była pierwsza myśl, żeby sobie "ulzyć"? tak- napisać smsa do faceta ze nie chce z nim miec nigdy nic wspólnego, ze to koniec. O jakże mnie kusiło. Ale zaraz przypomniałam sobie, że to tylko dół, że to chwilowe, że jak minie będe okrutnie żałowała, ze skrzywdziłam Bogu ducha winnego chłopaka. no i stwierdziłąm, ze poczekam i zobacze co z tego bedzie. ze narazie nic nie wysyłam-bo to głupie byłoby. Przypomniałam sobie słowa m.in. Ewki, żeby WYTRZYMAĆ. W tamtej chwili było mi wszystko obojętne. Pomyślałam, że po prostu przestane sie do niego odzywać, bez pisania zbędnych słów.
na szczescie przeszło mi. a on nie jest niczego świadomy. tylko mam dziwny humor, taki dokuczający troche-co zresztą zauważył. może sie odgrywam za coś. heh. czasem mam wrazenie jakbym ciągle chorowała na znp oO
jednym "słowem": pożar ugaszony bez ofiar, a było blisko...

---------- 19:39 ----------

Ai napisał(a):Niszczysz coś ...zastanow się PO CO? czy nie czujesz napięcia kiedy jest ok? czy nie wydaje Ci się, ze coś dzieje się poza Tobą, ze nie kontrolujesz sytuacji?
Ja tak mam i zaden mój związek nie był "letni"-krew , pot i łzy-a na końcu rzeź. To były ciezkie bolesne dla obu stron przeprawy.
Obecnie nie dopuszczam do siebie nikogo- zeby już nie krzywdzić.
Wychowałam się w dysfunkcyjnej rodzinie gdzie były jasno określone role: ojciec kat, matka ofiara-niestanne napięcie, nieprzewidywalność jego reakcji...wyczekiwanie na opadająca rękę-albo uderzy albo pogłaszcze.

Nie wiem ile masz lat julkaa, ale ja jestem na tyle "duża" by zdać sobie sprawę, ze bez pomocy psychologa nie uda mi się nic trwałego zbudować.


właśnie po co? wiem, ze to nie ma sensu. ale samo sie dzieje, a ja opanować nie umiem. powstrzymuje się, i nawet jak sie uda to zółć i tak dziwnymi bocznymi drogami wypływa w moim np docinającym zachowaniu.
tak- tez na końcu rzeź a rozstania długie i krwią ociekające
rodzina dysfunkcyjna- cichce dni a raczej wieki i emocjonalna zima
mam 26 lat. i mimo wszystko chciałabym poradzic sobie bez psychologa, na którego nie mam czasu-zeby znaleźć i inne takietam powody.
3mam za Ciebie kciuki Ai. Mam nadzieje, ze nam sie uda osiągnąć 'normalność' :buziaki:
julkaa
 
Posty: 477
Dołączył(a): 3 maja 2008, o 20:49

Postprzez Ai » 20 lip 2009, o 20:37

właśnie po co? wiem, ze to nie ma sensu

Ależ ma!
Kazde nasze działanie ma sens :)
Ja np. często "psuje" bo chce mieć kontrolę nad sytuacją-nie radze sobie z czymś zaskakują mnie okoliczności w jakich jestem, ktoś zachowuje się inaczej niż przewidziałam (niż się nauczyłam, ze w takiej syt. się zachowuje)-sytuacja mi się wymyka->muszę ją sprowadzić na "właściwy", znany mi tor-tak, zebym wiedziała co robić. Muszę odegrać swoją rolę...

mimo wszystko chciałabym poradzic sobie bez psychologa, na którego nie mam czasu-zeby znaleźć i inne takietam powody.


to też jest troszkę ucieczkowy schemat-sama tak mam.

Widzisz, czesto nie jesteśmy gotowi na przyjęcie pomocy-i wiedz, ze nie ma w tym nic złego. Najpierw trzeba się zdecydować czy chce sie pomocy, potem odważyć się o nią poprosić-chowając w kieszeń dumę, chore ambicje czy pokusę pozostawania w bagienku, później wytrwać w tym postanowieniu...
jak się chce da się wszystko zorganizować-w myśl powiedzenia "kto chce, szuka sposobów, kto nie chce - szuka powodów". Często wyciągamy reke po pomoc kiedy już całkiem upadniemy na dno...choć można było dużo wcześniej-kiedy jeszcze nie było tyle strat. To jednak nasze decyzje i nikomu nic do tego.
Wspomniałas o tym, ze przypomniały Ci się słowa ewki...
MUSISZ wrzucać na wstrzymanie(...)MUSISZ to sobie racjonalnie tłumaczyć... jeśli wytłumaczysz - nie wybuchnie.

Zakuło mnie w oczy to MUSISZ.
Moim zdaniem MUSZĘ i bat nad sobą to nic dobrego-sama jestem wobec siebie wymagająca i trzymam się za twarz-gdy coś "przeskrobię" karam się surowo...czuję się jak pies z kolczatką i kagańcem na pysku. Kiedy wiem, ze musze a mimo to daję ciała-frustracja jest tym wieksza.
MUSISZ to z kolei mój demon-wolałabym CHCIEĆ...
I myślę, ze zawsze warto zamienić MUSZĘ na CHCĘ, BO...
To tak a propo MUSZĘ.

Co do tłumaczenia sobie: choćbyś osiągała mistrzostwo świata w racjonalizowaniu swoich zachowań, jesli masz na oczach filtry przez jakie rzeczywistość jest zniekształcona, na nic Ci się zda tłumaczenie sobie...bo o tym, ze coś z premedytacją spaprałyśmy zdajemy sobie sprawę po fakcie.

Wracając do "radzenia sobie " samemu-wiesz już co jest grane...ale jak widzisz sama świadomość i najgłebsza nawet autorefleksja nie wystarcza (czego chyba jestem żywym dowodem). Trzymając się porównania z jedzeniem sztućcami-jak kazdy masz sztućce, ale nie potrafisz się nimi posługiwać. Psycholog może Cię tego nauczyć. To nie jest tak, ze czegoś Ci brakuje albo czegoś masz za dużo-to pewna nieumiejętność...czyli można się tego nauczyć. Przejść taką lekcję do-wychowania
Ai
 
Posty: 53
Dołączył(a): 10 lip 2009, o 22:17

Postprzez ewka » 23 lip 2009, o 07:46

Ai napisał(a): Zakuło mnie w oczy to MUSISZ.
Moim zdaniem MUSZĘ i bat nad sobą to nic dobrego-sama jestem wobec siebie wymagająca i trzymam się za twarz-gdy coś "przeskrobię" karam się surowo...czuję się jak pies z kolczatką i kagańcem na pysku. Kiedy wiem, ze musze a mimo to daję ciała-frustracja jest tym wieksza.
MUSISZ to z kolei mój demon-wolałabym CHCIEĆ...
I myślę, ze zawsze warto zamienić MUSZĘ na CHCĘ, BO...
To tak a propo MUSZĘ.

To racja - CHCĘ jest o wiele fajniejsze.
Myślę tak: każdy z nas ma jakieś swoje "loty". Czy jak mówisz - filary. I gdy nadejdzie moment, że zaczynają nam przeszkadzać lub zaczynamy widzieć (lub czuć), że coś tu nie tak, że lepiej byłoby inaczej... trzeba (MUSZĘ) w jakiś sposób to przełamać. W czymś wyrastamy i w coś wrastamy... i w tym wyrasta i buduje się nasze CHCĘ, które jest niedobre, krzywdzi - nas też. CHCĘ jest prostsze... ale żeby od niego odejść i zbudować nowe CHCĘ - MUSZĘ coś odciąć, od czegoś się wyzwolić, coś przełamać. Kojarzy mi się z dwoma osobami wewnątrz nas, które się ze sobą szarpią... i aby wygrało to lepsze, trzeba zgodzić się na MUSZĘ. Trzeba się czasami zmusić... a że efekty w końcu się pojawiają - MUSZĘ pomału przechodzi w CHCĘ.
Myślę, że MUSZĘ nie jest tylko złe.

Owszem Ai, "danie ciała" zwykle frustruje... ale też uczy pokory i doskonale uczy nas siebie samych. Czy też nie ułatwia porozumienia i zrozumienia innych?
Myślę, że "danie ciała" nie jest tylko złe.


Ai napisał(a):Co do tłumaczenia sobie: choćbyś osiągała mistrzostwo świata w racjonalizowaniu swoich zachowań, jesli masz na oczach filtry przez jakie rzeczywistość jest zniekształcona, na nic Ci się zda tłumaczenie sobie...bo o tym, ze coś z premedytacją spaprałyśmy zdajemy sobie sprawę po fakcie.

Myślę tak: sama świadomość posiadania ZNIEKSZTAŁCAJĄCYCH rzeczywistość filarów już jest wielkim plusem. Człowiek MUSI (powinien) sobie wiele rzeczy tłumaczyć i próbować je rozumieć. I zrozumieć. Po to, by łapać równowagę i czuć harmonię świata. By kochać siebie i w innych widzieć nie wrogów, a przyjaciół. By zachwycić się drzewem i zachodem słońca. Tak jest życiowo łatwiej. Tak (nie boję się tego powiedzieć)... tak może być też po prostu pięknie! I dlatego warto sobie tłumaczyć, tłumaczyć, tłumaczyć - do skutku. Do tego piękna.

Oczywiście, że się spaprze. Raz. Drugi. Trzeci... już może nie? Ale czy na pewno jest to papranie z premedytacją? Ja mam wątpliwość.

Miłego dnia, Ai
:kwiatek2:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez julkaa » 26 lip 2009, o 23:53

---------- 02:13 26.07.2009 ----------

On jest tak idealny, że wpadam w kompleksy. Dlatego chcę zerwać...

---------- 23:53 ----------

coż dobrego może wyjść z mezaliansu oO

Tylko nie wiem, czy jestem na tyle silna by to udzwignać. bo zaczynam uginać się pod ciężarem tego ideału, jakkolwiek absurdalnie to zabrzmiało..
Ostatnio męczę się ze swoimi myślami, tą sytuacją..
zabrałam wstrętneogo dystansu do niego. zaczęłam za bardzo zwracać uwagę na to co mówię, robię, za bardzo się kontrolować. nie ma mowy o otworzeniu się o bliskści psychcznej.
zaczęłam źle sypiać. fakt. doszły stresy natury ogólnej, jak to już kiedyś nazwałam. ale mam wrażenie ze zamiast mieć w nim przyjaciela, zaczynam odbierać go jak rywala. więcej rozmawiam z bratem, koleżankami i kolegami,a przed nim gram kogoś. nie czuje się swobodnie.
wiem. mój problem. nie mam czasu na psychologów! poza tym mój brat sensowniejsze rzeczy mi mówi niż niejedn psycholog. i ma na mnie bardzo pozytywnyt wpływ! szkoda ze jest daleko..
jestem sama w wielkim mieście. znowu to samo. znowu wpadam w ten sam dołek. znowu sie gubie i widze w ciemnych barwach. znowu jestem sick!
zamiast czuć oparcie w nim, zamasy czuć że on jest blisko, czuje się samotna i jeszcze zestresowana jego osobą.
znowu analizator mi się włączył i nie umiem go kontrolować.
znowu jestem rozstrojona nerwowo. jak w CHAD z czestotliwosią zmiany nastroju co godzinną.
mama- mój antyautorytet wbiła mi do głowy mnóstwo chorych wyobrażeń na zasadzie " jak być powinno"
Pozwoliłam sobie wylać na forum swoje bóle. Mam nadzieje, że nikogo nie "zniesmaczyłam"
Nie oczekuje rad. Bo już rady były. słuszne. Po co się męczyć. Iść do psychologa. na terapie.
ale na samą myśl szukania mnie skeca. nie chce. chciałabym dac sobie rade sama.warto? dont think so.
pisze, bo w książkach było, ze to pomaga. a ja nie chce znowu spartoczyć kolejnych lat swojego krótkiego, szybkiego życia.
Spokojnej nocy
julkaa
 
Posty: 477
Dołączył(a): 3 maja 2008, o 20:49

Postprzez Bibi » 27 lip 2009, o 05:57

julkaa gorąco Cię pozdrawiam i wierze, że nauczysz się "jazdy lewą stroną jezdni"! Znalazłam podobieństwa do moich własnych odczuć w twojej historii. Ech - świadomość, że coś możemy robić nie tak, krzywdzić nas samych - to już jakiś krok ku lepszemu.


Pozdrawiam
Bibi
 
Posty: 61
Dołączył(a): 5 lip 2007, o 19:04

Postprzez julkaa » 27 lip 2009, o 19:00

no i nie wytrzymałam. zerwałam. jak zwykle.
tyle, że tym razem straciłam nadzieje.
i mam ochote zniknąć
julkaa
 
Posty: 477
Dołączył(a): 3 maja 2008, o 20:49

Postprzez Bibi » 27 lip 2009, o 19:50

julkaa - wierzę, że uda Ci się coś zmienić! Tylko się nie poddawaj - zawalcz o siebie!
Bibi
 
Posty: 61
Dołączył(a): 5 lip 2007, o 19:04

Postprzez Ai » 27 lip 2009, o 20:08

zerwałam.

Bo?

Nie zakładaj z góry że wszystko co robisz jest wynikiem Twojego..hmm"skrzywienia". Przyjrzyj się sytuacji.

Rozstania z reguły są bolesne-co nie oznacza, ze zawsze nalezy ich unikac i być z kimś "na siłe"...
Ai
 
Posty: 53
Dołączył(a): 10 lip 2009, o 22:17

Postprzez julkaa » 27 lip 2009, o 20:39

ale skoro on jest dla mnie ideałem, to jak moge być z nim "na siłe"
dlaczego miałabym ochote to niszczyć?
czy to możliwe że nie pasuje do mnie, bo jest idealny i mnie wpędza w kompleksy dlatego się męczę i słusznie robię zrywając z nim?
łatwiej myśleć ze nie pasujemy do siebie a ja jednak zdrowa jestem..
julkaa
 
Posty: 477
Dołączył(a): 3 maja 2008, o 20:49

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 233 gości

cron