inka napisał(a):Samara Bardzo podobnie bylo u mnie, bo ja rok temu z tego wyszlam po czym po 3 miesiacach braku kontaktu on zaczal dosc intensywnie przypominac o sobie az w koncu sie ugielam. Ale to co bylo teraz miedzy nami nie moge nazwac zwiazkiem a "prowizorycznym" zwiazkiem tym bardziej dochodze do przekonania ze dobrze sie stalo ze sie z tego uwolnilam, oszukiwalam sama siebie, a on robil mi nadzieje i mnie wykorzystywal. A zrobilam to 1 stycznia na nowy rok na nowy poczatek. Napisalam mu ze go kocham ale juz dluzej nie bede zabawka w jego reku. Napisalam tak by zmusic go do szczerosci wobec mnie, bo ten tchorz nie mial nawet odwagi by mi powiedziec co czuje, a czego nie czuje. I odpowiedzial na nastepny dzien, ze nigdy sie mna nie bawil, ze nie chce mnie ranic, ale dobrze go znam, ze brak mu pokory i ze nie zasluguje na moje uczucie. Czytaj miedzy wierszami: nie kocham cie, co mu nie przeszkadzalo mnie wykorzystywac i nie mowic prawdy, a ja sie na to godzilam
U mnie było DOKŁADNIE tak samo. To było już x czasu temu, rozeszłam się z tym człowiekiem z bardzo niemiłej atmosferze, powiedziałam mu (a raczej napisałam) wszystko co o nim myślę. I na chwilę był spokój. Każdy normalny człowiek po takiej "wiązance" odczepił by się raz na zawsze, ale nie on. Była chwila ciszy, ale potem jakieś debilne smsy czy inne tego typu zagadywanki w stylu "co u ciebie słychać" itp. Do licha, a co cię to w ogóle obchodzi?? Czy kiedykolwiek obchodziło? Takiego czegoś własnie nie rozumiem. Koniec, mleko się wylało, włożyłam wiele wysiłku w to aby się otrząsnąć, a tu znowu "przychodzi koza do woza" i nie ma niczego mądrego do powiedzienia, ale znów zasiewa jakieś ziarno wątpliwości. W moim przypadku to może na początku był tak jak u CIebie "prowizoriyczny związek", potem to była jakaś dziwna "prowizoryczna przyjaźń" ciągnięta na siłe przez niego, choć na kilometr było widać że to wszystko jest grubymi nićmi szyte - gdy się widzieliśmy nawet nie było o czym rozmawiać, jakies głupie gadki, a kiedy wprost w końcu zapytałam po co odnowił nasza znajomośc usyszałam chyba możliwię najgłupsza odpwiedz "a o tak o". No ludzie... :/
Teraz powoli zbiera się we mnie taka niechęć do niego jak kiedyś gdy go po prostu wyrzuciłam ze swojego życia i przyznam szczerze, że mnie to cieszy. Ja nie moge być wobec niego obojętna żeby to skończyć - ja musze być wściekła, zniesmaczona, wkurzona - bo wiem, że wtedy nie będę załować swojej decyzji. I coraz bardziej tak własnie się czuję. I szczerze błogosławię to odczucie, że nareszcie przyszło.
Ostatnimi czasy widywałam sie z nim raz na ruski rok, wcale do tego nie dążyłam, a kiedy w końcu sam to proponował to szłam dosławnie jak na ścięcie. Sama nie wiem po co się na to zgadzałam. Teraz na święta spotkałam się z nim i kilkoma innymi osobami na piwie - oczywiście inicjatywa nie wyszła ode mnie. Było tak żałośnie, tak tragicznie, że dosłownie uciekłam stamtąd z wielką ulgą. Nawet moje koleżanka, która go nawet lubiła, powiedziała - co się z tym człowiekiem stało? co on teraz sobą reprezentuje? Zachwouje się jakby miał 12 lat, potrafi tylko użalać się nad sobą i opowiadać całemu światu jaki to on jest biedny. Kurde. To ciota, nie facet. To jest po prostu jakis dziwny twór ludzki, któremu się wydaje, że cały świat kręci się wokoł niego. Typ zachowań najgorszy z mozliwych - jak ja coś chce to nigdy nie ma czasu, ale kiedy on czegoś potrzebuje to zawsze znajdzie czas i drogę. Za coś takiego to ja szczerze dziękuję.
Inka, gdy czytam twoje wypowiedzi to tylko siedzę i co chwila powtarzam - dokładnie... Zwłaszcza
"napisal smsa ze nie potrafi sie zakochac (po 4 latach) i wystawil mnie w sylwestra bo chcial byc sam." Co za zbieg okoliczności - też 4 lata, tez jakieś dzwine akcje w sylwestra, też debilny text "chcę byc sam". W pewnym momecie nawet pomyslałam czy to przydkiem nie ten sam człowiek
Piszesz :
Ogolnie ta znajomosc trwala 5 lat, a to spory szmat czasu, a facet o ktorym mowa byl moim pierwszym i jedynym. u mnie było tak samo... Tyle, że 4 lata. I kiedy widze tą liczbę, to aż sama nie wierzę, jakim cudem tylko wytzrymałam w tym absurdzie. Też siebie oszukiałam, też czekalam, aż się zmieni, też był tym "jedynym". Powoli dotarło do mnie to, że nie ma na co czekać, bo i tak się nie doczekam. Też pewnie trochę czasu minie kiedy dojdę do siebie w 100 procentach. Zwłaszcza, że nie wykonałam jeszcze tego ostaniego kroku... Tym razem swierdziłam jednak, że nie będę bawić się w żadne wyjaśnienia, tłumaczenia. Po prostu ucinam kontakt, tu i teraz. Wiem, że pewnie za miesiąc czy dwa napisze czy mam ochotę wyjść gdzieś na przysłowiowe piwo, ale tym razem nie otrzyma żadnej odpowiedzi... Może to "nieeleganckie" itd ale szczerze mówiąc - zwisa mi to. Nie muszę sie już z niczego tłumaczyć, nie muszę niczego wyjasniać. Ja niczego już nie muszę...
Jedna rzecz mnie w tym wszystkim cieszy - mimo tego wszystko co przezyłam nie nabrałam żadnej niechęci do facetów, nie mówię że to świnie itd. Zawsze byłam daleko od generalizowania, ale może wynika to z tego, że mam kilku świetnych kolegów z liceum itd i widze, że to są sensowni, normalnie faceci z przysłowiowymi jajami, a nie jakies ciepłe kluchy... Wiem więc za na wieeeeelu przedstawicielach tej płci jak najbardziej można polegać... Tak jak powiedziałaś Inka, nie ma sensu popadać w jakąs żałobę, "
bo to on miał problem, NIE TY!!!!"
Inka, najwazniejsze, żebyć nie dała się "zbajerować". Te wszystki głupie texty w stylu "co słychać" trzeba spuścić w kiblu i do widzenia. Nie myśleć, nie myśleć, nie myśleć. Zajmij się czymkolwiek innym - obejrz jakiś film, przeczytaj ksiązkę, idź na piwo ze znajomymi.... cokolwiek.
U mnie też jest niewesoło, łeb mi pęka od samego myślenia, i jestem nie w tym miejscu gdzie powinnam, co mi dosłownie spędza sen z powiek, ale teraz postanowiłam sobie że koniec zamartwiania się "tym" tematem. Mam tyle rzeczy do zrobienia, że nie wiem w co ręce włożyć - ostatnią rzeczą której mi potrzeba jest ten człowiek. I tego samego życze Tobie Inka
tym razem nie możesz się ugiąć. Ja również od nowego roku zaczełam wszystko na nowo. Powrotów - NIE BĘDZIE.
Ja mam na to swoje przysłowie - często mówi się, że nie wchodzi się 2 razy do tej samej rzeki. Ja mówię, że "odgrzewanie starych, zepsutych kotletów zawsze kończy się niestrawnością... ". Nic dodać, nic ująć.
Gdzie można znaleźć tą ksiązkę w formie ebooka?
Kajunia- ciesze się, że chociaż Tobie się udało. Ja podobnie jak Inka, nigdy nie miałam innego doświadczenia w tej kwestii, więc dla mnie równiez taka odmiana byłaby szokiem. Nie wierzę w to, że coś takiego jest w moim przypadku mozliwe, chyba pogodziłam się juz z myslą, że jestem i będę sama. Już mnie to nawet tak nie przeraża jak kiedyś - cóż, tak wyszło i nic już tym nie zrobię. Choć jasne, czasem jest mi żal... Bo jak jak napisała x-yam
"wiem tylko że bardzo tęsknię za kochaniem i byciem kochaną". Wiem jednak, że to niemożliwe.
Ostatnio edytowano 5 sty 2009, o 17:56 przez Samara, łącznie edytowano 1 raz