aguś, Twoja historia daje mi do myślenia, staram się wyciągac wnioski, choć wiem, że w każdym związku wyglada to inaczej. przede wszystkim chodzi chyba o szacunek dla drugiej osoby, zrozumienie, wtedy jakoś wszytsko da się obgadać.
domyślam jak musi byc Ci trudno... i cholera najbardziej boli chyba fakt, że wszytsko dałoby się naprawić, skleic, gdyby tylko druga strona okazała zrozumienie, wyciągnęła rękę przytulam mocno.. jesteś mężną kobietką skoro w dużym sensie udało Ci się "odkleić" od niego i zadbać o dzieci. szkoda, że rozpadło się coś co mogło mieć wielką siłe
nie chcę dać się zwodzić! to wiem napewno! na ostaniej imprezie zareagowałam tak ostro, bo wiem, że muszę walczyć o siebie, o nas takich jacy jeszcze teraz jesteśmy, bo jeśli odpuszcze stracę zbyt wiele.
a. wie niewiele o moim dzieciństwie, jakieś skrawki, maleńkie fragmenty, jakoś zawsze uciekałam od drążenia tego tematu... wczoraj poprosił, żebym mu kiedyś o tym opowiedziała... żeby mógł zrozumieć...
to chyba dobrze..?
boje się przeoczyc coś co w przyszłości rozwali nasz związek, dlatego tak bardzo uważam, sama nie wiem, może to przypomina czasami zbyt wielką kontrolę...?
ile pije? hm, z tym dwa razy do roku to chyba przesadziłam, 4-5 razy, zawsze ze mną, nie ma tendencji do wychodzenia gdzieś do baru z kumplami i upijania się.
hm, za pierwszym razem zasnął na imprezie, trudno było go dobudzić, kiedy go budziłam usłyszałam coś na kształt; "zostaw mnie k..wa..." te słowa przeważają, to jak się wtedy poczułam, nigdy tego nie zapomnę... wtedy to chyba było coś więcej niestety niż tylko lepszy humor
poza tym poprzestaje na "lepszej zabawie", ale boję się, że kiedyś zacznie mnie olewać i wyśmieje oficjalnie mój lęk...
zagubiona, kompromis jest z mojej strony. on może wyjśc z kumplami na piwko i ja mu tego nie bronię. chcę tylko OGRANICZENIA ALKOHOLU w miom towarzystkie. to chyba nie aż tak dużo??