Nowy wątek, na nowy początek:-)

Problemy z partnerami.

Postprzez ewka » 6 lis 2008, o 08:51

kasiorek43 napisał(a):Odejść się boję a trwanie w tym bolesne.

A innej możliwości nie ma... jest albo to, albo to - czyli kiepsko. Co znaczy "odegra się", gdybyś odeszła?
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Księżycowa » 6 lis 2008, o 22:30

---------- 19:04 06.11.2008 ----------

Nie wiem. Tak powiedział. Nie wiem co zrobiłby jakby tak się stało.

Ja nie mam słów. Nie wiem, co pisać. Jeszcze z nim jestem a już czuję potworną pustkę, bo tak naprawdę od dawna on nie jest już ze mną.

Idą Święta a mnie ciągle przypominają się ostatnie. Nie mogę się z tym pogodzić. Dlaczego nie potrafi po prostu być ze mną? Co w tym byłoby złego, innego, że nie może tak się stać? Czy on nie chciałby mieć kogoś, do kogo zawsze może przyjść? Może to po prostu nie ja. Jak widzi swoje życie? Brak mi na to sił. Chciałabym pomóc i zrozumieć ale nie potrafię a on nawet nie chce ułatwić.

Dzwonił do mnie ale nie potrafiłam z nim rozmawiać. Pytał co się znów dzieje, ale nic nie powiedziałam. Wiem, że skończyłoby się jak zawsze. Wkurzył się trochę ale nie krzyczał. Zakończył rozmowę a ja nie zatrzymywałam go.

Nie ufam mu od jakiegoś dłuższego czasu, nie mam z nim kontaktu a na rozmowę nie ma co nalegać, bo nic nie da i wiem, że zakończy się kłótnią. Bardzo go kocham ale nie mam sił już a nie chcę być tak traktowana. Chcę mieć oparcie w osobie, którą jestem, chcę jej ufać i chcę wiedzieć, że możemy na sobie polegać. Tylko moje starania o to nic nie dadzą.
Chciałabym widzieć w nim osobę, którą widziałam kiedyś. Miłą, dobrą i ciepłą. Jestem wstrząśnięta tym, co widzę teraz. Co to jest i skąd się wzięło? Jak się tego pozbyć? Pewnie tylko on może.
Napisałam mu długi list o tym, co myślę na ten temat, ale nie wiem czy jest sens mu to dawać. Pewnie i tak nic sobie z tego nie zrobi.

Na szkołę nie mam ani czasu, ani energii. Zastanawiam się czy nie odłożyć tego na chwilę, kiedy będę silniejsza. Prawo jazdy postaram się jakoś przeżyć.

Nie rozumiem dlaczego tak się stało, nie mieści mi się to w głowie.

---------- 21:30 ----------

Zadzwonił drugi raz i pytał co się stało. Powiedziałam, że jestem z męczona po pracy. Powiedziałam, że jemu też się to zdarza i jest małomówny. Jak widać mi nie wolno. Powiedział, że się czepiam, że się z niego wczoraj nabijałam, szkoda, że nie wiem kiedy. Obrażał mnie, więc się rozłączałam. Oddzwaniał, ale był wściekły, krzyczał. Na końcu powiedział, że zaprzepaściłam rok naszej znajomości i pożegnał się. Znów go nie zatrzymałam. Chwilę wcześniej poprosiłam delikatnie, żeby opowiedział mi jaki był jego ojciec, bo martwię się. Wkurzył się po co chcę to wiedzieć, on nie chce o tym mówić. Chciałam dać mu do zrozumienia, że się ni interesuję, martwię ale odrzucił to. Po głosie wiem, że było źle. Chciałam, żeby wiedział, że może na mnie polegać ale on to odrzucił.
Mówiłam, że mnie rani tym, co mówi. Nie przeprosił. Upierał się przy swoim. Ja nie chcę go niczym ranić, chciałam mu pokazać, że chcę być blisko. Starałam się najlepiej jak potrafiłam. Muszę coś zrobić. Nie mogę tak żyć. Chciałam zmieniać to z nim ale on nie chciał. Zakończył znajomość... Boję się co teraz zrobi.
Księżycowa
 

Postprzez ewka » 6 lis 2008, o 23:13

kasiorek43 napisał(a):Muszę coś zrobić. Nie mogę tak żyć. Chciałam zmieniać to z nim ale on nie chciał. Zakończył znajomość... Boję się co teraz zrobi.

Rzeczywiście jazdy macie niezłe... tylko się nie bój Kasiorku!
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Księżycowa » 9 lis 2008, o 23:47

Tak niezłe. Na drugi dzień dzwoni do mnie i oczekuje przeprosin za rozłączanie się. Powiedziałam, że nie. Powiedziałam, że najpierw on przeprosi mnie za tą "dziwkę", od której mnie wyzwał. Nie chciał, bo twierdził, że to nie było szczere. Cierpliwie mówiłam mu co czuję aż w końcu przyznał, że źle zrobił. Chciał odejść i nie zatrzymywała, go. Nie chciałam tego, ale chciałam, żeby był normalny. Stał się kochany nagle, ale ja wiem, że jak miał odwagę robić takie rzeczy jak jesteśmy parą, to co może być po ślubie, jeżeli do niego doszło? Sytuacja godna przemyślenia. Jest miły, ale ja wiem, że ta druga osoba w nim jest i prędzej czy później się pokaże.

Przyjechał, było trochę drętwo, ale ja umówiona byłam z koleżanką i powiedziałam, że jak chce może z nami posiedzieć i wypić kawę. Byłam bardzo zaskoczona, bo został. Zwykle chyba by tak nie było. Pierwszy raz siedziałam z nim i moimi znajomymi jednocześnie. Do tego nie było facetów.

Ogólnie zastanawiam się jak można pomóc takiej osobie uświadomić sobie, że musi sobie pomóc w takiej sytuacji?

Ja wiem, sama mam problemy. Ale chciałabym z nim być, tylko nie chcę się go kiedyś bać...
Księżycowa
 

Postprzez julkaa » 9 lis 2008, o 23:53

wydaje mi się, że jak będziesz strzec wyznaczonych granic, mając siebie przede wszystkim na względzie, to sie w końcu nauczy.
powodzenia!!!
julkaa
 
Posty: 477
Dołączył(a): 3 maja 2008, o 20:49

Postprzez ewka » 10 lis 2008, o 10:49

kasiorek43 napisał(a):Ogólnie zastanawiam się jak można pomóc takiej osobie uświadomić sobie, że musi sobie pomóc w takiej sytuacji?

Ja myślę, że właśnie takie chore sytuacje w uświadamianiu mogę pomóc... że trzeba o nich mówić i palcem pokazać, co jest nie teges. I że może (on) sobie pomóc, decydując się na jakaś terapię lub samemu wziąć porządnie w garść.

Podoba mi się Twoje "nie".
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Księżycowa » 12 lis 2008, o 23:27

Mi też podoba się moje ,,nie", tylko strasznie dużo mnie ono kosztuje.

Po tej nieszczęsnej kłótni cały weekend był spokojny, zgodny i udany. Poniedziałek rano też ok. Ale już po południu po pracy, jakbym rozmawiała z inną osobą. Jasno i wyraźnie widziałam jak ciepły i dobry z minuty na minutę zmienił się w osobę, która ze mną walczy, atakuje mnie... Przyszłam zmęczona, głodna i bolała mnie głowa. Liczyłam na łagodność, ciepło i troskę, a on uparł się, że mam kupić wino, bo dostałam pierwszą wypłatę, którą jego zdaniem trzeba przepić. Szliśmy do znajomych ale na kawę i to wino było jego pomysłem. Tej wypłaty jakbym nie miała, bo chciałam jak najprędzej oddać długi, więc kasy na to nie miałam a jeszcze dojazd do pracy, też kosztuje. Nic go nie obchodziła ani moje samopoczucie, ani to, że jest mi ciężko z tymi pożyczkami, nic... Wzdrygnął ramionami jak mu to powiedziałam i tyle. Dodam, że to moja pierwsza wypłata, bo pracuję od niedawna. Zaczął mi wmawiać, że nie chcę iść na to spotkanie, chciał zrobić ze mnie idiotkę. Znów usłyszałam epitet w moim kierunku za co zwyczajnie oberwał. Nie pozwolę się tak obrażać. Na idiotkę i tak wyszłam, bo mnie olewał i lekceważył z resztą znajomi chwilami też. Poszłam do domu ale się nie przejął. Po drodze po prostu się popłakałam. Znajoma ściągnęła mnie z powrotem. Idąc spać nie rozmawialiśmy a rano znów się rozstaliśmy. Poszłam do koleżanki, bo miałam u niego parę rzeczy i musiałam coś wymyślić, żeby zabrać się do domu. Zadzwonił do mnie raz i potem drugi aż powiedział, żebym przyszła, bo chce coś wyjaśnić. Znów nie pozwolił odejść. Przywiózł mnie, jeszcze wypił kawę przed wyjazdem do pracy. O co w tym wszystkim chodzi? Teraz nie dzwoni a za chwilę będzie twierdził, że mam kogoś. Ja już nic nie wiem.
Moja Pani Doktor zasugerowała, że może nie czuć pewności mojego uczucia a ja na każdym kroku staram mu się to okazywać. Może ,,nie chce" tego widzieć?

Mam w sobie taką mieszankę uczuć.
Czuję, że przestajemy do siebie pasować. Jego towarzystwo też ma o mnie wyrobione zdanie. Zaczynam źle się tam czuć. Nie mam w nim bliskiej osoby. Ciągle bronię się przed nim. Boję się tego, że zawiózł mnie pod sklep i kazał iść kupić to cholerne wino. Krzyczał, nie obchodziło go, że źle się czuję. Najważniejsze było, żebym tam poszła. Jak zapytałam go o to jak już rozmawialiśmy zdenerwował się, nie potrafił wytłumaczyć. Czy to już podchodzi pod jakiś problem? Chwilami myślę, że to moja wina, że to ja go do tego doprowadziłam, ale zostanę chyba przy swoim ,,nie". W ten sposób czuję, że nie pozwalam mu się tak krzywdzić niż wtedy, gdy go przepraszam a on tym manipulował. Myślę, że robił to nieświadomie.
Zastanawiam się dlaczego się przede mną broni. Ja wiem, że jeżeli on nie zrobi czegoś z tym zachowaniem... ja naprawdę już nie wytrzymuje a trzyma mnie przy nim to, że go kocham i w niego wierzę. Czuję się zblokowana. Ani w jedną stronę, ani w drugą.

Chciałabym bardzo, żeby pewnego dnia przyszedł i powiedział o wszystkim z czym jest mu źle, co widzę ale on udaje twardziela. Tak chcę zobaczyć znów osobę, którą tak bardzo kocham, z którą chce być. Nie wiem jak długo wytrzymam z tym, kim on teraz jest.
Księżycowa
 

Postprzez ewka » 13 lis 2008, o 00:06

kasiorek43 napisał(a):Chwilami myślę, że to moja wina, że to ja go do tego doprowadziłam, ale zostanę chyba przy swoim ,,nie".

To poczucie winy pewnie masz jeszcze z niedalekiej przeszłości... bo niedawno byłaś jednym WIELKIM poczuciem winy i NIE nie potrafiłaś powiedzieć - teraz jest chyba trochę lepiej, w każdym razie takie mam wrażenie.

kasiorek43 napisał(a):W ten sposób czuję, że nie pozwalam mu się tak krzywdzić niż wtedy, gdy go przepraszam a on tym manipulował. Myślę, że robił to nieświadomie.

Myślę, że masz rację;)

Kasiorku, jeśli robił to nieświadomie, to Twój sprzeciw i "nie pozwalam" mu uświadomi, że coś jest nie teges... z nim, nie z Tobą - jak Ci często próbował wmówić.

P.S. Ja bym po to wino nie poszła. Nie i już.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez fracaso » 13 lis 2008, o 00:29

Kasiorku, życzę Ci dużo siły, myślę że ważne jest obrać sobie jeden kierunek i powolutku dreptać do przodu. Jeśli jest nam źle i wiemy dlaczego tak jest, to chyba już dużo. Pozdrawiam!
fracaso
 
Posty: 17
Dołączył(a): 11 lis 2008, o 22:43

Postprzez ewka » 13 lis 2008, o 00:32

No nie inaczej, Fracaso, nie inaczej... i witaj na forum;)
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Księżycowa » 13 lis 2008, o 00:48

---------- 23:45 12.11.2008 ----------

Nie poszłam. Nie miałam sił a poza tym nie szliśmy na taki wieczór, zwykła kawa i tyle. Zmuszał mnie i nie czułam pewności przy nim. Gdybym poszła stałabym się taka jak wcześniej. Gdyby on był inny, zachowanie, sposób i ton mówienia moglibyśmy chociaż się złożyć ale nie dałam rady wejść do sklepu. Miałam już dość tak ostrych świateł a cały dzień w tym pracowałam.
I tak to wino później kupili. Niby kulturalnie w kieliszkach jak ludzie wypiliśmy, ale nie był to chyba powód, żeby tak mnie traktować.

Ja chodzę do psychologa, więc ok ze mną nie jest. Mam tego świadomość, ale chyba czuję się lepiej i mniej bezbronna i zagubiona w sobie. Oby to trwało jak najdłużej. Przydadzą mi się siły teraz.

Czy to jakaś jego skorupa? To niby nie przejmowanie się, olewanie, traktowanie mnie w ten sposób?

Mamy teraz zjazd w szkole a ja boję się z nim iść, bo nie wiem kim dla niego w tym dniu będę. Nie chcę takich niespodzianek wśród ludzi, gdzie sama jeszcze i tak czuję się niepewnie.

Za niecałe 2 tyg. impreza wśród jego znajomych, co mnie przeraża. Czy będę wracać sama do domu, zdana sama na siebie? Jedna wielka nerwówka.
Jeżeli chodzi o całokształt codzienności, częściej mnie ,,podcina" i dołuje niż pociesza i wpiera. Tak bardzo mi z tym źle, to takie przykre i uciążliwe.

Piszesz Ewciu, że takie sytuacje dają szansę pokazania, że coś jest nie tak. Ale wiesz, przy każdej takiej sytuacji ja jestem ,,tą złą" wśród tych ludzi. To bardzo dużo tego wszystkiego. Z tym mogę sobie nie dać rady. Później komentarze, krytyka. Płakać mi się chce na samą myśl, że tak może być bo znów bezpodstawne ktoś się wypowie, nie znając mnie ani sytuacji. Jak w całym moim życiu. Po co mieć dobre chęci, po co kochać? Pewnie nie jedna patrząc na siebie zawinęłaby się już dawno. Może robiąc tak lepiej się wychodzi ale ja nie potrafię. Nie wiem jak długo to zniosę ale spróbuję. Ja sama nad sobą staram się pracować i wiem, że to musi być dla mnie najważniejsze. Nie mogę o tym zapominać.

Ogólnie myśląc o tym zastanawiam się czy może być jeszcze normalnie? To ciekawe.

---------- 23:48 ----------

Dziękuję frasco i Dobry Wieczór :) . Zgadzam się z Tobą. Inna perspektywa patrzenia na to, co stoi przed nami. Oby tak jak najdłużej
Księżycowa
 

Postprzez ewka » 13 lis 2008, o 10:46

kasiorek43 napisał(a):Ja chodzę do psychologa, więc ok ze mną nie jest. Mam tego świadomość, ale chyba czuję się lepiej i mniej bezbronna i zagubiona w sobie. Oby to trwało jak najdłużej. Przydadzą mi się siły teraz.

Mnie też się wydaje, że jesteś silniejsza... a co najważniejsze – świadoma siebie. A skoro świadoma, więc będzie jeszcze lepiej. I tak myślę sobie... albo nauczysz się mieć w nosie jego jazdy, albo znajdziesz siłę, by go zostawić – albo on zechce coś z sobą zrobić. Trzy możliwości są, a na jaką „wypadnie”?

kasiorek43 napisał(a):Piszesz Ewciu, że takie sytuacje dają szansę pokazania, że coś jest nie tak. Ale wiesz, przy każdej takiej sytuacji ja jestem ,,tą złą" wśród tych ludzi. To bardzo dużo tego wszystkiego.

Ja wiem, Kasiorku... jeśli ci ludzie będą Cię osądzać na podstawie jego zachowań (jednak trochę dziwacznych), to sami sobie wystawiają cenzurkę, nie sądzisz? To jest oczywiście bardzo przykre, ja rozumiem... ale chyba nie powinnaś się czuć odpowiedzialna za jego jazdy. Możesz je znosić, możesz też już nie chcieć ich znosić, ale póki sił to zawsze ma się nadzieję... taka ona już jest.
:cmok:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Abssinth » 13 lis 2008, o 11:07

kasiorku....

az mnie obrzydzenie bierze na to, jakim malym gnojkiem jest ten Twoj facet...

w milosci nie ma miejsca na krzyk na druga osobe.
w milosci nie ma miejsca na zmuszanie, co zrobic z pieniedzmi drugiej osoby.
w milosci nie ma miejsca na osmieszanie, ponizanie drugiej osoby.

...moglabym wypisywac dluzej...

ale po co?

ja wiem, ze chce sie tlumaczyc partnera, jesli sie go kocha - tak jak TY tlumaczysz swojego faceta, ze moze nie rozumie, co robi, ze moze czuje sie zle sam ze soba, ze moze cos tam....

...ale, mam wrazenie, powiedzialas mu juz pare razy, co Ci sie njie podoba, co Cie rani, czego od niego potrzebujesz? czyli juz wie....i dalej zachowuje sie tak, jak nie powinien...

...dobrze, ze nauczylas sie mowic NIE, ze zaznaczasz swoje granice...

bo tak naprawde w swoim zyciu to TY jestes najwazniejsza osoba, to TY masz sie czuc bezpieczna, kochana, doceniana...

przytulam,
A.
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Postprzez Księżycowa » 17 lis 2008, o 22:54

---------- 11:46 17.11.2008 ----------

Długo mnie nie było, bo miałam napięte dni ostatnio. Na wszystko brak czasu. Dobrze, że e tym będzie trochę wolnego.

Wiem, że takie rzeczy nie powinny się wydarzyć i wiem, że muszę o czymś zadecydować. Wczoraj przeszukałam trochę internet na temat przemocy psychicznej. Dzień wcześniej znów się pokłóciliśmy o błahostkę. Uważam, że nie była ona powodem. Jedno w czym mój facet ma rację to to, że narzucałam mu swoje zdanie. Ostatnio na terapii uświadomiłam sobie, że boję się ustępować. Czuję się wtedy słaba. Wiem, że może to wyprowadzać z równowagi. Wytłumaczyłam mu to, że nie zdawałam sobie z tego sprawy. Mam nadzieję, że w tej kwestii chociaż w jakimś stopniu zauważy, że się zacznę starać to zmienić.

Jeżeli chodzi o jego zachowanie i wmawianie mi za nie odpowiedzialności, jego ,,niedostępność" od jakiegoś czasu, to podczas kolejnej sprzeczki usłyszałam coś, co mnie rozbiło. Powiedziałam co mnie boli i czego mi brak. Nie okazuje mi gestami i zachowaniem uczucia, że odpycha mnie gdy ja to robię. Powiedział, że nigdy nie był kochany, nikt go tego nie nauczył i nie potrafi. Mimo tego, co mówił i jak mówił wcześniej nie potrafiłam dalej mu wytykać. Podeszłam, przytuliłam i zaczęłam mówić. Że bardzo go kocham i nie chcę wyciąć mu żadnego numeru. Odpychał mnie ale tak bardzo chciałam mu uświadomić, że nie jestem jego wrogiem. Widzi, że nie traktuję go poważnie, że mam go gdzieś a przecież ja nawet tak nie myślę. On jest dla mnie taki ważny. Miałam nadzieję, zapalę mu światełko tym zachowaniem, że nie musi być taki dla mnie. Chciałam zbliżyć się do niego jak kiedyś.

Powiedziałam mu jakiego zachowania z jego strony nie chcę, jak nie chcę być traktowana. On ma jakiś stereotyp w głowie, że kobieta się podporządkowuje a facet ma więcej praw. Tylko dla mnie to nie jest związek. Kobieta staje się kucharką i sprzątaczką. Jak dobrze pójdzie to jedyną kochanką. Moim zdaniem związek polega na partnerstwie, wspieraniu się szanowaniu i rozwijaniu. Jednym słowem dodaje skrzydeł a nie je podcina. Lubię mu gotować i zrobię dużo. On dobrze o tym wie. Ale nie chcę być dla niego dodatkiem.
Nie wiem jakie kto ma zdanie na ten temat, ale ja chciałabym być chociaż szanowana i doceniana.
Wczoraj zrobiłam kolację bardzo dobrą i cała niedziela była bardzo fajna.

Tak, tylko boję się tej imprezy, bo nie czuję się przy nim na tyle pewnie.
Boję się tego, że znów będzie przy wszystkich do mnie taki jak potrafi być. Boję się, że znów poczuję się zdana sama na siebie. Boże nienawidzę tego uczucia.
Wiem, że muszę się zastanowić, bo dalej może być różnie. Tylko ja bardzo chcę z nim być i chciałam coś zrobić. Problem w tym, że on uważa, że nie ma żadnych problemów.

Nie zwraca uwagi na to, że mnie rani tym, co mówi a jak mu to mówię, to w ogóle się tym nie przejmuje. Czasem jak mówię mu o czymś, to śmieje mi się w twarz albo przedrzeźnia. To takie poniżające. Czuję się jak przedmiot. Czuję jakby wszyscy byli lepsi, normalni. Jak zaczęłam mówić mu wtedy jak bardzo go kocham, to wracał wyrzutami i pretensjami. Uparcie mówiłam dalej i pytałam dlaczego na takie słowa nie reaguje? Z czasem przestał się wściekać i nic nie mówił. Uspokoiliśmy się i pozwolił się przytulić. Miałam wrażenie jakby gdzieś w środku coś tam go ruszyło. Nawet jeżeli, to bardzo niewiele i ja sama nic nie poradzę, on też nie. Jak zacznę mówić o terapii, to powie, że nie wszyscy zaraz muszą iść, bo ja chodzę.
Powiedziałam mu jedno zdanie jak kładliśmy się spać, że uważam, że osoby, które chodzą do psychologa są o tyle do przodu, bo zdają sobie z czegoś sprawę i o tyle odważniejsze, że chcą coś z tym zrobić mimo tego, że to bardzo boli. Zapytał czy to sugestia. Powiedziałam, że nie ale moim zdaniem ucieka przed samym sobą i swoimi uczuciami.

Wiem, że muszę patrzeć na siebie i swoje, życie ale chciałabym, żeby może jakimś cudem... Wiem, że byłoby nam dobrze ze sobą.

Nie będę usprawiedliwiać jego postępowania, bo ostro przegiął ale nie ukrywam, że mam cichą nadzieję. Zdaję sobie sprawę, że może będę musiała kiedyś odejść jak nie uda mi się do niego zbliżyć i jak takie sytuacje będą się pogarszać.

Czuję się ostatnio jakaś słabsza. Zawsze szybko się poddawałam, ale nie powinnam czuć tego z jego powodu. Nie powinnam czuć się gorsza ani głupsza. Staram się przed wczoraj to wszystko przemóc, bo mam jakąś nadzieję a tak chciałam być znów blisko niego. Zastanawiam się jak najbardziej go przekonać do terapii. Piszę to i czuję, że to nie realne.
Mam mieszankę. Raz czuję się winna a raz nie.

Zastanawiam się czy jeszcze coś dobrego do nas wróci i przestaniemy nawzajem się krzywdzić.

---------- 21:54 ----------

Czuję, że dużo nerwów mnie to kosztuje. Cały dzień w pracy chodziłam jak na szpilkach, za bardzo się przejmuję.

Boję się mu o czymś czasem powiedzieć, czy go zapytać. Czasem nie wiem jaki będzie miał nastrój. Jak można kogoś, kto uparcie widzi problem w drugiej osobie, przekonać do konsultacji z lekarzem? To graniczy z cudem.

Czasem zachowuję się jak mała dziewczynka wiem o tym. I choć bardzo się staram do siebie dotrzeć, to jest mi czasem ciężko, czasem sama siebie nie rozumiem. Na pewno w pewnym sensie, nieświadomie wykorzystał mój problem, moje słabości. Wiem, że ludzie też tak mnie przez to traktują. Chociaż wydaje mi się, że lekceważenie jest wynikiem raczej braku sympatii.

Pamiętam jak przytulał mnie i pocieszał, gdy dostawałam kolejnego napadu lęku. Nawet przez telefon, gdy był daleko. Zastanawiam się. Udawał? Tak dobrze? A może jednak to gdzieś ja za mocno go obciążyłam? Z drugiej strony Czy aż takie zachowanie? Cokolwiek się nie działo zawsze starałam się przynajmniej od niego nie odseparowywać.

Nie mam ochoty iść na tą imprezę. Gdyby między nami było inaczej, było by mi łatwiej.
Księżycowa
 

Postprzez sonata » 17 lis 2008, o 23:39

Moja droga ,tu nie ma co owijać w bawełnę. Jedyna szansa dla was to również jego terapia...........czy się zgodzi ? Wątpię..za mało w życiu przeszedł,żeby być zdeterminowany...........a ty dasz radę cierpieć i czekać ,ąz On kiedys ,a może nigdy ............Nie z tego związku nie będzie bez jego terapii. A czy Ty jesteś szcześliwa jak nie daje ci ciepła ,poczucia bezpieczenstwa ,nie liczy sie z Tobą i twoim zmeczeniem ,ze złym dniem? Czy Ci wystarcza tylko to ,że jest? Przecież on się o Ciebie nie troszczy ,nawet na chwlę nie poczyli się nad Tobą,żeby posłuchać co Ci jest? Czego potrzebujesz? Nie widzisz ,że to totalny egoista??????
Cierp dalej ,żyj w stresie,albo podejmij decyzję.
powinnaś z mężczyzna czuć się spełniona ,spokojna ,odprężona,ufna,pewna ,że Ci nie walnie w głowę niczym ,że Cię wręcz ochroni. Na czym chcesz budować związek???????????
Trzymam kciuki.........decyzje są potworne.......ja mam dzisiaj dzień zalamania po takiej decyzji ,ale gryze kabel i nie ruszam telefonu.........wiem już ,że wytrzymam ,a jutro będzie cudownie...........EWA
sonata
 

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 234 gości