Jak "wychować " partnera?

Problemy z partnerami.

Postprzez ewka » 14 gru 2007, o 11:32

agik napisał(a): No właśnie! a co jeśli nie? proste wysłanie do okulisty nie wchodzi w grę, przeciez... jak sprawić, zeby zobaczył"

a jesli nie przeprasza? jełśi nie widzi w sobie winy?

Nie rozmawiamy o konkretach, to można się bujać i zabujać. Obowiązkiem jest wiedzieć, że kłamstwo, obrażanie czy zdrada to coś niedobrego! Czy że właściwie czego nie widzi? Każdy normalny człowiek wie, co jest dobre, a co nie... co ten domniemany winowajca zrobił? Co mnie ma obrazić?

Jeśli mnie nazwie "kur.ą", to mnie obrazi... jeśli leniwą babą, bo dom cały w brudzie i kurzu, to będzie miał rację i fochowanie byłoby bez sensu.
Jeśli zdradzi i powie, że to nic takiego... to sorry, z jakim facetem ja niby jestem?
Kłamstwa... hmm, jakie, w jakim celu... jeśli kłamie to WIE, że robi coś nieteges - nie kłamałby przecież. Więc WIDZI. Pytanie wobec tego - dlaczego kłamiesz?

Chyba jakoś nie rozumiem...
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez szachistka » 14 gru 2007, o 11:34

Moim zdaniem, ważną kwestią podczas rozmowy o problemach jest mówienie o SWOICH uczuciach. O tym, jak dana sytuacja zadziałała na MNIE. Dlaczego MI się to nie podobało itd. Błędem jest używanie sformułowań typu: "bo ty to...ty tamto..przez ciebie...bo ty znowu" itd. To są słowne ataki i np. na mnie działają jak płachta na byka. Jestem kategorycznie przeciwna "spychoterapi" i nawet chyba jestem już na takie wypowiedzi przewrażliwiona. Oczywiście każdy reaguje na to inaczej i pewnie są osoby, których to nie ruszy. Niemniej generalnie są to wypowiedzi, których powinno się unikać.
Poza tym powinno się zawsze słuchać argumentów drugiej strony i starać zrozumieć, że argumenty, które druga strona podaje przeciwko naszej tezie są tak samo słuszne jak nasze, obalane (najczęstszy mechanizm kłótni jest taki: jedna strona porusza problem - druga strona odbiera to jako atak i wprowadza akcje obalając nasze argumenty - pojawia się reakcja i zaczyna robić się nieprzyjemnie. Takie jest moje spostrzeżenie)
Powinno się pamiętać, że partner może mieć tak samo racje jak ja, że w tej samej sytuacji, która zraniła mnie, on mógł też poczuć się zraniony.
Podsumowując: powinno się mieć cały czas w głowie świadomość, że nie tylko ja mam racje, ale partner też ją może mieć, że on też ma uczucia i też może go coś ranić no i powinno się starać znajdywać kompromis.
Avatar użytkownika
szachistka
 
Posty: 201
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 12:46
Lokalizacja: Sopot

Postprzez ewka » 14 gru 2007, o 11:35

Każdy cytowany tekst musi się zaczynać [quote="ktośtam i na końcu cydzysłów i druga część nawiasu, a kończyć [/quote]
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez agik » 14 gru 2007, o 18:55

Ewcia, mówisz tu o sytuacji idealnej- tak powinno byc. Ale to nie znaczy, ze tak jest.
Więc np jeśli mnie ktoś obraża, a nie widzi problemu, mimo próźb i gróźb, to znaczy, że co? Że mnie nie kocha? A w dalszej kolejności, że powinnam odejść?
A jeśli ja nadal go kocham, to czy to oznacza, że jestem głupia?
Ten problem akurat mnie dotyczy (dotyczył)
Ja uważam, że powinniśmy zmierzać w tym kierunku, żeby wyrzucic takie zachowania z mojego życia. I póki co- wyrzuciłam :D Szkoda tylko, ze musieliśmy się tak bardzo pokłócić.

W takiej gorącej sytuacji mnie pomaga swiadomość, że chce mi dokuczyć.
A powiedzenie z miłym usmiechem i spokojnie "nie dam ci się sprowokować", daje mi poczucie panowania nad sytuacją. I jakoś głowa przestaje mi dymić.

Kiedyś wypróbowałam na moim taki sposób- konkretnie dotyczył sytuacji, w której miałam wrazenie, że mi docina i dogryza, kiedy ja gotowałam.
Irytowały mnie takie komentarze, że prawie każdą rzecz mogłam (jego zdaniem) zrobić lepiej. I ten protekcjonalny ton- "wystarczy się trochę postarać". Nie pytałam go już "co chcesz na obiad" tylko "co gotujesz na obiad". Przeciez nie mógł powiedzieć- nie będę gotować, bo po pierwsze umie i lubi, a po drugie oboje pracujemy. I wtedy ja mu mówiłam, co moim zdaniem mógłby robić lepiej. Irytował sie jeszcze bardziej niż ja :D
A potem zapytałam "i co miło ci teraz, kiedy sie starasz, a ktoś się czepia?'
Dotarło :D ( matko kochana, właśnie sobie pomyślałam, ze strasze wredna ze mnie suka :oops: )

I jeszcze jedno- a propos przytulania. Przecież, kiedy mnie przytula- ryzykuje, że prychne, fukne, odepchne go itd... A skoro on może, to moge i ja zaryzykować...

A jeszcze taka kwestia, ja nie mówię- denerwujesz mnie, irytujesz mnie, wkurzasz mnie. Nerwy, irytacja, gniew i złość- to moje stany emocjonalne i moje uczucia. Staram się mówić- denerwuje się, kiedy... irytuje się, jak coś- tam. Niby niewielka różnica, a jednak.

Myślę sobie, że kłotnia, nawet ostra- czasem sie przydaje, to taki sposób skanalizowania złej pary, która się często przecież zbiera, niezalezne od uczuć, jakimi nawzajem darzą się partnerzy.
Byle to nie są tylko kłotnie i jakoś szybko udaje się pogodzić.

PS Ewuś dziękuję za wskazówki, wypróbuje, jak się trochę odstresuję...
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Postprzez Loki86 » 14 gru 2007, o 19:13

Jak w tym postulacie facet jest prosty i liczy się Szczerość - przekazana spokojnie bez nerwów. Łatwo jest zabić wściekłość innej osoby spokojem i kamienną twarzą. Jezus miał racje nastawiając drugi policzek na początku boli jak cholera ale efekty sa piorunujące. Tylko ileż można. Uprzedzam nie czytałem wszystkich wypowiedzi więc może to być post bezsensowny
Avatar użytkownika
Loki86
 
Posty: 556
Dołączył(a): 17 maja 2007, o 00:58
Lokalizacja: z tąd;d

Postprzez ewka » 14 gru 2007, o 19:35

Bo do ideałów należy zmierzać... wg mnie.
Aguś - no co z tym obrażaniem? Napisz proszę coś z życia albo domniemaną jakąś sytuację, bo nijak nie mogę pojąć - no za co? Co robi złego perfidnie i z pełną świadomością, że piszesz: ktoś mnie obraża.

Bo coś innego (dla mnie) jest:
- obrażę się, bo miał pomóc mi targać zakupy albo jakiś tam pierd, albo jest złośliwie kąśliwy
- obraża mnie, nazywając tak czy owak, zachowując tak czy owak (jak? daj jakiś konkret)

Tego w tym Twoim pisaniu nie umiem "złapać" i tutaj Cię nie rozumiem.


agik napisał(a):Więc np jeśli mnie ktoś obraża, a nie widzi problemu, mimo próźb i gróźb, to znaczy, że co? Że mnie nie kocha? A w dalszej kolejności, że powinnam odejść?

Jeśli kiedyś powiedział "kocham" i tego nie odwołał, to znaczy, że kocha nadal... tak to było Agik? No ale że nie łapię tego "obraża", więc nie bardzo umiem coś powiedzieć.

Kłótnie odświeżają, to na pewno... aby się tylko nie zapędzić za daleko.

:slonko:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez agik » 14 gru 2007, o 21:14

z tym obrażaniem mnie to było (!) tak, że mi mówił, ze jestem głupia ( a ja jesem na stówę pewna, ze głupia nie jestem), albo mówił, gdybys była inteligentna... to cos tam, albo mówił, że moja ineligencja jest równa inteligencji peka słomy, albo kilograma gwoździ( polemizowałabym :wink: , tzn, gdyby nie dymiło mi z uszu- to z łatwoscią zadałabym kłam temu twierdzeniu)
Ale problem jest na razie rozwiązany.
Mnie się ufarciło :D
Ale ciekawi mnie zdanie innych osób. Przeciez emocje - to ludzka rzecz. ja staram sie sobie radzić, nie mówię, ze nigdy nie wybucham, ale jest to coraz rzadziej, nie podnoszę głosu, staram się byc stanowcza.

Mnie chodziło bardziej o taką sytuacje, kiedy zgubi sie cel bycia razem. Zgubi się w pierdołach...
Jak temu zaradzić?
Kiedy wola- wydaje się być po jednej stronie...
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Postprzez ewka » 15 gru 2007, o 00:23

Eeee.... no nie nie... facet, który swoją kobietę porównuje do pęka słomy czy kilograma gwoździ... nie nie, chwileczkę! Emocje, jasne, rozumiem... no ale bez przesady!!!

Mam pytanie: jak się ma jego poczucie własnej wartości? Bo możliwe, że pognębianiem innych sobie się dodaje - głupie to jest, ale tak czasami ludzie mają. Tak, to jest obrażanie... zastanowiłabym się wobec tego - dlaczego mnie obraża i dlaczego ze mną jest, skoro głupia niby jestem? Jaki on mądry niby jest, skoro z taką słomą jest?

Wierzę, że najlepsze z człowieka można wydobyć TYLKO dobrocią, wiarą, przyklaskiem na każdy pozytyw...

...jakim bohaterem trzeba być, aby powiedzieć głupiemu, że jest głupi?

Może problem tkwi głębiej? W nim? Dzieciństwo? On - zanim "nastałaś" Ty? Nie wiem... tak sobie kombinuję.


agik napisał(a):Mnie chodziło bardziej o taką sytuacje, kiedy zgubi sie cel bycia razem. Zgubi się w pierdołach...

Jaki jest Twój Agiku cel bycia z tym właśnie mężczyzną?

Jak zaradzić... myślę, że jeśli nie zajrzysz pod podszewkę, to zaradzić może być trudno - bo gdyby nawet pokusić się o olanie i "niesłuchanie", to pozostają jakieś przyczyny, że tak się dzieje i Ty "to" wysłuchujesz. No nie jest to miłe... myślę, że można wysłuchiwać "w imię" czegoś - rozumiesz co powoduje, dajesz sobie i jemu czas, by to wyprostować... jest sens, jest cel.

Jeśli tego nie wiesz, to może być ciężko.

Nie wierzę w Twoją "głupotę"... nie sprawiasz takiego wrażenia;)))))))
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez agik » 15 gru 2007, o 22:17

Tylko odpowiedziałam- konkret. Tak u mnie było. Było, ale nie jest.
Zmieniło się po tamtej awanturze.
Ja akurat tego nie mogłam zaakceptować- to była moja granica.
Wiem juz- dlaczego to robił. "wychowałam" go. Jest ok.

Zakładając ten temat, chciałam bardziej się dowiedzieć, jak sobie inni radzą.

Jest w każdej chyba kłótni taki moment, że można wszystko odkręcić- obrócic w żart, przytulić, przegadać... I wtedy jest ok.
Ale co, jesli pójdzie już za daleko? Kiedy każda próba wyjaśnienia, naprawienia- powoduje kolejna kłótnię?
I kiedy tych kłótni jest coraz więcej i są coraz "mocniejsze"?
Czy wtedy list? Wyprowadzka?

To miałam na myśli pisząc, ze w końcu gubi się sens i cel bycia razem...
Jak wtedy to naprawić? Zakładając, że dobra wola jest po obu stronach?

Loki- nie akceptuje tego, żeby ktoś mnie ranił, dokuczał mi itd..., tylko dla satysfakcji, że stać mnie na wystawienie drugiego policzka.
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Postprzez echo » 15 gru 2007, o 23:05

e tam zaraz wyprowadzka, postraszyć można, ale bez przesady.
Gdy tzw. "spirala przemocy" narasta - trzeba ją przerwać najlepiej w przeciwnym sposób, tzn. gdy jest darcie gęby na maxa, jedna osoba (ta sprytna ;) próbuje spokojem. ciszą, listem, wyjazdem, wyjściem itp., ale nie wyprowadzką.
A poza tym, żeby były takie właśnie coraz mocniejsze awantury musi być dwóch równorzędnych nerwowo partnerów. Szara myszka nie będzie się wydzierać. Więc pewnie nasz słodki Agiczek tez umie dać do pieca ;).
A jako że wina lezy pośrodku podobno, siebie też trzeba wyciszyć i powalczyć "siłą spokoju" i konsekwencją.

buziaki
echo
 
Posty: 344
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 22:02

Postprzez mariusz25 » 15 gru 2007, o 23:21

czlowieka nie zmienisz
chyba ze na innego
mariusz25
 
Posty: 779
Dołączył(a): 8 maja 2007, o 18:22

Postprzez agik » 15 gru 2007, o 23:41

A jełśi się chce akurat jego/ jej?
Odpuścić miłość swojego życia?
Czy nie odpuszczać SWOJEGO życia?

Oj temat miał byc konkretny, chodziło mi o "techniki" rozmawiania...
A zmierza ku absolutowi...

Mariusz- czytałam Twoje wpisy. Zieje z nich taką pustką i smutkiem, że aż płakać mi się chce...

Dasz się przytulić?
Buziaki
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Postprzez bunia » 16 gru 2007, o 00:58

Agik....masz racje....sadze,ze Cie rozumiem o co Ci chodzi i do czego zmierzasz......praca i doswiadczenie......przez klotnie poznajemy rowniez siebie wiec wyciagajmy wnioski i uczmy sie komunikowac.
Pozdrowka :luzik:
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez mariusz25 » 16 gru 2007, o 01:34

niom, przytuk
wiesz, ja probowalem rozmawiac, cos zmieniac, kltonie byly coraz gorsze, wyzwiska, naprawde uwierz, psycholog tez mi to powiedzial, rodzimy sie jacys, wychowujemy sie, ludzie sie za bardzo nei zmieniaja, bo lubia siebie wiesz...
mariusz25
 
Posty: 779
Dołączył(a): 8 maja 2007, o 18:22

Postprzez agik » 16 gru 2007, o 08:47

mariusz25 napisał(a):ludzie sie za bardzo nei zmieniaja, bo lubia siebie wiesz...


Czy w takim razie- idąc tym tropem- nie wystarczy wybić ich trochę tego samozadowolenia? W myśl zasady, że zadowolonemu cżłowiekowi nie moża nic sprzedać, i aby chciał kupic np dezodorant, trzeba go przekonać, że jego własny zapach jest brzydki?
A jeśli tak- to jak to zrobić?
Ja uważam, że ludzie się zmieniają- sama się zmieniam.
Tylko po co komu zmiany, jak już coś wygaśnie?
I poczym poznać, że wygasło? Czmiggler kiedyś napisał- gdybym wiedział, że to epizod w moim zyciu, a nie moje zycie własnie... czy w tym jest cała prawda? W rozróznieniu epizodów od życia? czy mówienie sobie- to epizod, to minie, jakoś pomaga?

Jak można zaradzic zamykaniu się w poczuciu własnej krzywdy?
Szachistka napisała, ze trzeba zawsze pamiętać, że druga strona ma swoje ważne racje... Jak to zrobić? Jak pamiętać o tym w każdej chwili? A szczególnie w takiej chwili, kiedy do gardła odchodzi gula i głowa zaczyna się palic...

Bardzo lubię tu pisać- sama sobie układam różne rzeczy w głowie.
Bunia napisała, że temat komunikacji- jak rzeka.
Fajne to, że mozna jakoś ogarnąć nurt tej rzeki...

Mariusz :pocieszacz:
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: odigavo i 201 gości

cron