Marynia, wywal to z siebie !!!

Problemy z partnerami.

Postprzez marynia » 18 gru 2007, o 00:11

:serce:

Zawsze wierzyłam, że ja jestem po prostu gorsza, bo .... miałam cały szereg racjonalnych argumentów, już jako dziecko. Na terapii dowiedziałam się, że dziecko nie jest w stanie tak się samo negatywnie zaprogamować. Niedobrze mi z ta wiedzą. Moja prawda była lepsza, wygodniejsza. Heniu utwierdził mnie w moim myśleniu i w tamtej drugiej prawdzie też. Że jestem beznadziejna i że nikt mnie nie kocha.Zresztą - to już nie ma znaczenia. Pytanie -jak czuć inaczej? Dlaczego tak po prostu, od razu chłonę negatywne przekazy, robię sobie spustoszenie w głowie - a tak bardzo jestem głucha na życzliwość i dobroć dla mnie??? Za co tak bardzo siebie nienawidzę? Dlaczego we wszystkim doszukuję się swojej winy, błędu, porażki? Dlaczego nie umiem siebie zaakceptować i narzucam sobie rolę, w której się duszę, której się boję, rolę nie moją -ale w której być może będę potrafiła na siebie spojrzeć łaskawiej?

Terapia nie spełniła moich oczekiwań, najmniejszych. Pan ma duże chęci -ale nie umie mi pomóc. Przychodzę, pan pyta czym chciałabym się dziś zająć? Jak? Skąd ja mam to wiedzieć. Opowiedziałam swoją historię, która wyrzucona na zewnątrz, dręczy mnie, to nie są miłe wspomnienia. A on chyb anie umie mi pomóc.Muszę tylko zebrać siły by szukać pomocy gdzie indziej,by zacząć to jeszcze raz. Na razie nie mam siły.Spalam się. Żyję myśląc o śmierci, prosząc Boga by mnie nie wysłuchał. Wyglądam normalnie, prowadzę normalne, nawet bardziej aktywne życie. Realizuję zadania -które mnie nie obchodzą. technicznie się nie poddaję. Ale boję się tego smutku, przygnębienia w sobie. Boje się wniosków do których dochodzę...

cieszę się, że wbrew sobie udało mi się wczorja siebie otworzyć, zacząć mówić, pisać ten smutny monolog. Nie mogę się przecież poddać. Byłam dobrym człowiekiem, może nie takim jak bym chciała -ale dobrym. Lubię siebie dopóki nie otwieram się na świat zewnętrzny. Stworzyłam fajny dom, fajne dzieci. Mogę mieć to dalej. Muszę żyć, musze walczyć. Chcę. Muszę.
marynia
 
Posty: 314
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 10:43

Postprzez ewka » 18 gru 2007, o 00:14

A odpowiesz mi?
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez marynia » 18 gru 2007, o 00:18

Ewunia...
Muszę pomyśleć...
Czasami tak bardzo chciałabym odddać Ci moją duszę, powiedzieć Ci przeprogramuj mnie, Ty wiesz jak...
Szkoda, że tak się nie da...
Zostanę dziś z Twoimi refleksjami w głowie...

:cmok:
marynia
 
Posty: 314
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 10:43

Postprzez ewka » 18 gru 2007, o 00:37

Gdybym tylko mogła, Maryniu... przeprogramowałabym Cię na pewno. Nie mogę - to musisz zrobić sama. I możesz - chciej tylko!!!

WIELKI dobranockowy całus
:cmok:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez agik » 19 gru 2007, o 01:34

a ja sobie myslę, że nie ma Boga, losu, ani innych ludzi- w obliczu wywalonych bebechow. Ani, że nikt, ani nic nie jest w stanie- tych wywalonych bebechów do srodka włozyć. Tzn- nikt- oprocz Ciebie, Kochana Maryniu.

Ja zawsze mam taki wielki dysonasn poznawczy jeśli chodzi o Ciebie... No bo jak to ( na mój prosty rozum) Kobieta, ktora miała odwage odrzucić wszystko, ale to naprawdę wszystko, czym karmi się 99,99% ludzi żyjzcych na świecie- boi sie siebie samej?!! Dal mnie to nie do pojecia> Póbuje to oglądać z każdej strony... I nie idzie mi...
I myśle sobie tak- Maryniu, jesteś silna ponad przeciętną, choć nie jesteś Bogiem. Celujesz w gwiazdy i nie dopuszczasz kompromisu (np. ze tylko jedna gwiazda, lub chocby najblizsza...) wychodzisz z siebie... i pewnie dlatego tak boli. Widzisz, Maryniu... mowisz mogłam wcześniej, mogłam inaczej, mogłam cos tam.... Tylko, że jest tyyyyle osob, które wiedzą, ze mogłyby, a się boją. a Ty chciałas moc!
Nie dam sobie odebrać podziwu, ktory mam dla Ciebie. A co mi tam... napiszę to znowu- to nie jest podziw, bo ja jesten na kolanach...
Chciałbym byc choć w małym stopniu taka odważna jak Ty. I nie tylko wiedzieć, co powinnam zrobić, ale zrobić to.
To jest ta rożnica.
Maryniu, Ty nie sprzedajesz siebie. Może zgubiłaś, ale szukasz po ciemku, nabijajac sobie guzy.
Wierze w Twoje światło i niecierpliwie czekam, az je sama zobaczysz.

Nie rezygnuj z terapii. Zmień może terapeute, albo forme terapii...
Ale jesteś na dobrej drodze do siebie. Wierze w to.
I wierze, ze Twoj plan- by byc szcześliwym człowiekiem- nie spalił na panewce, a tylko został odłozony w czasie. I że to jest już blisko.

No i masz kamień
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Postprzez marynia » 19 gru 2007, o 23:45

Ewa. pogubiłam się w tych refleksjach.

ewka napisał(a):---------- 18:35 17.12.2007 ----------


Ja to lubię sobie dzielić wszystko na zyski i straty... co tracę i co zyskuję z takich czy innych sytuacji (w sensie niematerialnym oczywiście). Na straty trudno mi się zgodzić... więc obracam to w zysk (przy dobrej obróbce to daje się zrobić).


to mi się bardzo podoba. Chciałabym się tego nauczyć...

ewka napisał(a):
Możemy pozwolić innym siebie zgnębić... możemy nie pozwolić. Czy wiesz, że to zależy tylko i wyłącznie od nas?

Teoretycznie - wiem.W praktyce nie umiem się obronić. Bo jestem zbyt naiwna, za dobra i skłonna do gnębiania siebie, do szukania swojej winy, błędu - jak mam obronić się przed gnębieniem przez innych?
A najważniejsze - jak mam przestać gnębić siebie?

ewka napisał(a):Jeszcze powiem, dlaczego ja o tych zyskach i stratach... otóż wierzę, że żyjemy, by z danych nam sytuacji wyciągnąć samą śmietanę. Wierzę, że w naszych życiach będą nam się przydarzały najróżniejsze sytuacje... i NIE po to, by nas zgnębić - ale tylko i wyłącznie po to, by to "coś"... coś w nas zbudowało.

To prawda. Widzę to po czasie.Wcześniej byłam strasznym chuchrem, zahukanym, smutnym, co to najchętniej pod kołdrę, a gdy ból nie do zniesienia -w niebyt. Dziś walczę, choć koszt walki jest ogromny,smutek, zwątpienie mi towarzyszą i ból wciąż ten sam - jest działanie, jest umiejętność przynajmniej technicznego, pozytywnego życia mimo wszystkich przeciwności, jest walka -nie poddaję się. ostatnio zawalczyłam nawet wbrew sobie, na siłę -dziękuję Wam, bo bardzo mi pomogliście...
Od dwóch lat staję się innym człowiekiem. w bardzo bolesny, nie powiem, ale właśnie "budujący"sposób. Choć na co dzień tego nie czuję i nie ma we mnie takiej refleksji... :(
tak na marginesie...1, 5 roku temu ponownie nauczyłam się śmiać...bardzo dziwne odkrycie - przez tyle lat tego nie robiłam, nie wiedziałam, że umiem...
ewka napisał(a):nie wierzę, że Bóg? los? życie samo? chce nas tak po prostu udupiać. Jeśli ma udupiać... jaką korzyść ma Bóg? lis? życie samo? z tego, że nas udupiło?


Wychodzi na to, że sama sobie kłody podkładam i sama się udupiam i nie mogę przestać. To, że wybrałam Henia, że wiedząc jaki jest -wyszłam za niego za mąż. To nie los, nie Bóg - to moja decyzja, moje spapranie sobie życia. To, że pozwoliłam sobie zrobić pranie mózgu i nie zrobiłam nic by się bronić -to moje godzenie się na udupianie przez inną osobę jest też moją winą, moim udupianiem siebie. NIe umiem siebie kochać, mam takie głębokie poczucie, że jestem beznadziejna, nic niewarta. Gdy przytrafia mi się coś złego, ktoś mnie rani -nie włączają mi się mechanizmy obronne, tylko gdzieś tam w podświadomości mój wewnętrzny krytyk zaciera ręce -że ktoś potwierdził jego zdanie o mnie.
Chyba jest tak, że jakaś część mnie szuka nieustannie dowodów na to, jaka jestem beznadziejna.Wszystko obracam przeciwko sobie. A ktoś, kto mnie zna - ma klucz do zranienia mnie.

Aguś, kochana jesteś -ale teraz to ja mam dysonans poznawczy. Gdzie Ty to widzisz we mnie, jak?co Ty piszesz? jaka odważna? ja?wiesz, ile wieczorów przepłaczę , bo czuję się jak dziecko we mgle -bo się boję,bo mi się nie chce, bo jest we mnie tyle STRACHU? bo nie daję sobie rady a muszę?
Kopię się w dupę po tym płaczu bo przecież muszę wstać bo są dzieci i muszę walczyć, żyć.

jedyne co mam - to nie odwaga. To moja miłość do dzieci.
bo bez nich już by mi się nie chciało. Walka -mimo wygranych, męczy. a ja jestem już bardzo zmęczona.walką z sobą o siebie -też, bardzo.
Ale kocham i jestem kochana. I na razie to mnie trzyma. Mam nadzieję, że z czasem znajdę więcej powodów...

dziękuję

:serce2:
marynia
 
Posty: 314
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 10:43

Postprzez agik » 20 gru 2007, o 01:15

Tylko widzisz- odwaga to nie jest brak strachu. Brak strachu jest niebezpieczny (tak słyszałam)
Odwaga, to jest działąć- MIMO strachu.
Przynajmniej ja tak myślę.

Bużka Maryniu Kochana
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Postprzez ewka » 20 gru 2007, o 14:45

Ja to wiem... teoria się czasami lubi minąć z praktyką. Myślę sobie jednak, że teorie są po to, aby je wprowadzać w życie - a jeśli nam w tym życiu za dobrze nie jest, no to chyba tym bardziej?

Ale dlaczego Ty sama siebie gnębisz, to ja Maryniu nie wiem... jesteś swoją najlepszą przyjaciółką, jesteś z sobą 24 h/dobę - jeśli się obie nie dogadacie, nie polubicie, nie zaprzyjaźnicie, nie pokochacie, to ja nie wiem. No gnębiłabyś swoją przyjaciółkę? Na pewno nie... a siebie możesz?

Nie ma ludzi beznadziejnych... M. Quoist mówi, że człowiek jest stary milionami lat. No czyż nie, Maryniu? To korzenie, które nas tworzą... różnie nas kształtowały i rzeźbiły, kiedy nie mieliśmy na to wpływu - więc mi trudno kogokolwiek nazwać "beznadziejnym".

A gdybyś miała obok siebie realną przyjaciółkę, która byłaby Twoją kopią... z tym zakodowanym "beznadziejna" - powiedz proszę, jak starałabyś się jej pomóc? O czym rozmawiałabyś z nią? Hmm? Powiedz mi.

Buźka :serce2:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Abssinth » 20 gru 2007, o 17:02

Maryniu...tak sie zbieram i zbieram, zeby Ci cos porzadnego napisac...a, ze nie mam czasu na 'porzadne', to nie pisze nic w koncu.................ale, kurcze, jestem z Toba, przytulam, mysle....jestes strasznie kochana, wspaniala, wciaz jestem pod wrazeniem naszego spotkania.....miauk...bedzie lepiej. Moze juz jest lepiej...?
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Postprzez marynia » 21 gru 2007, o 13:58

jest lepiej... bo teraz szlag mnie trafia, Heniu nie ma ochoty spotykać się z dziećmi, bo nie może sobie na to pozwolić, bo ma inne sprawy na głowie, bo k... mać, jestem zła jak nie wiem. Po walce dla kaprysu w czasie której o mało nie osiwiałam ze stresu, o to żeby dzieci spędzały z nim połowę miesiąca, teraz spotkania co dwa tygodnie to dla niego za często :evil:
Za każdym razem kiedy dopadają mnie smutki Bóg nawet nie oblewa mnie wiadrem z zimną wodą, ja wiadrem dostaję po głowie, żeby przypomnieć sobie co jest w życiu najważniejsze. Nie mam co siedzieć i dumać nad sobą, trzeba się wziąć w garść. Te dzieci mają tylko jednego rodzica, ten drugi to rozkapryszony, egoistyczny dzieciak. Świadomość tego jest największym kopem jaki mogę sobie dać...

Ewa, ja też nie rozumiem gnębienia siebie. Ja wiem, ze tak robię, ze tak się dzieje -wydobyłam to ze swojej podświadomości. WIele rzeczy w sobie lubię, ale gdy dochodzi do konfrontacji ze światem zewnętrznym, z rodziną nawet -rzeczy te nagle wydają mi się śmieszne, nieważne. A gdy się potykam - zamiast wstać i się otrzepać, iść dalej -włącza mi się tak ostra krytyka siebie, destruktywna.

Przytulam:***
marynia
 
Posty: 314
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 10:43

Postprzez mahika » 21 gru 2007, o 16:48

He, wiedziałam, pamiętam jak sie martwiłaś jak chciał Ci zabierać ciągle dzieciaki, słomiany zapał a raczej chęć uprzykrzenia Ci życia, a teraz???

he he....
Ale malutki głupiutki heniu!

Maryniu złota, ja podobnie jak Absss zbierałam się i zbierałam, coś mi nie wyszło, ale jestem z Tobą i cię love :serce:

:D
Avatar użytkownika
mahika
 
Posty: 13346
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 16:07

Postprzez marynia » 22 gru 2007, o 01:52

Mam mocne postanowienie noworoczne - nie przejmować się nawet najbardziej bolesnymi pomysłami, decyzjami Henia. Bo żyją tak one tak krótko w jego głowie, szkoda mojego życia, moich nerwów.
NIe powiem ile nocy nie przespałam, ile przepłakałam ze strachu po tamtych zastraszaniach, grożeniu sądem w związku z opieką nad sądem -i po co?
teraz też mi było strasznie przykro -ale przecież jutro, za chwilę, on wymyśli co innego - po co to tak przeżywać?

Cieszę się, bo miałam dziś cudny dzień.taki zwykły, z gorączkującym dzieckiem -ale pełen śmiechu, beztroski.
Zrozumienie takich spraw jak ta powyżej, uświadomienie sobie po raz kolejny mojej roli i odpowiedzialności w tym domu, śmiech mojej córki, dało mi siłę by wstać, cieszyć się z tego mojego życia. Dziś jest mi dobrze ze sobą, dziś mam dużo siły i wiary w sens mojej walki, w sens budowania. Oby jak najdłużej:)
marynia
 
Posty: 314
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 10:43

Postprzez echo » 22 gru 2007, o 22:08

oby na zawsze maryniu, na zawsze ;)
dzieci były i są pociechą. Fajnie, że ten zdrowy gniew przeobraża styl Twojego myślenia, że odnajdujesz dobrą stronę medalu. Umiesz to BRAWO !!

Zawsze mówiłysmy Ci że jesteś fantastyczna , mam nadzieję, że będziesz coraz częściej w to wierzyć i dotrzegać coraz cześciej światełko w tunelu zamiast zasmucania się i drążenia bólu. Mam nadzieję, że osiągnełaś już dno tego bólu i teraz będzie coraz lepiej.
Masz swobodne , niezastraszone dzieci, wolność i szansę na odzyskanie i uszczęśliwienie siebie. Nigdy nie jest za późno.

ściskam mocno
i serducho :serce:
echo
 
Posty: 344
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 22:02

Postprzez ewka » 23 gru 2007, o 02:29

marynia napisał(a):jTe dzieci mają tylko jednego rodzica, ten drugi to rozkapryszony, egoistyczny dzieciak. Świadomość tego jest największym kopem jaki mogę sobie dać...

Mam nadzieję, że to kop w stronę działania i życia!

Maryniu, a co w kontakcie ze światem zewnętrznym powoduje, że włącza Ci się krytyk? Co konkretnie? Co to jest? Jestem monotematyczna, wiem;)... nie mogę pojąć, jak taka kobieta tak może siebie niszczyć - jeśli nie pojmuję, to się nie zgodzę dopóki mnie nie przekonasz, że masz rację... lub ja nie przekonam Ciebie, że racji nie masz;)

Nigdy się nie złapie równowagi i jakieś harmonii, jeśli się nie zaakceptuje i nie pokocha siebie - jestem o tym przekonana! I to wcale nie znaczy, że się nie widzi swoich wad czy słabości... one są, każdy je ma - ale widzi się po to, by siebie budować na mocniejszego i silniejszego... bo przecież nie po to, aby siebie kopać, bo jaki sens? Jaki cel?

I miło, że chce Ci się cieszyć zwyczajnym dniem i śmiechem córeczki. I takich dni będzie coraz więcej... nawet mogę się założyć, gdybyś chciała;)

Pozdróweczka;
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez marynia » 27 gru 2007, o 02:12

nie udźwignęłam ciężaru tych świąt...
dałabym sobie jeszcze radę gdybym była sama z dziećmi... ale nie, nie mogłam być sama, bycie samej w święta, uniemożliwienie dzieciom kontaktu z kuzynem, dziadkami to przecież egoizm...
oczywiście zepsułam wszystkim święta. bo ja wszystko psuję. Dlaczego nie mogę spędzić ich SAMA z dziećmi W DOMU??????????????? Dlaczego nie odczepią się wszyscy od nas??????? {Pwiedziałam dzisiaj rodzinie, że najszcześliwsza jestem w domu z dziećmi, czuję się wtedy dobrze, jest wesoło. Dowiedziałam się, że unieszczęśliwiam w ten sposób własne dzieci.

Jestem w strasznym stanie. Wygarnęłam dziś rodzinie, rodzeństwu,całą prawdę. O tym, że mam już dość, że ich towarzystwo mnie męczy, że czuję się bardziej samotna wśród nich, niż jak jestem sama. Że brak im cienia empatii. Że ich nie potrzebuję. Ze dzwonią do mnie, jak jestem potrzebna do opieki nad dzieckiem, do czegoś tam,a tak to -kontaktują się, spotykają między sobą, intelektualiści.bo ja nie jestem jedną z nich. Nie jestem intelektualistką, konkretną osobą. Jestem romantykiem, który jak coś powie -to wszyscy oczy wywracają do góry. Wiele lat brania leków wielkiego kalibru zrobiło swoje i mam kłopoty z zapamiętywniem -nie jestem partnerem w rozmowach o polityce, świecie. NIe jestem VIPem to be.Powiedziałam, że przez nich czuję się gorsza, że to oni sprawiają, że tak się czuję. Że mam dość szczebiotania siostry, jaka to jest szczęśliwa. Że mnie to boli i nie potrafię ttego słuchać. Mam dość ich wyśmiewywania się ze mnie, dość słuchania ich przechwałek. MOgę mieć dość? Mogę! po raz pierwszy powiedziałam to tak ostro.Ale zostałam zlinczowana za te moje dość. Bo jestem nienormalna, przewrażłiwiona, muszę się zmienić! dlaczego muszę???? Dlaczego mam się uczyć zgody na śmiech ze mnie?z tego, że taka jestem??? dlaczego mam się zmieniać?????? dlaczego mam robić to co inni chcą?????? nie potrafiębyć przebojowa, zarozumiała i jakoś tak mi się nie chce -dlaczego więc to jaka jestem jest takie złe???? Ciągle słyszę, ze muszę się zmienić, że to jest fajne, ale muszę popracować nad tym - tak jakbym była jakimś projektem, jakimś zadaniem, które dobre jest tylko, gdy spełnia czyjeś oczekiwania??? wiesz , już Ewa, dlaczego taka jestem, dlaczego tak czuję????taki mam dom, nie potrafię się przed nim obronić, przesiąkłam tym myśleniem. Dziś się zbuntowałam, dziś byłam aż okrutna w obronie własnej.

Wnioski -mojej rodziny: muszę się zmienić. Czemu jestem taka nabuzowana, przecież są święta (empatii brak, czym są dla mnie święta i jak to boli nie wyobraża sobie nikt- bo jak już nikt mnie nie wyzywa to powinnam być super szczęśliwa), że jak mi tak żle w tej rodzinie - to powinnam ją jak najszybciej opuścić. Itp, itd. że nie potrafię cieszyć się szczęściem innych, że najszczęśliwsza będę dopiero jak się komuś noga się powinie, a moja siostra urodzi niepełnosprawne dziecko...
tak widocznie postrzega mnie moja rodzina.rodzice oczywiście nie stanęli po mojej stronie.


nie mogę przeprosić - bo po raz pierwszy powiedziałam coś co mi od bardzo dawna leżało na sercu, po raz pierwszy brutalnie.ale coś we mnie pękło. Dlaczego jednak krytyk we mnie się obudził,dlaczego zrobiłam sobie krzywdę. Dlaczego muszę tak życ, i nie mogę być nigdzie sobą? Czy jestem aż tak beznadziejna? czy aż tak nie warta???
nie chcę się zmieniać. ale nie potrafię tak żyć. Nie potrafię się ciągle dostosowywać i tępić za to, ze nie jestem jak oni. nie jestem na razie w stanie cieszyć się szczęściem innych, słuchać o ich marzeniach -identycznych jak te, które ja miałam ale ich zrealizowanych -czy to oznacza, że jestem złą osobą? Dlaczego muszę spełniać oczekiwania innych? dlaczego nie mam prawa do bólu, żałoby skoro tak wiele boli i tak ciężko mi życ? przecież nie opowiadam o tym wokół, nie zamęczam. Dlaczego Wy jesteście mi bliżsi niż własna rodzina?
nie chcę się zmienić. nie potrzebna mi umiejętność śmiania się z moich przeżyć, mojej introwertyczności, wrażliwości. wystarczy mi udawanie kogoś kim nie jestem, pani bizneswoman, którą interesuje sukces. Interesuje mnie tylko nieból. Moje dzieci. Pieniądze -dają mi to namiastkę bliskości, miłości, na którą nie jestem gotowa.Poczucie bezpieczeństwa, dumę, radość na 5 minut, marzenie na chwilę.

jestem nikim, nie potrafię się obronić. nie mam dziś siły. nie potrafię, nie chcę być jak oni. nie mam siły. mam dość. cierpię, choć to nie wypada i wstyd i dlatego trzeba się palnąć w łeb.
moje córka powiedziąła mojej siostrze na pożegnanie -ty to nigdy nie jesteś sama.dlatego nie jesteś smutna....
Żyć się odechciewa...
gdyby nie dzieci byłoby mi prościej - nie mam już siły, raz na zwasze udowodniłabym wszystkim, ze tak -jestem beznadziejna. Ale muszę wstać, chcę dla nich wstać -choć wiem od dziś, ze jestem beznadziejną matką, bo je ograniczam, bo lubię być z nimi sama, bo marzę o wyjeździe na wakacje tylko we troje...
marynia
 
Posty: 314
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 10:43

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 163 gości