Ewa. pogubiłam się w tych refleksjach.
ewka napisał(a):---------- 18:35 17.12.2007 ----------
Ja to lubię sobie dzielić wszystko na zyski i straty... co tracę i co zyskuję z takich czy innych sytuacji (w sensie niematerialnym oczywiście). Na straty trudno mi się zgodzić... więc obracam to w zysk (przy dobrej obróbce to daje się zrobić).
to mi się bardzo podoba. Chciałabym się tego nauczyć...
ewka napisał(a):
Możemy pozwolić innym siebie zgnębić... możemy nie pozwolić. Czy wiesz, że to zależy tylko i wyłącznie od nas?
Teoretycznie - wiem.W praktyce nie umiem się obronić. Bo jestem zbyt naiwna, za dobra i skłonna do gnębiania siebie, do szukania swojej winy, błędu - jak mam obronić się przed gnębieniem przez innych?
A najważniejsze - jak mam przestać gnębić siebie?
ewka napisał(a):Jeszcze powiem, dlaczego ja o tych zyskach i stratach... otóż wierzę, że żyjemy, by z danych nam sytuacji wyciągnąć samą śmietanę. Wierzę, że w naszych życiach będą nam się przydarzały najróżniejsze sytuacje... i NIE po to, by nas zgnębić - ale tylko i wyłącznie po to, by to "coś"... coś w nas zbudowało.
To prawda. Widzę to po czasie.Wcześniej byłam strasznym chuchrem, zahukanym, smutnym, co to najchętniej pod kołdrę, a gdy ból nie do zniesienia -w niebyt. Dziś walczę, choć koszt walki jest ogromny,smutek, zwątpienie mi towarzyszą i ból wciąż ten sam - jest działanie, jest umiejętność przynajmniej technicznego, pozytywnego życia mimo wszystkich przeciwności, jest walka -nie poddaję się. ostatnio zawalczyłam nawet wbrew sobie, na siłę -dziękuję Wam, bo bardzo mi pomogliście...
Od dwóch lat staję się innym człowiekiem. w bardzo bolesny, nie powiem, ale właśnie "budujący"sposób. Choć na co dzień tego nie czuję i nie ma we mnie takiej refleksji...
tak na marginesie...1, 5 roku temu ponownie nauczyłam się śmiać...bardzo dziwne odkrycie - przez tyle lat tego nie robiłam, nie wiedziałam, że umiem...
ewka napisał(a):nie wierzę, że Bóg? los? życie samo? chce nas tak po prostu udupiać. Jeśli ma udupiać... jaką korzyść ma Bóg? lis? życie samo? z tego, że nas udupiło?
Wychodzi na to, że sama sobie kłody podkładam i sama się udupiam i nie mogę przestać. To, że wybrałam Henia, że wiedząc jaki jest -wyszłam za niego za mąż. To nie los, nie Bóg - to moja decyzja, moje spapranie sobie życia. To, że pozwoliłam sobie zrobić pranie mózgu i nie zrobiłam nic by się bronić -to moje godzenie się na udupianie przez inną osobę jest też moją winą, moim udupianiem siebie. NIe umiem siebie kochać, mam takie głębokie poczucie, że jestem beznadziejna, nic niewarta. Gdy przytrafia mi się coś złego, ktoś mnie rani -nie włączają mi się mechanizmy obronne, tylko gdzieś tam w podświadomości mój wewnętrzny krytyk zaciera ręce -że ktoś potwierdził jego zdanie o mnie.
Chyba jest tak, że jakaś część mnie szuka nieustannie dowodów na to, jaka jestem beznadziejna.Wszystko obracam przeciwko sobie. A ktoś, kto mnie zna - ma klucz do zranienia mnie.
Aguś, kochana jesteś -ale teraz to ja mam dysonans poznawczy. Gdzie Ty to widzisz we mnie, jak?co Ty piszesz? jaka odważna? ja?wiesz, ile wieczorów przepłaczę , bo czuję się jak dziecko we mgle -bo się boję,bo mi się nie chce, bo jest we mnie tyle STRACHU? bo nie daję sobie rady a muszę?
Kopię się w dupę po tym płaczu bo przecież muszę wstać bo są dzieci i muszę walczyć, żyć.
jedyne co mam - to nie odwaga. To moja miłość do dzieci.
bo bez nich już by mi się nie chciało. Walka -mimo wygranych, męczy. a ja jestem już bardzo zmęczona.walką z sobą o siebie -też, bardzo.
Ale kocham i jestem kochana. I na razie to mnie trzyma. Mam nadzieję, że z czasem znajdę więcej powodów...
dziękuję