Słowa, któe zabijają....

Problemy z partnerami.

Postprzez alutka » 1 lis 2007, o 12:17

Kochana,
przecież jako psycholog wiesz zapewne, że jedną z cech w tego typu związkach jest chęć ukrycia przed światem tego co sie dzieje w związkach, wstyd itp. Nie chcesz powiedzieć rodzicom, bo co? bo chcesz im zaoszczędzić stresu? A myślisz , że oni nie widzą , nie domyślają się?
Nie martw się o to. Oni pewnie coś wyczuwają ale myślę, że powiedzenie np, że przyjechałaś sama bo on nie chciał to nic strasznego. Przecież nie możesz odpowiadać za jego decyzje, jego czyny.
A rodzicom myślę powinnaś normalnie odpowiadać na pytania a jak będzie temat i chwila ku poważnej rozmowie to ....porozmawiaj z nimi. (A może jeszcze nie teraz ta chwila nadejdzie)
Przechodziłam przez coś takiego sama i ciągle robiłam dobrą minę do złej gry, ciągle tłumaczyłam go przed wszystkimi, ciągle coś tam wyjaśniałam i ciągle sie nie chciałam przyznać w myśl powiedzenia , że swoje brudy pierze sie we własnym domu. Potem przestałam to robić ( oczywiscie za namową terapeuty) i było mi lepiej z tym . Przecież ja to ja a on to on i sam odpowoiada za to co robi.
Więc głowa do góry - Ty odpowiadasz za siebie.
Trzymam kciuki i życzę Ci dużo wiary w siebie ( przecież sama wiesz ile człowiek jest w stanie znieść).
:ok: :papa2:
alutka
 
Posty: 33
Dołączył(a): 18 sie 2007, o 21:04

Postprzez marynia » 1 lis 2007, o 13:10

Aniu... a jako psycholog co byś mi poradziła, gdybym przyszła do Ciebie z takim problemem? Co byś mi powiedziała?
Popatrz na mnie, chcesz tak żyć? Chcesz tak skończyć jak ja?
Ty jesteś dopiero na początku takiej drogi. Ale już masz złamane serce.

Będą chwile, że będzie dobrze, będą chwile, że wyda Ci się że zło już za Wami, że sielanka. Uśpisz swą czujność a potem będzie łup. Pewnie dopóki kochasz będziesz żyć tą nadzieją, będziesz walczyć. Będziesz coraz słabsza, coraz bardziej będziesz zapadać się w sobie. Aż któregoś dnia miłość się skończy a Ty zostaniesz ze zmarnowanym życiem, wypalona, straszliwie pokaleczona. I może będziesz dalej z nim, może odejdziesz -ale nie będziesz już nigdy tą samą Anią.

Z dzieckiem rozumiem Cię doskonale.Ale czy nie jest tak, ze masz nadzieję, że to nieistniejące jeszcze dziecko będzie magicznym lekarstwem na Waszą przeszłość i na wreszcie dobrą przyszłość?
Z technicznego punktu widzenia szanse na dziecko w takim stresie, w takim bólu bardzo sobie zmniejszasz. Trudno Ci czasami nawet oddychać, spać. prawda? Czy masz w domu warunki by tę ciążę utrzymać? Tym razem nie denerwować się, nie martwić, nie cierpieć?

Ja marzyłam bardzo o dzieciach. I są moim największym szczęściem. Ale czasami żałuję, że ktoś mnie w pewnym momencie nie zapytał, nie uświadomił -jak Ty sobie wyobrażasz życie dziecka w takiej rodzinie? I pewnego dnia, mimo przysięgi w którą strasznie wierzyłam, mimo wielkiego bólu stwierdziłam, że już nie wyobrażam sobie dalszego życia moich dzieci w takiej rodzinie. Że nie mają prawa słuchać takich rzeczy, widzieć wiecznie zapłakanej matki, dziwnie zachowującego się, strasznie ojca. I niestety rozwód, rozbity dom - a przecież mogłam tego uniknąć. BO ja WIEDZIAŁAM, WIDZIAŁAM. Tylko ta moja chora miłość.I nadzieja głupia jak nie wiem,uparta, bezrozumna.

I choćbym stawała na głowie nie byłabym w stanie powalczyć o tą rodzinę. Bo to nie ja miałam problem, to nie był problem na moje siły, na siły zwykłego czującego człowieka. I nie ma znaczenia czy jesteś psychologiem czy lekarzem czy ekonomistą. NIe wszystkie problemy da się rozwiązać, nie da się pomóc osobie, która nie widzi potrzeby pomocy, która z powodu własnych problemów musi odreagować na kimś,dowartościować się kopiąc drugiego, osobie która rani Ciebie.

Ha. JA mojego męża zapisałam do psychologa, bo zauważyłam z czego rodzą się u niego chore zachowania. W końcu po 12 latach poszedł. I utwierdził się w przekonaniu, ze on jest super, bez zarzutów a ja jestem wszystkiemu winna...

Aniu chciałabym zdjąć Ci klapki z oczu, powiedzieć, obudź się, to tylko zły sen, już nie śnij. Ale wiem, że to niemożliwe, że dopóki kochasz, nic się nie zmieni. Będziesz szukać winy w sobie, on też ją w Tobie znajdzie i CIę w niej będzie utwierdzać.
Jedyne co wiem, że możesz zrobić i co może CI na tym etapie pomóc, ułatwić -załóż sobie pamiętnik. Pisz, co się u Ciebie dzieje. Pisz cytatami, co on opowiedział, co ty poczułaś. Czy chciałabyś dziś odejść, czy widzisz przyszłość DZIŚ dla Was. PISZ, dzień po dniu. Pewnego dnia przeczytasz a to, co napisałaś, pomoże CI podjąć właściwą decyzję.

Nie zamykaj się na rodziców, na rodzinę. Gdyby moi rodzice nie wiedzieli co się dzieje - nie byłoby mnie tutaj. W najtrudniejszych chwilach byli przy mnie. Powiem CI też jako matka - ciężko byłoby mi słyszeć, że moje dziecko cierpi, że mu się nie układa. Ale świadomość, przeczucie, że coś jest bardzo nie tak, że nie wiem co, nie wiem jak pomóc, bo moje dziecko nie chce mi nic powiedzieć, że moje dziecko cierpi w samotności, jest w tym wszystkim SAMO -byłaby dla mnie dużo bardziej bolesna.

I tak a propos tych konkretnych słów o których pisałaś. Są ludzie, którym tak się wyrwie w czasie sprzeczki. W związkach w których się układa słowa te zaszokują, zdziwią, może trochę zabolą. W związku po przejściach, budowanym na tylu łzach, na takim cierpieniu -takie słowa powodują niewyobrażalny, potworny ból.

Ja słyszałam słowa tego typu w różnych okolicznościach, gdy coś mu się nie podobało, gdy zachowałam się nie tak, powiedziałam coś nie tak, gdy coś mu się przypomniało sprzed paru lat, gdy miał zły dzień. Cel był jeden - zranić.

Anusia...
Powiedziałam Ci może zbyt brutalnie. Odnajduję w Tobie siebie i czuję Twój ból i wiem, co to znaczy tak naprawdę słowa, które zabijają.
I bardzo chciałabym, żeby Twoje życie potoczyło się inaczej, żebyś nie dała pokaleczyć i sama nie pokaleczyła się tak bardzo. Tylko dlatego, że kochasz. Nie warto.

Przytulam CIę bardzo mocno.
marynia
 
Posty: 314
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 10:43

Postprzez echo » 1 lis 2007, o 15:09

azetko,
z tym pamiętnikiem to chyba dobry pomysł. Prawda?

A propos słów, wiem że bardzo Cię bolą. Niektórzy mają z tym problem (typ włoski), że nawrzeszczą, wściekna się , a potem im przechodzi. I jest im głupio.
Jakie są więc czyny Twojego męża? Czy są zgodne ze słowami, czy jest twardy i zawzięty, zawsze wie najlepiej i super inteligentnie spycha na Ciebie winę, a jemu trudno się przyznać? Co te słowa dla niego znaczą. jak on to tłumaczy. Czy faktycznie czuje że łatwo by Cię opuścił, czy raczej tylko gada , a świata za Tobą nie widzi.
Wtedy te słowa warto puścić mimo uszu, albo odszczekac tak samo
i za chwilę się pogodzić, o ile Twój temperament na to pozwoli, bo może jestes zbyt wrażliwa na takie jazdy zwłaszcza po całych tych problemach z przeszłości. Mam jednak wrażenie, że Ty się do związku włoskiego nie nadajesz, w sensie że byłby zbyt męczący.

Zastanawiam się też, czy przez przypadek on nie jest z Tobą z poczucia winy, że Cię skrzywdził, a stres go rozwala i często wybucha?

Argument z dzieckiem jest faktycznie porażający w kontekście przyszłości tego właśnie dziecka. Myślę sobie, że być może dlatego nie chce ono przyjść na ten świat. Być może to naciągana teoria, ale stres na pewno blokuje jakieś tam komórki, bo organizm sam się broni przed naszą dziwną wolą. Dzieci chyba chcą mieć szczęśliwe mamy niż zestresowane i płaczące.
Kontroluj więc swoją płodność i poczekaj albo na waszą WSPÓLNĄ dojrzałość emocjonalną , albo na decyzję.

trzymaj się cieplutko i nie daj się zwariować.
echo
 
Posty: 344
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 22:02

Postprzez xxxxAZxx » 5 lis 2007, o 10:00

Witajcie Kochani.
Nie odzywałam się ponieważ byłam jednak u rodziców z Nim.
Trzymaliśmy trzeźwy dystans do siebie, trochę odpoczęłam, zatopiłam się w domowych pieleszach i dużo myślałam.
Dziękuję na wszystkie wpisy.
JEśli chodzi o dziecko-ja bardzo go pragnę ale jak już pisałam napewno nei zafunduje mu takiego domu, dlatego podjęłam dla mnie bolesną decyzję, że narazie nie ma mowy o dziecku ani jego planowaniu.Jestem świadoma tego co się dzieje w moim domu i nie mam szans na spokojną ciąże.
Jeśli chodzi o nas- cóż nikt nie ma ochoty odzywać się do siebie, zajęliśmy się swoimi rzeczami i narazie jest cisza.Oczywiście usłyszałam że to jest moja wina, że to ja prowokuję kłótnie itd itd itd do znudzenia.A ja już nie mam siły na te bezproduktywne rozmowy:(:(:(
Avatar użytkownika
xxxxAZxx
 
Posty: 88
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 13:15

Postprzez echo » 5 lis 2007, o 14:04

Aniu,
podjęłaś słuszną decyzję i pamiętaj o niej.
Pisz pamiętnik jak radziła któraś z nas, potem przeczytaj (za jakiś czas w spokoju na osobności) i przypatrzysz się sama sobie. Może przerób te tematy z pamiętnika z psychologiem i on Ci doradzi drogę postępowania.

Ja jestem zdania, że warto odbudowywac i dawać szansę, ale pod warunkiem, że osoba, która "zawaliła" naprawdę się stara i wspiera osobę skrzywdzoną. Może warto żeby on sobie to uświadomił, a może posłać go też na jakąś terapię, albo wybierzcie się razem.
Podziwiam Twoją cierpliwość i dobrą wolę.

ściskam Cię mocno
echo
 
Posty: 344
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 22:02

Postprzez xxxxAZxx » 5 lis 2007, o 15:45

Ktoras z was napisala ze jestem ambitna osoba- wlasciwie ambicja kierowala mnie przez cale zycie, ciagle cos udowadnialam, chcialam byc najlepsza w tym co robie, chcialam duzo osiagnac aby wszyscy byli ze mnie zadowoleni.I teraz chyba sama przed soba nie potrafie sie przyznac do porazki.....mam wszystko oprocz milosci....a moze on nie potrafi kochac....moze zyje z przeswiadczeniem winy....nie wiem i nie chce wiedziec....kocham go beznadziejna miloscia, kocham za wady i zalezty kocham twor mojej wyimaginowanej wyobrazni....kocham kocham potwarzam to sobie codziennie i to dodawalo mi sil, te slowa sprawialy ze wierzylam ze warto- warto snic o czyms trwalym i niesamowicie czystym, czyms co dodaje sil, umacnia,sprawia ze czlowiek czuje sie spelnionym,docenionym.......
Co do terapii ja chodze on byl ze mna pare razy ale zrezygnowal...jesli chodzi o pamietnik to mam blog ktory codziennie odwiedzam...moja porazka jest poronienie tego sobie nie moge wybaczyc, wtedy powinnam go zostawic i zajac sie ciaza,powinnam byc odpowiedzialna ale mna kierowal egoizm poswiecilam dziecko walce o jego milosc i wszyscy wiedza jak to sie skonczylo..smutna bajka:(:(:(:(:(
Avatar użytkownika
xxxxAZxx
 
Posty: 88
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 13:15

Postprzez Abssinth » 5 lis 2007, o 16:00

ile jeszcze poswiecen, Azetko...? czy teraz chcesz poswiecic siebie? Czy moze juz czas przestac?

xxx
pozdrawiam bardzo cieplo
A.
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Postprzez xxxxAZxx » 5 lis 2007, o 16:20

Nie wiem....tak bardzo bym chciala aby nam sie udalo.nie wyobrazam sobie siebie bez niego....nie wyobrazam
Avatar użytkownika
xxxxAZxx
 
Posty: 88
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 13:15

Postprzez agik » 5 lis 2007, o 16:34

---------- 15:29 05.11.2007 ----------

to moze od tego trzeba zacząć? Od wyobrazenia sobie siebie- bez niego?
Wyobraźnia nie boli... a nawet jeśli boli, to nie tak jak rzeczywistość.
Mysli prowadza nas do czynow ... i do słów.
Jeśli on mówi tak, jak mówi- to chyba nie twoją rolą jest zastanawiać się, co autor miał na myśli.
Autor miał na mysli to, co powiedział. A jeśli powiedział nie to co myśli- to czyja to sprawa?

Przytulam Cie mocno, mocno

---------- 15:34 ----------

Wiesz, co mi się wydaje najgorsze?
że nawet jeśli bedziesz miała tak dość, że odejdziesz- to on Cię zacznie gonić... Po co teraz ma to robić, skoro wie, że nie odejdziesz i tak...
A jeśli on Cie zacznie gonić- Ty wrocisz do niego.
I za jakiś czas wszystko sie powtórzy... :(
Słowa wam się niestety zdewaluowały. I słowa i mocne czyny :(
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Postprzez ewka » 5 lis 2007, o 16:41

xxxxAZxx napisał(a):moja porazka jest poronienie tego sobie nie moge wybaczyc, wtedy powinnam go zostawic i zajac sie ciaza,powinnam byc odpowiedzialna ale mna kierowal egoizm poswiecilam dziecko walce o jego milosc i wszyscy wiedza jak to sie skonczylo..smutna bajka:(:(:(:(:(

Co Ty mówisz, AZetko? Tak się po prostu stało... przecież nie chciałaś tego! Dlaczego tak obarczasz się winą? Gdybyś go zostawiła wtedy... skąd wiesz, że uniknęłabyś poronienia? Nie wolno tak myśleć!

"mam wszystko oprocz milosci" - wiesz... masz pewność, że jej nie ma?

Ściskam bardzo
:serce2:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez xxxxAZxx » 5 lis 2007, o 17:03

Lekarz mi mówił,że potrzebuję dużo spokoju, że musze leżeć, brać leki i wierzyć że się uda....a ja w dzień płakałam a wieczorem trzęsłam się z nerwów....gdzie wtedy był mój rozum?Poświęciłam dla niego wszystko,myślałam że tym razem los się do mnie uśmiechnie....a teraz??żałuje....żałuje że wtedy nie myślałam wylącznie o sobie....przecież mi nie powiecie że byłam nieodpowiedzialna.
Wiecie co jest najgorsze?To że kiedy parę dni jest ok,ja znowu zaczynam wierzyć.....a później znowu dostaje kopa....i tak jest ciągle....już nie mam siły płakać.
Teraz jest "poprawnie" czyli umiarkowany dystans. Rozmawiamy służbowo, ale przynajmniej nie ma kłótni.....tęsknie za nim,za tym człowiekiem który kiedyś bardzo kochał i okazywał to na każdym kroku....
Avatar użytkownika
xxxxAZxx
 
Posty: 88
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 13:15

Postprzez Abssinth » 5 lis 2007, o 17:05

tu nie chodzi o porazke...tu chodzi o blad. Potezny blad, ktory popelnilas wiazac sie z nim po tym wszystkim ,co on Ci zrobil. Jeszcze jest do naprawienia, ale na razie sama zakladasz sobie klapki na oczy. Poronienie nie jest Twoja porazka, tylko jego - bez jego udzialu nic by sie nie stalo, czyz nie?

Nie wyobrazasz sobie bez niego zycia....a wyobrazasz sobie zycie z nim tak jak jest teraz? A bedzie jeszcze gorzej, tacy jak on nie zmieniaja tylko jest z nimi coraz gorzej. Poczytaj, co pisze Marynia, poczytaj, jak cierpi teraz.....z uzaleznienia takiego jak Twoje.

Azetko kochana, nie wiem juz, co jeszcze moge Ci napisac. 'Kobiety, ktore kochaja za bardzo' juz czytalas? ten topik o molestowaniu psychicznym na kafeterii , ktory podaje co jakis czas?

Widzisz, ja wiem, ze w pewnym momencie spytasz sie sama siebie - jak ja moglam zrobic sobie cos takiego? Jak ja moglam mu pozwolic na cos takeigo? Tylko, dla samej Ciebie, oby wczesniej niz pozniej.....

przytulam Cie.
A.
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Postprzez california » 5 lis 2007, o 18:01

---------- 16:58 05.11.2007 ----------

...ale przeciez takie słowa sa często mówione przez mężczyzn...
nie wiem jeszcze w jaki sposób Twój mąż to powiedzial,ale moim zdaniem to w wielu zwiazkach cos takiego ma miejsce. Moj tato do mojej mamy tez kiedys tak mowil (bo poprostu czasem był bezsilny w obec jej narzekania) co nie znaczy,ze jej nie kocha.


Przepraszam za wyskok,ale....
z jednej strony Cie rozumiem a zdrugiej nie rozumiem ogólnie ludzi, którzy z takiego gówna robią aferę...

Powiedział tak bez powodu???????????????????? Co mu powiedziałaś,ze tak powiedział?

---------- 17:01 ----------

Nie znam Twojej sytuacji, ale czasem wydaje mi się,ze ludzie zbyt duzo oczekuja od innych a zbyt mało od samych siebie.

Zaakceptuj to co jest a zmieni się...
Avatar użytkownika
california
 
Posty: 270
Dołączył(a): 22 maja 2007, o 15:16
Lokalizacja: Bliżej morza

Postprzez ramona » 5 lis 2007, o 21:10

No nie wiem...Wg mnie wypowiadanie takich slow napewno nie swiadczy o niczym dobrym - i niewazne kto zawinil...Bo takich slow nie wypowiada sie bez powodu i jak komus naprawde zalezy...Choc kazdy przypadek jest inny.
Skoro Azetka tu pisze, to musi ja to bolec i przeciez chce cos poprawic. Ale do tanga trzeba dwojga.

Ale to prawda, ze czasem wymagamy za duzo od innych...Choc nieraz to poprostu niedobranie...
Avatar użytkownika
ramona
 
Posty: 278
Dołączył(a): 14 maja 2007, o 15:35

Postprzez xxxxAZxx » 6 lis 2007, o 09:32

Witajcie.
Nie wiem czy mój problem jest błachy czy też nie...każdy ma swoje emocje i w różny sposób je przeżywa.
California nie wiem czy czytałaś mój wątek od początku- ale nasz problem zaczął się od momentu straty dziecka-więc chyba nie bardzo wtrafiłaś w sedno sprawy.
Czy za mało daje z siebie???uważam że ja oddałam całą siebie...walcze codziennie z czymś co i tak jest krok przede mną.....
Wczoraj była kolejna awantura,tym razem ja się spakowałam, walizki stoją i czekają na moją decyzje.Usłyszałam że w weekend nie wróci na noc bo idzie z kolegą na jakąś impreze i że nie będzie miał jak wrócić i u niego przenocuje.Powiedziałam zdecydowanie że nie.Nie ufam mu,nei chce mu ufać....więc on na to że nie może żyć w kobietą która tak go ogranicza,że zna małżeństwa które oddzielnie się bawią itd.
Wpadłam w jakiś szał....ten człowiek nic nie rozumie i oczywiście znowu wyszło na to że to ja jestem ta zła...nie zdziwie się jeśli znowu sobie kogoś przygruchał...całą noc przepłakałam....kochani ja już nie mam siły żeby żyć,nie chce mi się oddychać, czuć.....a może faktycznie to ja nie mam racji????????
Avatar użytkownika
xxxxAZxx
 
Posty: 88
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 13:15

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 189 gości

cron