Miriam napisał(a):I trzeba sobie tlumaczyc bardzo czesto, czasem codziennie, ze to jest jakas brutalnosc emocjonalna. Moze to, co robie, to nie najlepsze postepowanie, ale ja, zeby sie nie zlamac, zeby wywalczyc z tej relacji juz nie COS dla siebie, ale SAMA SIEBIE, to przypominam sobie traumatyczne momenty, chwile ciezkie dla mnie, zeby nie zapomniec, ze to mialo miejsce. Nie chce na obecnym etapie nawet myslec, ze to wszystko byc moze "niechcacy" albo, ze matka sama nie dostala, wiec nie umiala dac. Bo jesli tak zaczynam myslec, to sama pakuje sie w duze wyrzuty sumienia. Jest mi jej zal tak bardzo, ze przestaje zalowac siebie. I wlacza sie myslenie, jaka to ja niedobra corka jestem. Moze kiedys bede mogla zaplakac tez nad nia. A moze w ogole dziecko nie powinno plakac nad rodzicem w tym sensie ?
mam bardzo podobny dylemat do Twojego - ciągle nie rozwiązany...
w książkach Alice Miller (znasz może?), która pisze na temat nadużywanych dzieci i ich rodziców można wyczytać, że MAMY PEŁNE PRAWO DO ZŁOŚCI I WŚCIEKŁOŚCI SKIEROWANEJ NA RODZICÓW, ZA KRZYWDY I NADUŻYCIA KTÓRYCH SIĘ DOPUŚCILI I NAWET MUSIMY TO W PEŁNI PRZEŻYĆ A NIE JEST NASZYM OBOWIĄZKIEM (A NAWET MOŻE NAM TO ZASZKODZIĆ W PROCESIE ZDROWIENIA) ANALIZOWANIE PRZYCZYN NIEWŁAŚCIWEGO ZACHOWANIA RODZICÓW ANI TYM BARDZIEJ POMAGANIE IM W UPORANIU SIĘ ZE SOBĄ...
jednak ja mam wątpliwości w tej kwestii... nierozstrzygnięte... bo mnie się wydaje, że odreagowanie tej złości może wcale nie przynieść uzdrowienia - i nie chodzi mi w tym momencie o dobro rodziców (czasami to pieprzę!!
choć czasem też, owszem, mam dla nich trochę empatii...), tylko wydaje mi się, że odreagowanie i głębokie przeżycie złości rozczarowania, cierpienia i frustracji, które stłumiłem w sobie będąc dzieckiem z lęku przed konsekwencjami ich wyrażenia i z potrzeby oparcia... może mi wcale nie przynieść wewnętrznej przemiany i uwolnienia się od zaburzeń, zależności i cierpienia, bo czy to coś zmieni w mojej osobowości...??
ale mogę się mylić - gotów jestem zaryzykować taki proces wchodzenia w tego typu uzasadnioną złość i przeżywania już jako dorosły wściekłości zawodu, bólu, itp. dziecka, które kiedyś nie mogło tego wyrazić bo się bało... właśnie mam kontakt z terapeutką, u której chyba miałbym szansę "przerobić" w sobie coś takiego, więc mogę spróbować - najwyżej okaże się, że niewiele to pomogło... bo mnie się jakoś instynktownie wydaje, że to musi być coś więcej, coś dalej... ale może to "więcej i dalej", to jakiś następny etap...?? po prostu jakoś nie wierzę w to, że samo przeżycie tej całej bezsilnej dziecięcej wściekłości i bólu oraz poczucia opuszczenia i smutku, może mi pomóc stać się niezależnym, samodzielnym człowiekiem, zrównoważonym, empatycznym, wolnym od roli ofiary i radzącym sobie dobrze w codziennym życiu oraz potrafiącym uwolnić się od destruktywnych relacji zarówno rodzinnych jak i partnerskich a za to zbudować relację właściwą, opartą na wzajemnej miłości i ułożyć sobie w ten sposób życia osobiste...
ale mogę się mylić, więc warto spróbować...
ciekawe, że pisząc to co napisałem, odczuwałem jednak jakieś przebłyski nadziei, "zahaczając" w tej wypowiedzi o: BÓL, SAMOTNOŚĆ, WŚCIEKŁOŚĆ, BEZRADNOŚĆ, BEZSILNOŚĆ I POCZUCIE NIEZROZUMIENIA I WYOBCOWANIA WŚRÓD NAJBLIŻSZYCH OSÓB, OD KTÓRYCH "INSTYNKTOWNIE" PRAGNĄŁEM I SPODZIEWAŁEM SIĘ WSPARCIA, OPIEKI, CIEPŁA A NIE ATAKÓW, WYMAGAŃ, KRYTYKI, OBELG CZY MOŻE NAWET NIEKIEDY RĘKOCZYNÓW...