mąż odszedł po raz drugi

Problemy z partnerami.

Postprzez Szafirowa » 10 lut 2009, o 09:32

Undset - jeśli CI to cokolwiek pomoże - ja rozwodziłam się z orzekaniem o winie, więc na swoim przykładzie mogę powiedzieć jak to jest.
Wszystko co napisałam tutaj jako odpowiedzi do Twoich wpisów, oraz w wiadomościach prywatnych jest prawdą i ma zastosowanie.

Najważniejsze jest zachowanie spokoju, bo jak słusznie dziewczyny zauważyły - emocje są w sądzie bez znaczenia.

Wizyta u adwokata zupełnie nietrafiona, przykro mi że to był dla Ciebie tylko wydatek niezwiązany z żadnymi rzeczowymi informacjami ...
Undset, czy myślałaś o poradzie prawnej z forum odnośnie alimentów czy rozwodów ?
Wiem, że coś takiego istnieje w sieci i dość dobrze funkcjonuje. Kiedyś korzystałam z tych porad i były naprawdę rzeczowe i bezstronne.
Dobry adwokat nie może oceniać Twojej postawy czy sytuacji. Dobry adwokat nie ma prawa powiedzieć Ci że jesteś taka, siaka, niedojrzała itd.
Dobry adwokat bezstronnie radzi i tyle. Stosując przepisy i kodeksy do sytuacji w jakiej się obecnie znalazłaś.

- z mojego doświadczenia wynika, że takie zachowanie Twojego męża jak najbardziej można uznać za winę i jego odpowiedzialność za rozpad Waszego małżeństwa.

- otóż alimenty MA PRAWO od Ciebie dochodzić, mimo tego że jest młody i zdrowy. Wystarczy tylko, że udowodni w sądzie że znacząco pogorszyła mu się sytuacja materialna i masz pasożyta na karku.

- jeśli nie Ty złożyłaś wniosek o rozwód, tylko Twój mąż, to z pewnością nie napisał w nim prośby aby wyznaczyć alimenty podczas orzekania rozwodu. Wyjścia są dwa - albo składasz teraz oddzielny pozew o alimenty, w którym wyznaczasz dokładną datę odejścia męża z domu, albo czekasz do rozprawy rozwodowej i podczas rozprawy zgłaszasz ustnie wniosek o ustalenie alimentów na córkę.

- oczywiście, że dostaniesz zaległe alimenty. Nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Machina egzekucyjna działa tak, że jeśli dłużnik nie chce płacić "po dobroci" to zgłaszasz sprawę do komornika (jest to pozbawione opłat) który to komornik zajmuje mu pobory i sukcesywnie potrąca z pensji Twojego męża alimenty, plus dodatkowo swoje koszty.
Wiedz jednak, że alimenty nie są powiązane z rozwodem, nie ma to ze sobą nic wspólnego. W każdej chwili możesz założyć sprawę o ustalenie alimentów na córkę i domagać się ich, nie czekając na sprawę rozwodową.

- jaki majątek chce dzielić jeśli mieszkanie jest Twoje ?? No jak to jaki - wszystek, który nabyliście wspólnie podczas trwania Waszego małżeństwa. Pralka, lodówka, telewizor, komputer, samochód - wszystkie te rzeczy jeśli zostały zakupione podczas trwania małżeństwa podlegają podziałowi.
Jeśli małżonkowie nie mogą dogadać się samodzielnie, to taki rozdział majątku też można załatwić w sądzie.

- 600 zł na dziecko Ci nagle przelał ?? Zobacz Undset, jak śmiertelnie musiał się przestraszyć ... przecież jak napisałaś, on po spłaceniu długów nie ma ani grosza nieomal, a tu nagle 600 zł ?? Dziewczyno ... on jest przekonany tak jak i my tutaj, że rozwód zostanie orzeczony z jego winy ... stąd ta jego nagła rozrzutność. Śmieszne po prostu.

- Wykorzystaj pobyt na komisariacie kiedy będziesz zeznawała w sprawie pogróżek dla Twojego męża i złóż wniosek do dzielnicowego, w którym będziesz domagała się zwrotu rzeczy, które mąż bezprawnie zabrał z domu.

Undset ... nic nie robisz złego. Po prostu poniosły Cię nagromadzone emocje, nad którymi trudno zapanować ... W d*** miej co on mówi, głęboko w d***. Jak jest taki skory do ocen, to może niech zacznie od siebie ? Ciekawe ... jak oceniłby samego siebie jako ojca.
Ty walczysz teraz o przetrwanie, walczysz teraz o każdy oddech.
To nie jest sen, to nie jest koszmar z którego się obudzisz. To jest teraz Twoja rzeczywistość.
Twój mąż tak bardzo boi się odpowiedzialności - że wyzywa Cię na wojnę. Nie masz wyboru, musisz walczyć Undset, jeśli chcesz móc otrząsnąć się z tego brudu, ohydztwa, gnoju, w którym Cię unurzał.
Avatar użytkownika
Szafirowa
 
Posty: 774
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 22:30
Lokalizacja: Wro

Postprzez nicka » 10 lut 2009, o 13:26

Undset, szafirowa napisała bardzo rzeczowo i mądrze. teraz musisz walczyć o siebie! nie ma czasu na litowanie się nad nim, zastanawianie czy robisz mu dobrze czy źle! to jest zcas na walkę o siebie! bo inaczej on wykorzysta to przeciwko Tobie!
jesteśmy z Tobą, pamiętaj.
to już nie jest ten człowiek, którego kochałaś :( niestety. teraz musisz walczyć o siebie i córeczkę!
nie robisz niczego złego!
nicka
 
Posty: 66
Dołączył(a): 18 wrz 2007, o 17:31

Postprzez undset1 » 11 lut 2009, o 21:33

nie mam już sil na to

wpłynął wniosek do sądu o rozwód

zgodze się za porozumieniem zeby było szybciej

wiem, wiem kochani...

ale po prostu nie mogę, nie dam rady i nie chcę...

przepraszam :(
undset1
 
Posty: 142
Dołączył(a): 7 gru 2008, o 20:04
Lokalizacja: Gdańsk

Postprzez z » 12 lut 2009, o 09:12

Uciekasz przed problemami.
Spotka Cie jednak przykra niespodzianka.
Problemy dopiero sie zaczna wraz z udzieleniem roozwodu za porozumieniem stron. Nie uciekniesz od nich wtedy juz i nie bedziesz miala wyjscia , tak jak teraz.
z
 
Posty: 226
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 13:04

Postprzez ewka » 12 lut 2009, o 09:13

Czyli osiągnął to, co chciał osiągnąć... sama wiesz Undset, jakimi sposobami. Przemyśl to dobrze, bo już tego nie odwrócisz.

:cmok:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez ophrys » 12 lut 2009, o 09:29

Undset

Przykro czytać jak sie poddajesz.

To nie nas powinnaś przepraszać, a siebie i swoje dziecko.

Szafirowa zaoferowała Ci swoją pomoc.
Dlaczego się poddajesz i nie chcesz walczyć?
Dziewczyno, to co teraz zrobisz zaważy na całej Twojej i dziecka przyszłości!

Czy choćby dlatego nie warto znaleźć w sobie siłę?

Jeśli tego nie zrobisz Twój mąż "zgarnie całą pulę". :paluszek:
Avatar użytkownika
ophrys
 
Posty: 1346
Dołączył(a): 10 paź 2008, o 14:18

Postprzez Szafirowa » 12 lut 2009, o 09:32

Undset ... czas trwania rozpraw jest wartością (jak dla mnie) najbardziej podrzędną ze wszystkich. I w Twojej sytuacji - najmniej ważną.
Podejmując taką a nie inną decyzję - musisz liczyć się z tym, co napisała 'z' - problemy teraz dopiero się zaczną.

Trochę mi szkoda, że skreślasz sama siebie, że stawiasz siebie na przegranej szali ... że obojętny jest Ci ten brud, który przylgnie do Ciebie i na długi czas pozostanie niezmywalny ...
Avatar użytkownika
Szafirowa
 
Posty: 774
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 22:30
Lokalizacja: Wro

Postprzez magdi » 12 lut 2009, o 14:51

indset, tak mnie podbudowała akcja z samochodem, śledzę twój wątek od początku i po raz pierwszy pomyślałam, że wreszcie się dziewczyna zebrała do walki, wreszcie będzie walczyć o swoje, choćby i niekonwencjonalnymi metodami, a Ty się poddajesz????? Nie rób tego, dla siebie i swojego dziecka!!! Walcz, walcz, walcz. Jak nie masz siły to krzycz i płacz, pisz tutaj, ale walcz!!!!
magdi
 
Posty: 155
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 20:02
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez smerfetka0 » 12 lut 2009, o 14:53

popieram!!! Undset która kobitka była by na tyle silna by z wielkim kluczem chcieć rozwalić samochód jak nie odda laptopa ? :)
no sama siebie poczytaj. MASZ W SOBIE TĄ SIŁĘ!!!
Avatar użytkownika
smerfetka0
 
Posty: 3954
Dołączył(a): 1 gru 2008, o 18:01
Lokalizacja: Londyn

Postprzez undset1 » 12 lut 2009, o 22:32

kochani - ja to wszystko wiem

ale co on tak naprawde weżmie? tylko swoja wolność - niech ja ma, skoro jam u ją zabierałam...

pierwsza rozprawa za minimum dwa miesiace jak nie cztery... nie o to chodzi... ja nie potrzebuje czasu by się zastanawiać nad rozwodem,

ja potrzebuję czasu i siły by być tylko samej dla siebie i dla córeczki..

chce sie nauczyć słuchać siebie, nie mącić swoich myśli nienawiścią, żądzą zemsty?, pragnienia by mu sie nie udało

CHODZI O TO ABY UDAŁO SIĘ MNIE
CHODZI O TO ABYM ZNALAZŁA SPOKÓJ
CHODZI O TO BY MOJA CÓRECZKA NIE WIDZIAŁA JAK SIĘ PLĄCZE I GUBIE
BY MOI RODZICE NIE MARNIELI NA MOICH OCZACH !!!!

O TO CHODZI !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Wiem, że myślicie inaczej, moze macie racje, może nie ... w tej chwili nic nie wiem,,,

wiem że czasem inaczej widzimy przez łzy - szczególnie te nienawiści i odrzuconej miłości...

mój mąż powiedział ze on nie będzie o nic walczył, rozmawialiśmy bardzo spokojnie, widzę, ze bardzo cierpi ( wiem że mozecie się śmiać, ale ... no sama nie wiem)

nie chce oskarżać, rzucać w nikogo kamieniami...

i nie chodzi tu o poddanie sie - chodzi o to że z tą myślą jestem spokojniejsza, łagodniejsza, czasem nawet weselsza...

nie chce już zabijać siebie dalej, tak wiele juz w sobie zniszczyłam, tak bardzo walczyłam - sama ze soba tak naprawdę !!!!!

złożyłam pozew o alimenty - teraz chce spokoju - powtarzam sie, lecz to takie ważne

Może życie pokaże że nie miałam racji - napiszę na pewno!!! A moze będzie mi choć trochę lepiej ???

Nadal mocno kocham.. strasznie mocno - czy to możliwe by udało mi się dzieki tej "chorej i smutnej" miłości przetrwać w spokoju?

Chciałabym by mój mąż kiedyś o mnie zawalczył - chciał się cofnąć nawet gdy już nie bedę jego żoną.

Może można wymazać wiele krzywd - ja sama nie wiem czy potrafiłabym??

Żeby sie dowiedzieć trzeba spróbować, moze ja nigdy nie spróbuje...

Na razie próbuję bardzo żyć w spokoju - bez jego głosu, wiadomości od niego, telefonu, czy z nim spotkania.

Pomożcie kochani to przeżyć - jesteście obcymi mi ludźmi ale i w pewnien sposób najbliższymi. To co pisze tu odkrywa mnie i mocno obnaża, ale chce pisać. Co wieczór siadam przed komputerem i z zaniepokojeniem spoglądam czy jesteście - nigdy sie nie zawodzę.

Dziekuję - bedę ...
undset1
 
Posty: 142
Dołączył(a): 7 gru 2008, o 20:04
Lokalizacja: Gdańsk

Postprzez woman » 13 lut 2009, o 01:38

Bardzo mi smutno czytać Twoje slowa Undset. Domyślam się, ile cierpienia Cię to wszystko kosztuje. Widzę, że walczysz o każdy oddech, o dzień, chwilę....
Życie pisze nieprzewidywalne scenariusze i czasem karta szybko się odwraca. Jeszcze zaświeci słonko dla Ciebie i dla córeczki, oby stało się to jak najszybciej.
CZas leczy rany, to prawda jest niepodważalna.
Przytulam Was mocno. :pocieszacz:
Avatar użytkownika
woman
 
Posty: 923
Dołączył(a): 26 sty 2009, o 21:12

Postprzez undset1 » 13 lut 2009, o 14:32

sama nie wiem czy leczy kochana woman...

u mnie wszystko tak boli jak 3 grudnia gdy odszedł/ nie zmienia się nic :(
nie chce życ z takim bólem - niech minie... i zakończy się wraz z rozpadem tego wszystkiego... :cry:
undset1
 
Posty: 142
Dołączył(a): 7 gru 2008, o 20:04
Lokalizacja: Gdańsk

Postprzez ewka » 13 lut 2009, o 20:02

undset1 napisał(a):i nie chodzi tu o poddanie sie - chodzi o to że z tą myślą jestem spokojniejsza, łagodniejsza, czasem nawet weselsza...

Chyba Cię rozumiem, Undset - to było wbrew Tobie i chyba dlatego tyle Cię kosztowało. Do pierwszej rozprawy może zmienisz zdanie, możesz się nad tym zastanowić... a może nie zmienisz, Twoja wola.

A czas rzeczywiście leczy... ale musi go minąć ileś tam - ale w końcu uleczy.

:serce2:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez woman » 13 lut 2009, o 23:41

undset1 napisał(a):sama nie wiem czy leczy kochana woman...

u mnie wszystko tak boli jak 3 grudnia gdy odszedł/ nie zmienia się nic :(
nie chce życ z takim bólem - niech minie... i zakończy się wraz z rozpadem tego wszystkiego... :cry:

Undset, jestem po przejsciach, nie chcę się wdawać w szczegóły, ale cierpiałam bardzo, wyłam do księżyca, przedłużałam agonię związku, aby tylko go zobaczyć, choc na chwilę poczuć, niech mi będzie dane jeszcze ten jeden raz myślałam sobie.....
A potem umierałam, umieralam co tydzień, dwa tygodnie, po to żeby wpaść w euforię, bo jednak odezwał się, zadzwonił, a mówił że juz nigdy, bo jescze go zobaczę, wtulę się w kołnierzyk koszuli, dotknie mnie, pogłaszcze po głowie znajomym gestem.
Umierałam kiedy słyszałam fragment piosenki, kiedy poczułam namiastkę zapachu, jego zapachu, czułam że się rozpadam widząc pary na ulicach. Byłam gotowa zaprzedać duszę diabłu byleby tylko został, byle mnie kochał....
Trwało to dobry rok zanim naprawdę dotarło do mnie że to koniec. Zobaczyliśmy się po kolejnym definitywnym zerwaniu, jechałam jak na skrzydłach, nie jadłam nic od tygodnia z przejęcia. Na spotkaniu trzęsłam się jak osika, mało nie zemdlałam, a on mnie nawet nie pocałował, nie wziął za rękę, nic, totalnie nic. Pamiętam jak szłam do swojego samochodu, byyło mi tak bardzio źle, tak strasznie, rozpaczliwie źle. I to uczucie, że minął rok a ja nadal jestem w tym samym punkcie, ból nic nie zelżał, był taki sam a nawet większy. Po powrocie do domu nie spałam chyba ze 3 dni i nagle, nie wiem jak to się stało przyszlo takie uczucie zobojętnienia. Tego się nie da opisać, poprostu zobaczyłam całą jego marność, całą moją małość w tym wszystkim, po prostu zero tęsknoty, zero uczucia, nawet wspomnienia przestały boleć. Ot ciach i nagle koniec.
Teraz już wiem czemu tak bolało te 3 dni wcześniej, choć od rozstania minął rok.....
Ja wtedy poczułam, tak naprawdę zdałam sobie sprawe ze to koniec. Nieodwolalny, definitywny koniec. Ja to nareszcie zaakceptowałam i poczułam spokój.
Dlatego droga Undset jak juz mówiłam wcześniej, karta może odwrócić się bardzo szybko, cierpimy, drzemy szaty, umieramy, ale nagle nie wiedzieć kiedy podnosimy się i zaczynamy życ na nowo, silniejsze niz kiedykolwiek.
Tak też będzie u Ciebie kochanie, tego jestem pewna.
Trzymaj się, ściskam mocno :buziaki:
Avatar użytkownika
woman
 
Posty: 923
Dołączył(a): 26 sty 2009, o 21:12

Postprzez undset1 » 15 lut 2009, o 19:51

---------- 18:49 15.02.2009 ----------

dziekuję za słowa pocieszenia ale...

no własnie, przykro mi to pisać, ale w chwili obecnej jestem na etapie w którym wydaje mi się, że ta miłość nie minie,. Marzę by zadzwonił, przytulił. Chciałabym poczuc jego zapach - a wieczorem marze.... bo bardzo pragne i tęsknie...

nIc z tego dostać nie mogę... gdybym wiedziała,że jakieś prośby przyniosą skutek, nie zawahałabym sie poprosić, nawet błagać... Wiem,że to cholernie przykre. Czekam na moment kiedy nadajdzie chociaż kawałek tego zoobojętnienia o którym pisze woman, ale nie widzę siebie trwającej z tym przez rok albo dłużej, To potworna męka. Chyba wolałabym nigdy nie kochać niż zostać teraz z tym co mam.

Zanim znalazłam was tutaj na tym forum wydawało mi sie że nikt inny nie orzeżywa tego - uczucia - tak mocno jak ja. Widze wiele złamanych - i na szczęście naprostowanych osób.

Czekam na jakiś moment oswobodzenia - nawet nie odejście tego uczucia i tęsknoty które noszę w sobie ale chociaż jakieś chwilowej ulgi. Modle się o to by nie zaczynac i nie kończyć każdego dnia myślą o nim i tesknotą za nim. Kłucie w klatce piersiowej przypominaq mi że żyję i muszę sie rano podnieść. Że muszę zjeść i skorzysatć z łazienki, że muszę uśmiechać się do córki - choć czasami... choć to takie trudne teraz. Każdy tem uśmiech jest niemal przez łzy

Ciagle znajduje coś co należało do niego, wspomnienia odganiam jak natrętne muchy ale one wracają i dręczą mnie potwornie. Czasem tego chce bo wtedy znowu mogę widzieć go obok siebie i czuc chociaz namiastkę, chociaż przez chwilę...

Wydaje mi sie że to ponad moje siły a jednak wstaję każdego dnia i widzę że jeszcze łapie oddech... choć z wielkim trudem.. :)

---------- 18:51 ----------

:cry: :cry: :cry: :cry: :zmeczony:
undset1
 
Posty: 142
Dołączył(a): 7 gru 2008, o 20:04
Lokalizacja: Gdańsk

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 282 gości