Kilka dni temu miałam tu napisać, że jak było źle to pisałam...a jak już jest cudownie to olałam sprawę... Chyba większość z nas tak ma a może jestem w błędzie. Nieistotne... bo znów jest źle...
Kto pamięta mój wątek, będzie kojarzył sprawę...
Nie wiem jak powinnam postąpić, ponieważ mój przyszły już mąż mnie nie kocha, nie ukrywa tego, ba, zapytany mówi otwarcie, że to nie jest tak mocne uczucie. Jestem dla niego ważna, jest mu dobrze w tym związku, twierdzi, że jestem najlepszą dziwczyną z którą był /jest...lecz nie kocha.
Mnie na pozór w tym związku jest bardzo dobrze, ale gdy tylko pomyślę, że on mnie nie kocha płaczę jak bóbr...gryzie mnie to. Jednak mam wrażenie, że moje życie bez niego nie ma sensu. Przywiązałam się do niego bardzo i co najważniejsze kocham go...
Znów brak mi sił... Wiem, że zasługuję na kogoś kto będzie odwzajemniał moje uczucie, ale nie potrafię podjąć dezycji o odejściu, nie chcę tej decyzji. Jest nam razem dobrze, wszystko się układa, nie kłócimy się, nie zdradzamy się, mamy wspólne cele i pasje, najpiękniejszy moj związek... poza tym, że on mnie nie kocha. Czy to nie ironia losu?
Nie wiem co mam robić, znów mam pustkę w głowie i brak sił by żyć innymi sprawami, którymi powinnam żyć przynajmniej w równym stopniu.