zastanawia mnie jak być zołzą

Problemy z partnerami.

zastanawia mnie jak być zołzą

Postprzez milla » 8 wrz 2009, o 20:04

właśnie czytam sobie tą ksiażkę :)
i się zaczęłam ostro zastanawiać i wiem już jakich błędów nie popełnię. nie będę nadskakiwać ani za bardzo sie starać ani być na wyciągnięcie ręki.
to się wydaje oczywiste.

ale właśnie wyobraziłam sobie ta sytuację jak ja pięknie odgrywam te scenki i stosuję te sztuczki ale to wszystko takie sztuczne, mam na myśli ze ... hm, jak przyjdzie co do czego to ja się nie czuję warta związku.
to sie powtarza regularnie we wszystkich etapach mojego życia że czegoś nie jestem warta.
nawet jak się nakręcę że jestem warta, to nagle dopada mnie taki lęk, że przecież nie, do niczego w życiu nie doszłam, jestem leniwa intelektualnie, nie potrafię przekonywac ludzi do swoich racji, potrafię pójść do kierowniczki praktyk i tak spieprzyć sytuację że nie załatwię pomyslnie swojego interesu tylko wyjdę na ... zołzę. a nie w każdej materii trzeba być zołzą.

ja nie rozumiem jak mogę czasem być wściekla na kogos, pomiatać kimś a jednocześnie nie czuć się warta zwiazku z kimś kto by mi sie podobał.

śmieszna mieszanka nie? :(
Avatar użytkownika
milla
 
Posty: 404
Dołączył(a): 6 cze 2009, o 19:41

Postprzez kajunia » 8 wrz 2009, o 21:10

Też kilka lat temu czytając tą książkę, wszystko wydawało się taki proste i oczywiste a w praktyce nie wychodziło bo było tak jak mówisz sztuczne. Sęk w tym, że to trzeba poczuć, tą siłę, niezależność. Zresztą tu nie chodzi chyba o sztuczki, tylko ogólnie o podejście do związku, do mężczyzn, do samej siebie. Po prostu nie pozwalasz na coś co Ci bardzo nie pasuje, godzi w szacunek do samej siebie, godność. Jeśli on nie ma zamiaru się zmieniać, szanować itp to z szacunku do samej siebie chyba czasem trzeba spasować. Kiedyś tego nie rozumiałam a dziś mogę powiedzieć, że tą dewizą kieruję się cały czas i mężczyzna z którym jestem widzi to i nie pozwala sobie na jakikolwiek brak szacunku bo nie ma pewności że zostanę. I tak chyba powinno być, to nie jest sztuczka, to podejście do życia, którego można się nauczyć. Obawiam się jednak, że z mężczyzną, który już nie szanuje swojej kobiety nie uda się stworzyć dobrego związku, zmienić czegoś i stać się "zołzą".
Avatar użytkownika
kajunia
 
Posty: 517
Dołączył(a): 22 gru 2008, o 10:14

Postprzez milla » 8 wrz 2009, o 22:06

w książce jest mnóstwo dobrych uwag, ale nie wszystkie mogłyby zadziałać. Faceci też nie są głupi i a pewno w którymś momencie zorientują się, że grasz.
cóż, na pewno warto zachować te rady w pamięci.
Chciałabym po prostu czuć się zupelnie równą partnerką w związku, CZUĆ, nie grać taką. Zawsze sama stawiam się w takiej pozycji (wchodzę w jakiś schemat) że " o matko co zrobić żeby wydać mu się interesującą. no dobra byla ta pierwsza randka ale na drugiej na pewno się zorientuje że nie jestem warta aż takiego zachodu, że nie trzeba się dla mnie aż tak wysilać" potem oczywiście wiem że nie powinnam tak myslec i to bzdura, ale nie mogę się powstrzymać przed uczuciem niepewności w jego obecności, i przymusu wymyslania tematów; albo totalnej zlewki, jeśli wybieram opcje stosowania terapii typu "pokaż mu że jesteś coś warta" wtedy sie wyłączam i nastawiam się na surowe ocenianie partnera, i zawsze znajdę coś anty. potem z tym anty nie potrafię sobie poradzić. to do nikąd nie prowadzi (więc chyba nigdy nie dorosnę do małżenstwa, bo z kim).

tak trudno mi poczuć to ciepło na sercu, wszyscy są mi obojętni, a jak mi się spodoba ktoś to wtedy wszystko pieprzę bo myslę że dlaczego niby on się mną zainteresował? bo mnie nie poznał ale zaraz się pozna... i tak wkolo macieju cholera :(
Avatar użytkownika
milla
 
Posty: 404
Dołączył(a): 6 cze 2009, o 19:41

Postprzez lili » 8 wrz 2009, o 22:17

wprawdzie nie czytałam tej książki, aktualnie czytam trzy inne, jak tylko je skończę to postaram się przeczytać zołzę, ale z tego co tutaj dużo osób pisze o tej książce dedukuję o czym ona mówi
i też właśnie mi się nasunęła już kilka razy taka myśl, że takie cielęce stosowanie zasad zaproponowanych w tej książce może trochę pozbawić życie w związku jakże ważnej dla niego spontaniczności
jasne, że nie ma sensu aż tak kalkulować "to ja mu teraz nie podam herbaty, niech sobie przypomni gdzie jest pudełko z torebkami"
tylko wydaje mi się, że w tym wszystkim chodzi o to, żeby kobieta nie pozwoliła się ograniczyć do kuchni, pralki, łazienki, muszli klozetowej i drogi z domu do szkoły/przedszkola/warzywniaka
żeby umiała powiedzieć czasem "nie, ja już dzisiaj oskrobałam kilo ziemniaków więc kochanie sałatkę pokrój ty" czy coś w ten deseń
obserwuję to po moich Rodzicach
są jakieś 33 lata po ślubie i za dzieciaka pamiętam że Mama zasuwała jak motorek wokół ojca a on był jak jakaś święta krowa
teraz trochę ją zmęczyło bycie posługaczką a on kilka razy przekonał się (np. jak Mama pojechała do sanatorium) że zakupy same nie wskoczą do lodówki :)
więc jak zawsze w życiu: złoty środek moim skromnym zdaniem

aaa i jeszcze jedno
bo tam potem podobno jest sequel, tak, że niby mężczyźni kochają zołzy
czemu?
ponieważ kobieta która potulnie pozwoli się za przeproszeniem udupić jakże potrzebną dla przetrwania rodziny ale mało wdzięczną pracą kury domowej... hmmmm...przestaje być atrakcyjna
jak to się mówi idealna partnerka powinna być w domu jak żona, w sypialni jak dziwka, i gdzieś tam jeszcze jakaś inna
czyli właśnie...znaleźć złoty środek w koncepcji na siebie
Avatar użytkownika
lili
 
Posty: 1236
Dołączył(a): 30 maja 2008, o 12:08

Postprzez biscuit » 8 wrz 2009, o 22:48

milla, a czemu by nie ryzykować po prostu?
nie szukać tematów, nie szukać punktów anty, nic szczególnego nie robić

zaryzykować i obserwować, co sie stanie
wyrażać uczucia, które się czuje
robić rzeczy, na które ma się ochotę
mówić myśli, które się pomyślało

zaryzykować i po prostu być
być otwartym na drugiego i to co sie dzieje tu i teraz
jeśli przydarzy się coś dobrego i fajnego, to będzie wiadomo, że przydarzyło się to NAM, bez szczególnego powodu, tylko dlatego, że JESTEŚMY

zaryzykować, bać się, ale ryzykować
na początek na przykład... słuchać i być uważnym na drugiego
w słuchaniu i uważności nie da się wiele spaprać, grać, manipulować
nie nastawiać się na nadawanie własnej audycji pt "moja atrakcyjność się uzewnętrzna w tej chwili"
a potem zobaczyć, co z tego słuchania się w nas rodzi i iść wolniutko za ciosem, bez wodewilu, z nieśmiałością "o qrwa, jestem sobą" :)
Avatar użytkownika
biscuit
 
Posty: 4156
Dołączył(a): 10 cze 2009, o 00:51

Postprzez Svan » 8 wrz 2009, o 22:54

kajunia napisał(a):Sęk w tym, że to trzeba poczuć, tą siłę, niezależność

znaleźć jej źródło jest chyba kluczowym wyzwaniem :)

kajunia napisał(a):nie pozwalasz na coś co Ci bardzo nie pasuje, godzi w szacunek do samej siebie, godność. Jeśli on nie ma zamiaru się zmieniać, szanować itp to z szacunku do samej siebie chyba czasem trzeba spasować

To brzmi gładko i prosto tylko w teorii, kiedy jest tak, ze osoba która stara się ten sposób wdrożyć miewa takie ambiwalentne odczucia
milla napisał(a):wściekla na kogos, pomiatać kimś a jednocześnie nie czuć się warta zwiazku z kimś kto by mi sie podobał.

wiesz milla, tak sobie myslę...że gdzieś mamy wzorce jakie powielamy: jesli widzieliśmy albo doświadczaliśmy na swojej skórze, jak to jest być pomiatanym, jesli doznawaliśmy uczucia upokorzenia i bolało nas to, to właściwie zapisują się w nas dwie informacje:
-poniżanie boli
-zasłużyłam na wsciekłość i pomiatanie mną, "byłam nie taka jak powinnam"
I im wcześniej to się w naszym życiu zdarzyło, tym silniej zapisało->tym trudniej się tego pozbyć/zmienić to. Czasami nie wystarczają suche podręczniki-wydają się takie...oderwane do tego co naprawdę czujemy...
milla napisał(a):ak się nakręcę że jestem warta, to nagle dopada mnie taki lęk, że przecież nie,

bo jesli mam wdrukowane w głowe, ze nie jestem warta, to gadanie do siebie "jestem warta" brzmi śmiesznie no nie?
Przekonania o sobie i świecie zakorzenione są bardzo głęboko.W tym kontekscie bardzo podoba mi się porównywanie człowieka do rośliny.
To, dzieki czemu tak naprawdę żyje roślinka, to jej korzeń. Przekonania (o sobie) są korzeniem. Nie wierze magiczne karteczki i mówienie sobie: jestem wspaniała, cudowna, niepowtarzalna fantastyczna i mam prawo tutaj być, jesli faktycznie czuję w środku antytezę tych słow...
wiem np., ze mam miły głos i jesli ktoś mi powie skrzeczysz jak sroka, to pomyślę-no gupi jakiś albo się czepia.
i nie ruszy mnie to.
Ale jesli mam wdrukowane, ze jestem zerem -to ludzie będą po mnie deptać (no bo przywykłam) a i ja bedę szukać okazji, zeby komuś sprzedać kuksańca w bok.
dlaczego niby on się mną zainteresował?bo mnie nie poznał ale zaraz się pozna

a ja taka jestem straszna"łuuuuuu", to lepiej już mu oszczedzę i sobie pójdę. Przynajmniej w tej kwestii będę wspaniałomyślna (słynne: "nie chcę żebyś cierpiał").
Albo kiedy słyszysz coś pozytywnego na swój temat myslisz sobie: "ale pierdzieli, oszust jeden, nie dość że pewnie tak naprawdę uważa mnie za brzydką to jeszcze traktuje jak głupią, bo mysli, ze się nie połapię, ze mnie bajeruje-obłudnik jeden"...no bo kto chciałby TAKĄ (...) mnie. i do ataku! albo...do udowadniania, że jesteś zła, głupia nic nie warta, nie masz żadnych osiągnięć, nie masz nic fajnego do zaoferowania, niczego nie wiesz, nic nie umiesz - słowem: totalne dno. I tu włącza się coś takiego, ze my ludzie chcemy mieć rację .
To czasem śmieszne a czasem tragiczne w każdym razie i w tej kestii:że jestem zerem chcemy mieć rację...i nie pozwolimy by ktoś to zmienił, mówił co innego niż my, bo chcemy mieć rację a on kłamie :lol:
W tym temacie napisałąś o sobie już tyle negatywnych rzeczy...to przychodzi Ci łatwo milla. A spróbuj, naprawdę bardzo się postaraj powiedzieć /napisać coś fajnego, co w sobie lubisz, co jest ciekawe ładne ect.
Wiem, że to nie łatwe ale może próbujesz?

Faceci też nie są głupi i a pewno w którymś momencie zorientują się, że grasz

ej moja droga, nie badzmy takie świetoszkowate i dbajmy o własny zadek.
Zawsze pełnimy jakieś role i nawet jesli gramy...gramy samych siebie-jesteśmy sobą w grze :D
Pasuje mi tu: "W życiu nie ma prób, od razu zaczyna się przedstawienie" (Marianne Faithfull) :wink:


[off]

Kiedyś tego nie rozumiałam a dziś mogę powiedzieć, że tą dewizą kieruję się cały czas i mężczyzna z którym jestem widzi to i nie pozwala sobie na jakikolwiek brak szacunku bo nie ma pewności że zostanę.
hmmm...zatrzymałam się przy tych słowach kajunia, ponieważ chyba nie chciałabym być w związku, jaki w ten sposób opisujesz. Wydaje mi się, że jesli oparty jest na obawie przed utratą kogoś, to musi być w nim wiele napięcia...
Opisujesz go troszkę jakby był warunkowy-albo będziesz mnie szanował (a okazywanie szacunku możemy rozumieć różnie), albo wynocha.
Ja tak sobie mysle o takim spokoju jaki daje nie wwrunek ale wolność wyboru:chcę Cię szanować i szanuję , ponieważ Cię kocham. Jesli Cię kocham chcę żeby było Ci dobrze, zebyś odczuwała, ze darzę Cię szacunkiem...
To jest
Nie wiem czy napisałam to zrozumiale, kajunia :D

[/off]
Avatar użytkownika
Svan
 
Posty: 43
Dołączył(a): 6 wrz 2009, o 00:55

Postprzez kajunia » 9 wrz 2009, o 08:51

Svan, byłam już w związku, w którym facet mnie nie szanował i NIGDY WIĘCEJ! Wolę być w zdrowym związku, w którym szacunek to podstawa i masz rację- warunek. Mam tego farta, że ktoś z kim obecnie już jakiś czas jestem szanuje mnie bez moich uprzednich wymagań. Ale jeśli by przestał- wtedy odejdę, bo nie chcę marnować swojego życia. Miłość, uczucia, dobre chęci itd wszystko fajnie, ale dobrze tez czasem zachować odrobinę rozsądku i nie zgadzać się na traktowanie, które nam nie pasuje. Nie wyobrażam sobie żeby mój mężczyzna przeklął na mnie, albo spóźniał się notorycznie, wystawiał mnie, czy też flirtował z innymi pannami. To jest dla mnie brak szacunku, na który się nie zgadzam, ja tego nie robię, więc on też nie powinien. Już byłam z kimś takim i nauczyłam się, że pobłażliwość nic nie daje. A teraz jestem szczęśliwa i nie mam potrzeby zmieniać obecnego podejścia do związku, bo działa. Nie jestem wredna dla niego, nie tresuję go, po prostu on wie, że mam swoje granice i jeśli nie będzie mnie szanował to musi liczyć się z tym, że tego nie zaakceptuję. I zresztą ja nie miałabym odwagi tak samo zachowywać się wobec niego, bo go szanuję i wiem, że nie pozwoliłby mi na bezkarne skakanie i jeżdżenie sobie po nim.

To nie jest tylko ładna teoria, to jest przede wszystkim praca nad sobą, ale da radę to osiągnąć. Ja potrzebowałam do tego kilku bardzo złych doświadczeń, ale dzięki temu dziś wiem czego nie chcę już przeżywać i nie zgodzę się więcej na kiepskie albo byle jakie traktowanie. Rozmowy, gadki, prośby i groźby nic nie dadzą, jedynie świadomość w głowie faceta że Ty sobie na to nie pozwolisz coś zmienia. [/quote]
Avatar użytkownika
kajunia
 
Posty: 517
Dołączył(a): 22 gru 2008, o 10:14

Postprzez Svan » 9 wrz 2009, o 11:45

kajuniu, doskonale rozumiem, co to znaczy brak szacunku ze str. męzczyzn-wszystkich:od ojca, brata po partnerów...Wiem jak to jest "chcieć " szacunku ale nie umieć się go domagać.
Ale...no właśnie... o to domaganie się szacunku mi chodzi. Że tak naprawdę będąc w zdrowym związku, ja się nie musze tego domagać, nie muszę z surową miną zaznaczać (nie koniecznie artykuując to na głos), ze ządam szacunku dla mojej osoby, opowiadać o zranieniach -by wiedział, ze sobie tego nie życzę.
Ponieważ-jak pisałam-mężczyzna który mnie kocha będzie mnie szanował, tak? I nie dlatego, ze ja mogłabym odejść , ale dlatego, ze wypływa to z jego uczuć w stosunku do mnie. Bo on wie, ze ja zniosłam brak szacunku, ze można był po mnie deptać...i mógłby robić to samo, prawda? Jednak zaufanie polega na tym, że ja wierzę, że mogę mu się "oddać "cała, bez lęku, ze po mnie podepcze...zresztą -jasne, że zniosłabym to, bo wiele mogę znieść, tyle, że on nie chce żebym ja znosiła-on chce mojego dobra...
Ty piszesz o granicach, o stawianiu ich i ja wiem, że je mam ale są one ruchome-moje granice to moje rozpoznawanie tego co sie we mnie dzieje i nie wymagam by mnie szanowano-jestem z ludzmi, którzy robią to bo chcą by było mi z nimi dobrze...mają to niejako "w pakiecie" -na wyciągniętej w moim kierunku dłoni
dziś wiem czego nie chcę już przeżywać i nie zgodzę się więcej na kiepskie albo byle jakie traktowanie.

heh...prawie 30 lat działałam wedle zasady "zrobię to, bo wiem czego nie chcę". To dużo prostsze niż powiedzenie czego chcę... odrobinę inne spojrzenie na Siebie, a nie na tego człowieka, który może mi zafundować to czego nie chcę. Bo "Nie chcę" jest obronne, a ja nie widzę powodu, by tracić życie na obronę i walkę o coś...bo i po co?
Jesli miałam takie doświadczenia które mówiły mi, że moje uczucia nie są ważne, moje potrzeby nie są ważne, ja nie jestem ważna i skoro tyle razy te granice były naruszane to bardzo czesto nie widzimy swoich granic a więc -na wszelki wypadek, obronnie-stawiamy mur, taką granicę która jest nieprzepuszczalna. I ta granica nie tyle nas chroni ile...ogranicza i nie pozwala innym na najmniejszy ruch, który mógłby nam (zranionym, doświadczonym) skojarzyć się z ich przekroczeniem, ze zranieniem.
Tak bardziej obrazowo:kiedy ktoś wyciąga rękę by się przywitać a my (na podstawie swoich dośw) wyciagamy szybko wniosek "acha! chciał mnie uderzyć"...no i już mamy powód do tego by powiedzieć, ze ten oto człowiek nas nie szanuje.
jedynie świadomość w głowie faceta że Ty sobie na to nie pozwolisz coś zmienia

I tak jak pisałam wyżej-nie bardzo się z tym zgadzam. Tu nie chodzi o świadomosć faceta-że Ty nie chcesz, ale raczej o jego chcenie czegoś dla Ciebie. O moje zuafanie jemu, a nie jego rozpoznanie moich granic. Nie jest patrzenie na ręce ale takie jasne spojrzenie w oczy z ufnością i spokojem.
że nie pozwoliłby mi na bezkarne skakanie

...ale nie skaczę bo nie chce po nim skakać, chcę, zeby mu było dobrze i bezpiecznie, a nie dlatego, ze on sobie nie pozwoli :D

Rozumiem kajuniu Twoje podejście-też miałam podobne. Teraz jednak inaczej rozumiem miłość i tak rozumiem zdrowy związek...z głębokim oddechem, ze spokojem, bez walki o cokolwiek :)
To o czym piszesz jest w porządku, tylko ...ja myslę, ze nie do końca jeszcze czujesz sie bezpiecznie, po poprzednich doświadczeniech...nie na tyle by zaufać.
Życzę Ci więc, żebyś mogła opuścić linię frontu i odwrócić się do swojego pana plecami, bez potrzeby stawiania granic i obaw, że mógłby zrobić coś wymierzonego w Ciebie :D


svan
Avatar użytkownika
Svan
 
Posty: 43
Dołączył(a): 6 wrz 2009, o 00:55

Postprzez kajunia » 9 wrz 2009, o 12:23

Ja też tak o widzę i tak to jest w moim związku, ufam, on ufa mi, o nic z nim nie walczę właśnie dopiero teraz jestem spokojna i pewna w związku.Ale niestety to się super sprawdza jak wszystko gra. I zresztą niestety na takich mężczyzn trafia się raczej rzadko. Jakby teraz w tym pełnym zaufaniu i szczęśliwości Cię zranił, zdradził, oszukał, co byś zrobiła? Bo przecież człowiek nie jest pewnikiem, zawsze może się odkochać, albo może mu coś odbić. Wtedy też Twoje zaufanie będzie takie pełne? Moje nie, ja wtedy bym się wycofała bo moje granice zostałyby przekroczone, a zaufanie byłoby już nie do odbudowania. Ja nie krzyczę mu w twarz że jestem silna, on po prostu to wie. Wie, że jestem taką osobą, że gdyby mnie bardo zawiódł, to bym zniknęła. Nie muszę tego mu powtarzać. To o czym ja mówię odnosi się do sytuacji kiedy się tak ładnie nie układa- bo oczywiście podzielam Twoje podejście w momencie gdy jest super, sama obecnie też tak sądzę bo w moim związku nie ma większych problemów, więc wszystko opiera się na chęci i zaufaniu, ale czasem dzieje się tak że jednak problem się pojawia. I co wtedy ma zrobić taka kobieta? Powiedzieć: "tak Kochanie, mimo że mnie bijesz, pijesz, zdradzasz, oszukujesz, nie dbasz o mnie ja i tak będę Cię bezwarunkowo kochać i trwać przy Tobie"? Ja bym spakowała walizki bo nie mam ochoty sama sobie tego robić. I w zasadzie masz rację taki pan może o mojej postawie nie wiedzieć, najwyżej miałby niespodziankę ;) Przecież to że ktoś robi nam krzywdę zależy również od nas, czy się na to godzimy czy nie. Nie każdy jest z natury dobry i kochający, czuły itd, jak nie ma problemu to jasne że nie trzeba reagować, bo na co, a co jeśli jest problem? Podzielam Twoje zdanie, ale tylko w części, bo to się sprawdza jak jest dobrze.

Co o tym myślisz?
Avatar użytkownika
kajunia
 
Posty: 517
Dołączył(a): 22 gru 2008, o 10:14

Postprzez Svan » 9 wrz 2009, o 18:22

kajunia napisał(a):Jakby teraz w tym pełnym zaufaniu i szczęśliwości Cię zranił, zdradził, oszukał, co byś zrobiła?

no i widzisz, ja z szacunku dla niego, nawet o czymś takim nie myślę.
A co by się stało gdyby ktoś mnie zranił...nie wiem tego, bo jak sama napisałaś "człowiek nie jest pewnikiem"-nie wiem co czułabym w konkretnej sytuacji, natomiast często staję w sytuacji (właściwie codziennie) gdy szanuję kogoś, kto mi szacunku mi nie okazuje. I wierz mi, nie jest łatwo wzbudzić szacunek (do siebie) w kimś, kto w konkretnej sytuacji jest moim "wrogiem"- nie szanuje mnie i mojego wysiłku.
kajunia napisał(a):człowiek nie jest pewnikiem, zawsze może się odkochać, albo może mu coś odbić. Wtedy też Twoje zaufanie będzie takie pełne

kajuniu, ale tak właśnie wygląda życie-no to co ja mam zrobić, zamknąć się na świat w swojej wierzy , bo ktoś setki razy to zaufanie nadwyrężał? Mogę dokonać takiego wyboru, ale też mogę wybrać, ze podejmuję ryzyko zaufania mu. Bo co tak naprawdę może mi zrobić-że mnie zrani, ze zwyzywa, oszuka...ale o kim to świadczy źle? Ludzie ranią i nie da się tego uniknąć, bo mamy w sobie takie miejsca gdzie jeśli się nadepnie to boli, no ale jeśli ja komuś pokazuję swoje miękkie podbrzusze, to już jest moje ryzyko, na jakie sama się decyduję, tak?
Nie chciałabym juz nigdy zakładać, że ktoś obok mnie jest moim wrogiem, ze jego intencją jest mnie zranić-bo mnie samą to pozbawia komfortu.
kajunia napisał(a):Powiedzieć: "tak Kochanie, mimo że mnie bijesz, pijesz, zdradzasz, oszukujesz, nie dbasz o mnie ja i tak będę Cię bezwarunkowo kochać i trwać przy Tobie"

no, tutaj już wchodzimy na bardzo głęboką wodę, która jest po prostu chorobą-często chorobą wyniesioną z rodzinnego domu. To niezwykle złożony i wielowarstwowy problem, ale nie chciałabym go tutaj rozwijać, bo za bardzo odbiegniemy od problemu milli.

kajunia napisał(a):twarz że jestem silna, on po prostu to wie. Wie, że jestem taką osobą, że gdyby mnie bardo zawiódł, to bym zniknęła.

hmmm. a wie to skąd? 8)
no nie wiem czy zniknięcie byłoby przejawem siły i czy właśnie dlatego Cię nie zawodzi. Ja obstawałabym uparcie przy tym, ze nie robi tego...dlatego, ze nie chce Cię zranić a nie bo "wie że byś zniknęła".

kajunia napisał(a):moje (...)zaufanie byłoby już nie do odbudowania

rozumiem, ze nie stawałaś twarzą w twarz z takimi faktami, ale wierzę, ze gdyby Ci się to przytrafiło, po wylizaniu ran, nabraniu powietrza w płuca... podejmiesz inną decyzję. Bo to czy zaryzykujesz i zaufasz, czy schowasz się w kąt oceniając wszystkich na podstawie 1 zdarzenia, jest Twoją decyzją. Decyzją gdzie ważysz:albo będę próbować i spotkam osobę, z jaką będzie mi bezpiecznie, albo zamknę się na 4 spusty i ochronię się ...przed tym co nieuchronne-przed zranieniem.
Kiedy zakładamy, ze wszyscy ranią, wtedy życie staje się nieznośne-jesteśmy non stop najeżeni i nastawieni na zranienie-do takich kolców trudno się przytulić... :D
Co więcej my też ranimy-mniej lub bardziej świadomie i musimy codziennie stawać przed lustrem patrząc sobie w twarz i znieść swój widok..takiego "raniącego, krzywdzącego"...znieść ten ciemny kawałek w sobie-ja tam na kurs dla świętych się nie zapisywałam...zresztą pewnie by mnie nie przyjęli :wink:

Wspominałaś, ze szanujesz partnera a on Ciebie. Wydaje mi się, ze w tym prawdziwym szacunku pewne rzeczy po prostu nie przechodzą nam przez mysl. I teraz zobacz kajunia, mówimy. np że szanujemy naszego partnera. W moim rozumieniu człowiek do którego mam szacunek, to jest ktoś na swój sposób bezpieczny, to ktoś komu ufam->ufam w takim znaczeniu ze wiem, ze on nie zrobi czegoś krzywdzącego mnie:nie zachowa się wobec mnie w sposób niegodny szacunku. To są naczynia połączone :)


kajunia napisał(a): Nie każdy jest z natury dobry

Myślę, ze każdy.
...ale to już osobna bajka :D
(choć samo Twoje założenie, że nie jest pozwala mi rozumieć dlaczego tak bardzo potrzebne są Ci ochronne zasieki)

bardzo podobają mi się słowa biscuit:
milla, a czemu by nie ryzykować po prostu?
nie szukać tematów, nie szukać punktów anty, nic szczególnego nie robić

zaryzykować i obserwować, co sie stanie
wyrażać uczucia, które się czuje
robić rzeczy, na które ma się ochotę
mówić myśli, które się pomyślało

zaryzykować i po prostu być
być otwartym na drugiego i to co sie dzieje tu i teraz
jeśli przydarzy się coś dobrego i fajnego, to będzie wiadomo, że przydarzyło się to NAM, bez szczególnego powodu, tylko dlatego, że JESTEŚMY

zaryzykować, bać się, ale ryzykować


no właśnie, taka dobra wskazówka dla lękliwych: bój się i rób
Bo jak inaczej żyć? Jak mieć ciastko i zjeść ciastko? :wink:


Zwróciło moją uwagę jeszcze coś:
milla napisał(a):jeśli wybieram opcje stosowania terapii typu "pokaż mu że jesteś coś warta" wtedy sie wyłączam i nastawiam się na surowe ocenianie partnera, i zawsze znajdę coś anty. potem z tym anty nie potrafię sobie poradzić.

To jest takie nieustanne stawianie siebie w kontraście do świata-albo jestem nic nie warta, bo zuzia potrafi lepiej puszczać mydlane bańki, albo jestem coś warta, bo tomek nie umie skakać na skakance....
Wszyscy ludzie posiadają całkowicie przez siebie nie doceniane uroki, zdolności, wspaniałości, które ignorują i którymi nie dzielą się z innymi ludźmi. Czy jeśli ktoś np. nie jest w 100% sprawny fizycznie czy intelektualnie to czy w jakikolwiek sposób może to odebrać wartość ciepłu jakie daje innym swoją obecnością?
Wszyscy też marzymy o tym, zeby ktoś był na nas uważny, żeby ktoś był dla nich miły...dla kogo to jest zamknięte i nie możliwe do zdobycia? No nie ma ani jednej osoby na świecie, która nie mogłaby tego otrzymać...


ps.{
kajunia napisał(a):Co o tym myślisz?

zabrałam swoje "co myślisz" bo nie chciałam naciskać, na odniesienie się do mojego wywodu. Chciałam jednak dodać, że przyjemnie mi się z Tobą rozmawia, mimo, ze temat jest chyba dla każdego z tu obecnych bardzo trudny :wink: }
Avatar użytkownika
Svan
 
Posty: 43
Dołączył(a): 6 wrz 2009, o 00:55

Postprzez kajunia » 10 wrz 2009, o 09:23

Chyba nie do końca się rozumiemy :) Ja nie skreślam wszystkich mężczyzn, bo ktoś tam zrobił mi krzywdę. Ja po prostu nie potrafię i nie chcę mieć więcej zaufania do tej konkretnej osoby która umyślnie mnie krzywdzi. Myślę że sytuacje o których piszemy to nie gdybanie, bo przytrafiają się pewnie 90% kobiet na tym forum, mężczyznom pewnie też ale w tym kontekście rozumiem, że piszemy o kobietach. Nie zawsze te kobiety są w tych sytuacjach szczęśliwe, próbują coś zmienić, ale te zmiany nie przynoszą skutku. Odejście to nie ucieczka wg mnie. Bo co innego kiedy odchodzisz bo są problemy niezależne od nas, a co innego jak odchodzisz bo Twój partner źle Cię traktuje. Może to wynika z natury każdej z nas? Tak czy inaczej, dla mnie założenie książki jest raczej słuszne i w moim życiu się sprawdza, chociaż osobiście nigdy nie stosowałam tych "sztuczek" o których pisała autorka.

Svan, jeżeli Ty jesteś szczęśliwa w swoim związku stosując swoją teorię, a ja mając swój sposób na życie również jestem szczęśliwa to chyba nie ma się o co spierać, ważne że każda z nas znalazła rozwiązanie dobre dla siebie.
Avatar użytkownika
kajunia
 
Posty: 517
Dołączył(a): 22 gru 2008, o 10:14

Postprzez Svan » 10 wrz 2009, o 11:00

Ok, rozumiem.
to chyba nie ma się o co spierać

hehe...ale ja się nie spieram. Przecież rozmawiamy, tak?
To, ze mamy odmienne zdanie sprawia, że rozmowa może być ciekawsza i bardziej inspirująca dla nas i dla drugiej strony. :)
Jeśli jednak tak to odczuwasz(jako spór/"walkę"): już o nic nie pytam i nic nie mówię :)
Ostatnio edytowano 10 wrz 2009, o 11:41 przez Svan, łącznie edytowano 1 raz
Avatar użytkownika
Svan
 
Posty: 43
Dołączył(a): 6 wrz 2009, o 00:55

Postprzez moniaw-w » 10 wrz 2009, o 11:36

:) ksiazka sama w sobie jest fajna, i za pierwszym razem naprawde niezle sie usmialam czytajac :)

moim zdaniem rady sa dobre na poczatku zwiazku, ale jesli jestesmy juz z partnerem dluzszy czas, on nas nie szanuje, to moim zdaniem oprocz trzesienia ziemi te rady na niewiel sie przydadza

mam takie przekonanie, ze jesli mezczyzna sie przyzwyczai, ze moze nie szanowac swojej partnerki, ze ona zawsze dla niego jest - to duzo trzeba, zeby zaczal patrzec na nia inaczej...

np:

na Psychotekst trafilam chyba w 2005, bylam w zwiazku z chlopakiem, ktory trakotwal mnie bardzo zle. Duzo sie naczytalam o 'uciekajacym kroliczku' itd. Wiec jak uciekalam, to:

1. on byl szczesliwy i mial mnie gdzies, przynajmniej nikt mu nie robil afer o jego uzaleznienie (raczej kompulsje)

albo

2. cierpialam sama z braku kontaktu z nim

albo

3. poprawialo sie... na jeden dzien. Dostawalam kwiatka :D

Potem znowu bylo tak samo, bo on juz sie przyzwyczail, ze moze mnie tak traktowac :).

:P
Avatar użytkownika
moniaw-w
 
Posty: 146
Dołączył(a): 10 paź 2007, o 20:03

Postprzez kajunia » 10 wrz 2009, o 13:50

---------- 13:46 10.09.2009 ----------

Svan napisał(a):Ok, rozumiem.
to chyba nie ma się o co spierać

hehe...ale ja się nie spieram. Przecież rozmawiamy, tak?
To, ze mamy odmienne zdanie sprawia, że rozmowa może być ciekawsza i bardziej inspirująca dla nas i dla drugiej strony. :)
Jeśli jednak tak to odczuwasz(jako spór/"walkę"): już o nic nie pytam i nic nie mówię :)


Nie, nie odbieram tak tego, pozdrawiam ;)

---------- 13:50 ----------

moniaw-w napisał(a):moim zdaniem rady sa dobre na poczatku zwiazku, ale jesli jestesmy juz z partnerem dluzszy czas, on nas nie szanuje, to moim zdaniem oprocz trzesienia ziemi te rady na niewiel sie przydadza

mam takie przekonanie, ze jesli mezczyzna sie przyzwyczai, ze moze nie szanowac swojej partnerki, ze ona zawsze dla niego jest - to duzo trzeba, zeby zaczal patrzec na nia inaczej...


Dokładnie to miałam na myśli :) I niestety w niektórych przypadkach jedynym wyjściem jest wycofanie się, albo odejście. Przynajmniej u mnie było tak, że cokolwiek bym innego nie zrobiła nic by się nie zmieniło.
Avatar użytkownika
kajunia
 
Posty: 517
Dołączył(a): 22 gru 2008, o 10:14

Postprzez milla » 10 wrz 2009, o 18:02

hm, to będzie długie
zacznę od tego może, że - no pewnie tak, mam zakorzenione te zle poglądy o sobie od dzieciństwa. Byłam po prostu zawsze na uboczu jesli chodzi o równieśników, nie potrafiłam znaleźć swojego miejsca. Czułam się inna. Więc raczej mnie ignorowali, a ja niestety bylam też przewrażliwiona i obchodziło mnie to bardzo że nie umiem sie odnaleźć (bardzo, bardzo bolało). Potem zawsze miałam dwie-trzy koleżanki i sie jakoś trzymałyśmy, ale ja pragnęłam czuć się jak "pełnoprawny uczestnik" klasy... no nie wiem, nie potrafiłam się zobaczyć tak jakbym byla normalnym uczniem do którego np pani nauczycielka mówi że czeka nas szkolna "dyskoteka" i mamy za bardzo nie rozrabiać... czułam , ze ona to mówi do reszty, a ja po prostu przez przypadek słucham. nawet jak byłam starsza i wkręcałam sobie, że jestem zupełnie jak inni, to wewnatrz czułam bunt typu: "przed kim udajesz?"
więc w liceum odsunęłam się zupełnie od reszty stosując metodę "totalnej zlewki" czyli że mi nie zależy, a tak poza tym to już się ze wszystkim pogodziłam i po prostu wracałam do domu po szkole i patrzyłam w sufit tonąc w czarnych myślach i pogrążając się w żalu nad samą sobą. totalna flegma wtedy ze mnie była :)
heh. tyle że potem odkryłam i nagle mnie olśniło że inni bywają (przepraszam za wyrażenie) głupsi ode mnie, prostaccy, bez żadnych zainteresowań i ambicji, jakoś tak - wezbrał we mnie gniew, ze przez całe lata czułam się od nich gorsza, że pozwalałam wchodzić sobie na głowę, że nie potrafiłam się odciąć jak ktos mi cos powiedział i na dodatek brałam to do siebie. tak się wkurzyłam że od tej pory nienawidzę głupich ludzi (czy też ich głupich zachowań, btw - choć wolę oceniać człowieka, bo sama zawsze byłam oceniana jako osoba, a nie moje zachowania - sorry, ale rzadko kto ocenia rzeczywiście tylko zachowania. a na pewno nie jak ktoś jest zbyt młody)
no i nienawidziłam tego oceniania, bo zawsze mnie ktoś oceniał, a ja to czułam. Wszyscy w szkole obserwowali się nawzajem, by móc wychwycić jakieś potknięcie i wykorzystać przeciw sobie. Nienawidziłam tego. w liceum pragęłam być niewidzialna (ale nie byłam :roll: )

jeszcze długo trudno mi było swobodnie się przy kimś czuć, odbierać go, skupić się na zrozumieniu go, na poczynieniu spostrzeżeń itp... nie potrafiłam się zapomnieć, czerpać z chwili! nie potrafiłam przestać czuć nieznośnej fizycznej obecności mojej osoby i skupić się do końca na jakimś miłym odczuciu! nawet jak całowałam się, mój umysl ciagle kontrolował to, jak reaguje ten chłopak, czy robie coś nie tak itp.
Jak rozmawiałam z kimś, zamiast skupić się na drugiej osobie, bez konca analizowałam siebie, jak wyglądam, jak stoję, jak on mnie odbiera, nawet literalnie czułam owal mojej twarzy i zastanawiałam się czy nie robię jakiejś głupiej miny.
kontakt wzrokowy to była masakra. taki wysiłek że matko :) nie wiem czy ktos miał taką smieszną rzecz że patrzy się na kogoś, ma wrażenie ze zbyt blisko stoi i nie wie w ktore oko patrzeć :D strasznie to głupie ale tak miałam :roll: może za bardzo się koncentrowałam i skupiałam ten wzrok... nie wiem

no dobra - przechodząc do konkretów, właśnie ostatnio mam faze na rozprawienie sie z przeszłością, bo chcę się nareszcie poczuć wolna od tych nalecialości. a to wciaz we mnie drzemie i czasem sie uaktywnia, przeplatane okresami względnego spokoju i dobrego o sobie mniemania.

niestety cos jest we mnie takiego, że widzę we wszystkich chłopakach wady i strasznie mnie one irytują. nie potrafię miec wyrozumiałości, zaczynam czuć irytację, niechęć i znużenie. i albo czuję do nich głęboką niechęć, albo denerwuję się że to ja nie będę interesująca i koleś się ze mna zanudzi i poyśli że jestem "głupia" (to słowo to schemat, od przedszkola dzieci żeby okazać komuś pogardę mówią że ktoś jest "głupi" - i już)
więc albo ja, albo koleś jest głupi.

najgorsze jest to, że jadę na wesele z takim kolegą którego niewiele znam ale zacząl mnie już irytowac przez rozmowy na gadu i zaczyna się we mnie ten proces niszczący... strasznie chciałabym to zahamować, chciałabym dać mu szansę - naprawdę szansę, i sobie szansę, bo oglnie wydaje sie w porzadku
ale jak siebie znam, wszystko zepsuję
Avatar użytkownika
milla
 
Posty: 404
Dołączył(a): 6 cze 2009, o 19:41

Następna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 486 gości

cron