Witajcie,
mam nadzieję że jest tu jeszcze ktoś kto pamięta moją historię, chciałabym napisać co się stało dalej i znów Was prosić o opinię
Na wakacje pojechałam do niego. Było naprawdę świetnie, super się dogadywaliśmy, a to co było przed wakacjami i o czym był poprzedni wątek on określił kryzysem, który zdarza się w wielu parach. Żyliśmy sobie spokojnie i dobrze te 3 miesiące i wakacje się skończyły. Były rozmowy nt, że boję się, że odległość znów między nami coś popsuję. On mówił że na pewno nie, będziemy często rozmawiać, dzwonić, pisać i jak się tylko da spotykać.
I tak było przez jakieś 3 tygodnie...jego częste telefony, rozmów bardzo dużo, spotkanie. Potem on zaczął coraz rzadziej się odzywać, były dni że w ogóle nie napisał. Na moje, przyznaje, dość natarczywe prośby o wytłumaczenie co się dzieję, reagował zamknięciem się w sobie i nie wiele mi powiedział. Miałam dość, nie chciałam po raz kolejny tej samej sytuacji, napisałam mu że to bez sensu i koniec skoro znów dzieje się to samo.
Dostałam od niego wtedy długą wiadomość m.in że: nie daje mu przestrzeni, której on potrzebuję, że jeśli ma jakieś problemy, ciężkie dni chcę zostać z tym sam. Uważa że się zmienił, a ja ciągle chcę więcej i więcej od niego, że jest tylko człowiekiem i nie zawsze będzie kochany, czuły itd a moje mówienie że jest mi źle i co mi nie do końca pasuje odpycha mnie tylko od niego i zniechęca. Z tymże ja naprawdę nie sądzę żebym wymagała wiele, prosiłam go o wiadomość chociaż rano gdy chce być sam żebym wiedziała że żyje (choć na początku umawialiśmy się inaczej). I od jakiś dwóch tygodni tak to wygląda, pisał rano, potem już prawie wcale. Na sms mi nie zawsze odpowie, a napisałam do niego może z 3 w sumie ; ) nie chce rozmawiać przez tel. A ostatnio nawet tej jednej wiadomości nie dostaje. Nie widzieliśmy się już miesiąc, jesteśmy umówieni na spotkanie u niego za tydzień. Ale to też ja pytałam kiedy się spotkamy. No i cóż nie rozmawiamy, ledwo pamiętam jego głos. Mam do niego jechać, ale gdy pomyśle że nie stać go na napisanie mi krótkiej wiadomości wszystkiego mi się odechciewa...
Czy ja wymagam za dużo? Czepiam się? I jak to wygląda w kontekście jego słów...ja czuję się ingorowana a moje potrzeby nieistotne. Czy jego zachowanie można wytłumaczyć odległością, brakiem konktaktu fiz czy to niedostatki uczuć?
gubię się w tym i nie wiem jak z nim postąpić