problem w stworzeniu zwiazku po 40-tce

Problemy z partnerami.

problem w stworzeniu zwiazku po 40-tce

Postprzez Ladybird » 8 maja 2009, o 14:12

Moj nowy watek powstal wpo doswiadczeniach zmoich prob stworzenia zwiazku,a jesetm osoba kolo 40-tki .
Otoz swoja ostatnia znajomosc nawiazalam nasympatii, bo nie widze innego sposobu.Mieszkam i pracuje w miejscu zamieszkania i nie mam imozliwosci przeprowadzki. W zwiazku z tym jest to juz zaznaczone w moim opisie na portalu.
Spotkalam ostatnio mezczyzne , miesiac znajomosci ,korenspondecja,dlugie rozmowy telefoniczne. On w innym miescie ,ale od niedawna,pochodzi zmoich okolic.Dzieci ,male dzieci mieszkaja tam z matka.
Rozmawialismy o wspolnych celach ,o jego przeprwadzce w moje strony. dlatego tez do mnie napisal, bo tu chce wrocic, niezaleznie ode mnie. Przepraszam ,chcial wrocic do ostatniego weekendu, kiedy nagle zrezygnowal z naszej znajomosci. Sadze, ze powiedzial prawde, jest rozdarty miedzy dziecmi ,a swoimi marzeniami . To uprzytomnil sobie bedac u mnie. Dzieci kocha ponad wszystko ,jak powiedzial ,a jest to swiezutkie ,wiec jeszcze nie pogodzil sie rozstaniem z nimi. potem jest inaczej, wiem po swoim eks.
moze szukac kogos z tamtego miasta,choc jego eks jest tez zmoich okolic i mysli o powrocie, Na razie mysli , ale jak zrealizuje bedzie jezdzil za nia?
Rozmawiam z mezczyznami , maja ten samproblem . w naszym wieku to cholernie trudne. polaczenie dwoch osob ,to jest latwe ,mozliwe, ale dwoch swiatow, to juz zakrawa na cud. Kobiety sie nie chca przeprowadzac ,maja dzieci w szkolach ,prace ,przyjaznie, mezczyzni do kobiet tez
raczej nie chca.Boja sie zaleznosci , zycia u niej ,gdzie panuja okreslone zwyczaje, sa dzieci ,urzadzonydom wg jej gustu. Boja sie porzucenia,bo co wtedy.
przed chila rozmawialam dlugo z mezczyzna z sympatii, to mnie zainspirowalo do zalozeniatego wątku. On jest po wielu spotkaniach , owszem byla fascynacja, byly kobiety kore musie podobaly i wzajemnie. Ale jak doszlo do rozmowy ,kto do kogo ,to koniec. Onsie nie ruszy ,ma ferme i nie moze jej zostawic. Mieszka20 km ode mnie ,ale to juz jest za daleko , bo tam trzeba byc. Niestety tu romantyzm sie konczy, bo juz z gory trzeba to wiedziec.
ten mezczyzna przyznal,ze bardzo przezywa kazde takie nieudane spotkanie, bo juz traci nadzieje.
Czyli nie tylko ja przezywam ,ale u mnie zaszlo juz dalej,wiec przezywam glebiej rozczrowanie
To ze znalazlamtakiego pana, ktory sie nie bal, byl zdecydowany tu wrocic ,moze nie koniecznie na razie do mnie, ale to tez bral pod uwage, jesli nam sie powiedzie, to naprawde cud. Stad moja frustracja.
Trzeba niestety cos z gory ustalic ,w naszej sytuacji czterdziestolatow, przeciez nie bedziemy teraz chodzic na randki miesiacami , do kina,patrzec sobie w oczy, a potem on mi powie, ze np .zKrakowa sie nie ruszy.
W takiej sytuacji jest teraz moja przyjaciolka, facet nie z sympatii, ale jakis znajomy znajomych z kanady. Bylo cacy,fascynacja, uczucie ,az nagle sie rozmyslil, bo za trudne okazalo sie podjaciie decyzji ,jak przyszedl na to czas. Tak jest najczesciej ,mnie sie sypie juzdruga znajomosc ,apodchodze do nich bardzo ostroznie. Kilkaspotkan,przychodzi czas na jakas decyzje ,czy warto sie angazowac ,czynie i koniec znajomosci ,bo trzeba juz cos zdecydowac .

Uwazam,ze jest jeden z podstawowych problemow w zwiazkach ludzi w srednim wieku i wart poruszenia na tym forum.
. Coraz wiecej osobsie rozwodzi,chca znowu ulozyc sobie zycie ,a tu okazuje sie to niemozliwe.
Avatar użytkownika
Ladybird
 
Posty: 1115
Dołączył(a): 19 gru 2007, o 09:40

Postprzez Megie » 8 maja 2009, o 14:33

Mysle ze im starszy czlowiek tym bardziej wybredny czasem,
tym trudniej jest mu zmienic swoje zycie na inne bo to co ma juz zna..tak jest latwiej, poza tym ma jakos tez zycie poukladane, dom, dzieci, praca
moze w tym lezy problem- trudnosc w podjeciu decyzji o zmianie w zyciu,
jak jest sie mlodym to chce sie roznych zmian, bo czlowiek wtedy jeszcze nie wie czego chce, szuka i nie moze znalezc, sam nei wie czego szuka..
a pozniej im starszy im bardziej zna zycie to woli stabilizacje

ale sama jestem pewnie za mloda zeby sie wypowiadac, co ja wiem, mam dopiero niecale 30 lat.
Megie
 
Posty: 1479
Dołączył(a): 11 maja 2007, o 15:24
Lokalizacja: nie wiem skad..

Postprzez carita » 8 maja 2009, o 14:52

Stworzenie związku w wieku około 40 lat jest pewnie trudniejsze, niż jak się ma lat 20, ale z drugiej strony wszystko zależy od ludzi. Z drugiej strony mamy o 20 lat więcej, więcej doświadczeń, wszystko zależy od tego, ile z tych życiowych lekcji nauczyliśmy się. Właśnie w tym wieku jest szansa na stworzenie dojrzałego związku, pod warunkiem, że spotyka się dwoje dojrzałych ludzi (i nie chodzi mi tu o dojrzałość fizyczną, ale emocjonalną, wewnętrzną). Jeśli chcę być z kimś powiedzmy w wieku około 40 lat, to muszę się liczyć ze zmianami w życiu. I to wcale nie chodzi tylko o kwestię, gdzie mieszkać, ale o wiele codziennych spraw. Jeśli byłam sama przez ileś tam lat albo nigdy z nikim nie mieszkałam, to straszną barierą jest zrezygnowanie z samodzielnego decydowania o wszystkim i oddania części decyzyjnej również w ręce partnera. Takim symbolem może stać się szafa, którą trzeba opróżnić w połowie, jeśli mężczyzna ma się wprowadzić i już to może okazać się trudne i frustrujące. I im później decyduję się na związek, tym jest trudniej. A jeśli przez ileś lat było się w związku z kimś, to też człowiek ma mnóstwo przyzwyczajeń i utartych schematów postępowania, myślenia itd. I spotykają się nagle dwie osoby z dwoma schematami życia i te schematy się różnią... Konflikt i rozczarowanie gotowe. Więc kwestię przeprowadzenia się też podłączyłabym pod to ogólne nastawienie. Jeśli nastawienie jest otwarte na przyjęcie do mojego życia drugiej osoby i rzeczywiście jest w tym dojrzałe uczucie, a nie tylko potrzeba załatania samotności, to myślę, że takie dylematy jakoś można rozwiązać wspólnie, a nie na zasadzie: Przeprowadzisz się do mnie? Nie, to dziękuję, proszę następny. Skoro jest tak, jak piszesz, że ktoś spotyka się z jedną/jednym, drugą/drugim itd. i sprawdzają się, kto jest silniejszy i kto się do kogo przeprowadzi, to ja takim związkom nie wróżę długiej przyszłości, nawet jeśli dogadają się, kto się w końcu przeprowadzi. Bo wtedy włączą się kolejne etapy: a kto będzie płacił za mieszkanie, a kto za prąd, a przecież mieszkamy z dziećmi jednego, więc dlaczego ja mam wydawać na jedzenie więcej, bo są te dzieci, a ja mam swoje, tylko że zostały z żoną... Potem dochodzi kwestia samych dzieci, które się nie zgadzają z różnych powodów... Nie, tak myśląc, na pewno nie da się nic stworzyć i rzeczywiście lepiej po prostu spotykać się i nie planować wspólnego życia. Wszystko zależy, czy traktujemy związek jak układ, z którego musimy koniecznie mieć same korzyści, czy potrafimy jeszcze pójść na jakiś kompromis. Czasem jest tak, że nasz były partner zawiódł nas tak bardzo, że zaufanie komuś, że nas nie wyroluje, jest równe skoczeniu z Wieży Eiffla bez liny bungy. I wtedy nie ma co rzucać się na łatanie samotności czy spieszyć się, bo już 40 i za chwilę będzie za późno, tylko trzeba zrobić porządek z własnymi uczuciami, zaufaniem. Napisałam to z własnego punktu widzenia, z własnego doświadczenia, więc na pewno nie jest to obiektywne :)
Avatar użytkownika
carita
 
Posty: 133
Dołączył(a): 25 maja 2007, o 11:23

Postprzez Ladybird » 8 maja 2009, o 15:11

Carita, zgadzam sie z tym ,co piszesz, ale czesto sasytuacje trudne do rozwiazania,mimo szczerych checi.
Np. ja. Nie mam mozliwosci przeprowadzki ,wiec w mojej sytuacji w re wchodzi tylko druga opcja. Nie kazdy tez moze, stad potrzeba ustalen zgory. Nie jest to romantyczne, mile i wiele psuje. Tak tez jest w przypadku mojego dzisiejszego rozmowcy.fermy sie nie da sprzedac, zreszta w kryzysie to raczej trudne, prowadzi ja od 20 lat i nie widzi innych mozliwosci uzyskania dochodu. To nie jest tak ,ze pani nie chce ,to nastepna. To nie proba sil ,to rozsadek ,nie ladowanie sie w zwiazek bez przyszlosci.
Moja poprzednia znajomosc tez sie rozpadla z tego powodu. Przemyslal , zaproponowal przyjazn ,potem stwierdzil ,ze kocha krakow i byby.
Obecna znajomosc ,to samo, mimo lepszych perspektyw.
Nastepna... pan od fermy chce sie spotkac, ale po co? Nie chce juz znowu przezywac rozczarowan. Szkoda czasu na cos bez przyszlosci ,a mnie samo radkowanie nie bawi. Moze 20 lat temu ,teraz mam inne sprawy i inne cele.
Prawdopodobnie to tez wplywa na moje pasmo niepowodzen.
Trudno mi nawet znalezc jakies rozwiazanie, mysle ,mysle i nic mądrego mi sie nie nasuwa
Avatar użytkownika
Ladybird
 
Posty: 1115
Dołączył(a): 19 gru 2007, o 09:40

Postprzez Szafirowa » 8 maja 2009, o 15:30

---------- 15:27 08.05.2009 ----------

Lady, absolutnie i kategorycznie się z Tobą nie zgadzam.

Do tworzenia udanego związku, między wieloma innymi założeniami, potrzebna jest autentyczna więź między partnerami. Wzajemne zrozumienie, szacunek, zaufanie ...
No a jak to zbudować, gdzie nabyć, jeśli z góry zakładasz, że nie masz czasu na chodzenie miesiącami na randki i do kina ?
Musisz poznać mężczyznę w wielu sytucjach - na codzień, kiedy kupuje bułki, w trudnych sytuacjach stresowych, kiedy jest do rozwiązania problem, w sytuacjach kiedy Ty masz problemy - żeby zobaczyć czy i w jaki sposób na to zareaguje, jak Ci pomoże ... można by o tym pisać do wieczora.
A jedynym środkiem żeby kogoś poznać, zbliżyć się do niego, zaufać ... jest CZAS.
Tylko CZAS SPĘDZONY WSPÓLNIE z drugim człowiekiem daje Ci możliwości, żeby go poznać.
WSPÓLNY CZAS jest środkiem do bliskości.
CZAS na budowanie związku MUSI być.

Nie zastąpią tego żadne maile, żadne telefony, żadne smsy. Czas nie ma zamiennika.
Tak właśnie trzeba robić - chodzić na randki miesiącami, do kina, patrzeć sobie w oczy.
Nie można przecież, bo niby na jakiej podstawie, powiedzieć - mam swoje życie, 40 lat na karku i albo się dostosujesz do mojej wizji związku, albo ja nie mam dla ciebie czasu ... !
W związku gdzie dwoje ludzi szanuje się nawzajem, udaje się pokonać przeszkody, jakimi są oddalone od siebie miejsca zamieszkania, uwierz mi.

Kiedy poznałam mojego męża (w zwyczajny sposób, nie poprzez wirtualny świat) odkryliśmy, że fascynujemy siebie nawzajem, lubiliśmy, podkreślam LUBILIŚMY spędzać ze sobą czas.
Nie było żadnych założeń, nie było żadnych ustaleń.
Widzisz, trzeba ufać w swoje uczucia i emocje.
Pewne sytuacje są jasne - jeśli mężczyzna interesuje się Tobą, Ty interesujesz się nim, jeśli czujesz że chcecie się do siebie zbliżać - to przecież nikt nie musi Ci mówić w jakim celu, a po co, a na co i na jak długo.
Możesz mieć takie wymagania ... ale sama widzisz do czego to prowadzi.
Teraz z perspektywy kilku lat wspólnego życia ... jestem pewna, że gdybym na początku znajomości do razu zaprosiła go do siebie do domu na weekend, albo co ... gdybym mówiła o wspólnym życiu, o przeprowadzce, poruszała ważne tematy - które jeszcze nie dojrzały - wypłoszyłabym go. I nie bylibyśmy razem.
A tak ... pozwoliłam temu wszystkiemu rozwijać się w sposób naturalny - swoim rytmem. I cieszę się z tego.

Jeśli ludzie są naprawdę blisko ze sobą, to zawsze znajdą sposób na wspólne życie. Bo jeśli "sprawdzili się" jako partnerzy, to nie ma w nich strachu przed niepowodzeniem, przed porażką.
Idą we wspólne życie z nadzieją na spokój i szczęście.

Ale do tego, żeby właśnie tak ze sobą być, w taki sposób na sobie polegać, chcieć wspólnego życia - potrzebny jest CZAS.

---------- 15:30 ----------

P.S. ... ależ oczywiście, że masz możliwość przeprowadzki Lady. Możesz zrobić wszystko. Przecież niejednokrotnie chciałaś już sprzedawać pensjonat, i wszystko co masz i wyjeżdżać - zaczynać życie w innym miejscu. Skoro dotychczas nie było to problemem, to teraz też nie będzie.
Avatar użytkownika
Szafirowa
 
Posty: 774
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 22:30
Lokalizacja: Wro

Postprzez lili » 8 maja 2009, o 17:19

Lady

spojrz na to z innej strony.

Osoba po 40tce, z doswiadczeniem zyciowym i madroscia, zyciowa, jest bardziej wyważona, spokojna, bardziej rozsadnie podejmuje decyzje, nie zrywa znajomosci pod wplywem chwili czy z powodu jednej klotni, bo wie juz, ze to nie musi niczego przesadzac. Ma wiecej cierpliwosci, oczywiscie tez wiecej rozczarowan za soba i niepowodzen, ale jednak wydaje mi sie, ze ma tez cos, czego nigdy nie bedzie miala 16tolatka, 26olatka czy osoba kolo trzydziestki- luz i spokoj.

Jesli chodzi o kwestie mieszkania: wydaje mi sie ze nie ma tutaj znaczenia wiek. Ja jestem mlodsza od Ciebie ale przeprowadzka do innego miasta jest dla mnie abstrakcja. Jestem sobie w stanie to wyobrazic z wielkiej wielkiej milosci dla kogos, kogo bylabym w 100% pewna. Natomiast ja tez mam juz tu gdzie mieszkam swoje zycie, choc krotsze niz Twoje i tez niechetnie bym zmieniala wszystkich znajomych i otoczenie.

Raczej kwestia wazna w wieku okolo 40tki wydaja mi sie juz jakies tam przyzwyczajenia zyciowe, wytarte szlaki i sposoby zachowania i wygody, do ktorych przyzwyczailismy sie przez cale zycie.

Zgodnie z zasada antyczna "gdzie ty Kaius tam ja- Kaja" mysle, ze da sie przeprowadzic za mezczyzna do innego miasta. Przeciez jezeli ktos ma byc trescia Twojego zycia od teraz, to czy to wazne gdzie bedziecie mieszkac? Jak ludzie sie kochaja to jest im razem dobrze nawet na najwiekszym zadupiu, no chyba ze jedno z nich jest mieszczuchem z urodzenia a drugie uwielbia nature i grzebanie w ziemi...

pozdrawiam

li
Avatar użytkownika
lili
 
Posty: 1236
Dołączył(a): 30 maja 2008, o 12:08

Postprzez Ladybird » 8 maja 2009, o 17:23

nie da sieprzeprowadzic w moim wypadku ,mimonajlepszych checi .Mojaposiadlasc w obecnej sytuacji jest niesprzedawalna,chybaze duzo ponizej wartosci. Jest zgloszona od dawna do agencji i nikt sie nie interesuje. Wlozylam w nia duzo pracy i pieniedzy ,by stworzyc nowy biznes i nie moge tego i zostawic.
Avatar użytkownika
Ladybird
 
Posty: 1115
Dołączył(a): 19 gru 2007, o 09:40

Postprzez alchemiczka » 10 maja 2009, o 11:50

Witam wszystkich.
Związek po czterdziestce czy też przed, każdy bez wyjątku musi być oparty na dobrym poznaniu partnera zanim przyjdzie moment decyzji o zaproszeniu go pod swój dach lub wprowadzeniu się do jego domu. Ja swego czasu zignorowałam tą zasadę i wyszłąm za mąż za mężczyznę z innego miasta, nie poznawszy go przedtem dostatecznie dobrze. Efekt? Koszmar, jaki przeżyłam, gdy byliśmy już razem. Z dnia na dzień nie mogłam uwoerzyć, że był taki dzień gdy z własnej i nieprzymuszonej woli powiedziałam "...że Cię nie opuszczę aż do śmierci..." Odeszłam z dwójką dzieci, właściwie z jednym bo drugie było dopiero w drodze. I to była najmądrzejsza decyzja mojego życia :)
Dzisiaj jestm po 40-tce i próbuję ułożyć sobie życie raz jeszcze. Mój partner mieszka 16km ode mnie (25 minut drogi). No i próbujemy. Tyle rzeczy stoi na przeszkodzie. Bo metraż jego mieszkania nie jest wystarczający dla 5 osób (razem mamy 3 dzieci), a ja mieszkam kątem u rodziny. Bo dzieci są w swoich szkołach i trudno je tak po prostu wyrwać ze znanych środowisk. Bo praca często utrudnia bywanie razem. Prawdą jest, że dla dojrzałego związku życie mnoży problemy. Ale kluczem jest cierpliwość. Więc cierpliwie czekamy na lepsze jutro, snujemy plany i nie uciekamy od marzeń, a w międzyczasie spędzamy razem każdą możliwą chwilę (chociaż zdarza się, że nie widzimy się nawet cztery dni :( ).
Taka jest moja rada. Cierpliwość. Związek to nie ciasto, które piecze się przez godzinę i zawsze się uda. Lepiej czekać, obserwować i cieszyć się tym co jest, niż od razu rzucić całe swoje życie dla niewiadomej przyszłości, która może być mniej różowa niż byśmy chciały.
A jeśli potencjalny partner, w niedojrzały sposób nalega na zaczęcie wspólnej drogi to może to nie ten partner :)
Pozdrawiam wszystkie wspaniałe kobiety czekające na zwiazek swego życia! :wink:
alchemiczka
 
Posty: 5
Dołączył(a): 8 maja 2009, o 15:36


Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 374 gości

cron