Tabletka na zapomnienie pilnie potrzebna

Problemy z partnerami.

Tabletka na zapomnienie pilnie potrzebna

Postprzez joanka34 » 25 lis 2008, o 20:45

Po rozstaniu z kimś kto był dla mnie całym światem.....nie ma mnie....jestem jedną wielką rozpaczą....będąc w sklepie odruchowo popatrzyłam w lustro jak na obcą osobę i pomyślałam "jejku,jaka ona jest smutna"....układam rzeczy i każdy ciuch ma swoją historię związaną z nim...wspomnienia bombardują mnie jedno przez drugie....mijany na ulicy facet pachniał jego perfumami, a ja straciłam na chwilę oddech...wiem,ze to minie,pozwalam sobie na opłakiwanie tej straty,bo to normalne,skoro kochało się tak mocno i związek trwał długi czas...wiem,że z czasem ból minie....nie po raz pierwszy to mi się zdarza...ale to cierpienie sprawia wręcz fizyczny ból...i gdy tak boli, to oddałabym wszystko,byle zapomnieć,wyciąć ten kawałek mózgu odpowiedzialny za emocje.....nie wiem po co Wam to piszę...nie oczekuję rad(rady są dobre gdy mamy trzeżwy umysł...),ważniejsza jest raczej świadomośc,że w tym smutku nie jestem zupełnie sama....
joanka34
 
Posty: 180
Dołączył(a): 26 paź 2008, o 11:03

Postprzez Filemon » 25 lis 2008, o 20:52

bardzo Ci współczuję, bo taka sytuacja jaką przeżywasz, to dla mnie również byłby bardzo ciężki czas... ale jak mówią to także czas właśnie leczy rany, więc z serca życzę Ci, by i Tobie przyniósł ulgę i powrót radości czerpanej ze zwykłego, codziennego życia a także może kiedyś w przyszłości jeszcze coś więcej... ;)
:kwiatek2: :slonko: :pocieszacz:
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez KATKA » 25 lis 2008, o 21:05

no wąłśmnie całym światem...też kiedyś popełniłam ten błąd....tak nie moze byc...partner am byc właśnie partnerem...wypełnieniem i dopełnieniem ale nie całoscia.....to tak na przyszłosc...ja juz sobie wiecej nie pozwole na to by ktoś zajął całe moje życie, gdyż można zbyt wiele stracic....poz atym mondrościam...za które przepraszam mogę tylko przytulic i życzyc duzo siły :pocieszacz:
KATKA
 
Posty: 3593
Dołączył(a): 23 maja 2007, o 20:00
Lokalizacja: Poznań

Postprzez joanka34 » 25 lis 2008, o 21:38

Dla mnie od zawsze rozstanie było końcem świata....wydaje mi się,że faceci jakoś inaczej to przezywają,może bardziej po cichu (znacie faceta,który spotyka się z kumplami i opłakuje do nich stratę związku..??),nie zawala pracy.nie zamyka się w domu...tak postrzegam facetów-jako tych silniejszych...ja długo lizę rany,a on szybko wraca do równowagi...to mnie zawsze wkurzało,choć tak naprawdę nie wiem co siedziało w ich głowach..
joanka34
 
Posty: 180
Dołączył(a): 26 paź 2008, o 11:03

Postprzez Dziunia » 25 lis 2008, o 21:45

KATKA
wypełnieniem i dopełnieniem ale nie całoscia

oj Katka dla mnie tez kiedy Ktoś był całym światem, to było złe, teraz to wiem. czasem załuje tych przepłakanych miesiecy, nikogo nie mozna miec na własność, ja miałam przynajmniej tak serce uwazało. rozum gdy otrzezwiał był zupełnie innego zdania.
najgorzej własnie jest cos tracic. bo dajemy z siebie za duzo i pozniej tracimy.
ciesze sie ze dorosłam do pewnych zaleznosci jakie maja teraz miejsce.
kiedy było, :jestes całym moim swiatem, nie moge bez Ciebie zyc"
a zyc sie da, moze na poczatku brakuje powietrza.
co do rozstan to troche ich w zyciu przechodziłam.
I znam faceta który zawala prace studia i płacze kumplowi przy wodce ze zostawiła go dziewczyna,
nigdy nie chciałam Go az tak zranic.
ranilismy sie oboje. wina zawsze jest po obu stronach[/b]


a poza tym bedzie dobrze.
nie wiem jak długo byliscie razem.
zawsze przychodzi "dobre"\zobaczysz.
Dziunia
 

Postprzez flinka » 28 lis 2008, o 00:00

Joanka nie będę pisała żadnych rad, zresztą nawet nie znam takich, poza tym, że smutek musi wypłynąć i "wyczerpać się", ale o tym pisałaś...

Wiem co przeżywasz... Dwa miesiące temu też rozstałam się z mężczyzną, którego kocham. To był właściwie mój pierwszy tak poważny związek. Zakończyliśmy to wspólnie w poczuciu, że nie potrafimy być razem, że utknęliśmy w martwym punkcie i wywołuje to tylko ból. Teraz czuję większy smutek i żal niż na początku, chyba dopiero dopuszczam to do siebie. I patrzę na siebie czasem z zewnątrz taką smutną, przytłoczoną i marudną, a do tego prawie wszystko i wszyscy mnie złoszczą. Gdzieś uleciała moja energia, chęć angażowania się w rózne sprawy i poczucie, że jestem wstanie wiele pokonać.

Zdarzało mi się mówić na terapii, że już nie mam nadziei... Ale to nie dokońca prawda... Z jednej strony wiem, że gdybyśmy znów spróbowali to zapewne nic by się nie zmieniło, że wywołałoby to jeszcze większy ból. Równocześnie zawsze wychodząc z terapii odruchowo rozglądam się czy nie czeka gdzieś na mnie (gdy byliśmy ze sobą parę razy...). Gdybym nie miała nadziei nie liczyłabym na to, zwłaszcza, że widzimy się prawie codziennie. Nie wpatrywałabym się z takim smutkiem w jego oczy. I nie marzyła gdzieś skrycie, że usłyszę słowo "kocham"... Gdyby... reszta, konsekwencje, obawy nie miałyby znaczenia... Racjonalnie wiem, że to koniec i musi tak pozostać, ale jeszcze skończyć musi się tęsknota. Daję sobie na to czas... Bo co innego można zrobić, prawda? Z czasem będzie mniejszy.

Pozdrawiam Cię ciepło i jestem z Tobą za tym szklanym ekranem i kilometrami kabli :wink:

flinka
Avatar użytkownika
flinka
 
Posty: 907
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 17:57
Lokalizacja: z krainy marzeń

Postprzez Mały biały kotek » 28 lis 2008, o 12:35

Doskonale Cię rozumiem, bo tracąc partnera ulatuje jakby część z nas. Docierając się nawzajem często coś w sobie zmieniamy, zmniejszamy krąg znajomych, przyzwyczajamy się do bliskości. I to nagle zastępuje pustka. Najgorzej jest wieczorem, kiedy chce się zasnąć - nie można już uciec w pracę ani pogaduchy ze znajomymi.
Taaak, zawsze mówią wyjdź gdzieś, zapomnisz... ale kiedy wracam do domu ból samotności przytłacza mnie całą.
Zawsze kiedyś wstanie słońce, czasem trudno się tego doczekać... nie wierzymy, że jeszcze wstanie... ale życie nie znosi próżni. Ja czekałam rok pomiędzy jednym a drugim związkiem, na początku byłam nieufna, a potem to się zamieniło w totalne zatopienie w miłości. Dziś chodzę na terapię.

Jesteśmy z Tobą, zawsze możesz pisać na priva, gg z którąś z nas
Mały biały kotek
 
Posty: 415
Dołączył(a): 6 kwi 2008, o 22:56
Lokalizacja: Wwa

Postprzez joanka34 » 28 lis 2008, o 18:49

Flinka- piszesz,że widujesz go codziennie...nie dobija Cię to..? ja pewnie nie wychodziłabym z domu,z obawy,ze go spotkam....mój były partner mieszka daleko,nie ma opcji,że go zobaczę...to by mnie dobiło....
Wiesz, mnie na początku też mocno nie bolało, chyba zablokowałam emocje, albo tez miałam nadzieje,ze moze jakoś to sie naprawi....teraz emocje bombardują mnie i jestem jak otwarta rana, którą jeszcze posypuje sie solą :(( ja gdy wychodzę a pracy odruchowo patrzę na ławkę, na której czasem na mnie czekał.....najlepsze lekarstwo - czas...niby banalne, ale jakie prawdziwe..
Do wszystkich piszących - dziękuję za ciepłe słowa :)
joanka34
 
Posty: 180
Dołączył(a): 26 paź 2008, o 11:03

Postprzez flinka » 7 gru 2008, o 20:14

Joanka jeszcze chwilę temu napisałabym Ci, że nie wyobrażam sobie go nie widywać, że boję się panicznie tego, że może wyjechać i że pomimo tego, że boli to chcę, żeby był blisko. A wszystko dlatego, że myślałam, że jeśli nie będziemy ze sobą w związku to da się bez poczucia presji odbudować przyjaźń, być bliżej siebie i troszczyć się o siebie (a przynajmniej ja o niego :wink: ). Ale niestety wcale tak nie jest... Niby widujemy się na zajęciach, ale coraz bardziej oddalamy się od siebie, ostatnio nawet telefon milczy po obu stronach. Ja nie chcę dzwonić, bo proponowałam ostatnio spotkanie, ale on nie znalazł czasu, co prawda tłumaczył się, ale to było jeszcze gorsze. A z jego strony trochę mam dość telefonów w stylu "co mieliśmy zrobić na...". Momentami się o niego martwię, momentami tęsknię, boli mnie obecna sytuacja, ale jestem też już bardzo tym zmęczona.
Dziękuję Ci za troskę.

A jak Ty sobie radzisz? Jak się czujesz?
Avatar użytkownika
flinka
 
Posty: 907
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 17:57
Lokalizacja: z krainy marzeń

Postprzez joanka34 » 12 gru 2008, o 11:31

Flinka,powtarzam sobie,że z każdym mijającym dniem jestem bliżej,by o nim zapomnieć...choć na razie z każdym dniem mam wrażenie,ze boli bardziej....Mnóstwo emocji, czasem ból jest fizyczny i nie mam siły nawet płakać,potem przychodzi obojętnośc i akceptacja tego co jest....wiesz, staram sie dbac o siebie, traktować się tak jakbym traktowała najbliższą osobę....chcę być dla siebie dobra,nie biczować się i nie smucić jeszcze bardziej....No właśnie,tak jak piszesz,po rozstaniu wszystko jest jednak inne i ta druga osoba staje się nam po prostu obca...Bardzo to przykre,ale chyba konieczne,żebyśmy mogły stanąć na nogi...pozdrawiam Cię ciepło :)
joanka34
 
Posty: 180
Dołączył(a): 26 paź 2008, o 11:03


Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 65 gości

cron