moja wina???

Problemy z partnerami.

moja wina???

Postprzez małania » 8 gru 2008, o 22:50

Na początek chciałam się przywitać. Cieszę się że "Was" znalazłam, długo szukałam podobnej strony/forum.
Do rzeczy..Chyba muszę zacząć od początku.. Znamy się ponad sześć lat, ale można powiedzieć że całe życie.. Dlaczego? Jesteśmy razem od 6, ale od zawsze mieszkaliśmy prawie obok siebie, nie znając się i szczerze mówiąc nie mając ochoty na nawiązanie znajomości. Wydawał mi się dziwny.. chodził ubrany na czarno i nosił długie włosy. Prawdę mówiąc bałam się go.. mimo że nigdy nawet z nim nie rozmawiałam..I tak sześć lat temu wyszłam z domu spojrzałam - nie wiem czemu - na balkon domu który był dobrze widoczny z mojego podwórka i.... zakochałam się... tak w NIM. Sama długo nie mogłam w to uwierzyć zwłaszcza że od kilku lat byłam szaleńczo zakochana w koledze z klasy (nastoletnia miłość - podobno odwzajemniona - z której nic nie wyszło). Właśnie skonczyłam druga klasę Liceum. Nie można powiedzieć że była to miłość od pierwszego wejrzenia - bo przecież "znałam go" - z widzenia. Możecie się śmiać ale obciął włosy i wtedy na tym balkonie (Szekspirem tu pachnie:) zobaczyłam jego nowe oblicze. Okazało się nagle że jest dokładnie w moim typie, ideał. I tak się zaczęło, mimo iż podejrzewałam że zaraz mi przejdzie (bo przecież kocham tamtego) - nie przechodziło. Po 2 miesiącach spacerów w okolicach jego domu które nie przynosiły skutku postanowiłam że zacznę sama działać - nie mogę kolejny raz pozwolić uciec szczęsciu. Byłam tak zdeterminowana (potem jka o tym myślałam to sama nie wierzyłam że to zrobiłam) że ... napisałm do niego list.. W sumie niepotrzebnie wydałam 1,2 na znaczek, mogłam wrzucić do jego skrzynki idąc po chleb.. Pierwszy raz to była tylko kartka w sumie, potem druga i w koncu trzecia - z prośbą o spotkanie. Ale nie podpisałam się. Brakło mi odwagi, zostawiłam inicjały. Jakim cudem się domyślił ? nie wiem.. pierwsza randka, potem następna.. Zostaliśmy parą. Byłam szczęśliwa BARDZO, choć na początku miałam wrażenie (raczej słuszne) że to mnie bardziej zależy. W sumie jest to cena za to że to ja zrobiłam pierwszy krok. Mijał czas, minęły wakacje, ja przygotowywałam się do matury on był na 3 roku studiów i wyjechał. Widywaliśmy sie raz w tyg.albo rzadziej. Jednak przetrwało.. To obietnice wspólnego mieszkania jeśli zdam na studia pozwalały mi wytrwać od pon do niedzieli. Na studia się dostałam, on przeszedł na zaoczne i ...... wrócił do domu do rodziców... Tęskniłam zwł że nie dostałam się na wymarzony kierunek. Nie wiem czy bardziej z tęskonty za nim czy z powodu rozczarowania studiami wróciłam do domu i zaczęłam zaocznie studiować ukochana filologią. nie żałuje, kocham te studia, mam wysokie wyniki, stypendium. On zaczął drugie studia dziennie - nie żartuje ->> zamieszkał w akademiku. Miałam w czasie zjazdów przyjeżdzac do niego ale okazało się że ma mało tolerancyjnego współlokatora. Znowu rozczarownie... Chciałam tam znaleść pracę, ale jakoś nie wyszło, wtedy moglibyśmy zamieszkać razem... Zaczęłam pracować u siebie w miescie i potem trudno było niezle płatne zajęcie zostawić zwł ze musiałam opłacic czesne. I tak minęły 3 lata. Teraz on się obronił pracuje tam gdzie studiował i dojeżdza, nie mieszkamy razem.
Od ok roku coś się zaczyna spuć. Niby się psuje ale mimo to planujemy ślub - w październiku wyznaczyliśmy datę na sierpien. A jest coraz gorzej. Jestem dość nerwową osobą, potrafię o byle co nakrzyczeć na niego ale co ciekawe wcześniej nic NIC ,mnie w nim nie denerwowało. Drażni mnie to że już nie jest jak kiedyś, nie okazuje mi tak uczuć, nie pisze sms w ciągu dnia, nie dzwoni, robię to tylko Ja. kiedyś potrafił jednym sms-em wzruszyć mnie do łez. Nie całuje mnie spontanicznie, nie mówi do mnie tak jak kiedyś... Wiem ze ja też się zmieniłam, byłam wyrozumialsza ale nigdy nie przestawałam okazywac mu uczuc, kiedy było trzeba przepraszałam. nie miałam z tym problemu. Kiedy mu mówię żeby nie robił tego lub tego, ze kiedys tak do mnie nie mówił - zawsze słyszę to samo - nie wiem o co co chodzi. Nie mam siły.. Czy to rutyna???? To co będzie po ślubie??? Kocham go i nie wyobrażam sobie jakichkolwiek zmian pt rozstanie. Czasem boję się że ktoś mi sprzątnie sprzed nosa, ze czegos mu brakuje i znajdzie to u innej. Ma powodzenie i Juz raz musiałam pokazać jednej gdzie jej miejsce.. Co myślicie - powinnam zastanowić się nad ślubem??????? Czy to tylko moja wina? Czy mój wybuchowy charakter jest przyczyna?

rozpisałam się wiem, ale chyba to pomaga najbardziej, zreszta czy wystarczy napisać -- związek mi sie wali Pomocy! ?? Chyba każdy jest inny i co innego może być przyczyną.. smutno mii:(
Avatar użytkownika
małania
 
Posty: 7
Dołączył(a): 8 gru 2008, o 22:10

Postprzez Dziunia » 8 gru 2008, o 23:17

ojojojo
rozmawiac z Nim bardzo duzo
taka moja rada
i hmm
przemyslec slub.
to :umowa: na całe zycie
Dziunia
 

Postprzez małania » 9 gru 2008, o 00:13

myslisz że może się nie udać?
Avatar użytkownika
małania
 
Posty: 7
Dołączył(a): 8 gru 2008, o 22:10

Postprzez Vea » 9 gru 2008, o 07:20

myśle, Małaniu, że niestety cała masa kobiet musi się w pewnym momencie z TYM zmagać. TYm, czyli odrzuceniem (może tylko pozornym?), brakiem bliskości i czułości...

wydaje mi się, że trzeba rozmawiać, mowic o swoich potrzebach. gdy nie działa - odpuscic i po prostu zamilknąc, oddać ciut przestrzeni na działanie tej drugiej osobie.

to okropne, ale staraj się mniej - niech on zauważy, ze cos sie zmieniło, ze czegos mu brakuje, bez tego ani rusz. facet wie, jak zdobyc swoją kobiete, tylko z reguły mu sie nie chce, smutna prawda...

:pocieszacz: trzymaj się!
Vea
 
Posty: 43
Dołączył(a): 16 lis 2008, o 13:53

Postprzez małania » 9 gru 2008, o 09:28

kurcze ale to trudne :cry: ale coz nikt nie obiecywał ze bedzie łatwo..
Avatar użytkownika
małania
 
Posty: 7
Dołączył(a): 8 gru 2008, o 22:10

Postprzez Vea » 9 gru 2008, o 13:34

wiem, to potowrnie trudne, gdy sie kocha.

sama próbuje to teraz stosowac...mam nadzieje, ze efekty przyjdą prędko.
Vea
 
Posty: 43
Dołączył(a): 16 lis 2008, o 13:53

Postprzez Dziunia » 9 gru 2008, o 15:50

głowa do góry dasz radę
moja polonistka zawsze powtarza ze nic nie rozwiazuje problemów i wszelakich watpiwosci jak rozmowa...szczera spokojna od serca.
Dziunia
 

Postprzez sikorkaa » 9 gru 2008, o 15:59

Dziunia napisał(a):moja polonistka zawsze powtarza ze nic nie rozwiazuje problemów i wszelakich watpiwosci jak rozmowa...szczera spokojna od serca.


i to pewnie jeszcze bez bledow w wymowie :lol:
sikorkaa
 

Postprzez małania » 9 gru 2008, o 16:06

napewno masz rację ale wiadomo jak trudno o taką naprawde szczerą rozmowę ... ale musze spróbowac:) innego wyjscia nie na
Avatar użytkownika
małania
 
Posty: 7
Dołączył(a): 8 gru 2008, o 22:10

Postprzez Vea » 9 gru 2008, o 16:29

Małania,

mysle, ze warto przygotowac sie do takiej rozmowy - z rozmow ze znajomymi psychologami wiem jedno: najtrudniej oddzielic emocje od faktów - szkoda, bo to pomaga uporządkowac mysli.

zastanów się nad faktami: co się wydarzyło? co sie teraz dzieje?
zastanów sie nad emocjami: co czujesz?

powazna, szczera rozmowa zawsze wywołuje emocje - zadbaj o to, aby nie wytrąciły Cie z rownowagi. warto chyba wyrobic w sobie takie buddystyczne podejscie do zycia: rownowaga i spokoj przede wszytskim

:wink:

nie warto tez płakać...nie znam faceta, ktory rozumie DLACZEGO w trudnej chwili kobieta płacie. nie wiedzą jak sie z tym zachowac i z reguły nagły przypływ emocji u kobiety sprawia, ze maja ochote uciec. z doswiadczenia wiem, ze moj płacz (gdy w trakcie dyskusji czułam sie potwornie zle i byl wynikiem rozpaczy, nerwow, strachu itp) byl wykorzystywany przeciwko mnie...

nie wazne jak jest cieżko, ale płakac mozna tylko samemu lub przy przyjaciołach.
Vea
 
Posty: 43
Dołączył(a): 16 lis 2008, o 13:53

Postprzez małania » 9 gru 2008, o 18:45

skąd ja to znam.. jeszcze wcześniej jak zbierało mi się w jakiejś sytuacji na płacz potrafił mnie pocieszyć, zareagować jakoś po ludzku teraz jest tak jak mówisz i widze w jego oczach - co tu płacz pomoze???
szkoda że zaden facet nie właczył sie do rozmowy i nie spróbował wyjasnic co w przypadku faceta moze oznaczac takie zachowanie - kolejny mniej romantyczny etap w związku czy moze znudzenie..
Avatar użytkownika
małania
 
Posty: 7
Dołączył(a): 8 gru 2008, o 22:10

Postprzez szachistka » 9 gru 2008, o 18:54

Wydaje mi się, że przyda Ci się trochę dystansu. Do związku i do partnera. I założę się, że taki dystans może zadziałać zbawiennie.
Mówi się, że faceci to myśliwi. To oni odpowiedzialni są za zdobywanie, nie kobiety. A mam wrażenie, że w waszym związku tą funkcję przejęłaś Ty. Chyba nawet sama zdajesz sobie z tego sprawę. Z Twojego postu wnioskuję, że to Ty bardziej zabiegasz o niego niż on o Ciebie, Ty się bardziej starasz, Ty bardziej wokół niego skaczesz itd. Ok, to miłe, ale w ograniczonej ilości. Nawet mam wrażenie, że lepiej jeśli facet dostaje tego za mało niż za dużo. Chociaż każdego można zagłaskać, także nas;)
Ja na Twoim miejscu na 100% bym się nieco odsunęła od swojego partnera. Dlaczego? Bo już jedną metodę wypróbowałaś i nie dała ona skutku (metoda polegająca na zabieganiu, proszeniu, łaszeniu się itd.) Czas na zmiany:)
Zaskocz go. Zacznij myśleć bardziej o sobie, stań się (nieco) większą egoistką niż jesteś (o ile w ogóle jesteś). Rób to, na co masz ochotę, bądź zajęta, wychodź z domu, nie miej dla niego czasu. Daj temu kolesiowi do myślenia. Niech poczuje, że na nim świat się nie kończy. Niech poczuje zagrożenie. Niech poczuje adrenalinę.
Wczoraj wczytałam się na jednym z for nt. jak to kobiety próbują odzyskać swoich mężów, którzy gdzieś tam zbłądzili i wdali się w niebezpieczne znajomości. I powiem Ci, że te babki niemal chórem mówiły, że do faceta trzeba podejść takim właśnie podstępem. Trzeba faceta oczarować, na nowo. Niech zobaczy w Tobie znowu dziewczynę, która kiedyś była dla niego tajemnicą, zagadką:) ja wiem, że to sztuka. niektóre kobiety muszą nawet grać aby tak się zachować. Ale to będzie pewna odmiana, która być może go zaskoczy. A jak mówiłam - metoda po dobroci nie działa. To może zadziała metoda zaskoczenia?:D
Avatar użytkownika
szachistka
 
Posty: 201
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 12:46
Lokalizacja: Sopot

Postprzez małania » 9 gru 2008, o 20:21

brzmi to sensownie:) myślałam nawet o tym ale bałam się że to będzie dla niego furtka/pozwolenie/ na to na co nie pozwoliłby sobie w innym momencie. Swoisty komunikat - nie zależy jej juz tak bardzo wiec co mi stoi na drodze zebym ja zaczal tak samo sie zachowywac. nie wierze ze mógłby mnie zdradzic ale swoją droga jest to tez niezły sprawdzian - jezeli zachowalby sie tak jak pisze wyzej - wówczas okazałoby się ze moze nie laczy nas tak wiele jak myslelismy...
Avatar użytkownika
małania
 
Posty: 7
Dołączył(a): 8 gru 2008, o 22:10


Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 54 gości

cron