Pisałam już o tym jak mąż mnie traktuje - poprostu żle. Od pewnego czasu, od jakichś dwóch tygodni mam wrażenie, że popadł w jakieś otępienie
, mało mówi - tak jakby nie miał ze mną wspólnych tematów. Nie kwapi się z przyjazdem. Porosiłam go o telefon a on że nie zadzwoni bo słucha jakiejś tam muzyki. Oczywiście stara się być miły, ale to takie dziwne... jakby nie on. Tak jakby cos sobie rozważał. Jak ja nie zadzwonie to i on milczy
. Wyzwiska i agresja sie skończyły. Pojawiła się obojętność. Co mam o tym mysleć? Czy to jakaś cisza przed burzą?