Jest mi źle, kolejny dzień, kolejne kłótnie z mężem. Nic nowego nie wniosły, nic nie zmieniły. Napisałam do niego strasznie długi list, ale nie wiem czy mu go dam. Czy to coś zmieni? Nie mam już siły walczyć i starać się.
Pokażę Wam fragmenty:
"Powiem Ci co ja robię:
- zaprowadzam naszego syna do szkoły (Ty nas wieziesz po awanturze lub błaganiu z mojej strony)
- odbieram go ze szkoły (najczęściej to ja robię, bądźmy szczerzy). Wiem, że on chodzi do szkoły blisko mojej pracy, ale Ty też nie masz daleko.
- sprawdzam naszemu synowi lekcje,
- sprawdzam czy są informacje w dzienniczku,
- sprawdzam tornister i stroje na zajęcia dodatkowe,
- robię mu śniadanie do szkoły (owszem czasem Ci się zdarza) i w domu,
- daję mu obiad i kolację
- pilnuję, żeby było coś do zjedzenia,
- zapędzam go do spania,
- ściągam go rano z łóżka,
- układam mu ubranie na kolejny dzień,
- poganiam go rano, ubieram go,
- wymyślam mu ciekawe rzeczy na weekend, albo chociaż chodzę z nim na piłkę/spacer etc. (Ty sporadycznie na rower)
- dbam o prezenty dla jego kolegów,
- planuję mu imieniny (za chwilę będzie za późno na cokolwiek),
- planuję mu ferie,
- planuję nam coś do robienia w weekend, bo mnie nie bawi siedzenie w domu przed tv
- planuję nam Sylwestra,
- zaplanowałam i w zasadzie zorganizowałam Wam obu wyjazd za granicę (całkowicie)
- zastanawiam się nad prezentami na Mikołajki, w tym nad prezentem dla Naszego Syna oraz prezentami na Boże Narodzenie,
- prasuję i gotuję,
- do tego mam kupę pracy w pracy i chodzę do szkoły. Wiesz, ze ja muszę napisać 100 stron pracy magisterskiej? podobno moja szkoła była dla Ciebie ważna, więc co robisz, żeby mi pomóc? Przypomnę Ci, że to ja napisałam za Ciebie banalną pracę na studia podyplomowe.
Oczywiście możesz powiedzieć, że ja mam mnóstwo wad i ja Ci przytaknę. Jestem:
- nerwowa,
- wybuchowa,
- niecierpliwa,
- często krzyczę,
- mam problemy z podejmowaniem decyzji,
- nienawidzę wstawać rano,
- boję się dentysty, co w konsekwencji doprowadziło do dramatu w mojej buzi,
- nie chcę zrobić prawa jazdy,
- palę i to za dużo
- jestem pracoholikiem,
- wszystkim się przejmuję,
- chciałabym, żeby wszyscy mieli moje poglądy
i mnóstwo innych, których nie mam siły wymieniać.
W związku z tym ja znalazłam rozwiązanie. Jeżeli do stycznia nic się nie zmieni. Rozstanie, takie zwykłe rozstanie. Podamy sobie ręce, powiemy do widzenia i każde pójdzie swoją drogą. Nasz syn zrozumie, on wbrew pozorom jest bardzo mądry. Ja już dawno przygotowałam sobie plan na życie bez Ciebie wiem, że dam radę. Mam tyle pomysłów i energii, że nie zginę."
Czy Wy też uważacie, że: przesadzam, histeryzuję, niepotrzebnie się awanturuję etc? Może to rzeczywiście ja mam nakopane w głowie ?
Bo przecież on nie jest złym człowiekiem, potrafi być miły, pomagać, dogaduje się ze starszymi osobami w mojej rodzinie, nie pije za dużo i za często, nie zdradza mnie (chyba?). Opiekuje się Synem jak wyjeżdżam za granicę (służbowo).