Od ponad roku, kiedy wyszłam z toksycznego związku, w moim życiu uczuciowym nic się nie działo.Dlatego postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce.
Mam znajomego, kolegę, który jest niezwykle sympatycznym człowiekiem. Zdecydowałam się napisać do niego (jest z innego miasta) i zaprosić go na kawę, kiedy będę u niego w mieście. Do spotkania doszło trzykrotnie, zawsze jednak w większym gronie niż nasza dwójka;), mimo tego naprawdę świetnie czułam się przy tym człowieku - zupełne przeciwieństwo tego, co miałam z moim ex.
Kolega ów przez cały czas jednak traktował mnie tylko i wyłącznie jako koleżankę, nawet nie dawał mi jakichkolwiek znaków, że mogę mu się podobać, ja natomiast wręcz odwrotnie, nawet (jak na mnie to jest bardzo wiele, bo w zasadzie zawsze byłam nieśmiała) po prostu poprosiłam, żeby zatańczył ze mną na imprezie...no i tańczył, tylko ze mną, całą noc...
Z tego, co wiem, facet jest bardzo nieśmiały. Teraz kontakt nam się urwał, bo wróciłam do siebie, on jest 150km ode mnie. Podobno - wiem od znajomych - polubił mnie;) i wie, że wpadł mi w oko no i podobno powiedział, że do mnie zadzwoni.
Oczywiście nie dzwoni i tak się zastanawiam - czy powinnam go napastować i prosić o kolejne spotkanie?
Zawsze wydawało mi się, że jestem nieśmiała, zawsze trzymałam się z boku...Ale jeśli on jest aż TAK nieśmiały, jak mu pomóc przełamać się? Nie chciałabym wyjść na nachalną i natrętną, ale z drugiej strony - warto spróbować, bo On po prostu mnie urzekł, ale obawiam się, że brak jawnego zainteresowania mną wynika po prostu z obojętności a nie z nieśmiałości...Wszyscy mężczyźni, z którymi byłam przejmowali inicjatywę i dobrze się z tym czułam.
W sobotę będę u niego w mieście i chyba zapytam wprost, czy nie ma ochoty spotkać się na kawę...
Czy ktoś z Was miał do czynienia z nieśmiałym i to bardzo potencjalnym partnerem?
Mam już tyle lat, że nie powinnam mieć takich banalnych problemów, ale szczerze mówiąc pierwszy raz spotkałam się z osobą bardziej nieśmiałą niż ja, która na dodatek bardzo mi się podoba.
Pozdrawiam;)