Nie wiem nawet od czego zacząć..
Poznałam faceta 2 m-ce temu. Super faceta. Dobry, ciepły, dbający... Nigdy takiego nie miałam..
Jestem DDD - więc każdy poprzedni związek to porażka, ja kochająca za bardzo, oni - w d.. mający (za bardzo).
On jest inny - z dobrej rodziny, porządny. Poszłam z nim na randkę trochę z przekory, żeby umówić się raz w życiu z "miłym chłopcem". Z jakiegoś powodu tacy mili chłopcy mi się nie podobają, wolę (podświadomie) i wybieram niegrzecznych, a potem mam co chciałam..
Potem jakoś poszło - ujął mnie osobowością, tym jak się o mnie troszczy, że mnie wspiera, dba, gotuje dla mnie cuda na kiju, lubię jego przyjaciół, mamy najlepszy seks na swiecie - wszystko w nim lubię. I nie jest to taki dobry gość bez charakteru - jest też konkretny, ma swoje zdanie, ma kręgosłup.
On mnie chce. A ja zaczynam spierd.. Prowokuję konflikty, wkręciłam sobie, że on mi się nie podoba wizualnie (sama już się pogubiłam czy jest "brzydki" czy to taka forma obrony, żeby nie było zbyt idealnie), dystansuje się - im on chce bliżej tym ja dostaję paraliżu.
Mam 35 lat, on 39. Chce sobie poukładać życie - on. Ja ostatnie 3 lata tkwiłam w wyniszczających beznadziejnych związkach z bylekim. I nie znosiłam tego, ale niczego innego nie znam. Bliskość mi zagraża. Tak to czuje. Aż mi nie dobrze na samą myśl, żeby być bliżej, już bliżej nie potrafię..
A on zaczyna mówić o tym, by razem zamieszkać, nie dziś-jutro, ale żeby pomału o tym myśleć.. A ja chce uciekać jak najdalej. Mam swoją jaskinię i dobrze mi w niej..
Z drugiej str. czuję, że to wyjątkowy facet. Poukładany, przemyślany, mądry. Nie naciska ale też potrzebuje nazwać, że to co między nami to związek, mi niedobrze na samą myśl o deklarowaniu się..
Kurde, nie chce tego spieprzyć. Nie wiem jak tego nie spieprzyć.. Uczepiłam się myśli, że mi się nie podoba wizualnie, bo niczego innego czepić się nie mogę - i to mnie przesladuje, dostaję paranoi.. K-wa. Co ze mną?
Opada mi wszystko na samą myśl o tym gównie, kt. we mnie siedzi i nie pozwala mi po prostu czerpać z tej fajności jaka mi się przydarzyła pełnymi garściami...