Nie potrafię pozbierać sie po rozstaniu. Zawaliło mi sie całe zycie. Wszystkie starania, cele. Nie potrafię sie jeszcze odnaleźć w rzeczywistości a minęły juz ponad cztery miesiace od rozstania. Po prostu czuje, ze straciłem milosc swojego życia. Boli cholernie. Powoli czuje poprawę. Nie jestem człowiekiem, który leży w łóżku i płacze. Od samego początku stwierdziłem, ze kontakt z ludźmi i normalne funkcjonowanie jest rozwiązaniem. Pozwalam aby czas wyleczył mnie z tego. Uśmiechem sie, rozmawiam z ludźmi. Z zewnątrz wyglada na to, ze to juz jest za mna ale w środku mnie rozrywa. Serce chce dosłownie wyskoczyć w piersi. Na początku pilem codziennie ale zamieniłem to na sport. Pomaga duzo bardziej niz alkohol ale nie znalazłem sposobu, zeby na ten czas wyłączyć to cholerne serce. Oddałbym wszystko, zeby usłyszeć "naprawmy to co budowaliśmy trzy lata"
Mam nadzieje, ze uslysze te słowa ale chyba nie powinienem jej miec
Czasem wydaje mi sie, ze jest juz po wszystkim gdy nagle to uczucie wraca ze zdwojoną siła. Falami
Tym bardziej boli zdrada i to, ze tak szybko ułożyła sobie zycie z innym mężczyzna. Zdradzając mnie, przez kilka miesięcy mówiła w oczy, ze kocha. Zerwała smsem i od tamtej pory niby mnie nie zna. Samo to bardzo mnie boli. Byliśmy ze sobą trzy lata, mieszkaliśmy dwa. Przetrwalem z nią najgorsze chwile jej życia. Byłem przy niej cały czas. Kochalem i kocham nadal. Bede kochał i czekał dalej. Nie potrafię znienawidzic kogos kogo tak dobrze poznałem. Da sie tak po prostu o człowieku zapomnieć po tym wszystkim? Ona zapomniała