Witam, chciałabym Was o coś zapytać.
Na początku roku zaczęłam spotykać się ze swoim znajomym, którego wcześniej znałam około 1,5 roku. Oboje jesteśmy po 30tce. Bardzo mi odpowiada ten związek, charakter i podejście mojego mężczyzny do mnie i naszej relacji, wcześniej, gdy byliśmy tylko znajomymi bardzo mi się podobał pod względem charakteru i usposobienia. Spotykamy się około pół roku - na zasadzie randek, spędzonych wspólnie weekendów, wieczorów, spacerów, itp. Ogólnie wszystko jest ok, tylko zaczęłam się zastanawiać nad jedną sprawą.
Jak dla mnie tempo związku jest idealne - chciałabym, zeby wszystko powoli toczyło się swoim torem, nie przyspieszać żadnych etapów. Wcześniej mieszkałam z dwoma wcześniejszymi facetami, dość szybko zamieszkaliśmy razem. Jeden związek się rozpadł, gdyż jedno z nas wyjechało za ocean i związek tej próby nie wytrzymał, drugi związek - pomyłka po prostu.I jakoś niedługo po tym wieczorze rozmawialiśmy m.in.o naszym związku. I mój mężczyzna zapytał mnie kiedy razem zamieszkamy. Szczerze mówiąc nie spodziewałam się takiego pytania, co więcej nie myślałam o tym, wręcz spodziewałam się, że byłby raczej nastawiony anty do mieszkania razem. Jest dość skryty i zamknięty w sobie, potrzebuje swojej przestrzeni życiowej. Powiedziałam, że nie wiem, bo nie myślałam o tym, że to dość wcześnie na takie pytania i decyzje. Przyznał mi rację, ale pytał mnie potem jeszcze dwa razy - kiedy razem zamieszkamy. Nie bardzo wiedziałam, co mam mu odpowiedzieć, no bo nie wiem kiedy. Zapytałam zatem o jego zdanie - powiedział tylko, że lepiej to odłożyć w czasie. Przyznałam mu rację, po czym on powiedział mi, że boi się takiej decyzji. Boi się decyzji o zamieszkaniu z kobietą. Boi się utraty niezależności, swobody, swojej przestrzeni...Nie wyobraża sobie mieszkać z kobietą w jednym pokoju, kawalerce, na jednej małej przestrzeni. A potem powiedział, że uważa, że to jest naturalny krok w każdym związku i my też pewnie taki krok zrobimy.
No i w sumie o co mi chodzi: domyślałam się, że facet jest nastawiony anty i jest. Ja - nie tyle, że anty - ale uważam, że jeszcze nie czas. Niby jasno mi powiedział, co o tym sądzi, ale jakoś mam mętlik w głowie, bo skoro nie chce - to po co pyta na tak wczesnym etapie? Ok - zapytał raz, pogadaliśmy, ustaliliśmy, że za wcześnie, że nie teraz, że nie wiadomo kiedy, jak przyjdzie na to czas, ale po tym pytał drugi i trzeci.A na koniec wyznanie, że się boi...Jakoś zniechęcająco to zabrzmiało. I jakoś kiepsko się czuję po tej rozmowie.
I tak sobie myślę, że może chodzi mi o to, że ja (wg siebie) mogę nie chcieć, ale źle się z tym czuję, że on nie chce i się boi. Ja za jakiś bliżej nieokreślony czas pewnie chciałabym z nim mieszkać, chciałabym z nim myśleć wspólnie o przyszłości. A skoro on się tak tego boi, to może jednak nas to nie czeka...Hm. Jeśli wymyślam problemy z d...y, to przepraszam, ale chciałam tylko poznać obiektywne opinie.