Witam
Tak naprawdę, może żywię jeszcze jakieś nadzieję, że mój póki co zakończony związek jest jeszcze do uratowania. Tak naprawdę, po podjęciu decyzji w sumie za mnie. Nastąpiło to dwa dni temu i dopiero teraz jesteśmy w stanie ze sobą rozmawiać bez nadmiernych emocji.
Zacznę od tego, że problemy w związku uwidoczniły się, gdy mój chłopak zainteresował się inną dziewczyną. Jestem w stanie zrozumieć chwilowy zachwyt inną osobą, jednak oznajmił mi to w sposób raniący. Stwierdził, że nie chce zmian, ale chciałby spróbować poznać lepiej tamtą dziewczynę i wtedy metodą porównać, sprawdzić, czy to ja jestem jednak dla niego wystarczająca. Nie ukrywam, że to było okropnie raniące i niesprawiedliwe. Poczułam, że zupełnie nie liczy się z moimi uczuciami. Samo rozstanie motywował tym, że nie ma porównania jakby to było z innymi i może stąd jego wątpliwości.
Przyznam, ze to chyba jego pierwszy tak poważny związek i póki co, układało się nam dobrze. Czasem doznawał w moim mniemaniu niczym nie uzasadnionych wątpliwości, które jednak udało mu się pokonać i zaczęło się planowanie wspólnej przyszłości. Tak naprawdę było to bolesne, bo ja od początku traktowałam to poważnie, opierając wszystko na mądrym uczeniu się swoich reakcji, poruszaniu kwestii smutnych i bolesnych. Zawsze starałam się być taką osobą racjonalną, panować nad swoją uczuciowością i upewniać go w tym jak jest dla mnie ważny. Mimo faktu mojego zaangażowania, on czasami wydawał się odizolowany i zdawał się wycofywać. Mimo moich wysiłków, nie potrafił stwierdzić o co mu chodzi.
Wczoraj podczas kolejnej z serii rozmowy o sensie decyzji o odejściu i próby zlokalizowania choroby czy punktu zapalnego, dowiedziałam się, że wątpliwości rodzą się głównie z faktu mojej przeszłości. Tego, że miałam kilka dla mnie przykrych sytuacji pseudozwiązkowych, które były bardziej próbą pozyskania czyjejś akceptacji, może w niefortunny sposób. Ponadto stwierdził, że moja imprezowa przeszłość skłania go do myślenia o sensie Nas, chociaż wie, że teraz jestem inna. Jednak gdzieś podświadomie nie jest przekonany, że to się nie zmieni.
Mimo wszystko, chciałabym spróbować naprawić ten związek, nawet dla poczucia, że zrobiłam wszystko co możliwe, by z tym człowiekiem zostać i stworzyć coś fajnego. Nie wiem czy jest sens takiego myślenia, ale chciałabym. Bardzo mi na tym zależy.
Jeśli oboje wyrazimy chęć dania sobie drugiej szansy, to jest szansa na pokonanie tych wątpliwości i przekonanie go, że nie jestem już taką osobą jak wtedy? Czy może dać mu odejść, próbować z innymi, a samej się odciąć, by nie ranić siebie. On chciałby chyba przyjaźni, a ja nie jestem w stanie być przyjaciółką i być zazdrosną o jego wybory. Zazwyczaj długo radzę sobie z uczuciami przywiązania i miłości. Ponadto słabo znoszę odrzucenie.
Czy powinnam nie wiem, spróbować go nakierować na moje odczucia, spróbować by się ze mną zempatyzował. Poczuł jak ja się z tym czuję.
Nie wiem co mam robić, każda rada może okazać się cenna.
Pozdrawiam