nawet nie wiem od czego zaczac...moze od tego ze przez prawie trzy lata bylam jego przyjaciolka...ale moze tak mi sie tylko wydawalo
oklamywalam sama siebie...zylam w nadzieji ze oddajac mu wsparcie i dusze(w roli przyjaciela zaznaczam)zauwazy kogo ma obok siebie...bo przeciez niby jest inny niz reszta...tak mi sie bynajmniej zdawalo
juz od samego poczatku czulam ze bylo mi z nim dobrze, bylam szczesliwa i pelna checi do zycia...kazdy drobny gest z jego strony byl dla mnie czyms wiecej niz tylko kolezenski uklad...ale on tego nie widzial i moze i nie chcial...
czulam ze to sie musi skonczyc bo ja w niepewnosci dluzej nie moge zyc wiec porozmawialam...wyjasnilam co czuje i ze na przyjazn z mojej strony on nie ma co liczyc bo chce byc kims wiecej w jego zyciu...
NIESTETY NIE ZAKONCZYLO SIE TO POZYTYWNIE.
jego argumentem bylo i byc moze bedzie to, ze nie chce byc w zwiazku bo sie kilka razy juz zawiodl i teraz chce zyc nie myslac o jakiejkolwiek odpowiedzialnosci...zabolalo to co powiedziane zostalo lecz sie w jakis tam sposob z tym pogodzilam...najgorsze jest to ze on dalej nieswiadomnie mnie krzywdzi i bawi sie moimi uczuciami...piszac, dzwoniac, nawet spotykajac go na miescie...zachowuje sie jakby tej naszej rozmowy nie bylo...tak jakby byl moim kolega ale chcial cos wiecej...nie rozumiem tego i w jakims stopniu go za to nienawidze...nie chce utrzymywac z nim zadnego kontaktu bo to meczy...teraz juz wiem ze byla to nieodwzajemniona milosc...jezeli ktos nie potrafi docenic osoby ktora jest zawsze blisko...coz byla!
a tak wracajac do tej rozmowy z nim to nie wydazyla sie ona bez powodu...otoz on dawal mi do zrozumienia w jakis tam sposob ze mu na mnie zalezy i wygladalo to jak zdrowe zaczatki budowania wiezi miedzy nami...ale coz nagle to jednak nie o to chodzilo...przeciez nie chcial nawet sprobowac...nie rozumiem dlaczego skoro wszystko szlo w dobra strone...tak jakby sie czegos bal...a ja nie chce zyc w niepewnosci i zamartwianiu sie...wiec co mam robic...zachwywac sie tak jak on...czyli udawac ze wszystko jest jak bylo, czy raczej uciac szelkie kontakty z nim na minimalne?
potrzebuje porady