Witajcie, chcialabym Was prosic o jakas rade, obiektywna opinie. Wlasciwie dopiero 2 raz tu pisze i troche sie boje, mam nadzieje, ze pomozecie mi odnalezc sie w mojej sytuacji, bo zaczelam sie meczyc ze swoimi myslami.
Od dluzszego czasu po nieudanym zwiazku jestem sama. Potrafie cieszyc sie zyciem, mimo braku tej drugiej ukochanej osoby. Jednak 3 miesiace temu poznalam mezczyzne, spotkalismy sie kilka razy, byly to bardzo udane spotkania, z Jego strony rowniez, dziekowal mi za nie i za razem wspolnie spedzony czas. Dzwonil, pisal, pracujemy i na co dzien mieszkamy w roznych miastach wiec kontakt byl tez w duzej mierze mailowy, telefoniczny. Od samego poczatku On wzbudzil we mnie zaufanie, sporo mi o sobie opowiedzial, otworzyl sie przede mna, zauroczyl mnie bardzo swoja osobowoscia. Na samym poczatku juz dowiedzialam sie, ze jest w trakcie rozwodu, ale nie przejelam sie tym, tzn wspolczulam mu, traktowalam go jako dobrego kolege i jego los mnie poruszyl (zdrada zony, 2 lata temu) ale nie odnosilam jeszcze wtedy tej informacji do siebie. Nasza znajomosc naprawde stawala sie coraz fajniejsza, poznawalismy sie, po 2 miesiacach On stal sie formalnie wolnym czlowiekiem. Sadzilam, ze ten rozwod to wlasnie tylko formalnosc, bo rozpad zwiazku nastapil duzo wczesniej,ale sie mylilam. Najpierw zauwazylam, ze On wrecz szuka coraz to nowych zajec, podjal dodatkowa prace, co oznaczalo, ze wlasciwie bedzie pracowal przez jakis czas 7 dni w tygodniu! Zaczelo mi brakowac w tym Jego czasu dla mnie, dla naszej znajomosci, napisalam mu pewnego razu, ze bardzo go lubie, cenie, napisalam dlaczego i ze chcialabym zebysmy mogli sie spotykac czesciej. Pierwszy raz po tym mailu nie odzywal sie do mnie tak dlugo, caly tydzien. Wreszcie zadzwonil, przeprosil za brak kontaktu ze swojej strony ale musial zastanowic sie nad soba, nad tym, czy jest zdolny w tej chwili do blizszej znajomosci, do nowego zwiazku, okazalo sie, ze nie jest gotowy, przyznal ze sie wystraszyl mojego maila, ze wycofal sie, dzwoni zeby mi powiedziec, ze na ten czas jest zbyt przewrazliwiony na punkcie niektorych spraw i ze po prostu nie jest w stanie z kimkolwiek byc obecnie "razem". Porozmawialismy chwile o tym, nie potrafilam nic madrego wymyslec, chyba mnie zaskoczyl...2 godziny potem spotkalismy sie, nie wracalismy juz do rozmowy a nasze spotkanie bylo swietne, smialismy sie, zartowalismy. Kontakt wlasciwie byl ten sam ...do czasu. On narzucil sobie duze tempo - pracy, tak jakby chcial zapomniec - tak mi sie zdaje - o rozwodzie. Ja to wczesniej zbagatelizowalam, sam rozwod - sadzilam jak juz wspomnialam, ze to formalnosc ale zobaczylam teraz po jego minie i zachowaniu gdy o tym rozmawialismy jak ciezkie to dla niego bylo. Przez nadmiar obowiazkow, jego przemeczenie zapewnie, nasz kontakt stawal sie coraz bardziej powierzchowny, probowalam go wyciagnac gdzies, nie dalo rady, za kazdym razem mial wymowke. W koncu nie wytrzymalam, napisalam, ze martwi mnie jego dystans, ze wczesniej mielismy o wiele lepszy kontakt ze soba , od tej pory sie nie odezwal, nie minelo wiele czasu, ale zawsze szybko odpisywal, (poza ta jedna kiedys przerwa tygodniowa)sadze ze go sploszylam znowu. Czuje sie zle przez to, nie wiem co zrobic, wydaje mi sie, ze nic nie moge, czuje sie bezsilna. Dla mnie najlepszym wyjsciem bylaby szczera rozmowa, lecz chyba nie powinnam naciskac, boje sie, ze teraz kazda moja proba takiej rozmowy to bedzie juz wywieranie nacisku. Zalezy mi na nim. Co o tym wszystkim myslicie?