KATKAKATKA napisał(a):to sytuacja nie jest zdrowa...każdy dzień taki w zawieszeniu oddala moim zdaniem konieczny etap przejscia rozstania...który musi w końcu nastąpić...
Z pewnością masz rację, że to nie jest zdrowa sytuacja.. tylko też nie wydaje mi się, aby była destrukcyjna.. Mało tego, sprawia nam to przyjemność, więc w jesteśmy.
Myśląc w takim sam sposób jak Ty, tzn. że trzeba to skończyć bo inaczej się nie da, w grudniu powiedziałem jej, że to co jest teraz będzie trwać do końća roku (było wtedy jeszcze z 2-3 tygodnie do końca roku), a od 1. stycznia zaczynamy nowe życia.. Nie dlatego że teog chciałem, ale dlatego, że 'tak należy'. Ona powiedziała, że sie na to nie zgadza.. że ona tak nie chce.. ze to za szybko.. A ponieważ de facto ja też tego nie chciałem, odstąpiłem od tego pomysłu. Jednakże, żeby nie trwać w tym latami, ustaliłem datę sam dla siebie - 31.12.2013. To jest deadline tego co jest teraz. Oczywiście wszystko może się wcześniej skończyć.. ale to jest graniczna data, po której już nie bedzie tego układu..
Można powiedzieć 'chlopie, to jest rok zycia', i oczywiście jest to prawdą, ale wydaje mi się, że jest to rozsądny czas.. czas gdy ochłoną te najgorętsze emocje, gdy pogodzimy się z tym co się stało, gdy uświadomimy sobie, że to koniec.. Prawie rok czasu trwał mój romans, więc wydaje mi sie, że mogę poświęcić ten rok na życie w takim zawieszeniu..
ewkaewka napisał(a):7tzu9l napisał(a):Bo pewnie nic by z tego nie wyszło.. W moim odczuciu za dużo się wydarzyło, żebyśmy mogli dalej być razem.. Więc zobaczymy co da ten okres przejściowy..Czyli? Trzeba czekać aż okres przejściowy da Wam (lub któremuś z Was) narzędzie do ostatecznego rozstania? Tak?
Wiesz co, chyba adekwatne będzie tutaj to co wczoraj mi ona powiedziała:
zdradziłeś mnie, bo czułeś się samotny, gdy nie mieliśmy żadnych zobowiąń, byliśmy wolni i moglismy robić co chcieliśmy po 5 latach związku.. Pomyśl o tym, jakbyśmy byli małżeństwem przez 10, 20 czy więcej lat.. Gdy pojawią się zobowiązania, większe turdności, gdy każdy zatraci się w swojej pracy.. Wtedy tym bardziej zrobisz to znowu (w sensie będę miał romans).
I z tym argumentem niestety nie mam szansy walczyć, bo ma rację.. zdradziłem ją, gdy mogłem odejść i ją zostawić bez żadnych przeszkód.. Ale tego nie zrobiłem, bo byłem tchórzem. Więc pewnie jeszcze większy strach by mnie ogarnął, gdyby były zobowiązania.. A ona nie boi się tego, że bym ją zostawił, tylko boi się tego, że znowu ją zdradzę.
Dlatego też nie widzę szans dla nas. A jedynie co jej odpowiedziałem to to, że mam nadzieję za 30 lat ją gdzieś spotkam i będę mógł powiedzieć, że już nigdy nikogo nie zdradziłem.. Aczkolwiek nawet ja mam pewne obawy i wątpliwości.. i wcale jej się nie dziwie, że mi nie ufa.. bo ja sam sobie nei ufam.. Wszystko to co powiem opiera się an moim słowie, które teraz jest już bez zaufania..
Czego oczekuję od 'okresu przejściowego' ? Tego, że rozdzielimy nasze światy.. Jeden ostatnio rozdzieliliśmy definitywnie - wspólne mieszkanie. Teraz czas na kolejne - wspólne spędzanie czasu, inni znajomi, itp.. Widząc się raz czy dwa w tygodniu, ta więź która byłą między nami zniknie, a wtedy chyba prościej będzie nam zniknąć ze swojeog życia..
Czy szukamy ostatecznego narzędzia? Chyba nie.. przynajmniej takie odnoszę wrażenie. Ja nie szukam.
ewka napisał(a):A skoro odebrałeś sobie prawo do decydowania, nie widzisz szansy na dalsze wspólne BYĆ, sytuacja aktualna odpowiada Ci jak najbardziej... a ona zdecyduje, że właśnie chce dalej razem - to jak myślisz się w tym odnaleźć?
Z perspektywy dnia dzisiejszego, prościej byłoby mi się odnaleźć w perspektywie 'być' niż 'zniknąć'. Jak będzie za miesiąc? Pól roku? czy rok? Nie wiem. Ale dzisiaj prędzej dostoswałbym sie do sytuacji być.
Tak jak napisałem wyżej - mam swój deadline, który jest odległy, ale w którym wszystko moze się zdarzyć. Po tym czasie - jeśli wyglądałoby tak jak teraz - nie będzie już opcji 'być'.