tak bardzo nie rozumiem

Problemy z partnerami.

tak bardzo nie rozumiem

Postprzez Iza66 » 18 gru 2007, o 14:30

jestem tu nowa... nie jestem dda...jest nim kotos kogo bardzo kocham...potrzebuję pomocy...
Bylismy razem 8 lat. Były wzoty i upadki nawet roztania ...wiedziałam jakie mial dzieciństwo..ojciec pił, mama zmarła na raka kiedy miał 15 lat... chciąłam mu to wynagrodzić... od kąd się poznalismy nie widziąłam świata poza nim... on po za mna... Tonormalne że przychodziły trudne chwile...radziliśmy sobie z nimi jak potrafilismy ale zauważyłam, że on zacząl się oddalać ode mnie.Częste spotkania z kolegami, gdzei pojawiał się w dużych ilościach alkohol i co gorsze narkotyki... nie potrafiłam tego zaakceptować..Oddalil się jeszcze bardziej mówiąc że w ten sposób uciekał ode mnie..że ptrzebował tego na chwilę..ma bardzo trudny charakter(ja się jego nauczyłam, znam jego wady i kocham go tez za nie) tak wiec koledzy zmieniali się jak w kalejdoskopie,ale zawsze byłam ja.. po takich libacjach przychodził do mnie i wiem że wtedy byłam dla niego najważniejsza na świecie.. wtedy on mówił że wie że tylko ja potrafię go zrozumieć...
Roztawaliśmy..zawsze była to jego decyzja...nie nalegałam,nie narzucałam się... za kazdym razem z przekonaniem mówil że już nic do mnie nie czuje..wracał...nie dając mi szansy zacząć czegoś nowego...
dwa i pol miesiąca temu się pokłociliśmy o jego palenie(trawy)roztaliśmy się, bo jak on twierdził nie kocha mnie, bo zniszczyłam jego miłosć do mnie swoja miląścią. Po dwu tygodniach kiedy dowiedział się że jest ktoś mną bardzo zainteresowany zaczął się horror..sms z wyrzutami ..czytał że to moja wina , że on chciał tylko odpocząc ode mnie a ja jestem zdrajcą fałszywcem, że nigdy go tak naprwde nie kochałam.. dwa mieisące szarpaniny.Kiedy tylko uświadamiałam mu że to on jest najważniejszy dla mnie oddalał się żeby w chwili zagrożenia znowu mnie zaatakować. To było męczące dla mnie. Niejednokrotnie oczekiwałam jednoznacznej odpowiedzi czeo on tak naprawde chce ode mnie bo jeśl nic to ja chce poukładac sobie życie.Mówiłam mu wprost że go kocham ale nie mogę tak żyć bo sparwia miból i jeślinic nie on nie chce ode mnie ja musze o nim zapomnieć. Nic nie dawało. Dostałam propozycje wyjazdu za granice.. mamy wspolnych najomych-dowiedział się. Ze łzami w oczach( nie jest skory do płaczu) wyznał że chce zacząc wszystko od nowa i prosił żebym została. Że musimy zapomniec o przeszłości i zacząć z czystą kartą.Przystałam na jego warunki. potem milczenie z jego strony.. zapropnowałam spotkanie...odmówił...zaproponowłąm kolejne spotkanie odmowa...zdenerwowałm się i powiedziałam że tak to ja nie chcę.Obraził się i zdenerwował na mnie. Za dwa dni oświadczył mi że to nie ma sensu. Pznal inną dziewczynę, starszą 4 lata...po rozwodzie... i że on musi zapomniec o mnie i ona mu w tym pomoże...
nie rozumiem tak bardzo nie rozumiem tego zachowania. Jak można skreślić wszytsko dla kogoś kogo zna się tydzień( nie przesadzam tyle ją zna)Doznałam szoku.. wjedną bezsseną noc przypomniałam sobie że kiedyś coś wspomniał o artykule własnie o dda.. że czytał że było tam sporo o nim. zaczęlam szukać..czytać ..zrozumiałam wiele jego zachowan...Trafiłam tu.. bo nie wiem co mam zrobić... Moi bliscy twierdzą że on do mnie wróci..( ta dziewczyna...to nikt porządny)..mnie boli to co zrobił...Myślę że to już koniec i to mnie cieszy bo dam sobie radę pozbieram się ...pomału ..ale mówią mi żebym się przygotowała że on przyjdzie do mnie...czy to możliwe..co wtedy? MAm ochotę posłac go do diabla, a z drugiej strony po tym czego dowiedziłam się o dda...kocham go i chciąłbym mu pomóc.... Proszę napiszcie co myślicie..
przepraszam za tego długiego posta!!! starałm się jak najkrócej...
pozdrawiam
Iza66
 
Posty: 11
Dołączył(a): 18 gru 2007, o 13:42

Postprzez szachistka » 18 gru 2007, o 15:52

Powiem Ci, co ja myślę. Mam wrażenie, ze ten chłopak pociąga Cię tak głównie dlatego, bo stwarza wrażenie osoby potrzebującej pomocy, opieki, ciepła. Dla Ciebie jest on trochę bezradny, zagubiony, z problemami, ale Ty to wszystko wiesz i rozumiesz i z całego serca pragniesz mu pomóc. Chcesz być dla niego jedyną osobą, która go zawsze przygarnie do serca, pocieszy, pomoże; pragniesz być dla niego "matką, żoną i kochanką". On, zagubiony samotnik w świecie pełnym złych ludzi, Ty anielica-zbawiciel:) Właśnie tak to widzę.
Natomiast nie bardzo widzę odpowiedź na pytanie, czego tak naprawdę chcesz. Niby wspominasz o wykreśleniu tego mężczyzny z życia, ale nie widać po Tobie przekonania i konsekwencji. Dlatego zastanów się, czy chcesz nadal tkwić w tym błędnym kole niedojrzałych zmian decyzji swojego dotychczasowego partnera czy pragniesz stabilizacji i poczucia bezpieczeństwa, być może u kogoś innego. Pozdrawiam
Avatar użytkownika
szachistka
 
Posty: 201
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 12:46
Lokalizacja: Sopot

Postprzez Loki86 » 18 gru 2007, o 15:53

Chcesz dalej brnąć w tak mocno toksyczny związek?? Nie bądź deską ratunkową dla niego on musi sięgnąć dna żeby się od niego odbić uświadomić sobie wszystko bo jest wiele stanów świadomości. Bardzo ci współczuje bo po części rozumiem sprzeczność twoich uczuć. Proszę cię jeżeli wybierzesz dalsze życie bez niego bądź w tym konsekwentna. Jemu bardziej potrzebny jest terapeuta
Avatar użytkownika
Loki86
 
Posty: 556
Dołączył(a): 17 maja 2007, o 00:58
Lokalizacja: z tąd;d

Postprzez Iza66 » 18 gru 2007, o 16:16

Tym razem bardzo mnie skrzywdził.
Od razu postanowiłam że to koniec, nie chce go więcej ogladać. Zresztą pomyłsalm że tym razem to koniec..starsza dziewczyna skoro się juz nim zinteresowałam zapewne będzie umiała go rozkochac w sobie..na dłuższy czas...
PIsałam wczesniej że był ktos kto się mna interesował na co mój partner reagowal bardzo impulsywnie... jest naal narzie na zasadzie kolegi... ale spotykamy się.
iwem jedno nie pomoge mu jeślion samnie bęedzie cchiał pomocy i nie zrobi czegos w tym kierunku. Dlatego nawet po przeczytaniu szeregu artykułow na temat dda i po tym jak zrozumiałam pare schematów postępowania jego nie odezwałam się do niego... i nie mam zamiaru.
Przyjełam fakt że to koniec.... zastanawiam sie jednak co będzie jak jednak przyjdzie do mnie... ja w to nie wierzę ale moi bliscy chcą żebym się na to przygotowała psychicznie... żebym była gotowa powiedzieć mu nie.
we mnie jest ból i nie wiem co myśleć ...
nie chce po czesci myślec o tym...ale może lepiej faktycznie przygotować saię na to...
czy poprostu nie zasatanawiać się bo juz nie ma nad czym?
dziękuje za odpowiedzi...są cenne bo obiektywne bez emocji jakie siedza we mnie...
ja się boję ...
Iza66
 
Posty: 11
Dołączył(a): 18 gru 2007, o 13:42

Postprzez Abssinth » 18 gru 2007, o 16:41

i co, jesli przyjdzie do Ciebie? powiesz mu TAK i znowu bedzie dobrze przez piec minut, do jego kolejnego wyskoku? zastanow sie dziewczyno, co piszesz - to juz osiem lat pierniczenia sie z nim, osiem lat znoszenia jego wszelkich wyskokow w imie 'milosci'....a czego Ty chcesz? czas zajac sie wlasnym zyciem, niz zyciem kogos, kto tego tak naprawde od Ciebie nie chce.

nie pomozesz mu, bo nie widze w nim zadnych checi zmiany na lepsze i pomocy sobie - przynajmniej z tego, co napisalas.
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Postprzez echo » 18 gru 2007, o 16:50

hej,
na Twoim miejscu na pewno odczekałabym z kolejnymi umowami, bo widać, że on sam sie plączę, nie wie czego chce, ma kryzys wartości, nie docenia tego co ma. I jestem na 1000% pewna, że ani teraz, ani za miesiąc się nie ocknie tak naprawdę. To proces, w którym on musi zatęsknić, dostac w tyłek, i docenić to co ważne.
Wygląda na to, że on wykorzystuje Twoje przywiązanie i traktuje cię jak worek trenningowy na własne frustracje , poza tym ma tendencje do użalania się nad , a kolesie i trawa na pewno nie sprzyjają dojrzewaniu.
Moim zdaniem juz wystarczająco wykazałas dobrej woli, ale gdy ty nie będziesz się szanować, w sensie pozwalać na pomiatanie sobą, - on na pewno cię nie uszanuje. To na razie typ , który sam tonie i innych chce pociągnąc za sobą. Ale bycie jego ofiarą na pewno mu nie pomoże. Tu potrzeba wielkiej siły psychicznej, twardej konsekwencji i terapii. W tym momencie wydaje mi się , że to będzie dla niego dużo lepsze niż kolejny toksyczny związek, którego on nie docenia.
Bolesne jest to, że wykorzystuje szantaż psychiczny jak typowy uzalezniony człowiek, czy od alkoholu, czy narkotyków. Obawiam się, że paradoksalnie idzie w ślady ojca.

trzymaj się ciepło i daj mu dużo czasu na zmianę, pozwól mu wrócić (o ile chcesz oczywiście) tylko wtedy gdy trwale pokaże że zrozumiał i chce się zmieniać.
echo
 
Posty: 344
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 22:02

Postprzez Iza66 » 18 gru 2007, o 17:18

szczerdze to nie iwem co bym miu powiedziała jakby wrócił...Bo jestem przekonana że tym razem nie wróci...Moja mama która bardzo dobrze mnie zna wie że mnie trzeba na niektóre rzeczy przygotować ..wbija mi co dzien do głowy że on wróci i żebym nastawiła się psychicznie że mam mu tym razem dać "kopa". Problem w tym że ja nie myśle o tym bo wbiłam sobei do głowy że nie będzie okazji dać mu tego "kopa". zaczełam sie zasanawiać czy to mozliwe że wróci...
nie wierze w to ale boje się emocji jakie to mogłoby we mnie wywołac...

zaczynam się bać..
Iza66
 
Posty: 11
Dołączył(a): 18 gru 2007, o 13:42

Postprzez Miriam » 18 gru 2007, o 17:28

hej Izo !

mysle. ze nie powinnas zakladac wersji, ze on nie wroci. Sama widzisz, ze wiele razy wracal do Ciebie, a potem znowu odchodzil. Moim zdaniem za duzo jest szarpaniny w tym, niestalosc, jakies nieklarowne sa uczucia miedzy Wami.
Wydaje mi sie, ze ten czlowiek nie traktuje Cie powaznie i nie liczy sie z Twoimi uczuciami, z tego co piszesz wylania mi sie obraz Ciebie jako " leku na całe zło". Tak nie mozna, nie mozesz byc tylko kolem ratunkowym !
Miriam
 
Posty: 143
Dołączył(a): 17 cze 2007, o 19:27

Postprzez Pytajaca » 18 gru 2007, o 20:14

Iza. Chcesz zrobic cos dla siebie dobrego? W tym czasie, gdy on juz nie jest z Toba, a Ty sie zastanawiasz - wroci czy nie (czyli znowu ON jest najwazniejszy) - wzialabym d... w troki i ruszyla z pomoca dla siebie samej. Dziewczyno, czy Ty nie widzisz, ze jestes wspoluzalezniona? Poradzilabym Ci terapeute. Dla CIEBIE, nie dla niego.

Obiektywnie rzecz ujmujac - ten zwiazek nie mial i nie ma przyszlosci. Zastanow sie, ile lat juz pochlonelo Cie to wieczne "ratowanie" go z dziury samotnosci. Powiedz nie - sobie.

Czy on poczynil jakies kroki, by zrozumiec, zaglebic sie w swoj problem? Zauwazylas jakas poprawe? Co mowi? Co czuje? Co mysli? Czy wie, ze jego zachowanie rani Ciebie? Powiedzialas mu o tym czy udajesz, ze "wszystko jest w porzadku"? Chcesz mu stale "pomagac"?... Nie tedy droga...

Iza - o jedno Cie prosze. Nie graj roli ofiary. To krzywdzi Ciebie, a jemu - wbrew pozorom- nie pomoze.
Avatar użytkownika
Pytajaca
 
Posty: 690
Dołączył(a): 19 maja 2007, o 18:34

Postprzez Iza66 » 19 gru 2007, o 14:58

Nigdy wcześniej nasz związek nie opierał sie n tym że próbowałam mu pomagać...c prawda chciałam wynagrodzić pewne rzecze al enie użłalałam się nad nim..były chwile kiedy jego zachowanie przekraczałowszelkie normy ii ja nie byłam w stanie tego pojac...dla niego to raczej normalny stan rzeczy. Nie dawal sobie przetłumaczyc pewnych kwestii. Chciał się zmienić i podejmował takie próby. Byliśmy ze sobą 8 lat i w większości było dobrze...pierwszy kryzys pojawił się po dwu latach.. spadl nagle...bez ostrzeżenia..wszystko było cudownie...on sam mówil o wspolnej przyszłości o zamieszkaniu razem..ja na to nie byłam gotowa(nie pokazałam mu tego)..żeby za chwilę wszystko skończyć...
Kiedy wracał przez długo było wspaniale...zawsze jednak jakaś czastak jego stawała mi się coraz bardziej obca
ale po tem 3 lata naprwde dość udanego związku(nie ma idealnych par...)i naprawdę naglewszystko się rozpadło...
ja sama nie zdawalam sobie sprawy z problemu..on też..przeczytał jakiś artykuł i tyle...jeden rozk temu..
widzi problem w narkotykach ... ale ucieka od tego..pod tym względem przychodza chwile kiedy mówi otwrcie że chce z tym skończyc..
ale żadnego innego problemu..natury emocjonalnej nie dostrzega...dla niego to normalne że jednego dnia czuje tak a innego inaczej..
piszę to wszystko żeby wyjasnić ze nie jestem ims kto chce za wszelką cene przy nim trwać..tak kocham go..ale przez 8lat nie miałam pojęcia o tym że istnieje coś takiego jak dda...wspołczułam mu ale nie użalałam się nad nim
...pozwalałam mu wrócić ...bo ...bo go kochałam i potrzebowałam...potafił się mną zaopiekować..naprawde...przy nimczułam sie bezpiecznie...ale czułam że się oddalał...nie dogadywaliśmy się na pewnym groncie...jego imprez i narkotyków).
Dopiero teraz kiedy wiem że ma charakterystyczne cechy dda i wiem ze on sobie nie zdaje z tego sprawy zaczęłam się zastanawiac czy moze jakoś mu nie pomóc... ale nie poczyniłam żadnych kroków...i chyba nie zamierzam...
Iza66
 
Posty: 11
Dołączył(a): 18 gru 2007, o 13:42

Postprzez Megie » 19 gru 2007, o 15:16

Zycie z DDA, ktory/a nie zdaje sobie sprawy z problemu, nie robi nic w tym kierunku zeby wyleczyc chory sposob myslenie- zycie z taka osoba jest bardzo ciezkie.

Osoba DDA ma spaczony sposob myslenia bo zostala wychowana przez *osobe pijana*. Dopuki DDA sobie tego nie uswiadomi, nie siegnie sam po lekarstwo jakim moze byc terapia, albo nie siegnie dna jak to Loki napisal nic sie nie zmieni.
I chocibys nie wiem jak chciala mu pomoc- jezeli On sam sobie nie pomoze nic na to nie poradzisz.

Bardzo mozliwe ze bedzie chcial wrocic do Ciebie- jak tylko sobie uswiadomil co stracil. Ale pewnie jak mu pozwolisz do siebie wrocic to znowu spocznie na laurach..No chyba ze naprawde sie zmieni. Ludzie sie zmieniaja z roznych powodow. Ale to nie jest takie chop siup- cos musi sie wydarzyc aby do tego doszlo.

Sama jestem DDA- ale DDA, ktore w pewnym momencie przeszlo erupcje wulkanu- dlatego zyje juz sobie normalnie- bez ciaglej szarpaniny. Chociaz nadal moglabym znalezc cechy w sobie typowe dla DDA- to jednak nauczylam sie z tym zyc i czerpac z tego korzysciy, nie krzywdzac siebie ani nikogo kto jest kolo mnie.
Megie
 
Posty: 1479
Dołączył(a): 11 maja 2007, o 15:24
Lokalizacja: nie wiem skad..

Postprzez Dorku » 19 gru 2007, o 21:31

" Miłość bez wymagań umniejsza, wymagania bez miłości zniechęcają"

Ty masz prawogo kochać, on ma prowo być kochany.

Jednak moim zdaniem trzeba by było ustalić pewne granice, które spowodują, że on poczuje się w ich obrębie bezpiecznie, a Ty pozbędziesz się poczucia bycia wykorzystywaną. Jak to z garnicami bywa, za ich przekroczenie muszą być jakieś konsekwencje i wtedy nie ma , że boli. Konsekwencja w takich związkach to chyba podstawa. Ja wiem, łatwo się pisze/czyta....

Niestety,bez szczerej rozmowy się raczej nie obędzie. Potem to już tylko dopilnować powziętych postanowień..... tylko,hehe to jest właśnie najtrudniejsze!

Izka, jeszcze jedno: miłość to nie rekompensata za doznane krzywdy, rozumiesz co mam na mysli?

Trzymaj się kobieto, bo pewnie jeszcze wiele przed Tobą....
Dorku
 
Posty: 343
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 20:51
Lokalizacja: Mazowsze-kraina łagodności....

Postprzez Iza66 » 20 gru 2007, o 16:52

mam tyle żalu w sobie...
jak można być tak okrutnym...
nie jestem w stanie zrozumieć jak można zmienić uczucia w ciągu dwu dni...

rozsypałam się kompletnie...nie mam siły juz na nic...
czuje jak bym w klatce piersiowej miała kamien który mi ciązy i dusi mnie...
mimo ze wiem że jest inny niż ja że to co robi ma swoje uzasadnienie ale zdałam sobie sprawę z tego że w tej chwili jest to gdzieś obok... mnie boli, ze mówił tyle o nas...że przemyślał że dwa miesiącedawał mi wyraźnie do zrozumienia że jestem ważna osobą w jego życiu,,deklarował miłość i to ta prawdziwą jak sam mówił...nagle wszystko prysło...skrzywdził mnie i nawet nie zdaje sobie z tego sprawy.
Iza66
 
Posty: 11
Dołączył(a): 18 gru 2007, o 13:42


Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 216 gości

cron