Odkąd pamiętam najważniejszą wartością w moim życiu była miłość.
Kiedy pojawiła się w moim życiu zaczełam o nią dbać, starać się jak tylko potrafie,
żeby wszystko był naj,
aby ta druga osoba czuła ,wiedziała że jest kochana.
Myśl o tym że istnieje człowiek którego kocham napawała mnie niesamowitym entuzjazmem,
chęcią żeby stawać się coraz bardziej doskonalsza dla niego i przy tym dla siebie.
Bo przecież wspaniale jest widzieć jak na twarzy ukochanego gości uśmiech.
Bardzo mi się to podobało/ podoba takie spełnianie w miłości, to jet to o co mi chodzi w życiu.
Jednak pojawia się ALE...
Jestem człowiekiem, wrażliwą kobietą która chce czuć się kochana, potrzebna.
Nie całemu światu tylko Jemu. Czy to aż tak dużo...
Mi wydaje się że nie, dla niego to chyba jednak za duży ciężar
Nie pamiętam kiedy On tak od siebie powiedział że mnie kocha,
nie wspominając już o drobnych gestach np. kwiatek.
Tak patrząc na to co się ostatnio u nas dzieje dochodze do wniosku że gdyby nie moje telefony,
sms i inne tego typu rzeczy przypominające o moim istnieniu On wogóle by nie zauważył że jest ktoś taki jak Ja.
Kobieta która potrzebuje czułość, zrozumienia, która poprostu chce czuć się kochana i w jakimś sensie adorowana.
To wszystko nie wydarzyło się teraz nagle, wcześniej starałam się sobie w mówić że to nie jest ważne,
że liczy się to że jesteśmy razem,że On jest przy mnie.
Ale teraz coraz bardziej zaczynam się czuć samotna, nie potrzebna i nie kochana
Próbowałam z nim rozmawiać o tym co czuje, mówiąc o wszystkim wprost jednak do niego to nie dochodzi.
Tak sobie myśle czemu tak musi być co co chwile brutalna rzeczywistość daje o sobie znać.