czy to jest przyjaźń, czy to jest kochanie?

Problemy z partnerami.

czy to jest przyjaźń, czy to jest kochanie?

Postprzez rzepakowepole » 2 paź 2010, o 12:08

Witajcie, to mój pierwszy post na tym forum i sama się sobie dziwię, że szukam pomocy w ten sposób. Ale nie mam już pomysłu, jak mogłabym sobie pomóc w sytuacji, która mnie męczy i może tu znajdę jakiekolwiek wsparcie i odpowiedzi na moje pytania. Postaram napisać w jak największym skrócie. 1,5 roku temu rozstałam się z facetem, to nie był długi związek, trwał może 2 miesiące. Wszystko zaczęło się od przyjaźni i pod wpływem jednego impulsu przerodziło się w coś więcej. Było cudnie, jak zwykle na początku, brak jakichkolwiek kłótni, choć oczywiście dawały się we znaki różnice temperamentów i przyzwyczajeń. Trudno jednoznacznie określić, z jakiego powodu się rozstaliśmy i kto zakończył ten związek. Ja zaczęłam rozmowę, bo czułam, że coś jest nie tak i wspólnie doszliśmy do wniosku, że może lepiej rozstać się teraz, żeby później nie zacząć się krzywdzić, że to się nie uda, a wycofując się na tym etapie mamy szansę wrócić jeszcze do przyjaźni. Ja chyba byłam wtedy w stanie walczyć o nas, ale widząc jego obawy, szybko się poddałam.
Rzeczywiście udało nam się przyjaźnić, nasza więź zaczęła być coraz bardziej zażyła i tylko od czasu do czasu w mojej głowie pojawiała się myśl, żeby spróbować jeszcze raz. Zdarzyło nam się o tym porozmawiać, ale on twierdził, że nie widzi z tego związku, że to, co między nami jest, to jest miłość, ale nie taka... Tymczasem zbliżaliśmy się do siebie jeszcze bardziej, z całą pwnością mogę przyznać, że jestesmy dla siebie najwazniejszymi osobami w życiu, wiemy o sobie rzeczy, których nie wie nikt inny, nawet według naszych znajomych porozumiewamy się czasem na takim poziomie,którego nikt nie potrafi ogarnąć. Niedawno zdarzyły się między nami może 3 razy takie chwile bliskości, o których nie może być mowy między przyjaciółmi. Nie mówię o seksie, ale o czułym dotyku i pieszczotach. To o tyle znaczące, że wcześniej w zasadzie unikaliśmy swojego dotyku.
Oboje myślelismy o tym, żeby ułożyć sobie zycie z kimś innym. Umawialiśmy się - on z jedną dziewczyną, ja z facetem. Nic z tego nei wyszło jeszcze przed tym zanim się zaczęło, ale przy okazji tych prób spróbowania z kimś innym dostrzegliśmy poważny problem. Jesteśmy o siebie potwornie zazdrośni. Trudno nam sobie wyobrazić naszą relację, gdyby w życiu któregoś z nas pojawiła się inna osoba. Piszę ciągle "my, nam", bo ostatnio o tym rozmawialiśmy (przy okazji tego, że on poznał dziewczynę, o którą ja znów zaczęłam być zazdrosna). Towarzyszą nam naprawdę silne uczucia, z którymi ja przestaję sobie już radzić. Zwłaszcza, że zupełnie nie umiem nazwać tego, co między nami jest. Doszliśmy do wniosku, że jestesmy od siebie uzależnieni. Jednocześnie jesteśmy przerażeni myślą, że kiedyś miałoby nie być "nas". Sytuacja jest patowa, a może tylko taką się wydaję. I dlatego tu napisałam, żeby spytać: "co robić?, jak dalej zarządzać naszą przyjaźnią, żeby nie zrobić sobie krzywdy?"
Wiem, że w tym jednym poście przedstawiłam tylko zarys sytuacji, ale może właśnie bez wgłębiania się w nasz specyficzny układ komuś będzie łatwiej spojrzeć na niego trzeźwym okiem.
rzepakowepole
 
Posty: 2
Dołączył(a): 2 paź 2010, o 11:44

Postprzez kajunia » 2 paź 2010, o 13:10

No właśnie, piszesz "my, nam", ale czy jesteś pewna, że obydwoje czujecie to samo? Czy tylko Ty tak czujesz? Skąd wiesz, że on jest zazdrosny, mówił o tym wprost? I piszesz też, że się zastanawiasz co zrobić... a czego byś tak naprawdę w głębi duszy chciała? Bo wydaje mi się, że jednak chciałabyś związku, a przeszkodą jest jego brak chęci, lub niezdecydowanie... Jeśli tak jest, to pozostaje pytanie o co mu chodzi- być może pasuje mu Wasza przyjaźń, ale jako że nie ma nikogo to zdarzyło mu się zagalopować kilka razy. Może być też tak że sam ma wątpliwości, albo chce ale nie wie jak... ale coś mi się wydaje że gdyby chciał to nie bylibyście "tylko" przyjaciółmi. :roll:

Piszesz, że rozmawialiście szczerze kilka razy- co z tej rozmowy wynikało, co on mówił?

Pozdrawiam i witaj na forum! :wink:
Avatar użytkownika
kajunia
 
Posty: 517
Dołączył(a): 22 gru 2008, o 10:14

Postprzez pszyklejony » 2 paź 2010, o 13:20

Jeżeli to uzależnienie, to nic z tym nie zrobisz, przynajmniej nie od razu. Zupełnie inny wymiar, poza zasięgiem świadomości, tkwi w warstwie osobowości zapisanej w dzieciństwie.
pszyklejony
 
Posty: 868
Dołączył(a): 7 paź 2008, o 21:56
Lokalizacja: warszawa

Postprzez rzepakowepole » 2 paź 2010, o 13:40

Kajunia, nigdy nie można mieć pewności, co do czyichś uczuć. Ale nie mam powodu, żeby nie wierzyć w to, co mówi. A mówił, że jest zazdrosny, że sobie nie radził, gdy kilka razy spotkałam się z tamtym. Mówił też, że wie, że mój czy jego związek zepsułby to, co jest między nami, a nie widzi sensu, żeby zaczynac coś niepewnego kosztem tego, co jest między nami. Nie twierdzę, że on chce ze mną być, tak samo jak nie twierdzę, że ja tego pragnę. Mam chyba tylko odrobinę większe od niego przekonanie, że warto byłoby spróbować. Ale wiem, że gdyby ta próba była nieudana, to nie tak łatwo byłoby odbudować przyjaźń. W pewnym sensie masz racje - zarówno mi, jak i jemu pasuje taki układ. Mamy kogoś najważniejszego, a nie musimy się angażować do końca. Ale na dłuższą metę coś takiego nie ma racji bytu. Tylko nie mam pojęcia jak z tego wybrnąć, żeby to nie była emocjonalna amputacja (to akurat jego słowa). Myśleliśmy nawet o wspólnej terapii (i to był jego pomysł), tylko sceptycyzm nas obojga nas od tego odwodzi. I cały czas mamy nadzieję, że uda nam się samodzielnie z tym uporać. A naszych rozmów nic nie wynikało, bo zadne rozwiązanie nie wydawało się na tyle dobre, żeby je zastosować. Przeciwnie - każde było bardzo złe. Jesteśmy na etapie - jakoś to będzie.
rzepakowepole
 
Posty: 2
Dołączył(a): 2 paź 2010, o 11:44


Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: ijisuvapajo i 234 gości

cron