Witajcie, to mój pierwszy post na tym forum i sama się sobie dziwię, że szukam pomocy w ten sposób. Ale nie mam już pomysłu, jak mogłabym sobie pomóc w sytuacji, która mnie męczy i może tu znajdę jakiekolwiek wsparcie i odpowiedzi na moje pytania. Postaram napisać w jak największym skrócie. 1,5 roku temu rozstałam się z facetem, to nie był długi związek, trwał może 2 miesiące. Wszystko zaczęło się od przyjaźni i pod wpływem jednego impulsu przerodziło się w coś więcej. Było cudnie, jak zwykle na początku, brak jakichkolwiek kłótni, choć oczywiście dawały się we znaki różnice temperamentów i przyzwyczajeń. Trudno jednoznacznie określić, z jakiego powodu się rozstaliśmy i kto zakończył ten związek. Ja zaczęłam rozmowę, bo czułam, że coś jest nie tak i wspólnie doszliśmy do wniosku, że może lepiej rozstać się teraz, żeby później nie zacząć się krzywdzić, że to się nie uda, a wycofując się na tym etapie mamy szansę wrócić jeszcze do przyjaźni. Ja chyba byłam wtedy w stanie walczyć o nas, ale widząc jego obawy, szybko się poddałam.
Rzeczywiście udało nam się przyjaźnić, nasza więź zaczęła być coraz bardziej zażyła i tylko od czasu do czasu w mojej głowie pojawiała się myśl, żeby spróbować jeszcze raz. Zdarzyło nam się o tym porozmawiać, ale on twierdził, że nie widzi z tego związku, że to, co między nami jest, to jest miłość, ale nie taka... Tymczasem zbliżaliśmy się do siebie jeszcze bardziej, z całą pwnością mogę przyznać, że jestesmy dla siebie najwazniejszymi osobami w życiu, wiemy o sobie rzeczy, których nie wie nikt inny, nawet według naszych znajomych porozumiewamy się czasem na takim poziomie,którego nikt nie potrafi ogarnąć. Niedawno zdarzyły się między nami może 3 razy takie chwile bliskości, o których nie może być mowy między przyjaciółmi. Nie mówię o seksie, ale o czułym dotyku i pieszczotach. To o tyle znaczące, że wcześniej w zasadzie unikaliśmy swojego dotyku.
Oboje myślelismy o tym, żeby ułożyć sobie zycie z kimś innym. Umawialiśmy się - on z jedną dziewczyną, ja z facetem. Nic z tego nei wyszło jeszcze przed tym zanim się zaczęło, ale przy okazji tych prób spróbowania z kimś innym dostrzegliśmy poważny problem. Jesteśmy o siebie potwornie zazdrośni. Trudno nam sobie wyobrazić naszą relację, gdyby w życiu któregoś z nas pojawiła się inna osoba. Piszę ciągle "my, nam", bo ostatnio o tym rozmawialiśmy (przy okazji tego, że on poznał dziewczynę, o którą ja znów zaczęłam być zazdrosna). Towarzyszą nam naprawdę silne uczucia, z którymi ja przestaję sobie już radzić. Zwłaszcza, że zupełnie nie umiem nazwać tego, co między nami jest. Doszliśmy do wniosku, że jestesmy od siebie uzależnieni. Jednocześnie jesteśmy przerażeni myślą, że kiedyś miałoby nie być "nas". Sytuacja jest patowa, a może tylko taką się wydaję. I dlatego tu napisałam, żeby spytać: "co robić?, jak dalej zarządzać naszą przyjaźnią, żeby nie zrobić sobie krzywdy?"
Wiem, że w tym jednym poście przedstawiłam tylko zarys sytuacji, ale może właśnie bez wgłębiania się w nasz specyficzny układ komuś będzie łatwiej spojrzeć na niego trzeźwym okiem.