Nie wiem od czego zacząć…Nie wiem czy na dobre forum trafiłam..
Mam dwójkę synów w wieku ponad 4 lata i ponad 2 lata.
Jako dziecko byłam uparta, na wszelkie sprzeciwy reagowałam płaczem lub mega płaczem. Czasem mi ulegano, czasem dostawałam lanie. Nie pamiętam jak często…
Pamiętam, ze jak bawiłam się z dziećmi sąsiadów, młodszymi ode mnie, i jak bawiliśmy się w dom (rodzine) to ja jako rodzic, kazałam małej sąsiadce zrobić cos złego (tzn, nie posłuchać mnie), potem dawałam jej klapsy, a potem przepraszałam. Wiec wydaje mi się ze w moim domu mogło być podobnie. Tzn. dostawałam klapsy, potem mama przepraszała.
Moja mama nie miała łatwo , mam dużo rodzeństwa (teraz już wszyscy dorośli), finansowo się nie przelewało, tata często po za domem- dojeżdżał do pracy lub pracował za granicą. Do tego dziadek (teść mamy) z którym mama się nie za bardzo lubiła. Mama czasami nie wyrabiała ze mną (?) i się wyżywała, choć wiem że mnie kochała (często mi to mówiła, także przytulała, brała na kolana).
Mój starszy syn jest uparty, bardzo często reaguje nerwowo na sytuacje które mu nie pasują, przy tym krzyczy, piszczy. I nie wiem czy ja nie zachowuje się tak jak kiedyś moja mama wobec mnie. Bo gdy mnie syn bardzo zdenerwuje to z nerwów potrafię albo mu dać klapsa, albo nim wstrząsnąć. Później mi jest przykro i przepraszam. Jemu tez jest przykro.
Syn NIE jest bity regularnie (tzn. nie przy każdej nerwowej sytuacji)… te sytuacje zdarzają się sporadycznie, ale jednak.
Uczę się opanowywać swoje emocje, proszę by mąż przejął opiekę nad nim gdy czuje ze zaraz wybuchne (gdy mąż akurat jest w domu). Gdy nie mam nikogo dorosłego obok siebie to albo wychodzę na chwile by złapać oddech, albo niestety mój syn ‘obrywa’.
Syn również nie miał łatwo, tzn. gdy miał 1 rok 9 mies pojawił się na świecie drugi syn…i chyba wtedy częstotliwość nerwowych sytuacji i reakcji nerwowych się zwiększyła. Gdy miał 2 lata i 4 mies. poszedł do p-la. Czasami musiałam go budzić. Czasem chciał się jeszcze pobawić przed wyjściem ale nie zawsze były możliwości czasowe (wiec z jego strony bunt i płacz), nie zdążylibyśmy wtedy na śniadanie do p-la – musieliśmy dojechać 40 km (p-le w pobliżu mojego miejsca pracy). Nie mogłam z pracy zrezygnować bo miałam zobowiązania finansowe do spłaty wiec ta opcja z dojeżdzaniem do p-la tylko wchodziła w gre.
Z czasem syn jadł bardzo mało w p-lu (zwłaszcza obiady) Słabo przybierał na wadze. Słabo rósł. Zaczęłam szukać przyczyn (ale dopiero po około roku, gdy już chodził do miejscowego przedszkola, nie wiem dlaczego tak późno). Robiłam badania krwi, badania na obecność pasożytów. Z krwi wyszła nieduża niedokrwistość i alergia. Suplementowaliśmy żelazo. Poziom hemoglobiny się poprawił. Zachowanie tez jakby na chwile się poprawiło..Zrobiliśmy także badania alergiczne, wyszło uczulenie na kakao. Nikos często pił kakao. ( ja w dzieciństwie tez miałam uczulenie na kakao, nie zdiagnozowane, ale wiem bo bolał mnie brzuch po wypiciu kakao). Wyeliminowaliśmy kakao z diety, apetyt się poprawił, lecz martwiło zachowanie które po jakimś czasie znowu było bardziej nerwowe.
Doszło zmęczenie bo syn już nie zasypiał na leżakach. Popołudnia stały się dla nas horrorem. Wszystko było na nie. Byłam z tym u pediatry, skierowała do neurologa. Wizyta mamy na początku sierpnia.
Pierwszy rok syn dojeżdżał do p-la, drugi rok był odwożony przez mojego tatę (5 km), Mógł dłużej pospać, mógł się trochę rano pobawić. Poranki były spokojniejsze, choć czasem swoim zachowaniem moją mamę tez zdenerwował (bo nie chciał się ubierać lub nie chciał jechać do –p-la) (ale mama go nie bije).
Ale pisze tutaj głównie po to by się poradzić, gdzie ja mam szukać pomocy, by siebie wyleczyć z takich przykrych dla dziecka moich reakcji: psycholog, psychiatra? Czy to o w ogóle uda jakos wyprostowac? Nie chce by syn przeze mnie cierpiał. On jest mądrym chłopcem, upartym ale mądrym. Bardzo go kocham i chce go wspierać w rozwoju i pomagać radzić z emocjami.
Moja mama twierdzi ze doprowadzę go do nerwicy…i chyba ma racje (jeżeli już mały nie ma nerwicy). Szukam pomocy dla siebie.