Moja mama wychowywała mnie sama, nie znam mojego ojca.
Kiedyś wydawało mi się, że nasze relacje są ok, że ja ją bardzo kocham i ona mnie.
Dopiero kilka lat zauważyłam, że to nie są normalne relacje. To chory toksyczny układ zależności.
Mama zawsze mi wszytskiego zabraniała- dla mojego dobra- bo coś mi się stanie, bo tak będzie lepiej itd.
Każde wyjście na imprezę to była afera więc za często nie wychodziłam, nawet jak miałam jechać do koleżanki na kilka godzin a było np. bardzo zimno- to po co idę, na pewno się przeziębie, lepiej niech zostanę z nią w domu. Posiedziemy sobie razem. Doszło do tego, że ja bojąc się jej reakcji z niektórych rzeczy zupełnie rezygnowałam.
I tak jest do dzisiaj.
Mojego chłopaka mama chciala mi wybić z głowy bo za dużo czasu mu poświęcałam- a powinnam poświęcać jej.
Na złość mamie bylam z tym chłopakiem aż wzięłam z nim ślub- teraz jestem juz po rozwodzie. Nie chcę zwalić na niej winy bo byłam dorosła, wiedziałam co robię ale wiem, że takie a nie inne jej postępowanie miało wpływ na wiele moich decyzji.
Moja mama nie ma własnego życia, chce żyć moim. Jest na emeryturze, nie ma żadnych zainteresowań.
Dzwoni do mnie kilka razy dziennie, wypytuje gdzie i po co byłam gdy dzwoniła a ja nie odbierałam.
Widzimy się w każdy weekend a czasem też w tygodniu.
Myślę, że jestem dobrą córką ale ona uważa inaczej. Bo ona się dla mnie poświęciła i ma tylko mnie- a ja pewnie wolałabym, żeby ona umarła bo jej nie potrzebuje- to jej słowa. Biega po lekarzach wymyślając różne choroby, żeby wpędzić mnie w poczucie winy, żaden lekarz jeszcze niczego powaznego nie stwierdził, ale jej jest duszno, albo w głowie się kręci więc "może niedługo umrze".
Teraz jestem w nowym związku. Ona oczywiście chciałaby wiedzieć wszystko, absolutnie wszystko co robię z nowym partnerem, co mi powiedział itd. A jak się wykręcam z odpowiedzią to jest zła...
Wczoraj zadzwoniła i pyta się co robimy, powiedziałam, że on gotuje teraz dla mnie kolację to ona na to: " Ty to masz dobrze, nie wiem co ten facet w Tobie widzi"- bardzo mnie to zabolało więc spytałam ją czemu tak mówi, że mamy wierzą w swoje dzieci i je wspierają a ona mówi mi cos takiego, to powiedziała tylko ze śmiechem, że ona jest po prostu szczera. Zaraz po tej rozmowie się rozpłakałam jak małe dziecko.
Wiem, że to moja mama, kocham ją ale czasem mam jej ochote powiedzieć, żeby dosłownie się ode mnie odpi****, czasem mam jej serdecznie dosyć i myślę o tym jaki miałabym spokój gdyby jej nie było. Za chwilę wstydzę się takich myśli