Śmierć rodziców

Problemy z rodzicami lub z dziećmi.

Śmierć rodziców

Postprzez różyczka » 8 cze 2012, o 13:09

Witajcie!
Zastanawiam się jak poradzić sobie ze śmiercią rodziców, którzy zmarli 15 lat temu. Moja mama zmarła w marcu, a w listopadzie tata- tego samego roku. Śmierć mamy była nagła- nie byłam na nią przygotowana, miałam 14 lat. Tata chorował "od zawsze" więc miałam świadomość że umrze- ale nie mama. Przechodziłam przez różne etapy: przez pierwsze 3 lata nie przyjmowałam tego do świadomości- czekałam aż wrócą ze szpitala. Potem przeżyłam żałobę, ale chyba nie do końca. Później byłam na nich zła, ze mnie opuścili- a ja ich tak bardzo potrzebuję. Myślałam że wszystko się zmieni gdy założę własną rodzinę, urodziłam dziecko i jeszcze bardziej potrzebuję ich wsparcia i obecności. Mam sporo rodzeństwa, ale nie są dla mnie oparciem, nie mogę na nich liczyć, każdy z nich pilnuje tylko własnego interesu i jeżeli trzeba by było pomóc najmłodszej siostrze, to nie- chociaż ja przez lata dawałam się im wykorzystywać- ale to inna historia. Mój mąż to dobry człowiek, wspiera mnie, ale nie do końca przeciął pępowinę ze swoją matką. I jestem zawsze po jego rodzinie, zawsze ta druga. Mam tyle ludzi wokół siebie, a czuję się strasznie samotna. Wiem że czas najwyższy zaakceptować zmiany i żyć przyszłością a nie przeszłością. Jednak potrzebuje takiego bezpieczeństwa i wsparcia jakie zapewniali mi rodzice. Czy to jest jeszcze możliwe? Mąż nie rozumie gdy tłumaczę mu jakiego wsparcia potrzebuję, przez 8 lat nie udało mi się jemu tego wytłumaczyć. Z teściową moje stosunki są pozornie poprawne. Przez pierwsze 3 lata byłam wymarzona synową, ale wszystko zmieniło się gdy zaczęła się organizacja wesela. Ja chciałam skromne przyjęcie z najbliższymi, teściowie ogromne wesele. Płatność pół na pół oni synowi, a ja ze wszystkich oszczędności- wolałam oszczędności zostawić na własne mieszkanie- teściowa tego nie rozumiała. Nie chciałam psuć relacji i zgodziłam się na zrealizowanie pragnień teściowej, ale pozostał żal. Ja bo nie miałam swojego wymarzonego ślubu, ona bo uważa że jestem niewdzięczna. Dzień po ślubie zdecydowali się sfinansować cały ślub jako prezent dla nas. A ja wolałabym dostać od nich choćby pościel- to miałabym pamiątkę. A może ze mną jest coś nie tak? Wiem, że daje się wykorzystywać i muszę popracować nad asertywnością. Proszę poradźcie mi.
różyczka
 
Posty: 11
Dołączył(a): 8 cze 2012, o 12:36

Re: Śmierć rodziców

Postprzez Księżycowa » 9 cze 2012, o 15:47

Witaj!

Współczuje sytuacji :( .
14 lat, to wcale nie jest tak dużo, na pewno w tym okresie potrzebowałaś mamy, z resztą dzieje się wtedy wiele rzeczy, które przewracają nam świat do góry nogami i najwyraźniej przerosło to Twoje siły :pocieszacz:

Wszystko co opisałaś strasznie Ci uprzykrza życie, wydaje mi się, że możesz sobie nie poradzić z tym bez pomocy specjalisty. Najprawdopodobniej jeszcze nie pogodziłaś się ze stratą mamy, taty... ogólnie nie dźwignęłaś tego i wcale się nie dziwię.

Nie chciałabym Cię dobijać ale napisałaś gdzieś w poście, ze

różyczka napisał(a):Jednak potrzebuje takiego bezpieczeństwa i wsparcia jakie zapewniali mi rodzice. Czy to jest jeszcze możliwe?


...i niestety to nie jest możliwe. Im szybciej to przyjmiesz tym lepiej. Za to jest możliwe, żebyś Ty nauczyła się żyć ze świdomością, że rodziców już nie zobaczysz. Jest możliwe, że ich pożegnasz i będziesz wspominać z uśmiechem żyjąc dalej ale już nie czekając na nich.
Proponuję Ci pomoc specjalisty, który pomoże Ci sie pobierać, bo samej może być Ci na prawdę trudno, mozesz nie dać rady.
Mężowi może być trudno zrozumieć... mam nadziję, że nie robi Ci chociaż wyrzutów.

Co do rodziny, to mi przykro, też jestem najmłodsza i też mam mało albo nic do powiedzenia, choć dzieckiem już nie jestem ale i z tym na terapii nauczysz się żyć i wyznaczać swoje granice.

Jak się dziś czujesz?
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: Śmierć rodziców

Postprzez różyczka » 9 cze 2012, o 20:11

Wielkie dzięki Kasiorek43, że odpisałaś.
Z tym bezpieczeństwem i wsparciem chyba nie do końca napisałam tak jak chciałam. Chodzi mi o to, że chciałabym mieć osobę, która będzie wspierać moje decyzje, jeżeli istnieje potrzeba to stanie po mojej stronie i będzie mnie broniła, a jeżeli trzeba to ustawi do pionu. Moim zdaniem tak powinno być w małżeństwie. Wydaje mi się że ja tak wspieram męża, a on mnie tylko wtedy kiedy mu to na rękę (gdy teściowa powie mi np., że mam długi nos, czy duże uszy i lepiej aby dziecko miało nos/uszy po tatusiu to mąż przyjmuje to jako żart i się ze swoją rodziną śmieje, a mi jest przykro- to taki błahy przykład ale taki właśnie przyszedł mi do głowy:). Na marginesie to większość ludzi mówi mi, że jestem ładna i mam dystans do swojej osoby. Jak przyjeżdża rodzina męża to mam przegląd wszystkich szafek, łącznie z bielizną. Mąż wie, że ja nie mam nic przeciwko odwiedzinom jego rodziny i bardzo zależy mi na tym aby moje dziecko miało dziadków, bo ja nie miałam (zmarli zanim się urodziłam), ale chce mieć swoją prywatność. Prosiłam ich wielokrotnie aby uszanowali tą moją "dziwną" jak mówi mój mąż prywatność- ale nic z tego sobie nie robią. Mąż im nie zwróci delikatnie uwagi. U niego w domu-w każdym pokoju były każdego rzeczy, dlatego on nie do końca to rozumie.
Ja jestem już dorosła i teraz to ja muszę zapewnić bezpieczeństwo i wsparcie mojemu dziecku i doskonale to rozumiem. Nie czekam już na rodziców, myślę że pogodziłam się z ich utratą. Jednak strasznie brakuje mi rozmowy z mamą, nie jak dziecka z mamą ale teraz jako dorosłe kobiety. Chciałabym dowiedzieć się jak ona czuła się w małżeństwie, jak przeżywała macierzyństwo. Chciałbym poznać jej problemy, dowiedzieć się co sprawiało jej największą radość. Chciałabym zobaczyć jak cieszą się z mojego dziecka, jak się z nim bawią. Chciałabym pójść z nimi na spacer i poplotkować, albo wypić kawę. Wiem, że to wszystko jest już niemożliwe. Dlatego chciałabym mieć prawdziwe oparcie w kim innym. Może źle zatytułowałam wątek- ale nie wiedziałam jak, a właśnie myślałam o mamie:)
Chciałabym mieć wsparcie w rodzeństwie, a sprawy tak się dziwnie ułożyli z braćmi którymi żyłam w dużej zażyłości że też nie wiem jak powinnam postąpić. Napiszę to może koś mi doradzi:)
Mam ośmioro rodzeństwa- z chwilą śmierci rodziców tylko ja byłam niepełnoletnia. Tata umierając poprosił siostrę aby się mą zajęła- obiecała mu, prosił i zaznaczał aby tylko nie zajmowały się mną dwie osoby. Starsze siostry tak się dogadały, że tak która obiecała się wypięła, a ta którą tata zaznaczał aby się nie zajmowała, przyjęła mnie jako rodzina zastępcza dla kasy (renty po rodzicach na moje utrzymanie które ona w dużym stopniu brała, ale tylko niewielką cześć odkładała dla mnie). Przez 4 lata gdy tylko się z nią nie zgadzałam, szantażowała mnie ze odda mnie do domu dziecka. Gdy skończyłam 18 lat byłam wolna:) Zaprzyjaźniłam się nieco bardziej z dwoma braćmi. Trochę to dziwnie brzmi, ale w wielodzietnej rodzinie tworzą się grupy. Generalnie wszyscy mieszkali już na swoim, my w 3 w domu rodzinnym (wielkim 11 pokojowym). Były wszelkie kombinacje zapisów, tata przepisał bratu, on pod presją siostry (mojej rodziny zastępczej) bratu mojemu zaprzyjaźnionemu. I ten brat wstąpił do zakonu, miał dom i ziemię przepisać na mnie i tego drugiego brata po połowie. Reszta rodzeństwa się zgodziła. I tu nie rozumiem co się stało- przepisał wszystko tylko na brata, też pod presją siostry (mojej rodziny zastępczej). Argument siostry- miałam rentę po rodzicach, (mogę iść na studia dzienne)- czyli swoje już dostałam. Potem zwyczajnie bał mi się w oczy spojrzeć i kontakt się niemal urwał. Dom mogę przeżyć, ale tej utraconej przyjaźni mi szkoda. Obaj po przepisach unikali kontaktu ze mną i tego już nie rozumiałam. Teraz kontakt średni. Teraz boję się już komukolwiek z mojego rodzeństwa zaufać. Starsze rodzeństwo nie bardzo interesowało się tą sprawą bo mieli już swoje rodziny i nikt nie chciał się przeciwstawić siostrze, która samowolnie wszystkimi rządziła. W domu rodzinnym jeszcze od tego czasu nie byłam (6 lat). Przykro mi jak brat przez telefon mówi że jego dzieciaki biegają po podwórku. A moje dziecko ma tylko plac pod blokiem, a ja ratę za kredyt- mieszkanie mam w 100% na kredyt. Ten brat chciałby odnowić ze mną kontakt, ale ja trzymam dystans. Nie rozumiem do końca tego co się stało. Byliśmy przykładną rodziną w oczach obcych ludzi i moim. Wielokrotnie byliśmy stawiani jako wzór rodziny. A po śmierci rodziców, zmiana o 180 stopni- każdy w swoją stronę, każdy tylko dla siebie. Ja starszemu rodzeństwu pilnowałam dzieci, aby odpoczęły. Mi z nich nikt już nie pomoże bo mają swoje rodziny itp.
Jak waszym zdaniem powinnam zachować się wobec moich braci i reszty rodzeństwa? Teraz spotykamy się raz w roku, dzwonimy w urodziny, imieniny i może jeszcze dodatkowo 2 razy w roku i na tym koniec. Z toksyczną siostrą nie mam żadnego kontaktu- z woli jej męża- nie mojego.
różyczka
 
Posty: 11
Dołączył(a): 8 cze 2012, o 12:36

Re: Śmierć rodziców

Postprzez różyczka » 9 cze 2012, o 20:31

A co do specjalisty- to sama nie wiem czy to konieczne. Generalnie uchodzę za duszę towarzystwa, zawsze uśmiechniętą i chętną do pomocy innym. Rodzeństwo uważa mnie za beztroską osobę, której wszystko się udaje, bo się nad sobą nie użalam, szybko awansuję itp. Nie jestem smutasem... Dlatego czuję ogromną ulgę po samym napisaniu tych postów. Czuje że w końcu to z siebie wydusiłam. Dziękuję wszystkim którzy to przeczytali:) i tym którzy do mnie napiszą, bo chciałabym się dowiedzieć co inni zrobiliby w takiej sytuacji.
różyczka
 
Posty: 11
Dołączył(a): 8 cze 2012, o 12:36

Re: Śmierć rodziców

Postprzez Księżycowa » 9 cze 2012, o 20:37

różyczka napisał(a):Wielkie dzięki Kasiorek43, że odpisałaś.
Z tym bezpieczeństwem i wsparciem chyba nie do końca napisałam tak jak chciałam. Chodzi mi o to, że chciałabym mieć osobę, która będzie wspierać moje decyzje, jeżeli istnieje potrzeba to stanie po mojej stronie i będzie mnie broniła, a jeżeli trzeba to ustawi do pionu. Moim zdaniem tak powinno być w małżeństwie. Wydaje mi się że ja tak wspieram męża, a on mnie tylko wtedy kiedy mu to na rękę (gdy teściowa powie mi np., że mam długi nos, czy duże uszy i lepiej aby dziecko miało nos/uszy po tatusiu to mąż przyjmuje to jako żart i się ze swoją rodziną śmieje, a mi jest przykro- to taki błahy przykład ale taki właśnie przyszedł mi do głowy:). Na marginesie to większość ludzi mówi mi, że jestem ładna i mam dystans do swojej osoby. Jak przyjeżdża rodzina męża to mam przegląd wszystkich szafek, łącznie z bielizną. Mąż wie, że ja nie mam nic przeciwko odwiedzinom jego rodziny i bardzo zależy mi na tym aby moje dziecko miało dziadków, bo ja nie miałam (zmarli zanim się urodziłam), ale chce mieć swoją prywatność. Prosiłam ich wielokrotnie aby uszanowali tą moją "dziwną" jak mówi mój mąż prywatność- ale nic z tego sobie nie robią. Mąż im nie zwróci delikatnie uwagi. U niego w domu-w każdym pokoju były każdego rzeczy, dlatego on nie do końca to rozumie.
Ja jestem już dorosła i teraz to ja muszę zapewnić bezpieczeństwo i wsparcie mojemu dziecku i doskonale to rozumiem. Nie czekam już na rodziców, myślę że pogodziłam się z ich utratą. Jednak strasznie brakuje mi rozmowy z mamą, nie jak dziecka z mamą ale teraz jako dorosłe kobiety. Chciałabym dowiedzieć się jak ona czuła się w małżeństwie, jak przeżywała macierzyństwo. Chciałbym poznać jej problemy, dowiedzieć się co sprawiało jej największą radość. Chciałabym zobaczyć jak cieszą się z mojego dziecka, jak się z nim bawią. Chciałabym pójść z nimi na spacer i poplotkować, albo wypić kawę. Wiem, że to wszystko jest już niemożliwe. Dlatego chciałabym mieć prawdziwe oparcie w kim innym. Może źle zatytułowałam wątek- ale nie wiedziałam jak, a właśnie myślałam o mamie:)


To faktycznie trochę źle odebrałam posta ;)
Niewiele Ci pomogę w kwestii macierzyństwa, bo nie mam dzieci i nie mam jeszczr ani 30stki, zeby chociaż mieć doświadczenie w macierzyństwie 40stki ani 50tki, żeby Ci doradzić z perspektywy wieku i doświadczeń. żebyś mogła ze mną porozmawiać tak jak potrzebujesz ale rozumiem już teraz lepiej o co Ci konkretnie chodziło. Niestety dzieci są odległym dla mnie tematem...
Na forum jest kilka osób, które lepiej Ci w tej kwestii doradzą i wesprą ale gdzieś pouciekały ;)

Co do męża, to tak wygląda jakby nie chciał sprzeciwić się mamie, nie umiał... nie wiem w jakim stopniu to u Ciebie jest ale na przykład jak moja siostra mieszkała z teściami, to szwagier też nie umiał się za nią wstawić, bo matka miała na niego wielki wpływ... z tym, ze on się nauczył dopiero jak siora dostała padaczki z nerwów przez teściów a później się wyprowadzili i jakoś się utarło ale też się namordowała tylko ona jakoś źle do tego podchodziła...
Mój Ł na przykład nie umiał jakoś powiedzieć konsekwentnie, że na przykład nie zostaniemy na grillu, bo mamy swoje obowiązki i ja mu to po prostu mówiłam, pytała, czy jak będziemy mieli dzieci kiedyś to czy też nie będzie umiał się im sprzeciwić jak coś dziecku obieca na przykład... No było trochę sytuacji kiedy brakowało mi jego poparcia ale w zasadzie od razu mu to mówiłam, trudno czasem dochodziło, nie raz czułam się zawiedziona tym bardziej, że u mnie w rodzinie taki jest dziwny układ, że jakby on się nie nauczył mnie popierać, nie wahać się, tylko wyrazić swoje zdanie, to byłby kłopot i ja bym miała przerąbane i on dałby się poniekąd wciągnąć w nasz chory schemat (ale to osobna sprawa) no mam szczęście, że mam kumatego faceta, czasem potrzebował więcej czasu, zeby coś przemyśleć ale jakoś idzie...
Teściowie sie mnie oficjalnie nie czepiają, bardziej teść ale wiem, ze za plecami swoje gada, bo taki tym z niego, ze wszystko by zrobił lepiej ale to też jakoś trawimy...
A mówisz o tym mężowi, że tego od niego potrzebujesz? Jak on na to reaguje?

Na resztę ospiszę za jakąś chwilę, bo teraz tylko to mi się nasunęło ...
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: Śmierć rodziców

Postprzez Księżycowa » 9 cze 2012, o 20:43

różyczka napisał(a):A co do specjalisty- to sama nie wiem czy to konieczne. Generalnie uchodzę za duszę towarzystwa, zawsze uśmiechniętą i chętną do pomocy innym. Rodzeństwo uważa mnie za beztroską osobę, której wszystko się udaje, bo się nad sobą nie użalam, szybko awansuję itp. Nie jestem smutasem... Dlatego czuję ogromną ulgę po samym napisaniu tych postów. Czuje że w końcu to z siebie wydusiłam. Dziękuję wszystkim którzy to przeczytali:) i tym którzy do mnie napiszą, bo chciałabym się dowiedzieć co inni zrobiliby w takiej sytuacji.


Wiesz, mnie się właśnie wydaje, że dobrze by Ci zrobiło popracowanie nad tym, żeby nie być zawsze uśmiechniętą... przecież jesteś człowiekiem i jak każdy możesz mieć gorszy dzień, każdy ma prawo się poużalać... to normalne. Napisałaś gdzieś, że nie ufasz swojemu rodzeństwu i może jest tak, że w ogóle ciężko Ci powiedzieć komukolwiek, że jest Ci gorzej...
Sprawiasz wrażenie zupełnie innej osoby niż w pierwszym poscie, aż się zastanawiam czy Ci potrzebny terapeuta ale przejść się można... ja tak myślę, ze można by zwrócić uwagę na to, że okazujesz przy ludziach tylko entuzjazm i rzadko się żalisz... musi być Ci z tym ciężko...
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: Śmierć rodziców

Postprzez Księżycowa » 9 cze 2012, o 21:38

Co do rodzeństwa, to napisałaś, że jesteś najmłodsza... może po kolei... Napiszę jak ja to widzę ze swojej perspektywy.
Ja też jestem najmłodsza mam ok 13 lat starsze rodzeństwo. Dawniej byłam ich siostrą, o którą się troszczyli, spędzałam z moją siostrą mnóstwo czasu, wiecej niż z rodzicami. Zabierała mnie nawet na randki. Brat układał ze mną puzzle, odpowiadał mi na wszystko o co go poprosiłam.. później u nas wiele się zmieniło ojciec zaczął pić, siostra wzięła ślub i się wyprowadziła a brat... zamknął się w sobie. Jakos tak się wszystko poodwracało, że ja stałam się wredną smarkulą, nie mogło być mi przykro, na wszystko musiałam się godzić, zawsze musiałam być zadowolona a jak nie byłam, to byłam ignorowana... ja też nie wiem jak to się stało... taki układ trwa do dziś, tylko, że dziś jestem dorosła, jestem na terapii i mówię im co widzę, co robia, co mi się nie podoba i oni robią uniki...
I taka była sytuacja ostatnio na Dzień Matki, gdzie rodzeństwo się zdziwiło trochę, bo oni umówili się między sobą, ze kupią mamie prezent a nam nic nie powiedzieli ( mi i mojemu facetowi) ale jak przyszło do kasy, to nam się pytają czy się składamy... po namyśle doszliśmy do wniosku, ze nie, bo jak się okazało, ze prawdopodobnie siostra nie da rady sie złożyć, to przyszli do nas ale już nas nie informowali, że w ogóle jest coś wspólnego do zrobienia.
My kupiliśmy prezent od siebie i tyle. Mama bardzo zadowolona, używa i jej się przydał.
Mi się wydaje, że wiek stawia nas tu w gorszej pozycji. Po prostu najmłodszemu przypisuje się pozycje ostatniego, byłaś od nich zalezna po stracie rodziców, więc automatycznie mieli władzę, bo byłaś słabsza i to Ci w głowie trochę zostało wydakje mi się w sytuacji z teściową...

Co do siostry, która ma dużo do powiedzenia, to piowiedz czy ona jest najstarsza albo ma wpływ na wiele spraw z powodu nie wiem... sprawności finansowej większej albo jakichś wpływów?
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: Śmierć rodziców

Postprzez różyczka » 9 cze 2012, o 22:03

Dziękuję bardzo "Kasiorek43" za to że mnie wspierasz i mi odpisujesz. Masz rację, gdy pisałam pierwszego posta miałam gorszy dzień, dziś jak prawie zawsze jestem optymistycznie nastawiona:). Zauważyłam, że moje rodzeństwo denerwuje moje pozytywne nastawienie do życia, bo oni ciągle się nad sobą użalają. Tak jakby zazdrościli mi radości życia- wiem jak to brzmi, ale nie potrafię inaczej tego zdefiniować :) Ja tak naprawdę mam cały czas maskę. Nie chcę nikogo obciążać swoimi problemami i jestem taką "dobrą" duszyczką która zawsze wszystkich wysłuchuje i w ten sposób mój bagaż się powiększa.
Wydaje mi się, że aby komuś doradzić nie trzeba mieć nie wiadomo ile lat, czy pełen bagaż przeżyć. Czasami wystarczy spojrzeć z boku, bez emocji. A mi trudno na te sprawy spojrzeć bez emocji, chociaż tak dużo czasu minęło.
Dziękuję Ci bardzo, widzę że mnie rozumiesz:) Swoje też już przeżyłaś....:(
Siostra ma silną osobowość, jest bardzo zaborcza. Nie jest ani najstarsza, ani nie ma więcej kasy. W dzieciństwie była trochę faworyzowana przez rodziców i to chyba był błąd.
Fajnie masz z facetem. I o takie wsparcie własnie mi chodzi- on trzyma Twoją stronę, jest z Tobą w Twoich sprawach. Mój mąż nigdy nie wypowiada się w sprawach mojego rodzeństwa. A gdy ja mówię mu o nieprawidłowościach w jego rodzinie to jest wściekły, a potem atakuje mnie. To taka typowa idealna rodzinka na pokaz.
Moja teściowa też jest bardzo zaborcza- nawet 40 letnia siostra męża i jej mąż nie są wstanie się jej sprzeciwić. Dlatego pomimo swojego wieku dziewczyna nie ma własnego zdania. Teść nie ma absolutnie nic do powiedzenia. Jak chce zostać u nas na kawie to dzwoni do teściowej i pyta czy może;)
Ja po prostu czasami tęsknię za rodziną z dzieciństwa, ah....:)
różyczka
 
Posty: 11
Dołączył(a): 8 cze 2012, o 12:36

Re: Śmierć rodziców

Postprzez Księżycowa » 9 cze 2012, o 22:23

różyczka napisał(a):Siostra ma silną osobowość, jest bardzo zaborcza. Nie jest ani najstarsza, ani nie ma więcej kasy. W dzieciństwie była trochę faworyzowana przez rodziców i to chyba był błąd.


O to, to samo... u mnie z bratem. Jako dziecko jeszcze pamiętam jak moja babcia chwaliła K jak to potrafi wszystko zrobić, jaki on zdolny , ,,złota rączka" itp. Brat skromny, spokojny zawsze był ale w piórka obrósł... później przyszło mu się rozwieść, no to znów, jaki K biedny, bo sam z dzieckiem... i charakter się wyrabia. Mój brat na przykład dodatkowo z powodów utrzymania domu czuje się ,,Panem" , bo rodzice cienko finansowo i niestety, kto ma kasę ten ma władzę, więc nie dość, że go ubóstwiają to choć z racji tego, ze są rodzicami mogliby go czasem ustawić do pionu kiedy przesadza ze swa władza nie sprawiedliwie, to nie zrobią tego, bo on zarabia więcej i bez niego było by cienko, więc tak to wygląda jak wygląda....
Przechwalanie przesadne nie jest dobre, później są tego taki efekty... tak Twoja siostra jak i mój brat są chyba pod ten sam wzór... rozumiem Cię.

No będzie Ci trudno bez emocji... bo mam wrażenie, że jesteś w tym wszystkim strasznie samotna. Ogólnie nie wiem czego konkretnie oczekujesz;) Bo jeśli chodzi o relacje z rodzeństwem, to trzeba by zaznaczyć im swoją przestrzeń, pokazać, że nie pozwolisz sobie wchodzić na głowę, tak stopniowo... jako przykład podam sytuację z prezentem dla mojej mamy... no zawsze mnie wykorzystywali a teraz koniec... ja mówię, ze to nie ok wg mnie i następnym razem może się będą liczyć a może nie przyjdą... trudno ale nie moim kosztem. Z teściową wg mnie jest podobnie,... wydaje mi się, ze ludzie jakoś tak jest, wyczuwają podświadomie nasze słabości i je wykorzystują... jak postawisz granice, to się zdziwią.
Choć jest mi przykro, że przychodzą tylko jak czegoś chcą,jasne... ostatnio byli na fajnym koncercie razem, bez dzieci i nawet nie zapytali czy pojedziemy... bardzo chcę rozgryźć dlaczego tak u nas jest i kiedy się zmieniło, bo nie umiem sobie też z tym poradzić.

Co do faceta, to jest trochę tak, ze my sie już znaliśmyn trochę lat za nim się związaliśmy... nie wiem czy ma to znaczenie czy nie... dużo rozmawialiśmy, ja zdecydowałam mu wszystko powiedzieć i już na początku poznał moje problemy, bo inaczej by nie dało rady... a on zdecydował się nauczyć reagować w tej sytuacji....
Ostatnio na terapii zapytała mnie psycholożka czy mam kogoś, komu ufam w rodzinie... po zastanowieniu krótkim ospowiedziałam, że tylko mojego Ł... dało mi to do myślenia ale cieszę się, że go mam... no bez niego trudno by było...

Twój maż... że o swojej rodzinie nic by nie mówił, to jakoś to idzie pojąć ale pytałaś go tak w prost dlaczego niegdy nie powie co myśli o Twojej?
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: Śmierć rodziców

Postprzez różyczka » 10 cze 2012, o 01:14

Mąż uważa, że nie staje się pomiędzy rodzeństwem. Mówi tylko, że nie fajnie się zachowali, ale ani nie ogranicza ani nie wspiera mnie w tych kontaktach. Po spotkaniu się z nimi nic nie mówi. Gdy pytam jak zachowałby się na moim miejscu- mówi "nie wiem". Ogólnie to nieziemsko inteligentny facet i uwielbiam jego poglądy na wiele tematów, ale tego tematu analizować nie chce, jedynie wysłucha. Dziś odwiedził mnie brat z rodziną- było miło, ale czułam się jakbym jadła obiad ze znajomymi, a nie z rodziną- czegoś mi zabrakło.
Z mężem znamy się ok 8 lat, małżeństwem jesteśmy od 5. Ogólnie jestem tolerancyjna, ale.... miałam nadzieję że nad niektórymi sprawami popracuję- ale skubany jakiś oporny :wink:
Wyznaczenie granic teściom nie jest łatwe. Z jednej strony to męża rodzice i mają pełne prawo czuć się u nas dobrze. Jednak wolałabym aby nie oglądali moich gaci, gumek i tego typu spraw. Nie wiem też jak to zrobić- prosiłam wprost już kilka razy i dalej jest tak samo. Pierwsze co teściu robi po wejściu do naszego mieszkania to szuka w szafie wieszaka i zdejmuje moje ubranie aby powiesić swoją np. kamizelkę. Więc zaczęłam przygotowywać puste wieszaki, to je ominie i dalej za moje się zabiera. Mąż rodzinie uwagi nie zwróci i tu moim zdaniem jest problem. Mąż niby rozumie moje potrzeby, ale nie ma odwagi na rozmowę z nimi. Z resztą jemu to nie przeszkadza, bo sam został tak wychowany. Ale nie to mnie u nich najbardziej denerwuje, oboje mają jeszcze swoje mamy i nie bardzo to doceniają. Teścia mama ma ponad 90 lat, ale jest niesamowita- zapisała się na lekcje angielskiego, sama leci do Anglii, jest miła- a teściu nie odwiedza niej nawet raz do roku, a mieszkają w tym samym mieście. Teściowa też ma swoją mamę, trochę w gorszej kondycji, ale może z nią porozmawiać. To dziadkowie wychowali im dzieci. A moi teściowie przyjeżdżają tylko raz na dwa miesiące w niedzielę na obiad (na 5 godzin), nie przyjadą nawet na cały weekend. Nie mieszkamy aż tak daleko- 1,5 godziny samochodem. Chętnie poszlibyśmy z mężem gdzieś sami, ale oni nie przyjadą, pomimo moich wielu próśb. My do nich jeździmy głównie na święta (mąż dużo pracuje), ale zawsze to są 3 - 7 dni, niby tak czekają za jedynym wnukiem, ale u siebie tez się nim nie zajmą. Bo to zrobienie obiadu ważniejsze, zakupy, to wysłanie lotto itp. zawsze coś, ale czasu na zabawę z wnukiem nie ma.
Masz rację czuję się strasznie samotna. Bardzo chciałabym wrócić do pracy i żyć normalnie. Jednak mamy 3 nieudane próby powrotu do normalności. Za pierwszym razem zapisałam dziecko w wieku 2 lat do przedszkola- po 3 tam spędzonych dniach 3 miesiące choroby z czego miesiąc w szpitalu. W drugie podejście- zatrudniłam nianię, ale Pani która mnie zatrudniła po dwóch tygodniach mnie przeprosiła, ale bo jak to nazwała jej koleżanka ze starej pracy chce z nią pracować, a ja jestem młoda i ambitna to sobie poradzę. Trzecie podejście znowu przedszkole, ale inne- 3 dni przedszkole 2 tyg choroby i tak w kółko- teraz na trzy miesiące go wypisałam aby odpoczął od tych chorób bo w ostatnim miesiącu nie był ani razu w przedszkolu. Niby takie proste....a jednak nie. Rozwijam własną firmę, ale jak na razie idzie mi wolno i zarabiam grosze.
Czego oczekuję? Sama nie wiem. Przelewanie swoich zmartwień na "papier" to dla mnie już super oczyszczająca terapia- naprawdę działa. Jeżeli ktoś to przeczyta i napisze co myśli to nabiera już niesamowitej mocy. Jest ktoś kto mnie rozumie- wow!!!! Wiesz, w kwestii rodzeństwa to ja chyba nie chce czegoś przegapić- nie wiem czy powinna zainwestować trochę energii w odbudowanie relacji czy jednak nabrać większego dystansu? Życie jest krótkie, nie chce za jakiś czas żałować, że mogło być inaczej- lepiej. Wiem, że czasami warto schować dumę do kieszeni, aby coś naprawić- ale czy w mojej sytuacji warto? Jeszcze raz ci dziękuję, że starasz mi się pomóc, doradzasz, wspierasz, dzielisz się własnymi doświadczeniami, ale jednocześnie mnie nie oceniasz. Pisanie do mnie zabiera Ci energię i czas- dlatego tym bardziej to doceniam i jestem wdzięczna:).
różyczka
 
Posty: 11
Dołączył(a): 8 cze 2012, o 12:36

Re: Śmierć rodziców

Postprzez Księżycowa » 10 cze 2012, o 13:42

Nie oceniam, bo regulamin zabrania - żartuję :lol: Nie po to ktoś tu przychodzi, żeby go komentować ;)


różyczka napisał(a): Z jednej strony to męża rodzice i mają pełne prawo czuć się u nas dobrze. Jednak wolałabym aby nie oglądali moich gaci, gumek i tego typu spraw. Nie wiem też jak to zrobić- prosiłam wprost już kilka razy i dalej jest tak samo. Pierwsze co teściu robi po wejściu do naszego mieszkania to szuka w szafie wieszaka i zdejmuje moje ubranie aby powiesić swoją np. kamizelkę. Więc zaczęłam przygotowywać puste wieszaki, to je ominie i dalej za moje się zabiera. Mąż rodzinie uwagi nie zwróci i tu moim zdaniem jest problem.


Oczywiście, że mają prawo czuć się dobrze ale to nie znaczy, że dla ich dobrego samopoczucia Ty masz czuć się skrępowana.
Między nami mówiąc to po ich stronie też nie leży żadne wyczucie, zachowanie się jakby nie było u kogoś za to brak manier to mają. Ale ich też nie chcę oceniać ;) .
Z tego co piszesz, to Twój mąż nie potrafi im się przeciwstawić i zwrócić uwagi - ja się zgadzam, to jest błąd, bo nie dość, że oni wyczuwają na ile mogą sobie u Ciebie pozwolić, to jeszcze jako synowa , bynajmniej takie są moje odczucia, powiedzeniem czegoś co jest im nie na rękę zostaniesz zjedzona i to pewnie trwale a nie w danej chwili. Im dłużej doświadczam relacji z przyszłymi teściami tym bardziej widzę jak niewiele trzeba... z resztą napatrzałam się na teściową siostry przepraszam ale to wyjątkowo wścibska kobieta.
Wydaje mi się też, że gdyby on tą uwagę im zwrócił, to mogliby go posłuchać,.... za nic nie wiem na czym to polega, ta dziwna relacja między synową a teściami ale może jest tak jak w Twoim przypadku dlatego, że jego mama a może ojciec też odbierają Cię jako tą , co zabrała im dziecko? A z tego co piszesz to oni bardzo za synkiem są.
Sytuacje z kamizelką, w momencie kiedy 5 wieszaków wisi obok, to ja odebrałabym jako złośliwość. Tylko co to ma znaczyć z ich strony? Nie mam pojęcia...
Ja swoich ,,teściów" a raczej ,,teścia" często przemilcze ale my nie mieszkamy z nimi, choć wiem, ze by się wtrącali gdyby tak było, nie wiem tylko czy tak bardzo jak Twoi.
Jednak mam taki charakter i słabe nerwy, że gdyby mi po szafkach w bieliźnie grzebali, to już bym cicho nie siedziała... no nie wyobrażam sobie. Teściowa mi otwiera szufladę a tam mój kostium na wieczór dla męża przygotowany, na przykład ... przyznam, że szlag by mnie trafił.
Może wrato by zacząć jednak od męża jeszcze? Powtórzyć mu, że sobie nie życzysz, że to w końcu Twoja i Wasza prywatność...
Co do oporności na działanie i przemyślenie, to nam zdarzyła się też sytuacja, w której facet mnie nie poparł a było to wtedy bardzo potrzebne i mnie i ogólnie sytuacja wymagała ale nie w rodzinie, tylko wśród znajomych. No nie umiał mówił, że ze względu na długą znajomość i pracę z tymi osobami. Ja się wkurzałam, bo dziewuchy mieszały równo, posługiwały się nami w swoich sprawach i wychiodziło z tego wszystkiego, że nam się nie układa a na dodatek ja jestem ta ,,be".
Oczywiście to nie była prawda, bo dobrze nam się układało i być może dlatego zaczęły mącić.
Potrzebowałam jego poparcia jak nic i nie dostałam... zawiedzioona byłam bardzo stwierdziłam, że nie chcę się z nimi się widywać i może sobie wybierać od razu, bo ja nie będę patrzeć jak rozwalają nasz związek i mieszają... przestaliśmy się z nimi widywać ale nie powiedział jeszcze długo złego słowa na nie i się wkurzałam, bo nie rozumiałam go... a już od jakiegoś czasu z nimi nie pracował.
Dopiero jak wylądował w szpitalu i zaczęły pisać, ze mu ładowarkę przyniosą, pytać czy czegoś nie potrzebuje, że wpadną to powoli zaczęło do niego coś tam docierać. Że po tych wszystkich spięciach jeszcze potrafią tak pisać i przecież mnie ignorować... nie chciał odwiedzin ich już, nie musiałam go bardzo przekonywać, ze to nie jest dobry pomysł.
Ogólnie znam jego znajomych i koleżanki... lubię ich bardzo ale oni nie robią nam świństw, niech pisze sobie z nimi, przecież go w klatce nie zamkne ale powiedziałam, ze tych dwóch nie chcę widzieć na oczy.
I zgodził sie ze mną w końcu... minął chyba z rok za nim to do niego doszło, że mąciły i przyznał mi rację... przemyślał ich inne zachowania podłe wobec siebie nawzajem nawet i mamy spokój... jeszcze był czas, że pisały albo dzwoniły, zawsze mi mówił o tym ale zaczęliśmy je ignorować i już na razie jest spokój.... myślę, ze tak zostanie. Rozpisałam się trochę ale mam na myśli to, ze im czasem faktycznie opornie pewne rzeczy wchodzą...

Napisałaś, ze mąż nie ma odwagi na rozmowę z rodzicami. Ja zawsze zadaje pytanie takie wprost, na które odpowiedź jest jasna, ze katastrofy nie będzie jak w jakiś sposób postąpi. Może zapytaj go dlaczego nie potrafi tego zrobić, co złego się stanie, jeśli na przykład mama jego, że tak powiem strzeli focha? Przejdzie jej. A on może powiedzieć, ze kocha ją i bardzo chce, żebyście się widywali ale chcecie też mieć swoją prywatność, swoje szuflady i swoje spacery, bo przecież jesteście małżeństwem a nie żyjecie z nimi we 4. Mógłby powiedzieć, ze jesli im zależy na nim i go kochają, to na pewno to zrozumieją, bo on bardzo chce móc ich odwiedzać i żyć w zgodzie.
Tylko też obawiam się, że z góry możesz byc na przegranej pozycji jako ta synowa, bo mogą zacząć gadać, ze mącisz, że nastawiasz go przeciw nim. Fajnie by było jakby Cię wtedy poparł.
Może jak będziecie się faktycznie rzadziej widywać, to przeżyjesz ale jak zaczną ciągle suszyć głowę, to można oszaleć. Ale też nie musi tak być, mogą jakoś to przyjąć... skomplikowana sprawa. Jak teście się obrażą, to jakby nie było jest ich decyzja. Mężowi dobrze by było przyjąć, że jest już dużym chłopcem i to wybór rodziców, że się obrażają.

Jak tak piszesz o rodzicach Twoich teściów, których jak najbardziej mogli by odwiedzać a wręcz powinni, bo to starsi już ludzie, to mam duże wrażenie, ze jednak chodzi tu o ich synka.

Co do rodzeństwa, to piszesz, że Ty nie chcesz przegapić czegoś, że Ty chcesz włożyć swoją energię w odbudowanie relacji... mam wrażenie, że Twoja energia i tak już idzie na ich sprawę, bo się zamartwiasz.,... a zastanowiłaś się czy im też tak zależy jak Tobie na odbudowaniu relacji? Nie dokonasz tego sama... fajnie, że chcesz ale czy oni chcą? Dużo bierzesz na siebie bardzo. Ja bym tą energię ukierunkowała na pracę nad swoim dobrem, nad stawianiem ludziom granic, na rozmowę z mężem... zadbaj o siebie najpierw.
Z resztą dopiero jak zadbasz o siebie i będziesz działać zgodnie z własnymi potrzebami ludzie zaczną inaczej Cię odbierać i to pójdzie na Twoje konto... może zadziała dobrze na relacje z rodzeństwem ale myślę, ze najpier Ty, Twoje/Wasze życie i potrzeby Wasza rodzina tak od samego zarodka. Bo jesli wyznaczać granice teściom, to musicie być po tej samej stronie a nie po przeciwnych albo jedno nie może być wycofane.

Co do firmy i działanai zawodowego, to ja myślę, że dobrze Ci to zrobi i może być krokiem do niezależnośli i oczekiwania od innych liczenia się z Twoim czasem pracą i ogólnie Tobą. A można wiedzieć czym się zajmujesz?
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: Śmierć rodziców

Postprzez różyczka » 10 cze 2012, o 20:36

Pytasz czym się zajmuję....? Paradoksalnie jako umysł ścisły teraz piszę poradniki, dobrze się sprzedają:) Ale same tantiemy to za mało, więc działam jeszcze dodatkowo. Wiesz, nikt nie wywiera na mnie presji pracy na etacie, w tej chwili nie jest to ani możliwe, ani nie jest już moim celem. Niezależna finansowo muszę być głównie dla siebie samej, nie po to przez tyle lat się męczyłam na rożnych kierunkach, kursach, szkoleniach, aby teraz być na garnuszku u męża- to tylko chwilowe. Jednak ta chwila jest baaaaaaaardzo męcząca. Przygotuję się jeszcze trochę, założę firmę i osiągnę cel- wiem to i inni też to wiedzą. To jedyna dla mnie droga powrotu do normalności i trzymania steru nad swoim życiem. Najbardziej jednak w tym czasie przejściowym brakuje mi kontaktu z ludźmi. A znajomi...? Przeprowadziliśmy się z mężem do innego miasta i tu mamy ich na razie niewiele.
różyczka
 
Posty: 11
Dołączył(a): 8 cze 2012, o 12:36

Re: Śmierć rodziców

Postprzez Księżycowa » 10 cze 2012, o 22:38

A jakie to poradniki rózyczko ?;)
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: Śmierć rodziców

Postprzez różyczka » 11 cze 2012, o 01:12

:D hehe to zupełnie nieistotne w tym temacie.
Chyba w tym roku nie spotkam się z bratem- jestem za bardzo rozbita po takich spotkaniach. Zadałaś dobre pytanie: czy "moje rodzeństwo chce popracować nad naszą relacją?". Nie wiem, czuje jak się oddalamy z roku na rok.... W tym roku nie będę organizowała żadnego spotkania i zobaczę ile osób samo wyjdzie z inicjatywą:)
różyczka
 
Posty: 11
Dołączył(a): 8 cze 2012, o 12:36

Re: Śmierć rodziców

Postprzez Księżycowa » 11 cze 2012, o 01:17

różyczka napisał(a)::D hehe to zupełnie nieistotne w tym temacie.


Wiem, ale ja przez ciekawość ;) Nie musisz oczywiscie odpowiadac ;)

różyczka napisał(a):Chyba w tym roku nie spotkam się z bratem- jestem za bardzo rozbita po takich spotkaniach. Zadałaś dobre pytanie: czy "moje rodzeństwo chce popracować nad naszą relacją?". Nie wiem, czuje jak się oddalamy z roku na rok.... W tym roku nie będę organizowała żadnego spotkania i zobaczę ile osób samo wyjdzie z inicjatywą:)


O i to jest jakiś sposób, bedziesz miała jakiś szkic sytuacji, bedziesz widziała czy i dla kogo jest ewentualnie sens sie starać, by popracowac nad relacjami... :ok:
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Następna strona

Powrót do Rodzice

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 228 gości