uczucie nienawiści

Problemy z rodzicami lub z dziećmi.

uczucie nienawiści

Postprzez eta » 24 cze 2011, o 07:05

Słuchajcie mam taki problem z nienawiścią do mojej matki, że nie mogę sobie z tym poradzić. Zasypiam i myślę o tym, jak jej nienawidzę. Budzę się - to samo. Jak mam się tego wyzbyć? Przerażają mnie w ogóle takie uczucia, ich intensywność. Już nie chcę tak czuć, chcę odpuścić...Strasznie się męczę
eta
 
Posty: 262
Dołączył(a): 10 paź 2007, o 08:00

Postprzez wera » 24 cze 2011, o 13:10

Witaj.

Myślę, że to uczucie nienawiści nie pojawiło się znikąd i musi być tego jakaś przyczyna.

Wydaje mi się, że większość ludzi choć przez chwilę czuje nienawiść do swoich rodziców np w sytuacji kiedy mają żal o coś.

W moim przypadku ta nienawiść często się pojawia zwłaszcza w stosunku do ojca i najczęściej jest ona w jednej konkretnej sytuacji.

Czy wiesz w ogóle dlaczego nienawidzisz swoją matę? Co jest przyczyną tak negatywnego i silnego uczucia?
Moim zdaniem ważne jest by wiedzieć dlaczego czujemy to co czujemy by móc coś z tym zrobić.

Pozdrawiam
Avatar użytkownika
wera
 
Posty: 2932
Dołączył(a): 23 paź 2008, o 00:04
Lokalizacja: Szczecin

Postprzez eta » 24 cze 2011, o 16:06

Tak, tak wiem skąd się wzięła. Ale może czas już sobie dać na wstrzymanie? A nie, że siedzę w pracy i myślę o tym, jakbym ją zwyzywała, gdyby tylko mnie wkurzyła...Straszne jest to uczucie. Nigdy tak nie miałam i nie chcę już tego mieć. Jeśli terapia ma na celu wyzwolić tak złą energię ze mnie to ja dziękuję - nie polecam. Otworzyłam te pieprzoną puszkę Pandory i teraz nie da się po tym posprzątać...
eta
 
Posty: 262
Dołączył(a): 10 paź 2007, o 08:00

Postprzez Kajka74 » 26 cze 2011, o 13:43

Ala takich silnych emocji nie powstrzymasz, a jeśli już to one wrócę ze zdwojoną siłą...A co by było gdybyś pozwoliła sobie na ich odczuwanie ?
Na zaakceptowanie tego, że czujesz to co czujesz ?
Kajka74
 
Posty: 29
Dołączył(a): 28 maja 2011, o 19:04

Postprzez eta » 26 cze 2011, o 14:11

Pozwalam sobie już chyba trochę za długo i w sumie męczy mnie ten stan. Może teraz przydałoby się przebaczyć, zaakceptować jej chore zachowania, olać je, zdystansować się? A nie, że stale sobie myślę, że jak kolejny raz strzeli chorego focha, albo mnie obrazi to ją wywalę z domu i zerwę kontakt. Nie zerwę, bo nie mam takiego charakteru, bo nadal boje się pieprzonej rodzinnej klątwy, tego, że dałabym jej dowód na jej przekonanie o mnie. Mogłabym tak wymieniać wymówek całą masę.

Przez nią boję się mieć dzieci. To jest druga myśl, która nie daje mi żyć...
eta
 
Posty: 262
Dołączył(a): 10 paź 2007, o 08:00

Postprzez pozytywnieinna » 26 cze 2011, o 14:18

widzisz eta, ja tym niezrywaniem kontaktu z moja matka, tez wlasnie z tego powodu "nie mam takiego charakteru" przeszlam pieklo, jakiego nie da sie opisac, musial stac sie dramat, zebym zrozumiala naprawde, ze to dla mnie jedyna szansa, no i dla mojego dziecka. eta ja zamierzam otworzyc puszke pandory, bo inaczej sie w niej udusze, albo utopie i wole sprzatac po tym otwarciu, niz sie utopic w tym co bylo i co mi zrobila :(

zycze powodzenia, bo wiem co czujesz, zal i nienawisc do mojej matki wylewaja mi sie uszami, wiec mocno sciskam
pozytywnieinna
 
Posty: 3447
Dołączył(a): 5 lut 2008, o 22:15
Lokalizacja: z piekla rodem ...

Postprzez eta » 26 cze 2011, o 14:50

ja też boję się o przyszłość, bo wiem jaka będzie, kiedy np. pojawią się u mnie dzieci. Będą porównywane z dziećmi mojej "genialnej" siostry. Jeszcze nawet ich nie mam, a już słucham, że moje dzieci będą rozwydrzone, choć nie wiem skąd taka opinia. Zapewne będą źle wychowywane, bo zrobię wszystko, żeby ich nie bić (choć wiem, że jestem obciążona i mogę to robić-ta myśl mnie paraliżuje). Wszystko mnie rani...

nie potrafię tego nawet przełożyć na słowa. moja matka zabiera mi wszystkie myśli. mam wspaniałego faceta - dobrego, ciepłego, cierpliwego. A ja? W sobie widzę te jej złe zachowania - szkoda, że po fakcie zwykle. to sprawia, że panicznie boję się mieć dzieci...Boję się, że będę podła jak ona, że pod przykrywką dobroci będę robić dzieciom pranie mózgu...że będę biła:((((((((((((

Pozytywnieinna dzięki... chyba muszę poczytać trochę Twoich postów:(
eta
 
Posty: 262
Dołączył(a): 10 paź 2007, o 08:00

Postprzez imprecha » 26 cze 2011, o 23:21

---------- 23:17 26.06.2011 ----------

Myślę eta,że...rzeczywistym powodem nienawisci ,albo nazwijmy to agersji jaka jest w Tobie nie jest matka tylko Ty sama.
Ty nienawidzisz siebie.

-matka źle Ciebie traktuje,krytykuje ,wyzywa,czepia się ,poniża ,rani Twoją godność ,odbiera ambicje....itd.itp...

Nienawidzisz siebie ponieważ POZWALASZ NA TO
Nienawidzisz siebie za to ,że nie masz siły ,aby to skończyć,zmienić
Nienawidzisz siebie za to ,że tkwisz w tym
Nienawidzisz siebie za to,że wiesz co powinnaś zrobić w tej sytuacji,a nie potrafisz tego wykonać
Nienawidzisz siebie za to ,że wynajdujesz różne wymówki,że nie możesz zrobić tego co powinnaś w tej sytuacj

Ty wiesz co powinnaś zrobić.Powinnaś w JAKIS sposób się odciąć-czy to rozmową ,czy zmianą myślenia ,czy odpuszczeniem sobie,czy wyprowadzką,czy olaniem ....cokolwiek może być innego ...ale to wszystko wymaga wysiłku od Ciebie i pracy nad sobą i przestawienia o 180 stopni relacji z matką.

To jest trudne,gdybyś tylko coś z tym zrobiła odzyskałabyś spokój ,a nienawidzisz siebie za brak decyzji i działania,bo wiesz dobrze ,że matka juz taka jest i może sie wcale nei zmienić ,albo trochę zmienić,ale raczej to nei nastąpi .Natomiast Ty możesz ze sobą zrobić wszystko i o tym wiesz i nienawidzisz siebie za j.w. brak decyzji i działania do zmiany siebie.

---------- 23:21 ----------

Acha i polecam ci ...nie wkręcaj sobie scenariuszy o tym jaka będziesz i co kto o Tobie mysli jaka będziesz ,bo.....mozesz sie mylić i zwyczajnie szkoda czasu na stratę energii na gdybanie i proroctwa o tym co może nie nastąpić .
Wszystko powstaje w Twojej głowie.,więc nie męcz jej proroctwami.
Poświęć tą energię na to co napisałam wyżej ,na organizowanie sobie jak najlepszego życia dla siebie ,a wtedy i innym będzie przy Tobie dobrze.
imprecha
 

Postprzez Honest » 26 cze 2011, o 23:41

Eta, myśle, że dużo jest racji w tym co pisze impresja.

Generalnie warto sobie pewne sprawy wyjaśnic, ale niekiedy, albo niejest nato odpowidni moment, albo totalnie zamknięta na argumenty osoba. Na argumenty, dialog i pojednanie. Wówczas trzeba sie odciąć.

Sama byłam w takiej sytuacji i pomimo, że straciłam dużo czasu przed mamy smiercia, to mysle, że obie nie byłysmy wówczas gotowe na szczerą rozmowę. I mnie to odcięcie pomogło.
Avatar użytkownika
Honest
 
Posty: 8326
Dołączył(a): 25 sie 2007, o 22:03

Postprzez eta » 27 cze 2011, o 20:39

Tak, tak dziewczyny, ja już to wiem, to wszytko prawda, tylko co z tego? odcięłam się, ale nie całkiem. Mieszkam od niej 500 km. widzimy się 2 razy do roku. Problem jest we mnie, to też wiem i dlatego tu piszę. I tak zrobiłam postępy, bo już potrafię śmiać się z jej absuradalnych zachowań. Ale jeszcze najwidoczniej mi na niej zależy. Jeszcze ciągle nie wiem i nie rozumiem o co się czepia. Potrafi przejechać te kilometry tylko po to, żeby się po mnie zjechać. Potrafię się jej postawić, potrafię powiedzieć, żeby się do mnie tak nie odzywała itd. tylko co z tego skoro dalej tkwię w tej iluzji normalnej rodziny? Tu jest pies pogrzebany. Wiem to. I nienawidzę siebie, że nadal się jej boję. Boję się jej podłości, manipulacji, klątw... Chore. Imprecha masz rację najwyższą. Problem tkwi we mnie, bo nie potrafię wyzwolić się od tego strachu, albo bardziej od konwencji co wypada,a co nie. Kiedyś już mi tak dopiekła, że nie dzwoniłam, nie odbierałam telefonu, nie pojechałam na święta i czułam się wyzwolona. Tylko co z tego, jak zachorowała i chciałam się dowiedzieć, jak się czuje? Błędne koło - bo chwile było dobrze, a teraz znowu odstawia fochy. Zresztą dopierdziela mi zachowując granice. Dlaczego tak napisałam? Bo wydaje mi się, że ja też muszę nauczyć się śmiać z jej podłości, zdystansować się, zrozumieć, że jej nie zmienię. Mój Kochany bardzo mi w tym pomaga, choć sam czasem nie może zrozumieć, skąd u niej biorą się takie zachowania. Masz rację nienawidzę siebie, ale wiem, że jeśli kiedykolwiek zagrozi mojej rodzinie, nie zawaham się zerwać kontaktu. Ja to ja, nie lubię siebie i pozwalam sobie na poniżanie,ale moja rodzina nie będzie jej "chłopcem do bicia"

pytanie brzmi ile jeszcze mimo nienawiści do siebie mogę zrobić, by odnaleźć spokój? jak pracować by się zmienić? a może ile jeszcze czasu potrzebuję do zmiany?


Dziękuję za te słowa. Wiem, że chciałabym, żeby wszystko zrobiło się samo za mnie, i że tak się nie da...
eta
 
Posty: 262
Dołączył(a): 10 paź 2007, o 08:00

Postprzez Sansevieria » 28 cze 2011, o 12:31

Eta, nie musisz ani smiać się z jej podłości, ani dystansować do tego, co mówi czy robi. Nie musisz też zrozumieć, dlaczego tak a nie inaczej się zachowuje - to wystarczy przyjąć do wiadomości. Zresztą jak człowiek normalny ma pojąć osobę po...ną?
Wiesz co, ona moim zdaniem już uczyniła w jakimś zakresie może nie Twoją rodzinę, ale Twój związek czymś w rodzaju "chłopca do bicia". Poprzez to, że jej osoba jest istotnym elementem Waszej relacji na przykład. Dla mnie nie ma sytuacji, że ona kiedykolwiek zagrozi Twojej rodzinie, natomiast jest sytuacja, w któej ona w sposób stały wpływa destrukcyjnie na Wasz związek. I przez to, że Cię wykańcza i przez to, że Twój Kochany wydatkuje energię na wspieranie Ciebie w tej sprawie (dobrze oczywiście że chce i to robi ) zamiast tę samą energię wydatkować na cokolwiek dobrego i fajnego dla Was, dla Ciebie. Ty się męczysz, on się męczy, a ona przyjeżdża setki kilometrów, bo potrzebuje tego jak kania dżdżu, potrzebuje swojej ofiary, potrzebuje "dziewczynki do bicia". Jak długo będziecie żyli z cieniem upiora za drzwiami albo też co jakiś czas zmaterializowanym upiorem w domu?
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Postprzez Filemon » 28 cze 2011, o 22:53

ja obserwowałem to na różnych terapiach, na mitingach, na grupie... i to było nagminne - ludzie odcinali się FIZYCZNIE od destruktywnych rodziców a emocjonalnie i psychicznie tkwili w bagnie nerwów, autodestrukcji i dostawali pierdolca... słuchałem młodej kobiety, która podobnie jak Ty odjechała 500 kilometrów od rodzinnego domu (aż się zastanawiam, czy myśmy przypadkiem w jednej grupie DDA kiedyś nie byli...?? ;) ) a mimo to bzikowała, wymiotowała, z nerwów, dostawała kręćka ze złości, z bezradności, z bezsilności w obliczu omotania przez rodziców, własnej autodestruktywności i niemożności PSYCHICZNEGO uniezależnienia się od swoich niszczycieli...

miałem okazję obserwować w tym przypadku (i w innych) jak g*wno daje psychoterapia i fizyczne oddzielenie się - bowiem w psychice i emocjach pozostaje ciągle jakaś rana nieustannie ropiejąca i rozsiewająca infekcję...

ja nie umiem na to dać rady - ja mogę tylko powiedzieć, że jesteś jedną z wielu osób, u których obserwowałem coś takiego i uważam, że powszechnie stosowane metody terapeutyczne są w tym przypadku nieskuteczne...

nie wiem, chyba pozostaje się modlić i próbować wszystkiego co wydaje się sensowne i dające jakąś szansę...

ja widzę, że Ty nawet już się jakby pogodziłaś, że sama jesteś ofiarą (tylko po swojej rodzinie za żadne skarby nie chcesz pozwolić jeździć...) - no to ja się pytam GDZIE TE SKUTECZNE PSYCHOTERAPIE, do ku*wy nędzy... :? bo przecież tego typu postawa rezygnacji i borykanie się ciągłe z opisywanymi przez Ciebie uczuciami, to skaczący do oczu dowód nierozwiązanych i niszczących człowieka problemów...
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez Sansevieria » 28 cze 2011, o 23:03

Filemonie, miejże litość, Ty znowu o nieskutecznych psychoterapiach :)
No a ja się odcięłam od toksycznej mamuśki i wcale sie nie miotam z niezaleczonymi ranami. I mnie w tym psychoterapia jak najbardziej pomogła. Bez jakichś szczególnie oryginalnych metod psychoterapeutycznych. Nic mi nie ropieje siejąc infekcje. :)
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Postprzez Filemon » 28 cze 2011, o 23:05

Sansevieria, to się ciesz - wyjątek od reguły! :P
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez Sansevieria » 28 cze 2011, o 23:37

Cieszę się nieustająco i tego bym chciała dla wszystkich z problemami. Ale wcale nie jestem żadnym wyjątkiem. :) mnie się udało, czemu komuś by się miało nie udać?
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Następna strona

Powrót do Rodzice

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 276 gości