Pomoc nie swojemu dziecku...

Problemy z rodzicami lub z dziećmi.

Re: Pomoc nie swojemu dziecku...

Postprzez zajac » 5 sty 2014, o 14:06

Może z teoretycznymi rozważaniami na temat, co jest wtrącaniem się, a co nie jest, warto by się przenieść na dyskusyjne? Temat jakby sam się nakręca, ale Księżycowej, jak rozumiem, nie dotyczy, więc może nie ma sensu, żeby się zastanawiała, czy to się jakkolwiek do niej odnosi?
zajac
 
Posty: 786
Dołączył(a): 18 kwi 2009, o 23:11

Re: Pomoc nie swojemu dziecku...

Postprzez Księżycowa » 5 sty 2014, o 17:51

Oj oj ale się porobiło.

Co do pogotowia, to uważam je za ostateczność a i tak stwierdzam, że nie raz się dojedzie szybciej samemu autem niż jak się czeka na przyjazd karetki, no ale czasem nie ma wyjścia trzeba czekać.

Ostatnio sama postanowiłam pojechać z bólem pęcherza, bo nie mogłam nawet siedzieć a chciałam iść do pracy an drugi dzień i faktycznie do rana, to nie wiem co by było.
Nie jestem zwolennikiem robienia zamieszania i paniki a już na pewno pochopnej interewncji lekarskiej, choćby z braku zaufania im. Wolę sama kontrolować to co się mi robi i planować to jakoś chyba, że tak jak ostatnio się nie da.

Z dzieckiem pisałam wcześniej, ze nie było aż tak źle by je wzywać. Pisałam, że nie chce tylko czekać czy się pogorszy, że powinien iść z nim do lekarza. Myślałam, że cały czas mówimy o pogotowiu W RAZIE pogorszenia się sytuacji.

Co do wtrącania się, to myślę, że po przeczytaniu całego wątku można odróznić czy próbuję interweniować, zeby pomóc dziecku czy się faktycznie wtrącam.

No i chyba tyle :)
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: Pomoc nie swojemu dziecku...

Postprzez Księżycowa » 18 mar 2014, o 17:58

A my właśnie pomagamy dziecku brata w lekcjach, bo... to smutne... jak odrabiało z nim dostało szału, bo zamiast mu tłumaczyć, to głupie teksty "będziesz się ze mną kłócił?" bo dziecko czegoś nie rozumie i mówi, ze myśli inaczej a ten się na niego drze jako, że ten mu się stawia...

Wyszłam po niego... ten zaczął walić w stół, że myślałam, że się rozleci, krzyczeć, rzucać przedmiotami :( . Poczekałam chwile i zaczęłam pytać co ma itd. Powiedziałam, żeby przyszedł do nas, że z nim odrobimy i mu wytłumaczymy... nie chciał przyjść cały roztrzęsiony, ale się udało... odrabia... minęło nawet nie 30 min. a większość mamy zrobione... Liczy dzieciak w pamięci, ze ja nie nadążam :shock:

Mama do mnie - Was jakoś słucha, dobrze na niego działasz... ja jej mówię, że może jak by mu tłumaczyli a nie na niego krzyczeli i się dziwili, że czegoś nie rozumie i w ogóle mógłby pytać, to by robił... a on ma zakaz pomyłek, bo zaraz jest "no jak? a co Ci mówiłem?" i i z chwili na chwile idzie coraz gorzej... dzieciak nerwowy, nie ma prawa do pomyłek :( Smutne.
Nie dotrze do nich, że od nich zależy wszystko... :(

Nagrałam całą akcję, cały hałas...
Zbieram materiały. Jeszcze trochę i temu $%^$#@@ pokażę, że nie jest taki bezkarny jak mu się wydaje.

Co gorsza to, co poprawia to zaległości ze szkoły :( za które dostał zjebkę oczywiście :/ On juź ma zaległości ;/ a co będzie dalej...

Jezu, że to wszystko tak długo trwa... :/
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: Pomoc nie swojemu dziecku...

Postprzez Księżycowa » 2 kwi 2014, o 18:25

Mojemu bratu, to się porządny wpierdol należy.

Moze to nie sposób, ale może by musiał go ktoś wystraszyć i przy okazji o dziecu wspomnieć.

No sama bym mu wpierdezieliła, albo komuś kazała :evil:

Taki dupek robi co chce. Chore to jest, że taki... ktoś... może wszystko... jeszcze może... Długo to nie potrwa...
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Poprzednia strona

Powrót do Rodzice

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 41 gości

cron