nie czuję się dobrze w swoim życiu i rodzinie

Problemy z rodzicami lub z dziećmi.

Re: nie czuję się dobrze w swoim życiu i rodzinie

Postprzez josey » 25 mar 2012, o 01:53

wydaje mi się, że to nie o to chodzi, że oni nie chcą tak żyć. problem leży w tacie - on nie zna innego życia.
mama wychowywała się w mieście.
pamiętam, że kiedyś gdy zapytałam jej się czy nie chciałąby mieszkać w mieście, nawet na peryferiach, w domu bez calego tego gospodarstwa odpowiedziała twierdząco. nie ciągnęłam dalej tego tematu bo w takich sytuacjach zawsze jakimś cudem wtrąca się tata i na mnie wrzeszczy, " zobaczymy jak ty bedziesz żyłą", "ciekawe co z ciebie wyrośnie", "obyś ty miałą lepiej w życiu ( z sarkazmem")
Nie powiem, że wiele razy namawialiśmy tatę na sprzedaż gospodarstwa bo szczerze, nie mamy ekstra nowoczensych maszyn rolniczych bo i gospodarstwo nie jest duże, jest po prostu nierentowne, zainwestowane w nie pieniądze sie nie wracają.
ojciec nie chce o tym słyszeć oczywiście. okrutne to co mówię ale teraz po chorobie być może będzie do tego zmuszony.
serce mi się kraje gdy widzę jak ciężko pracują zwłaszcza w wakacje, wiadomo najwięcej pracy.
serce mi się kraje gdy nigdzie wieczorem nie wychodzą.
serce mi się kraje gdy przyjezdża rodzina i snuje swoje opowieści a rodzice tylko słuchaja.
serce mi sie kraje gdy nie kupujemy tego na co mamy ochote bo nas na to nie stac, a widze, ze rodzice autentycznie maja na cos ochote.

czasem staje sie gniewna w stosunku do nich, ale mi juz puszczaja nerwy na ta calą sytuacje w jakiej sie znajdujemy. dochodzą do tego moje wewnetrzne problemy i cala sie w srodku gotuje. najgorsze jest to, ze nikomu nie moge o tym powiedziec bo komu ? kto to zrozumie ?

boje sie, ze kiedys to wszystko we mnie peknie. boje sie, ze kiedys zabraknie mi juz lez by plakac.
nie chce takiego smutnego zycia. mam w nim cel, ale kazdy nastepny dzien jest udreka mniejsza lub wieksza , zalezy co przyniesie.

kocham noc. wtedy moge zasnac i na te kilka godzin snic, ze zyje wszystkim zyje sie lepiej.
josey
 
Posty: 11
Dołączył(a): 24 mar 2012, o 00:17

Re: nie czuję się dobrze w swoim życiu i rodzinie

Postprzez mariusz25 » 25 mar 2012, o 07:34

Macie przynajmniej krówkę, mleko będziesz miała
macie kurki..z głodu nie umrzesz.
Sprawy materialne są ważne i nic tego nie zmiani.
Czytając Ciebie myślę że po prostu będziesz mieszkać w mieście i wieść inne zycie, gdyż to Ci nie odpowiada
Rodzice żyją jak potrafią a ty żyj jak ty potrafisz
mariusz25
 
Posty: 779
Dołączył(a): 8 maja 2007, o 18:22

Re: nie czuję się dobrze w swoim życiu i rodzinie

Postprzez Amaya » 25 mar 2012, o 19:48

To i ja dorzucę swoją cegiełkę (a raczej bardzo sporą cegłę ;))

Jestem do Ciebie tylko parę lat starsza, więc umiem spojrzeć na ten temat oczami młodego człowieka. Co prawda ja urodziłam się i wychowałam w mieście, więc nie umiem w pełni zrozumieć tego jak to jest gdy się mieszka na wsi, ale w zasadzie nie tego dotyczyć będzie mój wywód.

Przede wszystkim uważam, że powinnaś przestać się kajać za to, że ważne są dla Ciebie dobre materialne. Dla każdego są. Stabilizacja finansowa i poczucie bezpieczeństwa każdemu jest potrzebne. Pieniądze są potrzebne i nie mam mam tu na myśli żadnych luksusów, ale coś musimy jeść, w coś się ubrać, gdzieś mieszkać, miło też gdy możemy sobie pozwolić na jakąś przyjemność. I nie ma w tym nic zdrożnego. Tylko przeginać też nie można. Mówi się, że pieniądze szczęścia nie dają. To trochę prawda i nieprawda, bo może szczęścia nie dają, ale mogą nam na przykład umożliwić spełnienie jakiegoś większego marzenia, a to już daje szczęście. Ale same w sobie są tylko formą, a nie treścią.

Tych naprawdę najważniejszych rzeczy w życiu nie kupisz za żadne pieniądze.

Ja byłam wychowana przez samotną matkę, więc w domu też nigdy się nie przelewało. Nie mogę powiedzieć, że była bieda, ale też nie miałam markowych ubrań czy innych bajerów i nie jeździłam na wakacje w Hiszpanii. Nigdy jednak nie czułam się z tego powodu gorsza. Jasne, czasem patrząc na innych, którzy mają więcej kasy i mogą sobie z tego fajnie korzystać nie raz pomyślałam, że też bym tak chciała. Jednak to jakoś nigdy nie wpędzało mnie w kompleksy. Bo wiem, że to nie pieniądze i posiadane dobra materialne definiują moją wartość jako człowieka.

Jak mi się zachciało laptopa czy innych tego typu rzeczy, na które nie byłoby stać moją mamę, to musiałam sobie na niego sama zarobić pracując za granicą. I wiesz co, to było nawet lepsze niż gdybym go dostała od kogoś, bo doszła jeszcze satysfakcja, że ja sama sobie na to zapracowałam. Miło kiedy ktoś robi nam prezenty, ale chyba jeszcze milej gdy robimy je sobie sami.

Ostatnio muszę latać za każdą złotówką, brak pieniędzy daje mi się we znaki, muszę odkładać różne plany i z wielu rzeczy rezygnować. Jest to czasem frustrujące, ale jakoś nie popadam w czarną rozpacz, bo jak nie teraz to zrealizuję, to później. Poza tym wiem, że na wakacjach w przysłowiowej Koziej Wólce można się bawić lepiej niż na Bahamach.

Piszesz o tacie, który jest najbiedniejszy z reszty rodzeństwa . Moja mama ma tylko jedną siostrę, która obecnie jest bardzo zamożną osobą, jednak na tą zamożność zapracowała nawet nie ona, a jej mąż, który poświęcił całe życie rodzinne na to by przez naście lat pracować za granicą. Niestety, te pieniądze bardzo źle na nią wpłynęła, bo jest strasznie wyniosła i pogardliwie wyraża się o ludziach, którzy mają mniej pieniędzy (np biedota, miernota). Mi też kiedyś powiedziała, że mieszkam w slumsach. Ona mieszka w dużym domu z ogrodem na osiedlu willowym, a ja w klitkowatym mieszkaniu na szarym blokowisku. Czyli od razu jestem miernotą w jej oczach, nie można mnie traktować na równi. Ale jakoś nie bolą mnie te opinie, bo sama nie mam żadnego problemu z tym gdzie mieszkam (całkiem lubię to swoje blokowisko ;)), a poza tym wiem, że jeśli ktoś tak ocenia innych ludzi to nie warto w ogóle tego słuchać.

Przez różnych członków rodziny byłam zawsze porównana do córki tej kobiety. Jej córka (czyli moja siostra cioteczna) była kilka lat starsza ode mnie i zawsze we wszystkim była lepsza. Wzorowa uczennica, skończyła najlepsze liceum w mieście, poszła na „dobry” kierunek studiów, zawsze taka grzeczna i ułożona, istny ideał. A ja, no cóż. Zawsze chodziłam swoimi drogami, w szkole tragedii nie było, ale miewałam spore problemy z niektórymi przedmiotami, ułożona i grzeczna też nigdy nie byłam, zamiast siedzieć nad książkami wolałam bujać się ze znajomymi. I wiesz co? Zawsze mnie to całe gadanie gówno obchodziło. Bo ja nigdy w życiu nie chciałabym być taka, jak jej córka, która poświęciła się temu aby spełniać oczekiwania swoich rodziców. Poszła na prawo (mimo iż zupełnie nie miała smykałki do przedmiotów humanistycznych, była typowym umysłem ścisłym) bo matka tak jej kazała. Dosłownie - kazała jej. A córka, no cóż, nigdy się nie sprzeciwiła... Szkoda mi było zawsze tej biednej dziewczyny, bo zupełnie nie umiała samodzielne myśleć, robiła wszystko co jej matka powiedziała. Dziś ma 30 lat i nadal jest tak samo. Raz jeden lata temu powiedziała mi kiedyś prawie z płaczem, że ona zrobiła wszystko by zadowolić matką, a matka nadal ma tylko pretensje. Ale potem uśmiechnęła się przez łzy i powiedziała, że chyba tak już musi być. Musi?

Z drugiej strony miała przecież wszystko. Bogaci rodzice nigdy nie żałowali jej pieniędzy, ojciec z zagranicy przywoził takie bajery, które w Polsce nie były nawet dostępne. Kupowali wiele rzeczy, o których ja nawet nie śmiałam marzyć. Może czasem pomyślałam sobie - łał,ale fajne. Miałam jednak świadomość, że wiele z tych rzeczy nie byłoby mi nawet potrzebne. A jak patrzyłam na jej zdjęcia z wyjazdu do Tunezji to odniosłam wrażenie, że ja się milion razy lepiej bawiłam na wyjeździe pod namiot ze znajomymi nad jakieś syfiaste jezioro podmiejskie. Więc co z tego, że ona miała pieniądze i wiele luksusów, jak nawet one nie dawały jej żadnej radości?

Ta dziewczyna była tak zahukana, tak zdeptana, że nie widziałam w niej żadnej radości życia. Samotna była całe życie, w sensie dosłownym, bo wszelkie przyjaźnie i miłości trzeba było poświęcić na poczet nauki. Kiedyś zapytałam ciotkę wprost czemu całe życie ją tak cisnęła. Wrzeszczała na nią jak opętana jak dostała 3 z egzaminu, a jak raz oblała, to ojciec się ponad miesiąc nie odzywał. Zapytałam po co to wszystko, czy te cholerne studia są aż tak ważne, aby tak gnoić tą dziewczynę, czy to jest tego warte? To wiesz co usłyszałam? Że przecież z tego będzie TAKA KASA....

I tu jest właśnie pies pogrzebmy. Pieniądze nigdy nie mogą być ważniejsze od samego człowieka, a tu się stały. Obawiam się, że u Ciebie też się tak stało. Postawiłaś pieniądze ponad samą siebie. Postawiłaś je również ponad swoich rodziców.

Ale o tyle dobrze jest, że ty widzisz już ten problem, więc możesz już próbować coś z tym robić.

Nigdy nie dałam się wpędzić w poczucie gorszości poprzez porównania do siostry ciotecznej. Nigdy też nie dałam sobie wmówić, że jestem gorsza, bo nie mam bogatych rodziców. Nie wiem czy to jest kwestia charakteru czy czegokolwiek innego, ale może czułam tak dlatego, że na przykładzie tej ciotki widziałam, że pieniądze wcale szczęścia nie dają, a nawet przeciwnie, bardzo ich skrzywiły. Tylko, że u mnie było tak, że to inni mnie porównywali. Ciebie też porównują inni, ale widzę, że najbardziej porównujesz siebie sama... Piszesz o tym, że zazdrościsz koleżankom figury, ocen, chłopaka... O jednej nawet napisałaś, że chciałabyś nią być. Cóż, ja też nie raz myślę, że ta czy inna a koleżanka ma coś fajnego, a ja nie mam. Ale JA to JA i nie chciałabym być kimś innym. Bo ja chcę być sobą, może nie zaszkodzi czegoś w sobie zmienić, może niektóre rzeczy nawet trzeba, ale nie chcę być kimś innym. Zazdrość też może być zdrowa, a nawet motywująca. Nie możesz potępiać siebie za to, że coś w kimś podziwiasz , a sama tego nie masz. Ale nie możesz też mówić sobie, że jesteś dlatego gorsza. Bo NIE JESTEŚ.

Ja myślę, że tu kluczem jest słowo "wystarczająco". Wystarczająco bogata, wystarczająco mądra, wystarczająco piękna... Tylko do czego wystarczająco a do czego nie?

Wystarczająco piękna by wygrać konkurs piękności? By być na okładach najmodniejszych magazynów? By podobać się wszystkim facetom i być podziwiana przez wszystkie kobiety? Tylko po co to komu? Wystarczy, że będziesz się podobała jednemu facetowi, który będzie cię kochał za to jaką jesteś, a dopiero potem za urodę. Nie wiem jak Ty, ale ja sama nie szukam gościa, który wygląda jak międzynarodowej sławy model, który będzie się podobał wszystkim kobietom (ha! wtedy to dopiero miałabym zgryzotę ;)) i wszystkie będą mi go zazdrościły. Bo on ma się podobać MNIE, a nie innym.
Koleżanek czy kolegów też nie interesuje to czy wyglądasz jak zwyciężczyni wyborów miss, bo lubią Ciebie za twój charakter, a nie wygląd. Moi znajomi to osoby bardzo różne, ładne i mniej ładne, wysokie i niskie, szczupłe i otyłe - i to mnie nie obchodzi. Ani to jakie mają telefony, ani to czy mają markowe ubrania, ani gdzie jeżdżą na wakacje... Obchodzi mnie to jakimi są ludźmi, a nie to jak wyglądają czy co mają. Wielu z nich też jest ze wsi. No i co z tego? Czy przez to patrzę na nich inaczej, czy czuję się lepsza bo jestem z miasta? Oczywiście, że NIE. Oni też się tego nie wstydzą, bo NIE MA CZEGO.

Już inne osoby słusznie zauważyły, że tu w dużej mierze problem jest pogrzebany w tym, że chcesz spełnić oczekiwania rodziców. Tylko mam wrażenie, że akurat u Ciebie jest odwrotnie do tej historii o mojej siostrze którą przytoczyłam. Bo tam faktycznie rodzice wymagali i kazali, a Ty w moim odczuciu każesz sobie sama.

Niefajny jest ten tekst o Mercedesie, lecz mam wrażenie, że twój tata gdy to mówił, nie myślał o tym, że tego od Ciebie oczekuje i wymaga, ale życzy Ci abyś kiedyś tak mogła żyć, bo jemu to nie było dane. Może powiedział to niefortunnie, może też za mocno to do siebie wzięłaś, ale nie wydaje mi się aby Cię znienawidził, jeśli tym Mercedesem go jednak nigdy nie przewieziesz.

Spełnianie oczekiwań rodziców nie jest naszym zadaniem w życiu i to sobie trzeba wyraźnie powiedzieć. Wiem, że deprymujące mogą być takie zarzuty, bo sama to znam z autopsji. Moja mama oczekiwała, że skończę studia, bo sama ich nie skończyła. Zawaliłam jedne studia, teraz jestem na innych i jest ok, ale wciąż wypomina mi tamtą sytuację. Sama sobie to dawno wybaczyłam, ale ona mi tego nie może wybaczyć. Czy to się zmieni kiedyś - nie wiem. Ale wiem, że ja się tym nie mogę przejmować, bo chcę się skupiać na swoich sukcesach i patrzeć w przyszłość, a nie celebrować porażki z przeszłości. Nie spełniłam tego oczekiwania, ale wiem, że nie mogę sobie tego wyrzucać, bo nikt nie jest od tego by spełniać cudze oczekiwania, ja również nie. Rodzice są dla nas ważni, chcemy dla nich jak najlepiej, chcemy im pokazać, że możemy być tacy jak oni by chcieli nas widzieć. To jasne. Ale mimo wszystko, oni to oni, a my to my. Nasze pragnienia, potrzeby i cele nie zawsze idą w tym samym kierunku i to NIE znaczy, że jesteśmy źli i niewdzięczni. Znaczy to jedynie tyle, że jesteśmy odrębnymi ludźmi, którzy czują i myślą inaczej, ale to nie jest nic złego.

Rodzice czasem mówią wiele bzdur, ale ich najważniejszym oczekiwaniem jest to żebyś żył, miał nogi i ręce, był zdrowy, był szczęśliwy, pokazywał, że wychowali cię na człowieka, że robisz coś wartościowego ze swoim życiem. Niektórzy bardzo zamotali się w swoje wygórowane oczekiwania, niektórzy potraktują swoje dzieci bardzo źle. Ale tego nie zmienimy, możemy mieć tylko nadzieję, że sami to kiedyś zrozumieją. Ja też mam nadzieję, że moja mama kiedyś zrozumie, że to nie to jakie studia skończyłam jest ważne i że dostrzeże, że jestem normalną dziewczyną z głową na karku i że nie ma powodu, aby się mnie wstydziła. Czy tak będzie? Czas pokaże. Tymczasem ja dalej będę spełniała SWOJE oczekiwania wobec SIEBIE SAMEJ... I Tobie również tego życzę.

marie89 napisał(a):Mam wrażenie, że jesteś bardzo wrażliwą dziewczyną... Pielęgnuj to, choć bycie wrażliwym bywa też udręką.


BARDZO trafnie powiedziane ;) Bywa straszliwą udręką... ale jednak nie oddałabym jej za nic.
Avatar użytkownika
Amaya
 
Posty: 13
Dołączył(a): 16 mar 2012, o 21:23
Lokalizacja: Pomorze

Re: nie czuję się dobrze w swoim życiu i rodzinie

Postprzez Bianka » 2 kwi 2012, o 23:03

josey napisał(a):
Tak jak pisze woman , takie rozmowy przy rodzinnym stole straszmnie mnie smucą, bo ktoś opowiada jak to świetnie było we Francji, w Rzymie a moi rodzice tego słuchaja i prawdopodobnie zdaja sobie sprawę, że nie uda im się tam pojechać a mi jest bardzo ciężko słuchać tych historyjek.

Tu nie chodzi o to, że ja tam nigdy nie pojadę, bo wierzę w to, że mi się uda. Tylko kiedy ? Czy uda mi się spełnić kilka marzeń moich rodziców ?

Ostatnimi czasy wciąż się czymś smucę , czuję się fatalnie, zdaję sobie sprawę z mojej zawiści i czasem chorego naśladownictwa. Chciałąbym to zmienić ale nie wiem jak. Chciałabym inaczej spojrzeć na świat, ale nie wiem jak.
Cały czas widzę te różnice między mną a resztą : nie mam przyjaciół na wsi, bo chcę się od niej odciąć a ona kojarzy mi się ze źle ,wracają wszystkie negatywne emocje. Nie mam przyjaciół w mieście bo nie potrafię znieść różnic w naszym życiu i wprowadzić ich do mojego. Nie mogę się otworzyć.

W szkole nie jestem super lubiana, nie jestem jakąś księżniczką, ale mam paczkę kolegów, którzy mnie lubią a ja ich. Nie chcę tu odpierać zarzutów ale ja tak to widzę.


No widzisz takie np rozmowy przy stole nie powinny smucić, to jest właśnie ta chora wiejska zawiść :/ rodzice powinni się cieszyć, że brat czy siostra byli w Rzymie, ale pewnie nie mogą znieść nawet oglądania zdjęć ani słuchania na ten temat :/
Ja jestem z tej drugiej strony np, moi rodzice byli traktowani gorzej bo im się lepiej powiodło niż rodzeństwu, całe życie czułam tą zawiść i mam jej serdecznie po dziurki w nosie...Tym biedniejszym oczywiście wszystko się należało a rodzice moi mieli sami np pomagać rodzicom bo tacy bogaci ( co jest złudne, bo każdy ma swoje wydatki i problemy) i to że ma auto czy dom nie znaczy, że zawsze ma kupę szmalu na wszystko...
Nastawianie dzieci przeciw sobie to też takie charakterystyczne, zamiast rodzeństwo żyć w zgodzie i troszczyć się o siebie nawzajem za parę lat będziecie patrzeć na siebie też z zawiścią, co kto ma a co ma lepsze a co gorsze...mam nawet taką koleżanką, jak ja mam źle to ona ma od razu gorzej, jak ja mam dobrze to ona od razu lepiej, cały czas we wszystkim co mówi do mnie czuję tą licytację i porównania brrr...
Josey ja myślę, że terapia by Ci pomogła wysunąć głowę ponad to wszystko, zmienić trochę struktury myślenia, tak byś nie myślała non stop kto co i jak i kiedy...żebyś była od tego wolna, od tej zawiści, żebyś skupiła się na swoich celach i planach i dążyła na spokojnie do ich realizacji...no i żebyś za parę lat z bratem się tak nie szarpała...zdaję sobie sprawę, że to będzie trudne jak nie wiem wyjść z tych struktur myślenia :( no ale spróbować nie zaszkodzi :)
Myślę, że jak się uwolnisz od tego to i życie towarzyskie lepiej ruszy i płacz po nocach też ucichnie :kwiatek:
Avatar użytkownika
Bianka
 
Posty: 5298
Dołączył(a): 11 maja 2007, o 20:29
Lokalizacja: nieokreślona

Re: nie czuję się dobrze w swoim życiu i rodzinie

Postprzez Justa » 3 kwi 2012, o 09:16

josey, bardzo Ci dziękuję za ten wątek. Uzmysłowił mi wiele rzeczy i otworzył oczy na pewne kwestie. (też mam rodzinę na wsi)

Co do Twoich odczuć, to zgadzam się, że terapia pomogłaby Ci uporać się z problemami, które Cię zżerają.
Justa
 
Posty: 1884
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 18:06

Re: nie czuję się dobrze w swoim życiu i rodzinie

Postprzez caterpillar » 3 kwi 2012, o 10:57

a mnie sie przypomnina tekst desideraty

"Krocz spokojnie wśród zgiełku i pośpiechu - pamiętaj jaki spokój może być w ciszy.
Tak dalece jak to możliwe, nie wyrzekając się siebie, bądź w dobrych stosunkach z innymi ludźmi.
Prawdę swą głoś spokojnie i jasno, słuchaj też tego co mówią inni, nawet głupcy i ignoranci, oni też mają swą opowieść.
Jeśli porównujesz się z innymi, możesz stać się próżny lub zgorzkniały, albowiem zawsze będą lepsi i gorsi od ciebie.
Ciesz się zarówno swymi osiągnięciami, jak i planami.
Wykonuj z sercem swą pracę, jakakolwiek by była skromna. Jest ona trwałą wartością w zmiennych kolejach losu.
Zachowaj ostrożność w swych przedsięwzięciach - świat bowiem pełen jest oszustwa. Lecz niech ci to nie przesłania prawdziwej cnoty: wielu ludzi dąży do
wzniosłych ideałów i wszędzie życie pełne jest heroizmu.
Bądź sobą, a zwłaszcza nie zwalczaj uczuć: nie bądź cyniczny wobec miłości, albowiem w obliczu wszelkiej oschłości i rozczarowań jest ona wieczna jak trawa.
Przyjmuj pogodnie to co lata niosą, bez goryczy wyrzekając się przymiotów młodości.
Rozwijaj siłę ducha, by w nagłym nieszczęściu mogła być tarczą dla ciebie. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni. Wiele obaw rodzi się ze znużenia i samotności.
Obok zdrowej dyscypliny bądź łagodny dla siebie.
Jesteś dzieckiem wszechświata, nie mniej niż gwiazdy i drzewa masz prawo być tutaj i czy to jest dla ciebie jasne czy nie, nie wątp, że wszechświat jest taki jak być powinien.
Tak więc, bądź w pokoju z Bogiem cokolwiek myślisz o jego istnieniu i czymkolwiek się zajmujesz i jakiekolwiek są twe pragnienia: w zgiełku ulicznym, zamęcie życia, zachowaj pokój ze swą duszą.
Z całym swym zakłamaniem, znojem i rozwianymi marzeniami, ciągle jeszcze ten świat jest piękny.
Bądź uważny, staraj się być szczęśliwy."
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Re: nie czuję się dobrze w swoim życiu i rodzinie

Postprzez limonka » 3 kwi 2012, o 13:29

Cat piekny tekst... Justa tez mi jest bliskie to co pisze autorka postu I rozumiem jej rozterki I odczucia...
Avatar użytkownika
limonka
 
Posty: 4007
Dołączył(a): 11 wrz 2007, o 02:43

Re: nie czuję się dobrze w swoim życiu i rodzinie

Postprzez ambrela » 15 kwi 2012, o 22:27

Hej josey!

Widzę, smerfetka faktycznie nie do końca zrozumiała, co Ciebie trapi, jednak nie można się gniewać, no cóż, każdy ma swoje spojrzenie na różne sprawy i każdy to w różny sposób interpretuje również przez to, co się samemu przeszło, czy doświadczyło. Ja nie mam 19 ani 14 ale 23 lata i jako nastolatka np. nie przeżywałam takich rzeczy wcale prawie. Teraz mnie dopada natomiast czasem. No i może tyci-tyci w liceum.

Słuchaj, myślę, że trochę Cię rozumiem, mimo, że nie pochodzę ze wsi. Jestem z miasta, ale mamy maleńkie mieszkanko, na ostatniej ulicy w mieście. Nie mamy samochodu, moi rodzice nie jeżdżą nigdy na wakacje, nie wychodzą nigdzie wieczorami w weekend, do kina to od wielkiego, na prawdę wielkiego dzwonu zdarza im się wyjść nie mamy nawet działki. Wyjazdy do rodziny zawsze są okupione jakąś wcześniejszą lub późniejszą oszczędnością na innych rzeczach, bo nie ma tyle pieniędzy, żeby na bieżąco mieć na wszystko. Zawsze na coś brakuje, a bo to trzeba to naprawić, tamto kupić. I nie ma to nic wspólnego z robieniem remontów na pokaz- bo nawet nie ma się przed kim pokazać- po prostu chyba każdy chce mieszkać w zadbanym, ciepłym domu.

Im robię się starsza, tym bardziej męczy mnie to, że moi rodzice nie mogą sobie pojechać na wakacje, mimo, że ich rodzeństwo, czy np. rodzice mojego chłopaka byli gdzieś w Rzymie czy nad morzem. I nie chodzi wcale o to, że zazdroszczę tym drugim, moi rodzice tym bardziej nigdy czegoś takiego nie powiedzieli. Zawsze zakup jakiegoś mebla do domu, czy nawet ciuchów to bardziej przemyślana akcja. Tak jest z rodzicami i ze mną do dziś, mimo, że studiuję, nadal kupuję ciuchy właściwie tylko na przecenach albo w lumpeksie. I domyślam się- a przynajmniej wydaje mi się, że czujesz coś podobnego do mnie, że zazdrościsz innym ludziom nie konkretnych rzeczy, ale tego, że po prostu mogą iść do sklepu i kupić coś, na co mają akurat ochotę. Że dla niech to nie jest jakaś mega przekalkulowana akcja, że na bluzkę mogę wydać max 25 zł, a na to czy tamto 15, bo więcej nie mam. A jakie są realia dzisiejszych sklepów, to wszyscy wiemy. I nie chodzi o jakieś roszczenia wobec innych ludzi, ja niczego nie wymagam od tej rodziny, która ma więcej, nawet mi to do głowy nie przyszło. Po prostu przykro mi, a czasem jestem wręcz zła, że to wszystko się tak a nie inaczej potoczyło.

Ale wiesz, mimo tego, że do dziś, ale również jako dziecko nie miałam wszystkiego, co bym chciała, a nawet wszystkiego, co bym potrzebowała z mojego punktu widzenia, to rodzice nauczyli mnie jednej ważnej rzeczy, której Tobie brakuje a o czym już tutaj pisało kilka osób. Że najważniejsze jest to, kim jesteś, a nie w czym :) I co masz w środku, w sobie, a nie w szafie, czy garażu. I jakoś do dziś wali mnie to szczerze, jak ludzie się dziwią, że nie mamy samochodu. Przecież wszyscy normalni ludzie w mieście mają samochód- choćby rozpadający się rupieć, ale mają. W dzisiejszych czasach to prawie tak dziwne, jak trzymanie krów, czy kurczaków. No cóż- najwyraźniej nie jestem normalna i jakoś z tym żyję ;) I Ty też możesz.

Owszem, czasem tak jak wspomniałam odczuwam tęsknotę do tego, czego nie mam, ale tak naprawdę, czy gdybym miała to, o czym teraz 'marzę' ( wstawiam w cudzysłów, bo tak na prawdę ciężko nazwać marzeniem to, że czasem chciałoby się mieć takie ciuchy, które Ci się podobają, a nie tylko te, na które Cię stać :P ) to czy byłabym szczęśliwsza? Lepsza w jakiś sposób? Myślę, że nie. I Ty pewnie też tak myślisz, a jeśli jeszcze nie, to powinnaś spróbować :)

A Woman ma racje- spróbuj psychoterapii, skoro czujesz, że masz z tym problem, a widać, że to jest problem z docenieniem własnej wartości. (Czyli dokładnie to, co ja;)) Pytanie, skąd to się wzięło? Czy to brak tych materialnych rzeczy? Myślę, że nie i to by było warto odkryć i przepracować, naprawić. Myślenie o sobie.

Życzę wszystkiego dobrego i przede wszystkim zmiany myślenia o rzeczach materialnych! Masz swoje zainteresowania, znajomych- nie pozwól, żeby 'wieś' zniszczyła Ci życie.
Avatar użytkownika
ambrela
 
Posty: 177
Dołączył(a): 4 wrz 2011, o 20:39

Re: nie czuję się dobrze w swoim życiu i rodzinie

Postprzez żyrafa » 22 kwi 2012, o 13:33

Josey, a pomagasz rodzicom w ich obowiązkach?
żyrafa
 
Posty: 19
Dołączył(a): 22 kwi 2012, o 11:11

Re: nie czuję się dobrze w swoim życiu i rodzinie

Postprzez josey » 25 kwi 2012, o 00:51

witam po długiej nieobecności.
czytałam posty, które tu umieszczacie , tylko się nie ujawniałam. musiałam sobie poradzić z kilkoma sprawami.

przyznam się, że przez kilka dni odczuwałam wstyd gdy tu napisałam. były lepsze , szczęśliwsze dni i było mi jakoś głupio.

teraz mam kiepski okres.

mam możliwośc wyjazdu do Indii na 1,5 miesiąca. muszę opłacić tylko przelot, wizę i szczepienia, ewentualnie jakieś kieszkonkowe.
super, prawda ?

otoż też tak myślałam gdy zgłaszałam się do tegoż projektu. byłam mega szczęśliwa ! kurczę, ja i Indie ? wohooo.
a potem przyszłą smutna refleksja.
masz tyle zobowiązań. powinnaś pomóc rodzicom a nie ich zostawiać. (mam nadzieję) zacznę studia. za co się utrzymasz ? MUSISZ ZAROBIĆ !

wyjazd do Indii na wspomniane już 6 tygodni kosztowałby mnie jakoś 4 tys. rodzice mieli teraz sporo wydatków, mama powiedziała wprost, że nas na to nie stać.

jest mi przeokropnie żal ! czego ? straconej szansy ? nie, chyba samej siebie, że uwierzyłam, że coś może się zmienić. na wyjeździe bym pracowała jako wolontariuszka, nie otrzymywałabym wynagrodzenia. żałuję tego, że zgłosiłam się do tego programu. lepiej zostać odrzuconym na początku niż później samemu zrezygnować.

jestem cholerną żalosną dziewczynką !
gdy zgłosiłam się do programu prosiłam Boga żeby się udało, żebym poleciała. teraz, proszę Go o to aby nie okazało się na 100 %, że mam szansę jechać ( na chwilę obecną nie dano mi odpowiedzi twierdzącej jednak wszystkie znaki wskazują, że tak się stanie).

nadal nie zgłosiłam się na żadną psychoterapię. czemu ? nie wiem, wydaje mi się, że przez pewnie okres zapomniałam o tym co złe i skupiłam się na superlatywach mojego życia, jeżeli takowe kiedykolwiek istnialy.

nie chcę tutaj wyjść na hipochondryczkę, ale boje się tego, że ze mną jest coś nie tak.
są dni gdy mam ochotę śpiewać, tanczyć, cieszę się z życia. potem następuje swoisty przełom - mam ochotę się rozpłakać, wszystko mnie denerwuje, nienawidzę siebie i wszystkiego.
tak jak juz mówiłam nie wiem czy to nie przesada w moich domysłach ale zastanawiam się czy to nie jest początek choroby maniakalno-depresyjnej ? wiem, że są tam inne objawy i moje o niczym nie swiadczą ale przysięgam, że już się gubię. ostatnio było wiele dni, w których nie przejmowałam się zbytnio czymkolwiek, teraz, kilka wydarzen sprawilo, ze nie chce isc spac, bo wiem, ze i tak nie zasne tylko moje serce bedzie pekac na kawalki.

proszę Was o to, abyscie nie wysmiewaly sie z moich domyslow, dla Was moga byc smieszne ale dla mnie to cos powaznego. moze histeryzuje, moze, nie wiem.
prosze Was takze o pomoc - nie czuje sie na silach by opowiedziec o tym co czuje komus w 4 oczy. to chyba jeszcze nie ta pora. nie moge sie przelamac, czuje w sobie wstyd. nie wiem tez jak mialabym to zrobic zeby nikt z rodziny sie o tym nie dowiedzial. czuliby sie fatalnie.
stad moje pytanie, czy znajde jakas pomoc w intrnecie ? w sensie, chodzi mi o to zeby nawiazac rozmowe droga mailowa z jakims psychoterapeuta, psychologiem, psychaitra ? nie wiem w sumie do kogo mam sie zglosic.

nawet nie wiecie jak bardzo mi pomogliscie przez ten miesiac od momentu pojawienia sie tu mojego pierwszego posta.
dziekuje.
josey
 
Posty: 11
Dołączył(a): 24 mar 2012, o 00:17

Re: nie czuję się dobrze w swoim życiu i rodzinie

Postprzez żyrafa » 25 kwi 2012, o 21:22

Josey, napisałam Ci na priva jak coś.
żyrafa
 
Posty: 19
Dołączył(a): 22 kwi 2012, o 11:11

Re: nie czuję się dobrze w swoim życiu i rodzinie

Postprzez josey » 28 cze 2012, o 23:21

ponownie ja.

sytuacja jest na chwilę obecną dla mnie okropna.
nie mogłam dziś w spokoju obejrzeć meczu Włochy - Niemcy bo lzy leciały ciurkiem po twarzy i tylko ocierałam je dłonia żeby nikt nie zauważył.

co się stało ?

kilka problemów się spiętrzyło. od początku.

już 3 razy zdawałam egzamin na prawo jazdy. niestety bez skutku.
od marca, czuję się okropnie. nie lubię chodzić spać bo wyrzucam sobie jaką tą tępą idiotką jestem, że nie zdałam. to nie jest najgorsze. najgorszyjest fakt, że mój ojciec cały czas mówi : kiedy w końcu zdasz to prawy jazdy ? może byś w końcu zdała to prawo jazdy ?
przecież to nie jest tak, że ja nie chcę ! jejku, czuję się jak ostatnia ofiara losu.

kolejne - szukam pracy na 3 miesięczne wakacje i nie mogę znaleźć, nie jest to łątwe dla osoby bez doswiadczenia. i tylko słowa mojego brata : może bys poszła do pracy, w magazynach są przyjęcia ( kilka kilometrów od naszego domu są magazyny, w których ludzie za marne grosze harują na taśmie, 8 godzin na stojące w okropnym upale). cóż, idę tam. bo muszę zarobić pieniądze żeby w końcu zdac to prawo jazdy !

kolejne - siostra mojego brata kupiła nowy dom i teraz będzie tam taka parapetówka. oczywiście jesteśmy zaproszeni. czemu ja nie chcę jechać ? bo boję sięsię, że nie wytrzymam tam nerwowo. jestem zepsutą i perfidną osobą ale najzwyczajniej w świecie im zazdroszczę. gdy dzwoni ( ta ciocia) do nas to gadanie jest tylko dom,dom,dom. kurczę, nie wytrzymuję.

czasem mam ochotę żeby mi się coś stało. myślcie o mnie co chcecie ale czasem wyobrażam sobie wieczorem, że jestem np. chora albo okaleczona. wtedy czuję się lepiej i zapominam o teraźniejszości. to jest CHORE !

wiem, że są gorsze nieszczęścia, nie jestem pustą idiotką ale ... taka już jestem. obecnie przezywam chyba największy kryzys i powoli, nie, nie powoli ja juz kompletnie straciłam radość z zycia. wszystko mi się z czyms źle kojarzy.

zwariowałam.

mam nadzieję, że u Was lepiej.
3majcie się ciepło.
josey
 
Posty: 11
Dołączył(a): 24 mar 2012, o 00:17

Re: nie czuję się dobrze w swoim życiu i rodzinie

Postprzez Księżycowa » 28 cze 2012, o 23:39

josey napisał(a):ponownie ja.



już 3 razy zdawałam egzamin na prawo jazdy. niestety bez skutku.
od marca, czuję się okropnie. nie lubię chodzić spać bo wyrzucam sobie jaką tą tępą idiotką jestem, że nie zdałam. to nie jest najgorsze. najgorszyjest fakt, że mój ojciec cały czas mówi : kiedy w końcu zdasz to prawy jazdy ? może byś w końcu zdała to prawo jazdy ?
przecież to nie jest tak, że ja nie chcę ! jejku, czuję się jak ostatnia ofiara losu.

kolejne - szukam pracy na 3 miesięczne wakacje i nie mogę znaleźć, nie jest to łątwe dla osoby bez doswiadczenia. i tylko słowa mojego brata : może bys poszła do pracy, w magazynach są przyjęcia ( kilka kilometrów od naszego domu są magazyny, w których ludzie za marne grosze harują na taśmie, 8 godzin na stojące w okropnym upale). cóż, idę tam. bo muszę zarobić pieniądze żeby w końcu zdac to prawo jazdy !

kolejne - siostra mojego brata kupiła nowy dom i teraz będzie tam taka parapetówka. oczywiście jesteśmy zaproszeni. czemu ja nie chcę jechać ? bo boję sięsię, że nie wytrzymam tam nerwowo. jestem zepsutą i perfidną osobą ale najzwyczajniej w świecie im zazdroszczę. gdy dzwoni ( ta ciocia) do nas to gadanie jest tylko dom,dom,dom. kurczę, nie wytrzymuję.




Witaj!

Jesli chodzi o prawo jazdy, to się nie martw... moja kuzynka zdała za szóstym, znam osoby, kTóre zdały za dziesiatym. To że nie zdalaś trzeci raz nie znaczy, że jesteś ofermą.
Z tego co piszesz, to jesteś pod wpływem duzej presji a ona jest wrogiem koncentracji i skupienia. I jesli już coś jest powodem, że nie zdajesz to albo ta presja, która nie pozwala Ci się skoncentować i uwierzyć w siebie albo egzaminatorzy, którzy potrafią oblewać na czymś, na co mogli by przymróżyć oko.
Sama nie zdałam raz i drugi raz już nie podeszłam, choć wykupiłam egazmin i do dziś nawet nie myślę, żeby zdawać kiedykolwiek. Ale uznałam, że po prostu to nie dla mnie, boję się i nie czuję jedank, przynajmniej na razie.
Więc kochana nie biczuj się tak brutalnie :pocieszacz:


Co do pracy, to temat bardzo mi bliski... pracowałam w pracy ciężko, która mnie psychcznie wykańczała i zdarzyło się, że wszytskim nam obcianli i tak juz niskie wyplaty z byle powodow.
I też mówiłam, że pójdę znów, trudno, bo czułam presję ,,teściów" i mojej rodziny... ale teraz zrozumiałam, że zbyt wiele mnie ta praca kosztowała zdrowia (także fizycznego) i nie mogę sobie tego fundować.
Zarejestrowałam się w UP i poczekałam do końca ukończenia szkoły aż dzięki niej będę mogła znaleźć lepszą pracę w między czasie zdobywając nowy zawód... teraz szukam sama i czekam aż może UP coś znajdzie .

Nie oglądaj się na innych (choć wiem, że to bywa bardzo trudne) to oni Cię teraz poganiają ale Ty będziesz znosić przykre sytuacje wyboru pracy, której nie chcesz wykonywać, bo może Ci z pewnych powodów nie odpowiadać i Ci szkodzić a rodzinki już wtedy nie będzie. Wiem, że czasy takie, że pracować trzeba i niby nie ładnie kręcić nosem. Ale nauczyłam się, że żadna praca i pieniądze nie są wazniejsze niż Twoje dobro i samopoczucie.
Wszysktko idzie lżej jak się przemożesz i postarasz się żyć w zgodzie ze sobą.
Najgorszy pierwszy krok... ale z własnego doświadczenia powiem Ci, że gdy otoczenie zobaczy, że już nic nie zdziała swoimi manipulacjami raczej się uciszy, Bynajmniej u mnie tak było nie tylko w sprawie pracy ...

Też mam trudną rodzinę i wiem jak trudno się z nimi nieraz zmagać. Stawiam im opór od jakiegoś czasu i w niektórych sprawach już pomoglo a w niektórych chyba nigdy nic się nie zmieni.
Czytam Twoj wpis i wydaje mi się, że masz podobną pozycję w rodzinie co ja...

Walcz o siebie, nie jesteś sama ..
Nie daj się :kwiatek:
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: nie czuję się dobrze w swoim życiu i rodzinie

Postprzez josey » 28 cze 2012, o 23:48

dziękuję.

takie słowa pocieszenia dużo mi dają.
raz jest lepiej raz gorzej. dziś , ba , ostatnio, zdecydowanie gorzej.

mam nadzieję, że u Ciebie wszystko będzie ok.
jeszcze raz dziękuję.
josey
 
Posty: 11
Dołączył(a): 24 mar 2012, o 00:17

Re: nie czuję się dobrze w swoim życiu i rodzinie

Postprzez Księżycowa » 28 cze 2012, o 23:54

Dzięki:) Na pewno będzie, u Ciebie też... tylko nie daj się. Nic wbrew sobie dla kogoś kto nie jest tego wart, kto nie liczy się z Twoimi potrzebami i uczuciami... i dla kogoś kto się liczy też nie, bo byle w zgodzie ze sobą - zdrowy egoizm:) Pamiętaj :kwiatek:
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Rodzice

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 263 gości