Mam taki problem który spędza mi sen z powiek...chodzi o moich rodziców a tak bezpośrednio moją mamę,która jest mi bardzo bliska.Zawsze łączyła mnie z nią silniejsza więź niż z ojcem który jest apodyktyczny,surowy,zamknięty w sobie,mało uczuciowy-takie "rządy twardą ręką"...Oboje kocham,bo inaczej być nie może tylko że z tatą łączą mnie bardziej więzy krwi,lecz nigdy nie pozwoliłabym aby coś mu się stało.Pomimo że przez jego postępowanie mam teraz problemy ze sobą i pomimo tego że przez wiele lat krzywdził i niszczył naszą rodzinę.
W czym problem?Myślałam że jakoś sobie poradzę ale nie wiem co robić,nie wiem jaką postawę przybrać w obecnej sytuacji...Małżeństwo rodziców zmierza ku upadkowi,jest to coś na kształt równi pochyłej-mama nie kocha taty,nie może na niego patrzeć i już dłużej z nim być choć mówi mu to w momentach ostrych kłótni a na co dzień sama wewnętrznie męczy się z tym...Tata jest niczego nieświadomy..jeszcze.Choć pewnych spraw się domyśla.Życie z nim nie należy delikatnie mówiąc do łatwych,on sam ma problemy z psychiką lecz tego nie dostrzega i nie da sobie przemówić do rozsądku więc nikt już nawet nie próbuje tego robić...No i dowiedziałam się jakiś czas temu że mama kogoś poznała,ale nie są to tylko zwykłe relacje biznesowe,to coś więcej-spotyka się z tą osobą,zwierza się i w tajemnicy przed ojcem godzinami rozmawia.Miałam okazję przypadkiem słyszeć te rozmowy i na pewno nie brzmią tak osoby ze sobą blisko niezwiązane.
No i ok.W porządku.Nie wtrącam się-to jej życie,zrobi jak uważa,przecież nie ma sensu męczenie się ze sobą przez resztę życia,poza tym jestem dorosła i matki nic nie zobowiązuje już do trzymania rodziny w kupie dla jej dobra.Ale...mama mi się zwierza,bo prócz mnie i "tamtej osoby"nie ma teraz obok siebie nikogo takiego.I mówi mi to wszystko o tamtym facecie(do kŧórego też staram się być nastawiona neutralnie),mówi mi o życiu z tatą,jak jej ciężko.Wiem,każdy potrzebuje wyrzucić z siebie to,co go trapi.Tylko że ja nie wiem co mam jej mówić,rozumiem jej rozterki,ale jednocześnie nie chcę kopać dołków pod ojcem,nie chcę być uczestniczką tego wszystkiego...Czy to jest w porządku?Czy tu można być lojalnym wobec obojga rodziców?Nie chcę opowiadać się po niczyjej stronie...ale co mówić mamie?Przecież ja nie ganię ani nie popieram,jestem gotowa wysłuchać,bo martwię się tym co nastąpi...Kurcze,tak bardzo chciałabym być obiektywna,a czuję się parszywie...tak niezręcznie
Niech mi ktoś poradzi jaką przybrać postawę aby być w porządku nie ingerując w te sprawy...