Nie pisałem tak długo, ponieważ ostatnie kilka miesięcy było dla mnie trudnym okresem- niejako "przestałem żyć", choć w dosłownym znaczeniu jednak przeżyłem.
Może wpierw nie będę odpisywać bezpośrednio na ostatnich kilka odpowiedzi, za które dziękuję.
Zacznę raczej jak gdyby od końca-tzn. od własnych nowych przemyśleń i emocji. Trudno jest mi o tym pisać, m.in. dlatego, że coraz bardziej dostrzegam w tym wszystkim własne błędy i winy. Dodatkowo muszę przyznać, że jeśli chodzi o kwestie
to- co świadczy o moim nieprzystosowaniu w wysokim stopniu- nie mam i nie osiągnąłem prawie niczego z tych rzeczy (w co aż trudno uwierzyć, zważywszy, że pół życia już właściwie za mną).A masz satysfakcjonujące życie osobiste.? Masz jakieś sukcesy życiowe, rodzinę ,dzieci z których możesz być dumny, które dają Ci radość ,udane życie z żoną, dobrą satysfakcjonującą pracę ,w której się sprawdzasz i realizujesz, jakieś pasje poza pracą ,które dają Ci spełnienie? Może gdzieś w tej sferze umiejscowiony jest żal?
Ech, właściwie to mam teraz taki mętlik, że nie wiem co mam pisać. Mam wrażenie, że mam dość silnie dziwaczną i zaburzoną osobowość. W dodatku bliżej mi chyba do egocentrycznego rozkapryszonego dziecka, które robi na złość całemu światu- bo ten świat nie pasuje do moich wyobrażeń o idealnym świecie i ludzkości; a szczególnie mam żal do rodziców- wciąż!- że nie spełnili wszystkich moich oczekiwań o ludziach idealnych [a może wręcz o nadludziach].
Ale "centrum" tego wszystkiego stanowi raczej fakt, że prawdopodobnie nie tylko nie lubię sam siebie- ale wręcz nienawidzę się za każdą swoją niedoskonałość, za każdy błąd, za słabości- za niebycie "istotą lepszą". Stąd poczucie wstydu, żalu, rozgoryczenia, odrzucenia [czasem tak, jakbym sam siebie skazywał na potępienie] przez siebie samego; ale z takimi uczuciami, tym bardziej odrzucam akceptacje i miłość innych osób (dlatego kochający rodzic, to dla mnie może nawet największy wróg- podobnie jak inna osoba, która zechciałaby dostrzec we mnie te cechy, które przyczyniałyby się do "pokochania potwora".). Z kolei przytłaczające poczucie klęski- iż okazało się, że wcale nie jestem supermanem- prowadziło i prowadzi do odrzucania siebie i autodestrukcji (choć raczej nie mam nałogów, poza może jednym w pewnym stopniu), co w połączeniu z zakorzenionym dążeniem do doskonałości- ale również poczuciem wyższości, które jest tym groźniejszą "bestią", im bardziej staram się nim pokryć taką druzgocącą samoocenę- powoduje tą niestabilność, a wręcz burzę emocjonalną, która męczy mnie już tyle lat..
To na razie tyle, choć wydaje mi się, że to co opisałem, to zaledwie wierzchołek góry lodowej.
Dziękuję z góry za wszelkie kolejne komentarze- choć obecnie czuję się nieco silniejszy, aby samemu również starać się przez to przebrnąć, tzn. zrozumieć siebie oraz innych.