Nie wiem co mam zrobic.
Mama przezyla z tata 35 lat , prez te wszystkie lata jezdzil po Polsce w delegacje , zanim wzieli slub nawet nie mieli czasu sie dobrze poznac bo tata byl w rozjazdach.
Po kilku latach , dni kiedy tata wracal do domu gdzie mama szykowala najlpsze jedzenie specjalnie dla niego i sprzatala cale mieszkanie, miala dwojke malych dzieci , jeszcze mnie nie bylo na swiecie, sama nosila wegiel z piwnicy by palic w piecu w zimnej kamienicy gdzie nawet nie bylo lazienki, a tata hmm nie moge oddac tego jaki byl bo jeszcze mnie wtedy nie bylo. Ale potem rodzice z dziecmi przeprowadzili sie do nowego mieszkanie i urodzilam sie ja. Weekendowe sniadanie byly najgorsze , klotnia , a potem placzaca mama w kuchni i ja ktora ja pocieeszalam, Tak ta rola byla mi od dziecka przybita do barkow.
Teraz juz nie jeest tak tragicznie , jest lepiej przyznaje , po moich pobytach w szpitalach i swojej chorobie jest spokojniejszy.
Mama wielokrotnie mowila i mowi mi ze gdyby wiedziala ze tata taki bedzie to nie wzielaby z nim slubu. Rozwodu z nim nie wezmie bo nie chce rozwalac rodziny, boi sie o niego i kocha go.
Boje sie ze przyjdzie kiedys taki dzies kiedy bedzie juz za pozno , a ona wpojrzy za siebie i albo bedzie zalowac , choc gdzy jej to mowie twierdzi automatycznie ze niczego nie zaluje(zaprzecza sama sobie) albo bedzie czula bol i zal ze tak przezyla swoje zycie.
Moim zdaniem nie jets za pozno , bardzo chcialabym zeby poszla na terapie , ma przecuez nerwice wegetatywna. Ale ona mowi ze starych drzew sie nie przesadza i wymienia mi przyklady innych malzenst i cierpiacych zon ktore do konca kochaly swoich mezow i wkoncu powiedziala mi ze jest jej przykro ze orobuje ja przekonywac bo boi sie ze bedzie cierpiec ,a jest szczesliwa bo szczescie jej daja dzieci i moje zdrowie.
Nie mam pojecia co robic