problem z akceptacją syna

Problemy z rodzicami lub z dziećmi.

Postprzez Szafirowa » 8 gru 2010, o 14:15

Antonino ... jako matka upośledzonego dziecka mogę powiedzieć Ci, że bez względu na to jakie się to wydaje trudne - bez względu na łzy - MUSISZ doprowadzić do tego, aby Twój syn osiągnął jak największą samodzielność.
W praktyce przypomina to - brzydko mówiąc - tresurę psa.
Chodzi o wyrobienie w dzieciach poczucia stałości, przyzwyczajenia do ram, w których mogą się same bezpiecznie poruszać.
Dziecko musi reagować na "komendy" skojarzeniowo - dokładnie jak pies.
Wiem, że praca ta jest bardzo ciężka.
Jednak nie jesteśmy wieczni.
Nie chodzi z resztą nawet o to ... jak pójdziesz do szpitala na 2, 3 dni, to kto w tym czasie będzie instruował Waszego syna telefonicznie jak ma dojść do domu ?
A kiedy umrzesz, a on zostanie sam - kto będzie robił dla niego to, co Ty robisz teraz ?
Nie możemy przeżyć życia za nasze chore dzieci, jedyne co możemy zrobić, to kopać je zawczasu, tak, żeby do tych kopniaków mogły się przyzwyczaić.

Stosunek Twojego męża do Waszego syna świadomie pomijam.
Osobiście wolałabym nie mieć męża, niż pozwalać mu na krzywdzenie naszych wspólnych dzieci.
Avatar użytkownika
Szafirowa
 
Posty: 774
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 22:30
Lokalizacja: Wro

Postprzez caterpillar » 8 gru 2010, o 15:38

Caterpillar dzięki za obronę Ale nie o to chodzi kto jest winien bardziej a kto mniej..


nie mi chodzi o to ,ze nie musisz byc supermenka i ,ze Twoj maz jest rowniez odpowiedzialny (powinien sie czuc bynajmniej)

Antonina ja napisalam Ci to w jednym zdaniu a Szfirowa opisala ci to szerzej...na tym powinnas sie skoncentrowac a nie na misternym ukladaniu szczesliwego domku ze zludzen.

pozdrawiam!
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Postprzez zajac » 9 gru 2010, o 11:03

Antonino, przede wszystkim chciałabym napisać, że rozumiem, jak trudna jest Twoja sytuacja, i również uważam, że jesteś bardzo dzielna. Życzę dużo siły i pogody ducha.

Na podstawie tego, co piszesz, nie rysuje mi się jednoznaczny obraz Twojego męża. Myślę, że jest ileś pytań, na które być może znasz odpowiedź, a jeśli nie, warto się nad nimi zastanowić. Jaki jest Twój mąż poza relacjami z Radkiem -- w stosunku do Ciebie i pozostałych dzieci? Czy również nie wykazuje empatii i posuwa się niemal do przemocy psychicznej, czy tylko Radek wyzwala w nim takie emocje? Czy akceptuje siebie samego, czy też podświadomie oczekuje, że dzieci podniosą jego wartość we własnych oczach? Czy jest człowiekiem odpowiedzialnym? Czy dba o zaspokajanie innych niż emocjonalne potrzeb Radka, np. czy przy planowaniu wydatków traktuje dzieci sprawiedliwie, czy podejmuje jakieś działania dotyczące zabezpieczenia przyszłości Radka w takim stopniu jak w przypadku pozostałych synów? Chodzi mi o rozróżnienie: czy generalnie się o niego troszczy, tylko z postawą emocjonalną wobec niego ma problem, czy też zupełnie Radka "skreślił".
Jeśli uznasz, że ogólnie mąż nie jest psychopatą i warto nad nim popracować, to myślę, że warto na niego spojrzeć jak na człowieka, który _nie_umie_ być dobrym ojcem akurat dla takiego chłopca jak Radek. Nie ma własnego pomysłu na jego wychowanie i nie ufa w tym względzie Tobie, więc nie próbuje Cię naśladować (pomińmy kwestię racji). Wasze postawy się w jakiś sposób spolaryzowały, powstało błędne koło: im bardziej rygorystycznie mąż traktuje Radka, tym bardziej Ty starasz się być dać mu miłość i wsparcie za dwoje, co z kolei Twój mąż prawdopodobnie postrzega jako obniżanie poprzeczki i nadopiekuńczość, a to wzmacnia jego zachowania.
Co można z tym zrobić... A gdyby na początek przewrotnie założyć, że Twój mąż się nie zmieni -- to jaka byłaby Twoja rola w sytuacji? Myślę, że przede wszystkim nauczyć Radka reagować na jego zachowania właściwie -- tzn. nazywać je po imieniu, pozwolić sobie na uczucie przykrości i złość, buntować się. Co by było, gdyby do Radka czasem dotarło, że ojciec właśnie go obraził? Otóż nic gorszego, niż jest -- miałby szansę się przed takim zachowaniem obronić, a może po prostu je przyjąć takim, jakie jest, nauczyć się, że ludzie czasem tak robią i trzeba z tym żyć. Myślę, że niepotrzebnie starasz się wszystko łagodzić, bo on i tak czuje, że został źle potraktowany.
Czy można by zrobić więcej, żeby z jednej strony usamodzielnić Radka i włączyć w "dorosłe" obowiązki domowe, a z drugiej żeby mąż zobaczył w nim dobre strony, zobaczył, że syn dorasta, robi postępy i mimo inności może być z niego dumny? Piszesz, że uczy się zawodu kucharza, czy np. potrafi coś sam ugotować? A może jest na przykład dokładny i mógłby dbać o porządek w garażu, kosić ogród, prasować, nauczyć się prostych napraw? Oczywiście strzelam w ciemno, nie wiem, jakie są jego możliwości, ale COŚ może robić każde dziecko. Ideałem byłoby, gdyby udało się wspólnie z mężem ustalić, jakie Radek ma stałe obowiązki domowe, i wymagać ich przestrzegania.
Z "egzaminów" chyba bym zrezygnowała, od oceniania jest szkoła. Owszem, rodzic może pomóc dziecku sprawdzić swoją wiedzę, ale w celu ustalenia, co już umie, a nad czym trzeba jeszcze popracować, a nie na zasadzie egzaminu, który kończy się nagrodą lub karą. To moje zdanie. Zrezygnowałabym ze wszystkich sytuacji, które niczego dobrego nie przynoszą, tylko utrwalają złe schematy. Kara w postaci nieoglądania filmu moim zdaniem nadaje się dla przedszkolaka, a nie prawie dorosłego faceta -- on powinien wiedzieć, że uczy się dla siebie (ostatecznie dla ocen), a ojciec mu w tym pomaga, a nie że uczy się dla doraźnego celu: żeby zadowolić ojca i uniknąć kary, to jest bez sensu.
Czy gdyby Twój mąż w inny, bardziej konstruktywny i życzliwy sposób rozmawiał z Tobą o zbyt niskich wymaganiach wobec syna, zastanowiłabyś się nad jego opinią? Może mimo wszystko warto? Jak Radek funkcjonuje bez Ciebie, np. w szkole? Jak tam radzi sobie w takich sytuacjach, w których Ty uważasz, że musisz go wspierać? Czy potrafi zapamiętywać informacje, na których mu zależy? Czy zdarzało się, że poradził sobie sam, zaskakując Cię swoimi możliwościami? Na ile ma szanse na samodzielne funkcjonowanie w dorosłym życiu i czego uczy się już teraz, żeby się do tego przygotować? Może w pewnym stopniu synowi jest wygodniej funkcjonować w obecny sposób, a w rzeczywistości stać go na więcej? Oczywiście, że czasem czegoś zapomni, ale to się zdarza również zdrowym. Potrzebna jest obiektywna ocena jego możliwości: jeśli zna się na zegarku, umie przeczytać plan lekcji i potrafi zapamiętać drogę do szkoły, a w razie problemów poprosić o pomoc, to chyba znaczy, że może do niej chodzić sam. A że czasem mu się godzina pomyli -- każdemu się czasem coś pomyli. Jeśli konsekwencje pomyłki nie zagrażają jego zdrowiu i bezpieczeństwu, to nie ma powodu, by go przed nimi chronić, z czasem nauczy się dbać o swoje sprawy. Piszesz, że nie namówisz męża na rozmowę z psychologiem, ale może sama się wybierz? Żeby porozmawiać o tym, czy można skuteczniej usamodzielnić syna, jak pomóc jemu i sobie w radzeniu sobie z zachowaniami męża? Może pomogłoby Ci to coś sobie poukładać. Nie myśl, że Cię krytykuję, po prostu dla mnie ta sytuacja jest dość złożona, a poza tym niektóre jej aspekty przerabiam sama. Powodzenia!
zajac
 
Posty: 786
Dołączył(a): 18 kwi 2009, o 23:11

Postprzez Antonina » 9 gru 2010, o 19:54

zajac napisał(a):Jeśli uznasz, że ogólnie mąż nie jest psychopatą i warto nad nim popracować, to myślę, że warto na niego spojrzeć jak na człowieka, który _nie_umie_ być dobrym ojcem akurat dla takiego chłopca jak Radek. Nie ma własnego pomysłu na jego wychowanie i nie ufa w tym względzie Tobie, więc nie próbuje Cię naśladować (pomińmy kwestię racji). Wasze postawy się w jakiś sposób spolaryzowały, powstało błędne koło: im bardziej rygorystycznie mąż traktuje Radka, tym bardziej Ty starasz się być dać mu miłość i wsparcie za dwoje, co z kolei Twój mąż prawdopodobnie postrzega jako obniżanie poprzeczki i nadopiekuńczość, a to wzmacnia jego zachowania.


Myślę, że trafiłaś w sedno sprawy. Mąż denerwuje się tym, że Radek tak bardzo odstaje od rówieśników ...tylko dlaczego mnie obwinia za to..? jego zdaniem niczego od niego nie wymagam...a przecież Radek nie wymiguje się od obowiązków, właściwie robi wszystko co mu się powie /chociaż nie zawsze tak jak byśmy tego chcieli, ale na swoje możliwości/. Jedynie z nauką mu nie wychodzi....
Niestety sam nie przyrządzi jeszcze żadnej potrawy, ale bardzo lubi pomagać mi w kuchni.

[/quote]Potrzebna jest obiektywna ocena jego możliwości: jeśli zna się na zegarku, umie przeczytać plan lekcji i potrafi zapamiętać drogę do szkoły, a w razie problemów poprosić o pomoc, to chyba znaczy, że może do niej chodzić sam.
[/quote]
Problem w tym, że Radek ma irracjonalne lęki przed różnymi nieznanymi sytuacjami np. boi się wsiąść do emki, która jedzie trochę inną trasą ....albo boi się, że się spóźni do szkoły i dlatego wychodzi z domu dużo wcześniej niż powinien. Ale dziś odniósł sukces, bo wsiadł do emki - tej, której się tak bał i nawet dobrze wysiadł ....! /oczywiście musiałam wcześniej przejechać się z nim parę razy /. Drogę do domu zna, z tym że pieszo idzie się do jego szkoły ok. 35-40 min. dlatego chcę, żeby chociaż w zimie dojeżdżał.

A wracając do męża to z młodszymi synami umie się porozumieć....jedynie w stosunku do Radka jest tak surowy. Nasz najmłodszy włazi mu na głowę!...i jakoś mu to nie przeszkadza bo ma do niego słabość....
Oczywiście mąż też jest przydatny w domu...zawozi młodszych synów na basen i do szkoły /czasem i Radka jeśli godzina podpasuje/, no i oczywiście robi te różne rzeczy, które są do zrobienia koło domu, a z którymi ja bym sobie nie poradziła....Tak więc nie podpowiadajcie mi tak radykalnych rozwiązań jak rozwód, bo tego nie biorę pod uwagę!

zajac - jestem Ci wdzięczna za tak obszerną i pełną zrozumienia odpowiedź !
Antonina
 
Posty: 7
Dołączył(a): 5 gru 2010, o 11:36

Postprzez Dorku » 9 gru 2010, o 21:51

nastka - moje dzieci jakoś sobie poradziły, dużo rozmawiamy, szczerze... dużo potrafią zrozumieć, w niejednej kwestii teraz pomagają mi, bo pozbycie się kogoś fizycznie nie jest tożsame z wywaleniem bagażu psychicznego. Nie maja już poczucia winy, odzyskały swoje poczucie wartości, przynajmniej na to wygląda.

Antonino - dzieci tak właściwie potrzebują od nas rodziców dwóch rzeczy: korzeni, by mogły zdrowo rosnąć i skrzydeł by mogły wysoko wzlecieć.
Wiadomo dziecko upośledzone nie wzleci jak orzeł, ale jak wróbelek może.
Jak tak sobie Ciebie poczytałam, to kilka uwag do przemyślenia:
- nie przeżyjesz życia za nikogo
-uzależnienie od siebie kogokolwiek, to ograniczenie jego możliwości
-jeżeli się da i tam gdzie się da, to trzeba rozmawiać
-no i prawda (umiejętnie podana) jest lepsza niż najzgrabniejsze kłamstwo

Moja propozycja: na początek zrób to co możesz, czyli zacznij od siebie...
Ja miałam siłę, by przerwać ten wariacki taniec, gdy sobie uświadomiłam własny strach... i zaczęłam z nim walczyć.

jak będziesz mocno chciała - powinno się udać!

D.
Dorku
 
Posty: 343
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 20:51
Lokalizacja: Mazowsze-kraina łagodności....

Postprzez Antonina » 9 gru 2010, o 23:33

Dorku!

Ja wszystko rozumiem i zgadzam się, ale nie wszystko da się poprowadzić w pożądanym kierunku nawet jeśli bardzo się chce...
tym bardziej, że nie tylko ode mnie to zależy.....
Chcę porozmawiać z mężem na ten temat, ale na razie jest to niemożliwe.......
od chwili gdy wspomniałam mu o tym, że musimy porozmawiać na temat Radka przestał się do mnie odzywać.... a więc ja też się nie odzywam....czekam cierpliwie....już chyba od niedzieli... :(

Jestem niemal pewna, że nie zmieni swego stosunku do Radka....gdyby przyjął do swego mózgu komunikat, że robi mu krzywdę....ale moje słowa go nie przekonają...

Nie wiem czy to możliwe, ale wydaje mi się, że on robi to wszystko w dobrej wierze.....

ale jak wytłumaczyć jego bezsensowne gadanie do Radka, że jak skończy 18 lat, /a to już niebawem bo w styczniu/ to on nie będzie musiał go utrzymywać... że po uzyskaniu pełnoletności sam będzie musiał na siebie zarabiać....że nie będzie trzymał w domu pasożyta...

Chyba w ten sposób daje upust swojej złości....bo mówi to wówczas, gdy Radek nie wywiąże się z jakichś obowiązków...np. gdy nie ma drzewa w kotłowni....ale przecież on by przyniósł tego drzewa tylko trzeba mu o tym powiedzieć....sam nie będzie pamiętał !!!
Antonina
 
Posty: 7
Dołączył(a): 5 gru 2010, o 11:36

Postprzez Sansevieria » 10 gru 2010, o 12:43

Poraża mnie okrucieństwo cytowanych wypowiedzi Twojego męża. Przestań go tłumaczyć, że "chce dobrze". Jest dorosły i bez względu na to, co chce, robi ŹLE. Bardzo źle. I nie ma co chyba czekać na rozmowęz nim, bo ewidentnie się nie dasz rady przebić. Naprawdę skorzystaj z pomocy z zewnątrz do tej rozmowy. Albo idź się poradzić psychologa w szkole, albo sama idź do psychologa po wsparcie i rady dla siebie. Jak najszybciej.
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Postprzez Abssinth » 10 gru 2010, o 13:30

dolaczam sie do Sansi.

krzywda sie dzieje nie tylko Radkowi, ale rowniez i synowi faworyzowanemu, i temu, ktory jest tam sobie gdzies w srodku.

Myslisz, ze wyrosna na dobrych ludzi, czy na ludzi podobnych do ojca?
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Postprzez Antonina » 10 gru 2010, o 21:40

Abssinth...
a czy Ty wyrosłaś na złego człowieka przez to, że mieszkałaś z takim ojcem?

Nie wrzucaj wszystkich do jednego worka i nie wyrokuj!

Jak na razie nie mam powodów do obaw...chłopcy są b. grzeczni, wrażliwi, dzielą się wszystkim między sobą..... nie mają zadatków na tzw. twardzieli...
Antonina
 
Posty: 7
Dołączył(a): 5 gru 2010, o 11:36

Postprzez Sansevieria » 10 gru 2010, o 22:06

W świetle tego, co napisałas o zachowaniach męża to z ubolewaniem ale napisżę - Antonino, masz powody do obaw. Dużych. W Twoim domu jest przemoc psychiczna w wersji bardzo jednoznacznej. W stosunku do najsłabszego z dzieci. Młodsi synowie cały czas czegoś się uczą obserwując to między innymi, jak ojciec traktuje Radka. Jak sądzisz, czego? Nie są ani ślepi, ani głusi, jakieś wnioski i obserwacje czynią.
Ja jestem dzieckiem z domu z przemocą psychiczną. Zawsze byłam bardzo grzeczna. Oraz wrazliwa. Zero "kłopotów wychowawczych". Skutki tej przemocy psychicznej, której doznawałam i którą obserwowałam latami - doszły do głosu w moim dorosłym życiu, w związkach, relacjach z innymi ludźmi. Parę lat ciężkiej mojej pracy w terapii i jest mniej więcej wyrównane. Lat sprzed terapii nikt mi nie zwróci. :(
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Postprzez Dorku » 10 gru 2010, o 23:38

Antonino, czy zauważyłaś jak wiele jest "ale" w Twoich wypowiedziach?

Czy zauważyłaś, że próbujesz wszystkich jakoś wytłumaczyć?
Męża synowi, syna mężowi, męża nam/sobie, siebie....

Daj sobie prawo nie zgadzania się na wszystko, nie rozumienia i nie tłumaczenia wszystkiego...
Dorku
 
Posty: 343
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 20:51
Lokalizacja: Mazowsze-kraina łagodności....

Poprzednia strona

Powrót do Rodzice

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 131 gości