Już widziałam kilka podobnych postów....ale potrzebuje wyrzucić to z siebie, wyżalić się, niekoniecznie usłyszeć poradę bo i tak na nic się żadna zda.
Od 3 miesięcy jestem w szczęśliwym związku. Wydaje mi się, że zdążyliśmy się już pokochać (proszę nie mówcie, że to tylko 3 miesiące przecież - swoje przeżyłam i wiem, on również), jest nam dobrze razem, uważam, że trafiłam na naprawdę świetnego faceta. W końcu normalny, zdrowy związek. ALE ALE, ideałów nie ma.... jestem świadoma jego uczuć do mnie, jego poważnego podejścia itp, ale on kompletnie mi tego nie pokazuje w formie wyznań, komplementów, czułych gestów, miłych smsów całej tej śmiesznej adoracji... Ale jak powiedział - nie lubi, nie ma takich potrzeb ale to, że nie okazuje nie znaczy, że tego nie ma. Ok, rozumiem, sama taka byłam w poprzednim związku, więc jestem wyrozumiała, cierpliwa, sama za to bardziej wylewna, zresztą jestem dużo dojrzalsza niż kiedyś i nie będę szukać dziury w całym póki jest dobrze.
Nigdy z żadnym facetem nie było mi tak dobrze i zarówno nietoksycznie.... ale z drugiej strony nigdy w żadnym związku nie czułam się tak mało pożądana.... Kochamy się raz, góra dwa razy w tygodniu, czasem i nawet nie, a przecież na początku związku powinno być najwięcej namiętności! Zazwyczaj to ja się do niego dobieram i staram się coś zainicjować, ale i tak często do niczego nie dochodzi.... Próbowałam porozmawiać, niby jest ok ale nie lubi być zmuszany do niczego.... Widzimy się prawie codziennie, możliwości są, tylko chęci z jego strony coś brak, a ja już powoli i przestaje się starać i tłumię swoją seksualność, podniecenie, a przez to potem gdy już dochodzi do stosunku nie jest tak jak powinno być..... Nieraz chce mi się ryczeć gdy wychodzi ode mnie i jak zwykle nic nie było prócz przytulania.... Z jednej strony cieszę się, że jestem z facetem który jest ze mną dla mnie samej a nie dla seksu, ale z drugiej.... wiadomo....