W tym miejscu, jak myślę, możemy wymienić parę zdań bez narażania się na zarzut czynienia bałaganu...
Twoje pytanie brzmi:
"Filomen nie napisze ci,ze jestes zajebiscie inteligentny gosciem. kropka. ty i to tak wiesz… na czym wiec polega twoj problem? pytam z czystej, chamskiej i prostackiej ciekawosci…"
A ja mam wrażenie, że Ty już sam sobie na nie odpowiedziałeś - mianowicie:
"zdarzenie – terapeuta wpiera pacjetowi, ze bylby dobrym terapeuta… reakcja – bzdura, mam powiklane zycie osobiste…
odwracamy sytuacje: zdarzenie – petent wykazuje sklonnosci do silnej negacji, na ktorej bazuje, wynikajace z potrzeby degradacji wlasnych kompleksow poprzez poczucie wyzwolenia wlasnego umyslu… reakcja – podkreslanie inteligencji pacjeta"
Czyli chyba wszystko już jasne? Czy może jednak nie...??
Dodałeś jeszcze:
"a teraz bij sie w piers, ze nie zrobilo ci sie przyjemnie, gdy uslyszales, ze bylbys dobrym specjalista…"
No właśnie zrobiło mi się przyjemnie - co więcej... podzielam ten pogląd, ale wiem, że to tylko potencjał (w moim wypadku nie tylko intelektualny, bo również mam dobrego tak zwanego "czuja", jeśli można to tak określić), natomiast podstawowym i niezbędnym warunkiem według mnie jest własna równowaga psychiczna i względne nieodbieganie od tak zwanej normy...
To nieprawda, że norma jest czymś niejasnym i mglistym... Pewne rzeczy daje się wyczuć i zaobserwować, nawet jeżeli trudno je ująć w definicję - tak jest na przykład z pornografią (w gruncie rzeczy bardzo łatwo ją rozpoznać a prawnicy się głowią i głowią i jakoś nie potrafią tego ująć w paragraf... )
Zadałeś pytanie:
"Czy trzeba byc autorytetem moralnym, by wyczuc drugiego czlowieka i dac mu to, czego on potrzebuje w danym momencie?
Nie; wystarczy kochac ludzi madra miloscia i traktowac ich z lekkim przymrozeniem oka…"
Ja myślę, że nie trzeba być "autorytetem" (moralnym), ale koniecznie trzeba być człowiekiem tak zwanym "moralnym", czyli odczuwającym w sobie co jest etyczne a co nie (zatem prawidłowo wartościującym) i umiejącym w wielu życiowych sytuacjach wcielać swój system wartości w życie, dawać mu wyraz... Tylko taka osoba będzie umiała dać drugiemu człowiekowi to, czego on potrzebuje w danym momencie. Na przykład psychopata natomiast... czy ktoś w inny sposób wykolejony wewnętrznie nie będzie tego umiał, bo nie będzie różnych rzeczy w normalny ludzki sposób rozróżniał...
I jeszcze jedna kwestia:
"mala uwaga do Filomena…
bronisz sie przed swiatem tworzac sobie sztywna ‘moralnosc’… a mam wrazenie, ze wlasnie troche relatywizmu jest ci potrzebne… [moge sie mylic… czesto sie myle]"
hmm... Wiesz kiedyś, kiedy miałem dwadzieścia parę lat, to taki właśnie byłem. Wydaje mi się jednak, że obecnie (a jestem już po czterdziestce) sporo się we mnie zmieniło w tym obszarze. Sądzę, że granice mojej tolerancji są szersze niż niegdyś, jednak relatywizmu w sprawach podstawowych nie uznaję, bo uważam, że jest on błędem a nie wartością... choć jednocześnie bywam bardzo analityczny w swoim myśleniu i dzielę włos na czworo, tak więc dopatruję się różnych możliwych odcieni motywacji i nie uważam, że wszystko w człowieku jest oczywiste i proste - wręcz przeciwnie.
To tylko taki wstęp do dyskusji, którą jeśli miałbyś ochotę podjąć, to możemy kontynuować...
Z kocim pozdrowieniem