Widzę, że chyba sie trochę niecierpliwicie, więc postaram się odpowiedzieć na choć jedno pytanie, które Ty, Agik zadałaś. A może nawet na więcej za jednym zamachem.
Pytałaś, dlaczego zakładam z góry, że zostanę odrzucony przez potencjalną dziewczynę?
Powodów jest wiele. Jakoś styl życia, który prowadzę jestem przekonany, że nie byłby dla żadnej atrakcyjny. Nie sądzę, aby sposób podróżowania, jaki jest moim ulubionym jakiejkolwiek przypadł do gustu. Poza tym mam dość hipochondryczny charakter, co na pewno jest szczególnie uciążliwe dla kobiety. Jestem trudny we współpracy, skory do złości. Wiesz, pamiętam, jak kiedyś czytałem w internecie na stronie
www.italica.rai.it, przeglądowy artykuł o malarzu florenckim (po włosku rzecz jasna) Jacopo Carrucci, zw. Pontormo. Też miał trudny charakter, był hipochondrykiem, wielu narzekało na niego, ale tworzył w mojej ocenie tak dobre obrazy, po prostu niepowtarzalne, jego styl jest nieporównywalny z jakimkolwiek innym artystą. Ja natomiast nie tworzę niczego niepowtarzalnego. Łatwo się psychicznie załamuję, nie... nie jest dla mnie związek z kobietą.
Co do seksu to się raczej już nie będę wypowiadał, bo wydaje mi się, że wystarczająco już powiedziałem.
Pytałaś, czy chciałbym aby potencjalna partnerka jednocześnie miała doświadczenia Messaliny i pozostała dziewicą? Chyba dobrze zrozumiałem postawione pytanie. hi hi, takiej możliwości NIE MA, może faktycznie niektórzy mężczyźni marzą o takiej partnerce, ale ja NIE. Bo to tak, jakby chcieć zjeść ciasto i mieć ciasto, a wiadomo, że tak się nie da. Natomiast jakiej kobiety bym pragnął? na to pytanie właściwie nie jestem w stanie odpowiedzieć, bo nigdy o tym nie myślałem. Wychodziłem z założenia, że u żadnej nie mam szans, więc nie widziałem sensu zastanawiania się nad tym.
Aby już nie owijać w bawełnę, żyję przekonaniem, iż nie nadaję się do roli partnera, obojętnie czy formalnego, czy nieformalnego, czy na całe życie, czy na jedną noc
Po prostu staram się podchodzić do sprawy tak, jakbym np. cierpiał na bardzo ciężką i nieuleczalną chorobę układu trawiennego i z jej powodu nie mógł większości rzeczy jeść. Wtedy ciężko się z tym pogodzić, że całe życie trzeba być na ścisłej diecie, tylko spożywać nadmiernie wyszukane produkty, podczas kiedy większość może znacznie więcej, ale NIE MA SIĘ innego wyjścia. I tak samo ja nie mam innego wyjścia jeśli chodzi o miłość czy jak najbardziej seks.
Natomiast pytałaś o jeszcze jedno: mianowicie o to, z czego wynika tak zacięta obrona poglądów, których nawet nie uważam za swoje. Otóż był okres, kiedy mogłem powiedzieć, że nie wstydziłem sie dość liberalnych poglądów w sferze seksualności. Ale nieustannie wówczas miałem odczucie, że każdy takie podejście do życia zwalcza i stanowczo potępia i... jak powiedziałem obwarowuje to "miażdżącymi argumentami". Więc przyjąłem założenie, iż tychże miażdżących argumentów MUSZĘ sie trzymać, czy mi się to podoba czy nie, czy się z tym zgadzam, czy nie.
na inne pytania jak na razie nie umiem odpowiedzieć. Ale jeszcze jedno: pytasz, czy uważam, że życie ukochanej kobiety, matki już urodzonych dzieci należy poświecić w imię nowo mającego się narodzić dziecka. Z tego, co zostałem pouczony, niestety TAK, bowiem nauczono mnie, że dziecko to zawsze błogosławieństwo i dar Boży, nawet przychodzące na świat kosztem życia lub zdrowia matki, że taka jest wola Boża. Podawano mi jako przykład przypowieść biblijną o Jakubie i Racheli, która oddała życie za urodzenie się Benjamina, albo np. św. Berettę Mola, która choć była już matką szóstki dzieci, i wiedziała, że siódmy poród może grozić jej śmiercią, chciała oddać życie za kolejne dziecko. Albo po prostu zostałem pouczony jednoznacznie i twardo: "Każda matka odda życie za dziecko!!! TO jest miłość'. Natomiast jakie jest moje zdanie o tym? Ja, NIE czuję się na siłach tak podejść do sprawy, podobnie jak zresztą Wy, mam ograniczone zdolności i pewnych rzeczy po prostu nie potrafię zrobić. To też jeden z powodów, dla których czy chcę, czy nie chcę MAM trwać w celibacie. Mam nadzieję, że zrozumiecie moje ograniczone zdolności. Bo ja np. starałem się zrozumieć mahikę, która kiedy była mowa o antykoncepcji, powiedziała, że nie jest w stanie mieć dzieci i dlatego stosuje pigułki. Zwróćcie na to uwagę, NIE potępiłem jej i nie zarzuciłem, że jest hedonistką, egoistką itp., chociaż ja zawsze byłem, wręcz z fanatycznym zacięciem pouczany, że "tylko egoiści nie chcą mieć dzieci!", co rzekomo powiedział sam papież Benedykt XVI. Ani też NIE nakazałem mahice twardo i kategorycznie, że "jeśli nie chce mieć dzieci, to ma twardo trwać w czystości do końca życia i nie wolno jej NIGDY seksu, bo jego nadrzędnym świętym celem jest rodzenie dzieci, gdyż tak powiedział Bóg!". Wybaczcie, na razie nic mi więcej nie przychodzi do głowy, mam nadzieje, że przynajmniej na jedno pytanie jasno odpowiedziałem.