jak życ ,by juz sobie NIE SZKODZIC>>

Problemy związane z uzależnieniami.

jak życ ,by juz sobie NIE SZKODZIC>>

Postprzez napoleonka77 » 24 sty 2013, o 23:19

witam..
ciężko zaczac...mysle,ze to normalne..ma 14-letni staz małzenski....niezbyt szczesliwy.wlasciwie nie wiem co to znaczy byc szczesliwa...chyba tylko w tym znaczeniu-jesli chodzi o zdrowe,ktore w miare dopisuje...
maż -alkoholik.po mojej probie samobojczej,ktora miala miejsce pol roku temu.podjal w koncu leczenie.krzywdzil mnie fizycznie ,psychicznie.zerowal na mojej slabosci...
leczyl sie raptem miesiac.wszystko wrocilo.pije dalej.nie widzi ,ze mnie krzywdzi-mowi-ma ochote wypic piwo i pije.nie liczy sie z moim zdaniem.nie wzrusza go moj placz i cierpienie.prosze o spokoj i by dal mi poczucie bezpieczenstwa.ktorego tak mi brakuje....nie potrafi mi go dac....jedyne co mu swietnie wychodzi ,to zadawanie mi bolu i robienie na zlosc.mechanizmy alkoholika sa na pwno wielu osobom znane.
a ja -nie umiem odejsc.boje sie samotnosci ,choc z drugiej strony na co dzien ma tylko newry ,strach i placz.
i choc wiem ,ze nogdy sie to nie zmieni-tkwie przy nim uparcie,jakby byl jedyna osba na swieie ,ktora "ewentualnie "przytuli mnie ,jak juz on bedzie tego potrzebowal.
poszalm po pomoc.do psychiatry ,psychologa.i slyszac co powinnam ,czego nie...udawalam ,ze tego nie slysze.nie chcialam tak postepowac.
placze i prosze....prosze i krzycze.....spalam sie ...nie mam juz sil.....gdy pol roku temu slal sie dla mnie obojetny-obcy i gdy odeszlam(myslalm ,ze juz na zawsze)-prosil,obiecywal......ale to byly puste slowa.mimo tego wiem ,ze gdydbym sie odsunela od niego ,pokazala ,ze mam swoje sprawy ,swoje zycie ,ze tak naprawde bez niego swietnie sobie daje rade,ze nie jest mi w zasadzie do niczego potrzebny....i wlasnie....jak to zrobic....bym przestala popelniac te same bledy...zeby to w koncu moje zdanie tez sie liczylo ....
za duzo zyczen.


jak ruszyc z miejsca?????????
od w torku zaczelam chodzic na terapie dla wspoluzaleznionych.wierze ,ze tam mi pomoga-ze sama sobie pomoge.....
co robic...
jak zyc??????
napoleonka77
napoleonka77
 
Posty: 20
Dołączył(a): 21 sty 2013, o 20:40

Re: jak życ ,by juz sobie NIE SZKODZIC>>

Postprzez josi » 25 sty 2013, o 01:14

A czego najbardziej teraz potrzebowalabys? tak naprawde...
josi
 
Posty: 1086
Dołączył(a): 25 maja 2007, o 18:30
Lokalizacja: wlkp/uk

Re: jak życ ,by juz sobie NIE SZKODZIC>>

Postprzez Tinn » 25 sty 2013, o 11:33

napoleonka77 napisał(a):witam..
ciężko zaczac...mysle,ze to normalne..ma 14-letni staz małzenski....niezbyt szczesliwy.wlasciwie nie wiem co to znaczy byc szczesliwa...chyba tylko w tym znaczeniu-jesli chodzi o zdrowe,ktore w miare dopisuje...
maż -alkoholik.po mojej probie samobojczej,ktora miala miejsce pol roku temu.podjal w koncu leczenie.krzywdzil mnie fizycznie ,psychicznie.zerowal na mojej slabosci...
leczyl sie raptem miesiac.wszystko wrocilo.pije dalej.nie widzi ,ze mnie krzywdzi-mowi-ma ochote wypic piwo i pije.nie liczy sie z moim zdaniem.nie wzrusza go moj placz i cierpienie.prosze o spokoj i by dal mi poczucie bezpieczenstwa.ktorego tak mi brakuje....nie potrafi mi go dac....jedyne co mu swietnie wychodzi ,to zadawanie mi bolu i robienie na zlosc.mechanizmy alkoholika sa na pwno wielu osobom znane.
a ja -nie umiem odejsc.boje sie samotnosci ,choc z drugiej strony na co dzien ma tylko newry ,strach i placz.
i choc wiem ,ze nogdy sie to nie zmieni-tkwie przy nim uparcie,jakby byl jedyna osba na swieie ,ktora "ewentualnie "przytuli mnie ,jak juz on bedzie tego potrzebowal.
poszalm po pomoc.do psychiatry ,psychologa.i slyszac co powinnam ,czego nie...udawalam ,ze tego nie slysze.nie chcialam tak postepowac.
placze i prosze....prosze i krzycze.....spalam sie ...nie mam juz sil.....gdy pol roku temu slal sie dla mnie obojetny-obcy i gdy odeszlam(myslalm ,ze juz na zawsze)-prosil,obiecywal......ale to byly puste slowa.mimo tego wiem ,ze gdydbym sie odsunela od niego ,pokazala ,ze mam swoje sprawy ,swoje zycie ,ze tak naprawde bez niego swietnie sobie daje rade,ze nie jest mi w zasadzie do niczego potrzebny....i wlasnie....jak to zrobic....bym przestala popelniac te same bledy...zeby to w koncu moje zdanie tez sie liczylo ....
za duzo zyczen.


jak ruszyc z miejsca?????????
od w torku zaczelam chodzic na terapie dla wspoluzaleznionych.wierze ,ze tam mi pomoga-ze sama sobie pomoge.....
co robic...
jak zyc??????

napoleonka77

No kochanie już ruszyłaś bo poszłaś na psychoterapię.Ale ja chodzę od wrzesnia i to nie jest taki pstryczek elektryczek, że jak ktoś ci powie(sama wiesz po poprzednim razie) to ty będziesz tego cała swoją istotą chciała.Nie piszesz nic o dzieciach.Gdy są stanowią dla matki często bardzo istotna motywację.Ale jak nie masz to tak jak ja głównym elementem utrzymywania tego "od poczatku do końca fajansiarskiego związku" jest strach przed samotnością.
Wiesz w takich przypadkach jak nasze, Derki, Mulan(wymieniam bieżąco chodzące historie współuzależnionych kobiet)każda patrząc na drugą widzi, że nie ma żadnych racjonalnie słusznych powodów do pozostawania w tej chorej relacji.Ani mój ani twój nie daje poczucia bezpieczeństwa, nie wypełnia tej pustki emocjonalnej którą mamy w sercu.Jest jak niedopasowana proteza, którą sobie z braku laku wstawiłyśmy w to chore, puste miejce , które w naszym życiu zaistniało w dzieciństwie czy wczesnej młodości.
Poczytaj mój wątek, Josi tam cytowała cechy charakterystyczne osób podatnych na wpadniecie w zespół współuzależnienia.Jak masz 14 lat małżeństwa to jesteś jak dla mnie bardzo młodą kobietą.Ja mam 50+, a moje najlepsze życiowo i zawodowo lata to były 40-50.Już dość pozwoliłaś sobie zabrać lat na byle jakie życie.
Twój z opisu jest takim"parszywcem", że nawet ci zazdroszczę bo łatwiej takiego znienawidzić(mój ciągle budzi we mnie poczucie współczucia i litości), nie umiem wzbudzić w sobie uczuć jednoznacznej niechęci.My mamy jakiś niedobór zdrowego egoizmu, nie umiemy same siebie kochać, cenić, brać z życia radość i szczęście.
Zachowujemy się jak takie pieski w stadzie, które pogodziły się ze swoim dalekim statusem w kolejce do miski.Mimo, że na pierwszego pchają się do niej chamskie, egocentryczne, prymitywne zwierzęce ryje. My je ubieramy(może , żeby samym sobie osłodzić tą żenującą sytuację????) w jakieś role cierpiętników, chorych(toJA). Nie wiem czym usprawiedliwiasz swojego. Popatrz czy widzisz (i ile możesz podać) powodów, żeby nadal z nim tkwić w związku.A życie mamy tylko jedno.Jak to mówi piękny tekst Osieckiej " na ten bal drugi raz nie zaproszą nas wcale".
Tinn
 
Posty: 214
Dołączył(a): 19 gru 2012, o 13:17

Re: jak życ ,by juz sobie NIE SZKODZIC>>

Postprzez napoleonka77 » 25 sty 2013, o 20:53

Tinn napisał(a):
napoleonka77 napisał(a):witam..
ciężko zaczac...mysle,ze to normalne..ma 14-letni staz małzenski....niezbyt szczesliwy.wlasciwie nie wiem co to znaczy byc szczesliwa...chyba tylko w tym znaczeniu-jesli chodzi o zdrowe,ktore w miare dopisuje...
maż -alkoholik.po mojej probie samobojczej,ktora miala miejsce pol roku temu.podjal w koncu leczenie.krzywdzil mnie fizycznie ,psychicznie.zerowal na mojej slabosci...
leczyl sie raptem miesiac.wszystko wrocilo.pije dalej.nie widzi ,ze mnie krzywdzi-mowi-ma ochote wypic piwo i pije.nie liczy sie z moim zdaniem.nie wzrusza go moj placz i cierpienie.prosze o spokoj i by dal mi poczucie bezpieczenstwa.ktorego tak mi brakuje....nie potrafi mi go dac....jedyne co mu swietnie wychodzi ,to zadawanie mi bolu i robienie na zlosc.mechanizmy alkoholika sa na pwno wielu osobom znane.
a ja -nie umiem odejsc.boje sie samotnosci ,choc z drugiej strony na co dzien ma tylko newry ,strach i placz.
i choc wiem ,ze nogdy sie to nie zmieni-tkwie przy nim uparcie,jakby byl jedyna osba na swieie ,ktora "ewentualnie "przytuli mnie ,jak juz on bedzie tego potrzebowal.
poszalm po pomoc.do psychiatry ,psychologa.i slyszac co powinnam ,czego nie...udawalam ,ze tego nie slysze.nie chcialam tak postepowac.
placze i prosze....prosze i krzycze.....spalam sie ...nie mam juz sil.....gdy pol roku temu slal sie dla mnie obojetny-obcy i gdy odeszlam(myslalm ,ze juz na zawsze)-prosil,obiecywal......ale to byly puste slowa.mimo tego wiem ,ze gdydbym sie odsunela od niego ,pokazala ,ze mam swoje sprawy ,swoje zycie ,ze tak naprawde bez niego swietnie sobie daje rade,ze nie jest mi w zasadzie do niczego potrzebny....i wlasnie....jak to zrobic....bym przestala popelniac te same bledy...zeby to w koncu moje zdanie tez sie liczylo ....
za duzo zyczen.


jak ruszyc z miejsca?????????
od w torku zaczelam chodzic na terapie dla wspoluzaleznionych.wierze ,ze tam mi pomoga-ze sama sobie pomoge.....
co robic...
jak zyc??????

napoleonka77

No kochanie już ruszyłaś bo poszłaś na psychoterapię.Ale ja chodzę od wrzesnia i to nie jest taki pstryczek elektryczek, że jak ktoś ci powie(sama wiesz po poprzednim razie) to ty będziesz tego cała swoją istotą chciała.Nie piszesz nic o dzieciach.Gdy są stanowią dla matki często bardzo istotna motywację.Ale jak nie masz to tak jak ja głównym elementem utrzymywania tego "od poczatku do końca fajansiarskiego związku" jest strach przed samotnością.
Wiesz w takich przypadkach jak nasze, Derki, Mulan(wymieniam bieżąco chodzące historie współuzależnionych kobiet)każda patrząc na drugą widzi, że nie ma żadnych racjonalnie słusznych powodów do pozostawania w tej chorej relacji.Ani mój ani twój nie daje poczucia bezpieczeństwa, nie wypełnia tej pustki emocjonalnej którą mamy w sercu.Jest jak niedopasowana proteza, którą sobie z braku laku wstawiłyśmy w to chore, puste miejce , które w naszym życiu zaistniało w dzieciństwie czy wczesnej młodości.
Poczytaj mój wątek, Josi tam cytowała cechy charakterystyczne osób podatnych na wpadniecie w zespół współuzależnienia.Jak masz 14 lat małżeństwa to jesteś jak dla mnie bardzo młodą kobietą.Ja mam 50+, a moje najlepsze życiowo i zawodowo lata to były 40-50.Już dość pozwoliłaś sobie zabrać lat na byle jakie życie.
Twój z opisu jest takim"parszywcem", że nawet ci zazdroszczę bo łatwiej takiego znienawidzić(mój ciągle budzi we mnie poczucie współczucia i litości), nie umiem wzbudzić w sobie uczuć jednoznacznej niechęci.My mamy jakiś niedobór zdrowego egoizmu, nie umiemy same siebie kochać, cenić, brać z życia radość i szczęście.
Zachowujemy się jak takie pieski w stadzie, które pogodziły się ze swoim dalekim statusem w kolejce do miski.Mimo, że na pierwszego pchają się do niej chamskie, egocentryczne, prymitywne zwierzęce ryje. My je ubieramy(może , żeby samym sobie osłodzić tą żenującą sytuację????) w jakieś role cierpiętników, chorych(toJA). Nie wiem czym usprawiedliwiasz swojego. Popatrz czy widzisz (i ile możesz podać) powodów, żeby nadal z nim tkwić w związku.A życie mamy tylko jedno.Jak to mówi piękny tekst Osieckiej " na ten bal drugi raz nie zaproszą nas wcale".

wszystko sie zgadza.mam 36-prawiejuz-lat.dzieci nie mamy.mamy problem.zeby wypelnic ta pustke ,tak bardzo walcze o to ,by byc w ciazy.jezdzimy do lekarzy.ale nawet to ,ze mojma problemz nasieniem,leczy sie od czasu do czasu.koszmar po prostu.wlasnie ddzis odebralam jego wyniki,na ta chwile pozostaje tylko invitro ,chyba z,e maz podejmie leczenie.podejmie oczywsicei ,zrobi to ale bedzie przerywal ,bo musi wypic piwo.!!!!!
co mnie trzyma?????
strach!!!!
moze za jakis czas powiem ,ze jestem uwolniona.tak naprawde nie zaznam szczescia u jego boku -wiem to ,a jednak.......a moze kiedys on w koncu zrozumie....
tylko dla mnie moze byc juz za pozno....
nie chcialabym by reszta mojego zycia przeleciala mi przez palce-jak dotad!....
napoleonka77
 
Posty: 20
Dołączył(a): 21 sty 2013, o 20:40

Re: jak życ ,by juz sobie NIE SZKODZIC>>

Postprzez Abssinth » 26 sty 2013, o 01:57

z opisu Twojego malzenstwa wynika, ze zyjesz w piekle.

powiedz mi, dlaczego chcesz zgotowac pieklo jeszcze dziecku?
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Re: jak życ ,by juz sobie NIE SZKODZIC>>

Postprzez biscuit » 26 sty 2013, o 09:26

o rany
brutalnie to zabrzmi
ale ja się cieszę, że macie problemy z płodnością
bo żadne dziecko nie zasługuje na taką karę
takie piekielne tortury, jak trafnie określiła to Abbs
życia w takim domu jak Wasz

dziewczyno
korzystaj z tej swojej terapii ile możesz, ile wlezie
zaangażuj się w nią całym sercem, duszą, umysłem i ciałem
leczenie się i terapię ustaw obecnie priorytetowo w swoim życiu
a gwarantuję Ci
że za rok będziesz już pisać i wszystko inaczej
inaczej się czuć
ta terapia to Twój szczęśliwy los na loterii życia
pamiętaj o tym proszę
a wszystko inne ustaw na razie na drugim planie
Avatar użytkownika
biscuit
 
Posty: 4156
Dołączył(a): 10 cze 2009, o 00:51

Re: jak życ ,by juz sobie NIE SZKODZIC>>

Postprzez mahika » 26 sty 2013, o 09:53

Po co ci to pijane nasienie.
Teraz skup się na sobie i na tym
wiem ,ze gdydbym sie odsunela od niego ,pokazala ,ze mam swoje sprawy ,swoje zycie ,ze tak naprawde bez niego swietnie sobie daje rade,ze nie jest mi w zasadzie do niczego potrzebny...

Do niczego!
Avatar użytkownika
mahika
 
Posty: 13346
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 16:07

Re: jak życ ,by juz sobie NIE SZKODZIC>>

Postprzez Winogronko7 » 26 sty 2013, o 13:02

Planując ciążę, mężczyzna co najmniej 3 miesiące wstecz nie powinien spożywać alkoholu. Spermatogeneza trwa około trzech miesięcy.
Avatar użytkownika
Winogronko7
 
Posty: 1858
Dołączył(a): 26 sie 2010, o 18:04

Re: jak życ ,by juz sobie NIE SZKODZIC>>

Postprzez biscuit » 26 sty 2013, o 13:18

jak widać
natura czasem bywa mądrzejsza od człowieka
i wie co robi
nie obdarzając niektórych par potomstwem

w końcu wg psychologii ewolucyjnej
jesteśmy tylko futerałami na materiał genetyczny
a ten powinien być prima sort
a nie obciążony zdegenerowaną spermatogenezą
jak to poetycko Winogronko nas uświadomiła 8)
Avatar użytkownika
biscuit
 
Posty: 4156
Dołączył(a): 10 cze 2009, o 00:51

Re: jak życ ,by juz sobie NIE SZKODZIC>>

Postprzez napoleonka77 » 26 sty 2013, o 21:27

dziekuje ,ze mi odpisujecie!!!!!bardzo!!!!!
same madre slowa
w glebi duszy,wiem ,ze macie racje .tylko dlaczego ciagle bladze.chce z terapii brak tyle ile sie uda.wierze ,ze za jakis czas ,zaczne juz myslec i dzialc inaczej.
chce w to wierzyc.
po co mi taki ktos ,kto tylko chce sie napic.nie ma przyjemnosci zadnej zprzebywania w moim towarzystwie.liczy sie tylko jego "dobro"
bo jak to inaczej nazwac.
kolejny fakt ,z enatura sie broni przed plodzeniewm -powiem kilejnych takich debili ,jak moj maz -jeszcze maz -niestety.
dzis patrze na niego i bierze mnie obrzeydzenie.oby to si nie zmienilo.
i siedze znowu sama w domu ,bo on jest poza zasiegiem,bo spi wypity.
a ja -jak ta glupia,tkwie i boje sie gdzies wyjsc ,zeby tylko go nie sprowokowac
gehenna
obym przejrzala na oczy!!!!!!-jak najszybciej i byla pewna juz swoich decyzji.nie tak jak pol roku temu ale tak na 1000 procent
napoleonka77
 
Posty: 20
Dołączył(a): 21 sty 2013, o 20:40

Re: jak życ ,by juz sobie NIE SZKODZIC>>

Postprzez impresja7 » 26 sty 2013, o 21:33

a co robisz w tym kierunku,żeby przejrzeć na oczy?
impresja7
 
Posty: 938
Dołączył(a): 25 lis 2012, o 11:05

Re: jak życ ,by juz sobie NIE SZKODZIC>>

Postprzez napoleonka77 » 26 sty 2013, o 21:37

piszcie....pomozcie....co robic...wiem ,ze latwo jest komus ,kto stoi obok....czemu jestem tak glupia?????
napoleonka77
 
Posty: 20
Dołączył(a): 21 sty 2013, o 20:40

Re: jak życ ,by juz sobie NIE SZKODZIC>>

Postprzez napoleonka77 » 26 sty 2013, o 21:38

zaczelam chodzic,bylam raz na terapii dla wspoluzaleznionych

chcialabym juz dzis odejsc,i juz go nie ogladac...juz nigdy wiecej go nie spoptkac!
nie patrzec na niego i nie bac sie ,.....
napoleonka77
 
Posty: 20
Dołączył(a): 21 sty 2013, o 20:40

Re: jak życ ,by juz sobie NIE SZKODZIC>>

Postprzez napoleonka77 » 26 sty 2013, o 21:41

wiem ,ze to poczatek drogi i latwo nie bedzie.....moz ejestem niecierpliwa ale ja juz chcialabym sie od niego uwolnic .juz na zawsze
przeciez on jest totalnym dnem.my nawet nie umiemy ze soba rozmawiaiac.albo tylko do siebie mowimy.ale krzyczymy ,drzemy sie
napoleonka77
 
Posty: 20
Dołączył(a): 21 sty 2013, o 20:40

Re: jak życ ,by juz sobie NIE SZKODZIC>>

Postprzez impresja7 » 26 sty 2013, o 21:41

moze to ci pomoże powstrzymać sie przed płodzeniem z nim dzieci
http://www.youtube.com/watch?v=gFveBghmIBE
impresja7
 
Posty: 938
Dołączył(a): 25 lis 2012, o 11:05

Następna strona

Powrót do Uzależnienia

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 25 gości