Postapokaliptycznie.

Problemy związane z uzależnieniami.

Postapokaliptycznie.

Postprzez Mulan » 10 sty 2013, o 00:25

Nie wiem czy mam powód żeby udzielać się na tym forum. Wszyscy mają poważne problemy, nie powinnam narzekać. Wręcz przeciwnie, cieszyć się bo sytuacja się ustabilizowała. Najgorsze mam podobno za sobą. Ale może od początku...

Mój narzeczony miał ogromne problemy z alkoholem kiedy się poznaliśmy. Zanim zostaliśmy parą, uprzedził mnie o swoim piciu i o długach, których sobie przez to narobił. Zresztą, nie tylko on... Jego znajomi z najbliższego otoczenia potrafili nazywać rzeczy po imieniu i prosili żebym uporała się z jego alkoholizmem. On również mnie prosił, powiedział, że sam nie da rady, że potrzebuje motywacji.

Wychodził do knajpy kiedy tylko mógł. Obiecywał, że będą dwa piwa, góra trzy, a wracał kompletnie pijany. Oszukiwał mnie, że było inaczej, ale miałam życzliwe osoby, które informowały mnie o jego faktycznym stanie. Stanie z serii "trzeba go było zbierać spod drzwi", mnie przedstawianym jako "nie dałem znać że jestem już w domu, bo byłem tak zmęczony że od razu padłem na łóżko i zasnąłem." Często też dzwonił pijany w środku nocy płacząc do telefonu, że wie że ma problem, prosił żebym mu pomogła, żebym go z tego wyciągnęła. A kiedy następnego dnia próbowałam poruszyć ten temat słyszałam, że to nie moja sprawa, że on sobie sam poradzi i że żadnego problemu nie ma.

Mieszkaliśmy w różnych miastach więc nie mogłam go pilnować. Dzięki temu mógł zawsze po pracy iść na piwo albo kupić zapas do domu żeby potem paść i wstać następnego dnia rano.

Jednej nocy upił się tak, że zgubił dokumenty, przepił pieniądze przeznaczone na spłatę jednego z długów, urwał mu się film z większości wieczoru i zanim się do tego przyznał minął chyba tydzień. Próbował tłumaczyć się wrzuceniem mu przez kogoś pigułki gwałtu do piwa(pił ze swoim dobrym kumplem), ale moim zdaniem wytłumaczenie jest dużo prostsze i mocno oprocentowane. :? To jeden z powodów mojej rejestracji na forum... Jutro jedzie do swojego miasta po wyrobiony w miejsce tamtego zgubionego dowód osobisty. Powiedziałam mu, że boję się, że jego wyjazd skończy się tak, że pierwszego wieczoru upije się do nieprzytomności i nie wstanie rano żeby pójść do urzędu. Chce się zatrzymać u swojego przyjaciela, który nie przepuszcza żadnej okazji do picia, chleje na umór i ciągle częstuje mojego narzeczonego alkoholem - a to jakaś seteczka na ulicy bo akurat wpadł coś pożyczyć ale nie chciał wchodzić do mieszkania, a to piwo w knajpie, a to jakaś wódka na pożegnanie. Wychodzą razem na 2 piwa a wracają po 4 i wódce. Nie wierzę, że nie będą pić bo wielokrotnie miałam obiecane, że się powstrzyma, że nie jest taki za jakiego go mam, składał mi piękne oficjalne obietnice, które łamał przy pierwszej okazji... Mając potem pretensje do mnie o to, że jest mi przykro i że robię problem tam gdzie go nie ma. A jego przyjaciel? Takich ma znajomych do picia, że zabierają mu telefon kiedy dzwonię i go tłumaczą albo mnie zagadują albo próbują obłaskawić. Ci mocniej wstawieni potrafią zasugerować, że jestem za młoda żeby go zrozumieć(jest między nami 17 lat różnicy).

Odkąd mieszkamy razem to mam go na oku całą dobę więc tak nie pije, ale jeszcze nigdy nie udowodnił, że obietnica wystarczy żeby było podobnie kiedy mnie nie ma w pobliżu...

Gdzie leży problem skoro mam nad nim teraz stałą kontrolę bo mieszkamy razem? Gdzie ten problem jest skoro przestał się szwędać po knajpach i nie trzeba go zbierać spod drzwi? Kiedy tylko wyraziłam dziś swoje obawy co do wyjazdu, wyszedł z pokoju. Przy próbie wyjaśnienia co mnie boli i dlaczego, usłyszałam jedynie "ja pi***ole" połączone z ciężkim westchnieniem i lekceważącym wpatrywaniem się w ekran komputera kiedy do niego mówiłam.

Boję się bo zawsze kiedy pije traci nad sobą kontrolę a ja nie mam prawa być niezadowolona kiedy siedzi w knajpie. Nie daj boże żebym to niezadowolenie wyraziła kiedy akurat jest pod wpływem, zaraz robi mi awanturę i wyłącza telefon. Będę przez jego wyjazd siedziała jak na szpilkach nie wiedząc czy pije czy nie. Chyba mam wciąż problem bo pisząc te słowa płaczę i czuję się całkowicie bezradna choć przecież mogłoby być gorzej. Nie wiem czy mam czuć się winna bo przesadzam i panikuję, czy może racja jest po mojej stronie. Nie mam z kim o tym porozmawiać bo on nawet nie chce słyszeć że mogłabym mieć taki problem, a gdybym mogła poradzić sobie sama to pewnie zrobiłabym to już dawno. Kiedy pije ja przestaję się dla niego liczyć... Coraz trudniej jest mi wyobrazić sobie ślub, tradycyjnie na weselu zawsze jest alkohol, ale czy nawet w dniu ślubu musiałabym swojego partnera pilnować i besztać? I to jeszcze na oczach obu rodzin?

I co zrobić dalej? Zarządzić abstynencję w związku? A jak skończy się to jak ścisła dieta, efektem yoyo?

Tak więc... Pewnie wychodzę na głupka co z igły robi widły, ale tak bardzo musiałam to z siebie wyrzucić, zrobić cokolwiek żeby pomóc sobie bo jemu nie jestem w stanie.

Czasem naprawdę nienawidzę alkoholu bo najwięcej złych rzeczy dzieje się pod jego wpływem.
Avatar użytkownika
Mulan
 
Posty: 13
Dołączył(a): 9 sty 2013, o 23:06

Re: Postapokaliptycznie.

Postprzez Derka » 10 sty 2013, o 09:35

Ja bym wstrzymala sie ze slubem. Jezeli teraz jeszcze cos go motywuje, to po slubie na pewno przestanie. U nas nawet narodziny dziecka i zwiazane z tym deklaracje, ze wszystko sie zmieni, nie wystarczyly... A rozmawiac z nim musisz tylko na trzezwo. Moj tez jak pil, to blagal o pomoc. Jak byl trzezwy, twierdzil ze taki ma styl i ze o tym wiedzialam od poczatku (ze prawdziwy facet = alkohol, kawa, papierosy). Dopoki nie zrozumie, ze przede wszystkim krzywdzi siebie, nie bierz slubu. Dopoki nie zacznie sie leczyc. Piszesz, ze rozwiazalas problem. To, ze ty masz nad nim kontrole lub nie, to jest Twoj problem. Zdejmij ja, bo zwariujesz, poglebisz tylko poczucie winy w sobie, bo i tak Ci sie to nie uda. To on musi chciec sie zmienic i Twoja rola powinno byc pokazanie mu tej szansy, a nie kontrola.
Derka
 
Posty: 89
Dołączył(a): 31 gru 2012, o 01:04

Re: Postapokaliptycznie.

Postprzez ophrys » 10 sty 2013, o 10:01

Mulan napisał(a):
Odkąd mieszkamy razem to mam go na oku całą dobę więc tak nie pije, ale jeszcze nigdy nie udowodnił, że obietnica wystarczy żeby było podobnie kiedy mnie nie ma w pobliżu...

Gdzie leży problem skoro mam nad nim teraz stałą kontrolę bo mieszkamy razem?

Tak więc... Pewnie wychodzę na głupka co z igły robi widły, ale tak bardzo musiałam to z siebie wyrzucić, zrobić cokolwiek żeby pomóc sobie bo jemu nie jestem w stanie.



Przede wszystkim, problem leży w Tobie.
Tak w Tobie. Pilnowanie i kontrola alkoholika żeby nie pił, jest chorobą i nazywa się współuzależnieniem. Jesteś osoba współuzależnioną, inaczej koalkoholiczką.

Proszę poczytaj o tym, zanim złamiesz sobie życie. I na pewno nie planuj ślubu.
I nie licz na to, że Twoja kontrola nie pozwoli mu pić. Im dłużej będzie się powstrzymywał, w tym większy ciąg pójdzie potem.

Nie robisz z igły wideł, to o czym piszesz jest bardzo poważna sprawą.

Tu masz linka do forum
http://www.alko.fora.pl/wspoluzaleznienie-czytelnia,23/
Avatar użytkownika
ophrys
 
Posty: 1346
Dołączył(a): 10 paź 2008, o 14:18

Re: Postapokaliptycznie.

Postprzez ophrys » 10 sty 2013, o 10:04

I jeszcze cytat z tamtego forum:


Charakterystyczne zachowania osób współuzależnionych

- poddanie się rytmowi nałogu (np. rytmowi picia alkoholika): zmiana godzin posiłków, chodzenia spać, zaprowadzenie nakazu zachowywania ciszy przez domowników i "schodzenia z drogi" alkoholikowi, który wrócił do domu, scedowanie części obowiązków (jak np. odbieranie dzieci ze szkoły) na dalszą rodzinę lub sąsiadów w związku z niemożnością polegania na osobie oddanej nałogowi, przekładanie lub rezygnacja z planów rodzinnych, takich jak odwiedziny krewnych, wspólne wakacje, itp.;

- obsesyjne kontrolowanie osoby uzależnionej - przeglądanie notatek, listów, plików komputerowych, szperanie po kieszeniach, podsłuchiwanie rozmów, telefonów, podpytywanie znajomych o szczegóły z życia alkoholika, ustawiczne telefonowanie do alkoholika, przyprowadzanie go z imprez, z barów, z pracy do domu, śledzenie, angażowanie dzieci w te działania, wymuszanie na alkoholiku obietnic poprawy pomimo ciągłych porażek w ich dotrzymywaniu, stosowanie szantażu, np. "Jak nie przestaniesz pić wyprowadzę się z dziećmi!" i brak konsekwencji we wcielaniu tego w czyn; z czasem nawyk kontroli rozciąga się na inne bliskie osoby - np. dzieci i na wszystkie sfery życia; ta kontrola daje złudne poczucie bezpieczeństwa i kierowania swoim życiem;

- pomaganie i nadmierne opiekowanie się uzależnionym, w tym niedopuszczanie do tego, aby ponosił on pełne konsekwencje swego picia i swoich zachowań (nieświadome zapewnianie komfortu dalszego picia!) - wyręczanie go w obowiązkach domowych, w opiece nad dziećmi, w załatwianiu codziennych spraw (sprawy urzędowe, szkoła dzieci, ich zdrowie), podejmowanie dodatkowej pracy "aby jakoś związać koniec z końcem" podczas gdy uzależniony traci sporą część domowego budżetu na swój nałóg, usprawiedliwianie jego nieobecności w pracy, jego zachowania wobec krewnych, sąsiadów, bieganie rano po piwo, opłacanie detoksykacji, załatwianie zwolnień lekarskich, płacenie długów, łagodzenie cierpień osoby uzależnionej, staranie się za wszelką cenę by niczym "nie sprowokować alkoholika" do kolejnego zapicia, "usuwanie mu kłód spod nóg", tzn. niedopuszczanie go do konfrontacji z trudami życia codziennego, ukrywanie problemów, przewidywanie i próby likwidowania powodów do tego by się złościł, nadmierne starania o to, by zadowolić osobę pijącą nałogowo - dbałość o posiłki, o zrobienie prania na czas, spełnianie wszelkich próśb uzależnionego, likwidowanie szkód związanych z nałogiem, stałe zamartwianie się, czarne proroctwa; postawa nadopiekuńczości przenosi się również na relacje z dziećmi;

- wysoka tolerancja na różnego rodzaju patologiczne zachowania osoby uzależnionej, z jednoczesnym występowaniem poczucia winy i poczucia małej wartości oraz zaniedbywaniem samego siebie (i dzieci): godzenie się na stosowanie przemocy słownej i fizycznej, na obwinianie ze strony uzależnionego: "To przez ciebie piję", "Gdybyś była lepszą żoną...", na okazywanie lekceważenia i pogardy, na manipulacje, na zdrady i romanse, na czyny karalne, rezygnacja z prawa do wsparcia, szacunku i miłości ze strony partnera, do rozwijania własnej kariery, zainteresowań, do dbania o własny wygląd, kondycję psychiczną i fizyczną, itp.

- zaprzeczanie faktom, zwłaszcza temu, że partner jest uzależniony pomimo oczywistych dowodów i doświadczania na co dzień konsekwencji tej choroby, stosowanie zasady: "rodzinnych brudów nie pierze się na zewnątrz" co sprzyja izolacji rodziny i rezygnacji z sięgania po pomoc, niepisany zakaz rozmów z domownikami na tematy związane z nałogiem i zachowaniem uzależnionej osoby, zaprzeczanie przykrym emocjom: złości, strachu, wstydu, udawanie przed innymi członkami rodziny, że wszystko lub niemal wszystko jest w porządku, odcinanie się od prawdy, kłamstwa, nieautentyczność zachowań, prowokowanie innych do odegrania pewnej roli co ma na celu przekonanie wszystkich, że "jest nam ze sobą dobrze i się kochamy" - np. kupowanie prezentów na urodziny dzieci w imieniu nieobecnego pijącego rodzica, odprawianie z całą mocą świątecznych rytuałów pomimo zażenowania i innych przykrych uczuć domowników przymuszonych do udawania radości i rodzinnego szczęścia.

Powyższa lista nie jest oskarżeniem - obrazuje w jaki sposób partner osoby uzależnionej przystosowuje swoje zachowanie do nienormalnej sytuacji po to, by utrzymać jedność rodziny.
Avatar użytkownika
ophrys
 
Posty: 1346
Dołączył(a): 10 paź 2008, o 14:18

Re: Postapokaliptycznie.

Postprzez Księżycowa » 10 sty 2013, o 10:50

Wszystko prawda Ophrys, nawet się nie widzi jak jest sie wmanewrowanym a ciągle sobie człowiek zadaje pytanie ,,Dlaczego?" Czemu tak sie dzieje, że wszystko sie ciagle sypie?

Ja widzę teraz jak razem z moją mamą pozwalałyśmy ojcu na wszystko. Teraz pozwala tylko ona. Ja już nie tak bardzo. Jeszcze są rzeczy, które robię niepostrzeżenie ale to już sporo sporo mniej. Ogromna róznica.

Już inną sprawą jest ile życia się przez to zmarnowało i ile rzeczy sie mogło zrobić z nim a się ,,z jakiegos powodu" nie udawało.

Sorrki, rozgadalam się ale ja tak poczytałam to mnie naszło. Juz spadam.

P.S. Mulan trzymaj się i weź poważnie pod uwagę, to co Ophrys zacytowała. Kciuki trzymam.
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: Postapokaliptycznie.

Postprzez mahika » 10 sty 2013, o 10:51

Mulan, masz poważny problem, bardzo.
mimo że wydaje ci się ze masz nad wszystkim kontrolę,
przede wszystkim nad soba, swoimi emocjami,
potem nad nim, nad jego piciem jak jest w twoim zasięgu,
to masz problem, dobrze że napisałaś na forum.
Avatar użytkownika
mahika
 
Posty: 13346
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 16:07

Re: Postapokaliptycznie.

Postprzez ophrys » 10 sty 2013, o 11:24

Mulan napisał(a): Najgorsze mam podobno za sobą.


Jeszcze może dopiszę, niestety najgorsze jest przed Tobą, jeśli się właśnie sobą nie zajmiesz. Ale to już przeczuwasz, że właśnie sobą powinnaś - napisałaś to w swoim poście.

I najlepsze na koniec. Da się wyjść z błędnego koła pomagania alkoholikowi :cmok:
Choć przeważnie do tego potrzeba forów wsparcia, terapii, czy choćby pogadania z psychologiem.
Avatar użytkownika
ophrys
 
Posty: 1346
Dołączył(a): 10 paź 2008, o 14:18

Re: Postapokaliptycznie.

Postprzez biscuit » 10 sty 2013, o 13:05

witaj Mulan,
no ja niestety nie powiem nic nowego
to co piszesz wskazuje na współuzależnienie
co również wymaga leczenia terapeutycznego
i bywa czasem trudniejsze i bardziej długotrwałe od wyleczenia alkoholika
no bo niby nie robisz nic szkodliwego
a Tylko pomagasz chorej osobie wyjść z nałogu

wg mnie
jak najszybciej poszukaj dla siebie pomocy
w poradni uzależnień bądź u psychoterapeuty
i zajmij się sobą i swoim życiem

poczytaj też proszę posty z tego działu
bo ostatnio parę takich kobiet jak Ty tutaj napisało
i dostały sporo odpowiedzi
które z pewnością i Tobie się przydadzą
Avatar użytkownika
biscuit
 
Posty: 4156
Dołączył(a): 10 cze 2009, o 00:51

Re: Postapokaliptycznie.

Postprzez Tinn » 10 sty 2013, o 16:46

Mulan, jestem jedną z tych kobiet.Aktualnie lecze się 4 miesiace u psychoterapeutki uzależnień i boje jej zadać pytanie ile to jeszcze musi trwać.Chyba długo.Ja tkwię w tym błednym kole 9 lat, jak w wiezieniu na maleńkim spacerniaku w kółko powtarza się ten sam schemat, jak na młyńskim kole.Jesteś pod wodą bo on pije, wychodzisz na powietrze łapiesz łyk powietrza dostajesz kilka chwil radości bo jest wtedy skruszony, karmi cie obietnicami, ze nigdy więcej , ale jest to tylko do następnego razu.Mój pije ciągami około tydzień picia, 3 tygodnie trzeźwości.Im bardziej uwierzysz, że bedzie dobrze tym boleśniej spadasz 'pod wodę" gdy dobrze nie jest.
moja terapeutka zapytała mnie na jednej z sesji dlaczego pani usiłuje nabierać wodę sitem i ma nadzieje, ze skoro nie udało się pani 108 razy(9 latx12 m-cy bo taka czestotliwość ciagów=108) za 109 będzie inaczej.Na rozum się z nia zgodziłam, ale mój problem w tym , że to co widzę rozumem nie umiem przekuć na uczucia.Ciagle nadzieja podnosi głowę, ciągle poczucie winy skądś wyskakuje- bo przeklinam go , a on może już nie żyje bo mial grype i pił(choć to on chla i to on jest winien swoim wszystkim katastrofom).
Z czasem będzie tylko gorzej.Nie bierz ślubu, nie ryzykuj dziecka.Uciekaj jeżeli jeszcze możesz, a jak już tak się w to wkleiłaś sięgnij koniecznie po pomoc osób trzecich.Bo odejść nie jest łatwo, zwłaszcza kobiecie one latami walczą o swoich alkoholików.Meżczyźni odchodzą zdecydowanie szybciej, prawie od razu.ten kobiecy idiotyczny instynkt opiekuńczy, to kretyństwo podejmowania walki z wiatrakami.Nie obraź się ja mówię w zasadzie do siebie.Bo ja ciągle jeszcze nie odkopnęłam mojego alko.Potwornie boje się poczucia winy gdyby coś sobie zrobił, gdyby się z mojego powodu zapił na śmierć.
Chcesz żyć z człowiekiem na którego nigdy nie możesz liczyć, któremu manipulacja i kłamstwo przychodzą tak łatwo jak tobie oddychanie, chcesz umierać co minutę czekając na jego przyjście(oczywiście trzeźwe) przed Wigilią, twoimi urodzinami, urodzinami waszego dziecka, chcesz wisieć na telefonie i wybierać i wybierać ciągle milczący numer no chyba , że zabełkocze i bluzgnie na ciebie .Chcesz się budzić w nocy w kałuży jego moczu i na kolanach wyszorowywać rzygowiny z waszego nowego dywanu.Ja tego nie chcę, ale powiem ci , ze odchodziłam 4 razy i to co się ze mną działo gdy zabrakło mi mojego "haju" czyli mojego alkoholika to też było piekło.Piekło depresji, apatii, beznadziejności na która lekarstwem wydawał się powrót do znanego układu.Pierwszy łyk mojego alkoholika to było jak "wniebowstąpienie" bo dla kobiety współuzależnionej jej używka staje się jej alkoholik.I nie widzi innych mężczyzn, i jest ślepa na inna zdrową miłość i prawdziwie partnerski związek.Jedyne dłuższe rozstanie 1,5 roku przepłaciłam depresją i do dziś jestem na antydepresantach.Może juz do końca zycia się ich nie pozbędę.
Nie cytuje ci fragmentów z opracowań w temacie współuzależnienia, relacjonuje ci swój przypadek, przemyślenia i to co już się dowiedziałam na forum i na terapii.Proszę cię uwierz mi na słowo potem sobie doczytasz i się dokształcisz uciekaj z tego związku.
Tinn
 
Posty: 214
Dołączył(a): 19 gru 2012, o 13:17

Re: Postapokaliptycznie.

Postprzez ophrys » 10 sty 2013, o 16:55

Mam nadzieję Tinn, że Mulan Cię przeczyta. Widziałam, że była dziś na forum na chwilę, po takiej dawce realiów można być w szoku.
Ja mogę tylko proponować forum, z alkoholem nie miałam do czynienia, w moim domu rodzinnym był hazard, takie ciągi wyglądają trochę inaczej. Tym cenniejsze Twoje spojrzenie na taki związek :)
Avatar użytkownika
ophrys
 
Posty: 1346
Dołączył(a): 10 paź 2008, o 14:18

Re: Postapokaliptycznie.

Postprzez Derka » 10 sty 2013, o 17:29

Tinn, podpisuje sie obiema rekami pod kazdym Twoim slowem. Ja tez szorowalam podloge z moczu i wymiocin, a kazde rozstanie bylo mega tortura. Teraz rozpoczynam terapie indywidualna i grupowa. Pytalam, ile to moze potrwac... Od kilku miesiecy do kilku lat. Tylko ja nie odeszlam, nigdy bym nie odeszla. Zostalismy rozlaczeni znienacka, gdy prawie zatlukl mnie na smierc i siedzi od 1,5 miesiaca w wiezieniu. Od tamtego dnia. Wyzdrowialam juz prawie fizycznie, ale mysli sa ciagle przy nim. Martwie sie, jak mu tam zle, choc rozum mowi, ze mnie to gowno obchodzi. Ale mam zamiar sie z niego wyleczyc, wyleczyc ze schematu, w jaki wpadlam, zanim wyjdzie na wolnosc. Sama - nigdy bym nie odeszla, chocby mnie wykopywal za drzwi, blagalam o ponowne przyjecie mnie, choc to nie ja bylam winna. Tak Tinn, jak narkotyk, na ktory nie ma odtrutki. Czasami wolalabym, aby umarl, niz nie byc z nim i zazdroscic go innej, nawet jesli jej nie ma...
Derka
 
Posty: 89
Dołączył(a): 31 gru 2012, o 01:04

Re: Postapokaliptycznie.

Postprzez Mulan » 10 sty 2013, o 19:52

Przeczytałam wszystko i ophrys trafiła z tym szokiem... Musiałam to wszystko przetrawić.

W ciągu dwóch dni dotarło do mnie, że to co miałam za ustabilizowaną nareszcie sytuację było jedynie efektem mojej obecności non stop. Ciągle jest źle z jego piciem choć na pewno pije mniej niż zanim zaczęłam go z tego nieudolnie wyciągać.

Znów łzy jak przypomniałam sobie, że jak jeszcze nie mieszkaliśmy razem to nigdy nie było u niego jedzenia w mieszkaniu, nawet paczki makaronu czy ryżu, uparcie twierdził, że nigdy nie jest głodny. Może błędem było, że oprócz karmienia go również kupowałam piwo do oglądania filmów wieczorem czy lubiłam wychodzić do knajp w nowym mieście. Miałam nadzieję, że zmieni swoje podejście do alkoholu bo przez długi czas tylko topił w nim smutki bez żadnej kontroli.

Jak wróci z tej nieszczęsnej podróży po dowód to zaczną się poważne rozmowy bo teraz nawet nie było czasu.

Radzicie, żeby uciekać i nie brać ślubu, ale nie czuję żeby było aż tak źle. Nie ma w nim agresji po alkoholu, zachowuje się raczej jak zbuntowane dziecko, które musi tupnąć nóżką i się obrazić, powiedzieć coś uszczypliwego. Możliwe, że po prostu nie miałam okazji tej agresji jeszcze doświadczyć. Chyba najlepiej oceniłyby to osoby trzecie na jakiejś terapii jeśli nie uda nam się nic między sobą zrobić...

Jest dobrym, kochającym i pracowitym człowiekiem, którego życie wpędziło w niebezpieczny nałóg - tak to widzę. Zaczął pić przez poważne problemy, które w końcu zniknęły ale alkohol już nie. Może warto wstrzymać się ze ślubem i poczekać na rozwój sytuacji, ale na ucieczkę jest chyba za wcześnie... Choć z drugiej strony, to chyba również jedyny dobry moment na nią.

Edit: Przeczytałam wszystko jeszcze raz i poczułam się jakbym go właśnie zaczęła tłumaczyć i usprawiedliwiać, bo jest taki dobry, kochany, wrażliwy, troskliwy i czuły. Nie to myślałam o nim, kiedy dręczyło mnie jego zachowanie. Nie szukałam mu usprawiedliwienia kiedy w czasie kłótni wyłączył telefon przerywając rozmowę słowami, że dla wszystkich jest tylko ciężarem i pora to skończyć. Kiedy nie mogłam się dodzwonić i zaczęłam pisać do wszystkich jego znanych mi znajomych czy mogą do niego zajrzeć to załatwił sprawę tak, że od jednej z osób usłyszałam, że powinnam z nim porozmawiać skoro mamy jakiś problem. Bo kiedy ja byłam o krok od dzwonienia na policję żeby go ratowali(zawsze ma przy sobie bardzo ostry nóż, do tego skłonności do samookaleczeń), on łaskawie włączył telefon i mimo wiadomości nagranych na sekretarkę z płaczliwymi pytaniami dlaczego mi to robi, nie raczył oddzwonić. Wytłumaczeniem było "padła bateria i zgubiłem ładowarkę", ale szybko ustaliłam, że to kłamstwo... Czasem mam wrażenie, że niektórzy próbują zrobić ze mnie niedojrzałą gówniarę urządzającą histerię. Zresztą, tak dzisiaj podsumowano mój dzisiejszy stan... Histeria. Szkoda, że już nie leczy jej się wibratorem. :bezradny:
I na pewno nie uważałam, że jest opiekuńczy kiedy na mój przyjazd nie miał pieniędzy nawet na jedzenie a jak tylko wyjechałam to zaraz znalazł się w knajpie przy piwie, nie mogąc zrozumieć co takiego złego zrobił...
Ostatnio edytowano 10 sty 2013, o 20:30 przez Mulan, łącznie edytowano 2 razy
Avatar użytkownika
Mulan
 
Posty: 13
Dołączył(a): 9 sty 2013, o 23:06

Re: Postapokaliptycznie.

Postprzez biscuit » 10 sty 2013, o 20:26

zycie wpedzilo go w nalog
nie jest jeszcze tak zle bo nie ma agresji po alkoholu
oj Mulan, Mulan...
ja nie powiem Ci "natychmiast uciekaj, zrywaj"
bo wiem, ze czlowiek moze zrobic tylko to
na co jest wewnetrznie gotowy

ale powiem jedno
staraj sie nie minimalizowac, nie racjonalizowac
nie koloryzowac i nie umniejszac tego co ma miejsce
nie ucinaj lba swiadomej perspektywie
i rozeznaniu w kwestii problematyki uzaleznienia i wspoluzaleznienia
bo jesli nie bedziesz uciekala przed swiadomoscia
ze stapasz sciezka nad przepascia
bedziesz szla uwazniej i jest szansa ze nie spadniesz w dol
Avatar użytkownika
biscuit
 
Posty: 4156
Dołączył(a): 10 cze 2009, o 00:51

Re: Postapokaliptycznie.

Postprzez Mulan » 10 sty 2013, o 20:35

Chcę podjąć walkę. Symbolicznie wybrałam imię Mulan i avatar z chwilą, w której ścina włosy i ostatecznie decyduje się iść na wojnę choć jest za mała, za delikatna, zbyt krucha... Ona potrzebowała wsparcia i ja wiem, że też będę musiała je znaleźć a zaczęcie od forum to była dobra decyzja. Otwierają mi się oczy na wiele spraw. Trochę inaczej zaczynam odbierać te dobre i te złe chwile. To aż i tylko dwa dni. Wiem, że mogę przegrać z butelką bo do tej pory tak właśnie było, ale nie odejdę z czystym sumieniem jeśli nie spróbuję czegoś zmienić. Chciałabym, żebyśmy wybrali się na terapię, ale to chyba sporo kosztuje? Szukałam jakichś grup pomocy, ale w mojej okolicy znalazłam tylko dwie i to dla osób zainteresowanych problemem alkoholizmu, natomiast już nie takie dla rodzin i bliskich osób alkoholików - te są daleko niestety.
Avatar użytkownika
Mulan
 
Posty: 13
Dołączył(a): 9 sty 2013, o 23:06

Re: Postapokaliptycznie.

Postprzez mahika » 10 sty 2013, o 20:58

Nie wiem gdzie mieszkasz, ale w moim małym miescie, jest szpital i jest oddział dla alkoholików.
Pierwsze kroki zainteresowanych z mojego terenu kieruję właśnie tam.
Potem zostaną skierowani, albo na oddział, albo na terapię.
W ramach NFZ.
Nie wiem czy u Ciebie jest takie coś, czy gdzieś w pobliżu,
ale tu chodzi o zdrowie i zycie. Ile jest warte?

Odnoszę wrażenie jakbyś nadal chciała kontrolować każdy jego krok,
ale terapię które powinniście podjąć nie będą dla was jednakowe,
on na swoja Ty na swoją. Osobno.


No i najważniejsze.
ON MUSI CHCIEĆ. Bez tego ani rusz.
Avatar użytkownika
mahika
 
Posty: 13346
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 16:07

Następna strona

Powrót do Uzależnienia

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 212 gości