właśnie rozmyślałam dziś dużo o tym będąc na spacerze Pukapuku...
głównie ..przyznam
pod kątem jedzenia... a zwłaszcza tych wszystkich łakoci,pokus... jak dam sobie z tym radę
ale stwierdziłam... i właściwie mnie to uradowało... no bo święta -czas dobry do rozmyślań,przemyśleń,rozmów.... że doskonały czas próby dla mnie
...i nie chodzi o to,że się będę biczować -próba cierpiętnicza
ale właśnie próba chęci... tego,że chcę zmienić w swoim życiu swoje do siebie samej nastawienie... nawet cieszę się na spotkanie z rodzicami,chociaż trudne to zawsze spotkania.... ale cieszę się
doskwiera mi samotność i tęsknota... ale pięknie o tym napisała Melody:
"pomyślałam, że to fantastyczne pobyć tak blisko ze sobą i czuć się tak, jak się chce – bez tej całej sztucznej otoczki, bez wymiany płaskich uśmiechów.
Można też – kiedy nie ma wokół znajomych – pobyć z tymi, dla których nasza obecność okaże się naprawdę ważna. Można wkręcić się np. do Fundacji Św. Brata Alberta i pomóc zorganizować wieczór Sylwestrowy dla bezdomnych. Można coś samej upiec/ugotować i im zanieść – to wspaniały prezent!"
... przepiękne... przecież tak samo w święta,a może zwłaszcza ...tyle samotnych istot jest...
nie jestem katoliczką,ani nawet chrześcijanką ...więc święta nie mają dla mnie wymiaru religijnego... jedynie atmosfera krzątaniny,pośpiechu,taka trochę chaotyczna niespokojna -mi się udziela....mam tak od dziecka,że bardzo odczuwam nastroje innych ludzi i często czuję się przez to zmęczona....
sama nie uczestniczę w tym trochę szaleństwie biegania,porządkowania,kupowania.... w ogóle... dla mnie każdy dzień jest szczególny,bo nowy,kolejny...inny
nie wiem co więcej napisać