Witam. Piszę na tym forum, bo mój problem chyba najbardziej pasuje do tego tematu, choć tak naprawdę nie jestem uzależniony.
To, co mnie najbardziej boli, to brak silnej woli. Chroniczny brak silnej woli i samozaparcia. Nie potrafię niczego zrobić dokładnie, niczego nie robię do końca. Słomiany zapał to moje drugie imię. Nie istnieje (o ile pamiętam) żadna rzecz, którą bym zrobił w sposób, który można uznać za kompletny. Do wszystkiego podchodzę z olbrzymim entuzjazmem, po czym po jakimś tygodniu, dwóch, rzucam to w cholerę, bo nie jest już zajmujące. Mniejsza, gdyby chodziło o hobby czy o remont w domu, ale problem sięga już pracy. Przez cały grudzień byłem na zwolnieniu lekarskim (jak łatwo się domyśleć nieprawdziwym), teraz jest drugi roboczy dzień stycznia, a ja nadal nie jestem w pracy pod byle pretekstem. Znudziła mi się praca i nie chcę tam wracać, ale nie chce mi się szukac innej. Po prostu, gdy myślę o szukaniu nowej pracy, to od razu przed oczami staje mi składanie CV, rozmowy, szkolenia i... odkładam na jutro. Albo na pojutrze.
Nawet banalne wstawanie rano jest dla mnie męczarnią. Gdybym miał wygrać milion złotych tylko za to, że wstanę o szóstej rano, pewnie słysząc dźwięk budzika pomyślałbym "a po co komu milion?" i położyłbym się spać.
Do tego marzę. Spędzam całe godziny, spacery, robienie obiadu na marzeniu. Wyobrażam sobie, że jestem kimś wyjątkowym, sławnym, znanym, że coś osiągam i że wszyscy mnie podziwiają. Dzięki temu czuję się lepiej ale i marnuję czas. Wiem, że to do niczego nie prowadzi, ale to się robi automatycznie.
Podejrzewam, że korzenie tego wszystkiego tkwią w wieku dziecięco-nastoletnim, kiedy to rodzice zamiast mnie nauczyć, że warto coś robić dla samej radości tworzenia, że warto się uczyć po to, by mieć dobre stopnie, wpoili mi, że musze przynosić dobre stopnie do domu, bo jestem zdolny. Wszystko, co robiłem, a co miało związek ze szkołą było robione, by dali mi spokój. We wszystkim musiałem być najlepszy, bo jestem zdolny. Zabronili mi mojego własnego hobby, bo to "nie było coś, czym warto się interesować" i narzucili mi inne: granie na instrumencie, angielski, rozwiązywanie nadprogramowych zadań. Z tego wszystkiego wynikła moja olewczość dla nauki. Ponieważ faktycznie jestem zdolny, nigdy nie musiałem się uczyć. Do matury przygotowywałem się tydzień, by zdać ją na piątki. I już wtedy, w liceum, zaczęło się marzenie o pierdołach, zaczęło się szukanie jakichś zajęć, w których mogę być najlepszy, zaczęło się zajmowanie się pierdołami - zamiast wykorzystania potencjału, który miałem w sobie. Skończyło się to tak, że gdy przyszły studia i samodzielność, koniecznośc indywidualnej pracy na rzecz wykształcenia, wyrzucono mnie z dwóch uczelni, a obecną przejeżdżam ledwo-ledwo.
Proszę, pomóżcie mi. Co zrobić, by mieć silną wolę?