no wlasnie, to jest ten problem...nie widzie u siebie czegos co moglo mnie powiedzmy "skrzywić" i jedzienie bylo by rozwiązaniem czegoś...a kiedy zazeram? poprostu czuje takie wewnetrzne napiecie, niepokój i rozdarcie, przez chwile toczy sie we mnie taka walka: "nie jedz..nie jestes glodna" ale zaraz pojawia sie inna mysl "a niby dlaczego, dzlaczego masz sie karcic"...
wiem doskonale, ze nie powinnam, tak jak doskonale zdaje sobie sprawe, ze za chwile bede zalowac i nie nawdzic sie za to
u mnie to poprostu zaczelo sie tak: nigdy nie byłam "patykiem" ale mialam, ze tak to okresle atletyczna budowe(mocna) i nie mozna bylo w sumie o mnie powiedziec, ze jestem grubaskiem
ale wiecie jak to jest jak sie ma 17 lat, chce sie wygladac jak szczuplejesze kolezanki, modelki.. no i tak sie zaczelo...pierwsze diety, chudniecie po 10 kg w 4 tygodnie, a po ich uplywie rzut na jedzienie i nadrabianie 13... no i w efekcie jakis rok temu zorientowalam sie, ze juz nie panuje, ze jak sobie obiecam ze znow sie odchudzam, wytrzymuje 4 dni a potem jem jak nienormalna. Przestalam spotykac sie ze znajomymi, chodzic na imprezy, unikac ruchu, bo nie tyle wstydze sie swojego wyglądu ale jestem wiecznie PRZEŻARTA. zle sie czuje fizycznie(mam zgage, bol brzucha) jak i psychicznie. kiedys bylam bardzo zywiolowa, otwarta, dusza towarzystwa, mialam mnostwo znajomych. a teraz jak do mnie dzwonia i probuja mnie gdzies wyciagnac, to ja klamie, ze mam cos innego na glowie, zgryzajac przy tym 4 pączka
zameczylam was dzis swoimi troszke infantylnymi zwierzeniami, ale wy to na pewno zrozumiecie
trzymajcie sie dziewuszki...
o przepraszam, zapomnialam, ze czasem zaglada tu plec mniej piekna
no to czesc dziewuszki i pukapuk
: