przez Vega » 20 kwi 2013, o 08:42
Witaj.
No właśnie, no i się nie pomyliłam pisząc o moim angielskim dowcipie/humorze, a co za tym idzie "angielskim rozumowaniu" czyli takim trochę trudnym do zrozumienia dla Polaka.
Teraz po kolei - postaram się w bardzo prosty sposób wyjaśnić kilka spraw. Otóż pisząc o "udziale" osób uzależnionych nie miałam na myśli ich faktycznego uczestniczenia, a raczej to iż gdziekolwiek będziemy, my, czyli osoby współuzależnione zawsze gdzieś z tyłu "czaszki" będą oni. Na spotkaniach al anon także ich nie brakuje ale nie realnie a raczej w myślach, to oni są powodem naszych spotkań. Ja nie potrzebuję pomocy mojego męża bo skoro on sam sobie ze sobą nie radzi to niemożliwym jest aby pomógł mi. Nie zrozumiałaś mnie. Niektóre osoby odchodzą od "pijaka" a niektóre pozostają, ale nie oznacza to wcale że aż tak bardzo są od niego uzależnione. Z tym to akurat się nie mogę zgodzić. Ja jestem z osobą pijącą od 30 lat i najprawdopodobniej nigdy od niego nie odejdę, ale to nie znaczy, że wciąż patrzę na to "bagno" w którym przyszło mi żyć i nie mam własnego życia. Jestem z nim z różnych powodów, ale ten temat pozostawię na inny czas. Mam dwóch dorosłych synów, dwoje wnucząt. Uwielbiam podróże więc w każdej wolnej chwili wyjeżdżam, czasem też zabierając ze sobą "pijaka", który akurat nie jest pijany. Weekend majowy zamierzam spędzić w Sandomierzu. Poczyniłam już plany i "On" też ma ze mną pojechać, ale nie jest powiedziane, że pojedzie. Gdy o tym z nim rozmawiałam naturalnie gdy byl trzeźwy cieszył się, ale za kilka dni gdy był pijany wykrzykiwał do mnie: "Do Sandomierza jedź, tam będzie Ci dobrze, a nie ze mną..." i pojadę bez względu czy z nim czy bez niego. Nie ma to dla mnie różnicy, "powiem" więcej - zdecydowanie wolę jeździć sama i też to robię, ale wiem, że on się już "kończy" więc chciałabym aby cokolwiek zobaczył, coś więcej poza wódką. Nie wierzę, że stanie się cud, że przestanie pić, bo on już nie przestanie, ale mam w sobie odruch człowieczeństwa, litości którego alkoholikowi brak. Od pewnego czasu chodzę na spotkania z psychologiem. Czy te spotkania coś mi dają? Czy mnie wzmacniają? Studiowałam psychologię dawno temu (nie ukończyłam) - psycholog, z którą się spotykam (zaproponowano mi pomoc psychologiczną "z urzędu", gdyż moja rodzina zgłoszona jest przeze mnie do miejskiego ośrodka pomocy rodzinie) powiedziała mi, że jestem silną osobowością i tak na prawdę wcale takiej pomocy nie potrzebuję, ale ja od czasu do czasu umawiam się na te spotkania bo chcę uzyskać jak najwięcej informacji odnośnie uzależnienia od hazardu, któremu uległ mój młodszy syn. To jego chcę ratować a nie mojego męża, którego jak wyżej napisałam uratować się już nie da.