Moja Amfetamina ...

Problemy związane z uzależnieniami.

Re: Moja Amfetamina ...

Postprzez caterpillar » 14 wrz 2011, o 00:09

trzym sie! :cmok:
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Re: Moja Amfetamina ...

Postprzez Ambrozja. » 14 wrz 2011, o 20:04

Cześć;)

Nie wiem dokładnie Cate w jakiej fazie jestem, ale wg informacji z netu doskonale pasuje do mnie faza:
-Faza ostrzegawcza (od pół roku do kilku lat)
Objawy:

◦występują luki pamięciowe, okresowe zaniki pamięci;
◦u pijanego (wielekroć) nie obserwuje się typowych objawów upicia się, prowadzi normalną rozmowę, czego na drugi dzień nie pamięta;
◦pije łapczywie, poza "kolejką", zachłannie, jak człowiek gaszący pragnienie, zaczyna pić ukradkiem;
◦zaczyna się w nim budzić poczucie winy;
◦unika rozmów na ten temat.

I powoli czuje, że wchodze w faze :
-Faza krytyczna
Objawy:

◦traci kontrolę nad raz rozpoczętym piciem;
◦jeżeli już zaczął pić, pije do głębokiego upojenia alkoholowego;
◦jest jeszcze w stanie podjąć decyzję: pić czy nie pić;
◦pogłębia się w nim poczucie winy, niezadowolenia z siebie, które kompensuje agresywnością wobec innych;
◦zaczyna pić od rana (picie poranne).

Słyszałam Cate o metodzie 24h, ale myśle, ze nie jeste ze mną tak źle, zebym musiała sobie codziennie powtarzać: " Dzis sie nie napije" - poczułabym sie jak stary alkoholik ;/
Jak narazie moja abstynencja przebiega świetnie, jestem z siebie dumna, że nie pije, jestem szczęśliwa, czuje się świetnie psychicznie i fizycznie, odrazu inaczej funkcjonuje, odrazu inaczej myśle i pamieć mi sie poprawiła - oby tak dalej!

Jakie mam plany? hmmmm... Jak narazie mój plan to ograniczyć picie, ilości spożywanego alkoholu, nie pić w ukryciu, nigdy sama!

A co będzie i jak dalej sie to potoczy, czy nie dostane jakiegoś załamania, doła i stwierdze, że po co to wszystko robie i sie napije...to juz nie wiem...mam nadzieje, że będzie coraz lepiej, bo tak naprawde to jest moja pierwsza próba! Pierwszy raz uświadomiłam sobie - tak naprawde, że za dużo pije, ze coś jest nie tak!
Ale tak nie dokońca, bo gdzieś tam w podświadomości myślę, ze "ja nie mam problemu z alko" ale to jest właśnie ta żłudna iluzja utrzymania kontroli!

No nic trzymajcie za mnie kciuki ;)

Może się uda :cmok:
Pozdrawiam :buziaki:
Ambrozja.
 

Re: Moja Amfetamina ...

Postprzez caterpillar » 14 wrz 2011, o 21:12

no trzymam kciuki za Ciebie napisz jak Ci idzie

proponuje Ci abys zapisywala sobie w notesie swoje uczucia z kazdego dnia..taka obserwacja

pozdrawiam!
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Re: Moja Amfetamina ...

Postprzez Aksamitny » 17 wrz 2011, o 21:13

Wybaczcie, że nie czytam wszystkich odpowiedzi i od razu odnoszę się do autorki wątku.
To nie amfa ani wóda ani sex są problemem, lecz to, co sprawiło, że sięgamy po nasze kochane wyłączniki bólu.
Właśnie dziś odebrano mi a nie sam odstawiłem mój narkotyk.
Pewnie buchniecie śmiechem, ale ja czułem się jak nowo narodzony dzięki memu narkotykowi ( drugiemu człowiekowi ).
Niestety mój narkotyk albo mnie sprawdza, jaki jestem już gieroj albo faktycznie narozrabiałem trochę i odwróciła się ode mnie.
Tu jest dopiero przejebane.
Ty autorko po swoje wyłączniki możesz sobie sięgnąć, kiedy zdecydujesz ja niestety muszę teraz iść w świat już bez mego uzależnienia.
Nie będzie łatwo, lecz już zbyt daleko zabrnąłem w procesie od DDA- zowania, że trudno, lecz już nie zawrócę.
Opisałbym przyczyny uzależnienia, ale wiecie cześć dla kobiety rzecz święta.
Trzymaj się autorko i wytrzymaj!
Mówił ci to ktoś kiedyś?
Magiczne słowo.
WYTRZYMAJ !!!
Dasz radę.
Dobrze by było wypunktować sobie, dla czego warto wytrzymać.
Ja siedziałem przy łóżku gasnącej mej matki ( nowotwór ) przez dwa lata.
Widząc jej radość z każdego mrugnięcia powiekami i każdego oddechu zrozumiałem, czemu warto wytrzymać.
Żyjesz jak by, co i dla tego warto w pierwszej kolejności.
Zobacz jak piękny robi się świat każdego dnia z swymi kolorami jesieni.
Ja dziś śmignąłem sto dwa kilometry na rowerze tylko by się przekonać, że ona jest z innym.
Powinienem wyć.
I szczerze trochę tam sobie wyję, lecz zagłuszam to najmilszymi chwilami, jakie dziś dane mi było przeżyć ( jazda jak na skrzydłach do niej i te barwy i te zapachy ).
Tylko, co by to dało.
Życzyłem im przed chwilą by żyli długo i szczęśliwie.
Trudno podjęła taką a nie inną decyzję.
Nie mam na nią już wpływu.
Teraz trzeba ruszać w dalszą drogę i żyć najpiękniej jak się da.
Chyba mnie zahartowało, kiedy trzy lata temu chciałem wskoczyć do grobu, w którym skończyła moja mama i chciałem by mnie też zakopali.
MUSIAŁEM a nie mogłem dalej żyć.
WYTRZYMAJ !!!
Jestem ci wdzięczny za to, że to zrobisz.
Mojej amfy już nie ma.
Czy ja bez niej wytrzymam?
:(
Aksamitny
 
Posty: 62
Dołączył(a): 28 paź 2009, o 02:51
Lokalizacja: Zgierz

Re: Moja Amfetamina ...

Postprzez Aksamitny » 17 wrz 2011, o 21:20

Zapomniałbym
Świńskie wścibskie pytanie zadać.
Po cholerę ci ta amfa?
Nie wcina się tego gówna bez powodu.
Mój nałóg to była kobieta, która była przewodnikiem po życiu bez DDA.
Nauczycielem życia.
Z zaszczutego glanowanego chłopca z postawą pt. ,,tatusiu nie bii” pomogła przejść do postawy wyprostowanej.
Ja swej amfie jestem winien wdzięczność a okażę ją nie poddaniem się i dalszym rozwojem.
Zrobiłaś swojemu nałogowi też ołtarzyk?
Podziękowałaś za to, co ci dał i czego nauczył?
Nałóg też bywa pożyteczny.
Pokazuje nam nas samych obnażonych i z innej perspektywy.
Aksamitny
 
Posty: 62
Dołączył(a): 28 paź 2009, o 02:51
Lokalizacja: Zgierz

Re: Moja Amfetamina ...

Postprzez caterpillar » 18 wrz 2011, o 12:41

teraz to juz kolezance zostal problem z alkoholem

Nałóg też bywa pożyteczny.
Pokazuje nam nas samych obnażonych i z innej perspektywy.


ale pod warunkiem ,ze chce nam sie zobaczyc siebie takim jakim jestem bo inaczej to zadnego pozytku

eh pozdrawiam
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Re: Moja Amfetamina ...

Postprzez caterpillar » 18 wrz 2011, o 12:41

teraz to juz kolezance zostal problem z alkoholem

Nałóg też bywa pożyteczny.
Pokazuje nam nas samych obnażonych i z innej perspektywy.


ale pod warunkiem ,ze chce nam sie zobaczyc siebie takim jakim jestem bo inaczej to zadnego pozytku

eh pozdrawiam
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Re: Moja Amfetamina ...

Postprzez movida » 18 wrz 2011, o 13:27

Mysle ze uzalezniona osoba zawsze szuka winny w innych tylko nie w sobie. Polecam mitingi..moga byc nawet dla alkocholikow...wszystkie uzaleznienia leczy sie tak samo..po prostu zmien alkochol na narkotyki..napewno sa w twoim miescie..musisz przejsc 12krokow na metingach by wyzdrowiec calkowicie to dziala! Mialam brata uzaleznionego jest zdrowy od 8 lat...i terapia.. Pozdrawiam
movida
 
Posty: 7
Dołączył(a): 16 wrz 2011, o 12:44

Re: Moja Amfetamina ...

Postprzez Ambrozja. » 18 wrz 2011, o 16:50

hehheeh ;)

Chyba pasuje mi założyć swój osobny wątek ;)

Ale moze nawet nie będzie to potrzebne, bo czuje się swietnie....w piątek wypiłam tylko 3 drinki i dość ;) Od 10 dni ;)

A poprzedni post jest przepełniony takim chaosem, że mnie zamurowało :bezradny:

pozdrawiam ;*
Ambrozja.
 

Re: Moja Amfetamina ...

Postprzez Aksamitny » 20 wrz 2011, o 18:59

Ktoś tu napisał ,,czy osobie uzależnionej chce się zobaczyć siebie z perspektywy picia czy innych uzależnień”.
Nie jestem specem od psychologii.
Bardziej czuję niż wiem.
Wydaje mi się jednak, że skoro taka osoba tu trafiła i na tym forum szuka pomocy to zrobiła pierwszy zasadniczy krok.
Krok ku rozwojowi.
Teraz zostaje powód picia czy ćpania.
Są zazwyczaj wywołane poważnymi przyczynami, których ludzie z zewnątrz nie widzą i nie powiedzą osobie uzależnionej, bo często to oni są powodem.
Tak jest ze mną.
Nie wiem cholera jasna, czemu ja nie chlam.
Jestem alkoholikiem, który nie pił nigdy wódy.
Co ze mną jest nie tak?
Moim ,,dobrodziejem jest wampir energetyczny i dawniej oprawca / ojciec”.
Do jego drużyny dołączył i to tego nawet chyba nie świadomy brat.
Mają obydwaj charyzmę i twardą skórę.
Stałem się ich niewolnikiem.
Coś mi tam podrzucą bym nie zdechł z głodu i mają tanią siłę roboczą.
Tylko, że to polityka krótkich nóżek, bo wyczerpują mnie tak emocjonalnie, że to ja chyba jestem twardy, że przeżuwając ich siedzenie mi na klacie jeszcze mam siłę pchać toczki z ich cegłami.
Niby już jestem twardziel niby już ufam siłom sprawczym potrafiącym nade mną czuwać, ale jest sporo lęku czy jutro będę miał, co do gęby włożyć.
Już myślałem o spieprzaniu z tego układu, lecz dźwięczy mi w uszach pytanie mej mentorki ,,ile jeszcze masz zamiar uciekać?”.
Tak postępowałem zawsze, gdy ktoś na mnie wsiadał.
Wiałem.
Potrafiłem zmienić osiem miejsc pracy w roku.
Jak dziś ktoś widzi me CV to z góry wie, że coś jest nie tak.
Długo uważałem, że fachowa pomoc mi nie jest potrzebna.
Że poradzę.
Dupa tam.
To tak jakby kowal chciał laptopa naprawiać.
Rozpocząłem od grup wsparcia i od psychologa.
Przerwałem, bo był szorstki i nie cackał się ze mną.
Teraz jednak rozumiem sporo mechanizmów i panuję nad nimi.
Pomaga wysiłek fizyczny w mym przypadku dawanie sobie w dupę na rowerze.
To potrzeba wyjścia z matni i wolności połączona z wrażeniami estetycznymi zapachy, wiatr, szybkie tętno, szybki oddech, czas na pozostawienie mózgu w przyjemnym środowisku.
Jest się silniejszym i łatwiej się znosi kolejne rundy.
Poza tym chyba warto ustalić przyczynę ( określić wroga ).
To nie łatwe i dobrze trzeba poszperać.
Ten, którego umieścimy na pierwszy miejscu może tak naprawdę nie być tym właściwym.
Mi po czasie wyszło, że ojciec sadysta to nie wszystko.
To też nadopiekuńcza matka zasłaniająca własnym ciałem przed razami.
Nie puszczała mnie.
Nie pozwalała odciąć pępowiny, bo sama była zalękniona.
Chciała mieć kompana, z którym razem dostawała lanie.
Zamiast pozwolić mi się stać mężczyzną bym ją bronił to ona się zamiauczała ( rak ją pożarł ) a ja mam teraz czas szybkiego utwardzania się albo mnie zamęczą.
Już chyba się im nie uda.
Też potrafże łamać tyle przykazań katolickich, że jak by, co to zamiast pierdu pierdu o wybaczaniu swemu ojcu po prostu dam mu w ....
Nie ma przykazania szanuj dziecko swoje to i to o szanowaniu ojca można naruszyć.
Po określeniu powodu ćpania lub picia warto by zrobić cos by przyczyna ustała.
Jeśli się nie da to abstynencję można se w dupę wsadzić.
Rozumiem, czemu powstają sekty.
To ucieczka od przyczyny problemów nawet w dobrych domach.
Ucieczka nic nie daje.
Warto podjąć walkę z przyczyną, jeśli by nawet dostało się prosto w nos od tej przyczyny.
Wtedy przyczyna nabiera szacunku.
Zostanie teraz jeszcze dylemat przyczyna często jest utożsamiana z jedyna deską ratunku by karmicielem.
Wciąż przecież nie przecięto pępowiny.
Poza tym jak już by się pępowinę przecięło to, co dalej?
Często bez wykształcenia i pod dachem nad głową należącą do przyczyny, co możemy?
Tu jestem teraz ja.
Póki, co kombinuję, że walka z przyczyną musi być taka by przyczyna stuliła uszy i byśmy my zapanowali nad terytorium i tym dachem nad głową.
Przyczyna się wycofa, ale to teraz my musimy opłacić świadczenia i inne tam takie odnośnie dachu nad głową jak go zawłaszczymy.
No tu się przyznam, że jeszcze mam z tym kłopot, więc nie fikam.
Ale w kaszę sobie już dmuchać nie pozwalam.
Póki, co na poziomie takim by się odpier....
Resztę na bieżąco wam podpowiem jak już znajdę sposób na samowystarczalność.
Na pewno trzeba się szykować do szkoły by podnieść kwalifikacje, bo wtedy rachunek prawdopodobieństwa samowystarczalności rośnie.
Choć jednocześnie odświeżać warto swoje choćby najgłupsze umiejętności by je wyszlifować na błysk i może się okazać, że jest na nie zapotrzebowanie, co da poprawę finansów.
Zostanie lęk czy podołamy.
Ja mam efekty przez rosnącą upartość.
Kiedyś zrobiłem turbinę wiatrowa przydomową wyszło, że nie ma nią zainteresowania.
Zdziwiłem się jak przypadkiem uruchomiłem dawno nie odwiedzany adres poczty elektronicznej uruchomiony tylko do kontaktu w sprawie tej turbiny.
Aż mnie zamurowało.
Jest zainteresowanie i rozmawiam w tej sprawie z zainteresowanymi ludźmi.
Chyba zanosi się na to, że będę miał sporo pracy niedługo.
Kombinujcie, co wam sprawia radość tworzenia i co lubiliście robić.
My tu wszyscy pokombinujemy gdzie i jak te umiejętności można zamienić na niezależność finansową.
Dobra już nie ględzę.
Pozdrawiam wszystkich.
:-)
Aksamitny
 
Posty: 62
Dołączył(a): 28 paź 2009, o 02:51
Lokalizacja: Zgierz

Poprzednia strona

Powrót do Uzależnienia

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 10 gości