Ktoś tu napisał ,,czy osobie uzależnionej chce się zobaczyć siebie z perspektywy picia czy innych uzależnień”.
Nie jestem specem od psychologii.
Bardziej czuję niż wiem.
Wydaje mi się jednak, że skoro taka osoba tu trafiła i na tym forum szuka pomocy to zrobiła pierwszy zasadniczy krok.
Krok ku rozwojowi.
Teraz zostaje powód picia czy ćpania.
Są zazwyczaj wywołane poważnymi przyczynami, których ludzie z zewnątrz nie widzą i nie powiedzą osobie uzależnionej, bo często to oni są powodem.
Tak jest ze mną.
Nie wiem cholera jasna, czemu ja nie chlam.
Jestem alkoholikiem, który nie pił nigdy wódy.
Co ze mną jest nie tak?
Moim ,,dobrodziejem jest wampir energetyczny i dawniej oprawca / ojciec”.
Do jego drużyny dołączył i to tego nawet chyba nie świadomy brat.
Mają obydwaj charyzmę i twardą skórę.
Stałem się ich niewolnikiem.
Coś mi tam podrzucą bym nie zdechł z głodu i mają tanią siłę roboczą.
Tylko, że to polityka krótkich nóżek, bo wyczerpują mnie tak emocjonalnie, że to ja chyba jestem twardy, że przeżuwając ich siedzenie mi na klacie jeszcze mam siłę pchać toczki z ich cegłami.
Niby już jestem twardziel niby już ufam siłom sprawczym potrafiącym nade mną czuwać, ale jest sporo lęku czy jutro będę miał, co do gęby włożyć.
Już myślałem o spieprzaniu z tego układu, lecz dźwięczy mi w uszach pytanie mej mentorki ,,ile jeszcze masz zamiar uciekać?”.
Tak postępowałem zawsze, gdy ktoś na mnie wsiadał.
Wiałem.
Potrafiłem zmienić osiem miejsc pracy w roku.
Jak dziś ktoś widzi me CV to z góry wie, że coś jest nie tak.
Długo uważałem, że fachowa pomoc mi nie jest potrzebna.
Że poradzę.
Dupa tam.
To tak jakby kowal chciał laptopa naprawiać.
Rozpocząłem od grup wsparcia i od psychologa.
Przerwałem, bo był szorstki i nie cackał się ze mną.
Teraz jednak rozumiem sporo mechanizmów i panuję nad nimi.
Pomaga wysiłek fizyczny w mym przypadku dawanie sobie w dupę na rowerze.
To potrzeba wyjścia z matni i wolności połączona z wrażeniami estetycznymi zapachy, wiatr, szybkie tętno, szybki oddech, czas na pozostawienie mózgu w przyjemnym środowisku.
Jest się silniejszym i łatwiej się znosi kolejne rundy.
Poza tym chyba warto ustalić przyczynę ( określić wroga ).
To nie łatwe i dobrze trzeba poszperać.
Ten, którego umieścimy na pierwszy miejscu może tak naprawdę nie być tym właściwym.
Mi po czasie wyszło, że ojciec sadysta to nie wszystko.
To też nadopiekuńcza matka zasłaniająca własnym ciałem przed razami.
Nie puszczała mnie.
Nie pozwalała odciąć pępowiny, bo sama była zalękniona.
Chciała mieć kompana, z którym razem dostawała lanie.
Zamiast pozwolić mi się stać mężczyzną bym ją bronił to ona się zamiauczała ( rak ją pożarł ) a ja mam teraz czas szybkiego utwardzania się albo mnie zamęczą.
Już chyba się im nie uda.
Też potrafże łamać tyle przykazań katolickich, że jak by, co to zamiast pierdu pierdu o wybaczaniu swemu ojcu po prostu dam mu w ....
Nie ma przykazania szanuj dziecko swoje to i to o szanowaniu ojca można naruszyć.
Po określeniu powodu ćpania lub picia warto by zrobić cos by przyczyna ustała.
Jeśli się nie da to abstynencję można se w dupę wsadzić.
Rozumiem, czemu powstają sekty.
To ucieczka od przyczyny problemów nawet w dobrych domach.
Ucieczka nic nie daje.
Warto podjąć walkę z przyczyną, jeśli by nawet dostało się prosto w nos od tej przyczyny.
Wtedy przyczyna nabiera szacunku.
Zostanie teraz jeszcze dylemat przyczyna często jest utożsamiana z jedyna deską ratunku by karmicielem.
Wciąż przecież nie przecięto pępowiny.
Poza tym jak już by się pępowinę przecięło to, co dalej?
Często bez wykształcenia i pod dachem nad głową należącą do przyczyny, co możemy?
Tu jestem teraz ja.
Póki, co kombinuję, że walka z przyczyną musi być taka by przyczyna stuliła uszy i byśmy my zapanowali nad terytorium i tym dachem nad głową.
Przyczyna się wycofa, ale to teraz my musimy opłacić świadczenia i inne tam takie odnośnie dachu nad głową jak go zawłaszczymy.
No tu się przyznam, że jeszcze mam z tym kłopot, więc nie fikam.
Ale w kaszę sobie już dmuchać nie pozwalam.
Póki, co na poziomie takim by się odpier....
Resztę na bieżąco wam podpowiem jak już znajdę sposób na samowystarczalność.
Na pewno trzeba się szykować do szkoły by podnieść kwalifikacje, bo wtedy rachunek prawdopodobieństwa samowystarczalności rośnie.
Choć jednocześnie odświeżać warto swoje choćby najgłupsze umiejętności by je wyszlifować na błysk i może się okazać, że jest na nie zapotrzebowanie, co da poprawę finansów.
Zostanie lęk czy podołamy.
Ja mam efekty przez rosnącą upartość.
Kiedyś zrobiłem turbinę wiatrowa przydomową wyszło, że nie ma nią zainteresowania.
Zdziwiłem się jak przypadkiem uruchomiłem dawno nie odwiedzany adres poczty elektronicznej uruchomiony tylko do kontaktu w sprawie tej turbiny.
Aż mnie zamurowało.
Jest zainteresowanie i rozmawiam w tej sprawie z zainteresowanymi ludźmi.
Chyba zanosi się na to, że będę miał sporo pracy niedługo.
Kombinujcie, co wam sprawia radość tworzenia i co lubiliście robić.
My tu wszyscy pokombinujemy gdzie i jak te umiejętności można zamienić na niezależność finansową.
Dobra już nie ględzę.
Pozdrawiam wszystkich.