Co prawda większość swojej energii, jaką byłam w stanie z siebie wykrzesać między jednym kaszlnięciem a drugim zużyłam pisząc posta w swoim wątku (egoistka!) to jednak coś Ci tu naskrobię. Ja i moja maligna
Wiesz byla u mnie moja ex na weekend i bardzo byla zaskoczona tym ze zastala normalne mieszkanie... A jednak gdy zrozumiala ze to dzieki Tobie, dotknelo ja to do zywego... Nic dzinego, dziewczyna kocha mnie bardzo, zaufala calkowicie mojemu zdaniu, robi i mowi mi wszystko co sobie zycze, a ja stale lece w dol... I nagle Forsaken poznaje Kaycee - wirtualna piknosc i zaczyna sie zmieniac. Jak na to spojrzec z puntu widzenia wirtualnosci naszego kontaktu, to jest to troche tragikomiczne... A jednak dziala... Wiesz, ona nie dala mi wogole poznac, ze ja to boli... A jednak przemyslalem to wszystko i pomyslalem sobie ze na jej miejscu miabym naprawde mieszane uczucia....
Doskonale ją rozumiem - musiało ją to dotknąć do żywego. To taka wszechogarniająca bezsilność, kiedy Ty pracujesz nad czymś od dłuższego czasu, a komuś udaje się to osiągnąć za pstryknięciem palca. Ja jednak wierzę, że moja zasługa w tym wszystkim jest minimalna, ja - jeżeli już - dałam Ci tylko pewien impuls, punk zapalny do pokładów jakie drzemią w Tobie. Ty sam masz w sobie tę siłę, dzięki której chcesz się zmieniać i walczyć o lepsze życie dla siebie. Z drugiej strony, Twoje alter ego bezustannie namawia Cię do porzucenia tej trudnej i pełnej wyrzeczeń drugi - aby ulżyć sobie, uszczęśliwić się chwilowo, nie myśleć o problemach... A Ty czasem ulegasz, bo wydaje Ci się, że jesteś nieszczęśliwy i masz prawo aby ulegać swoim słabościom, bo przecież nikt Cię i tak nie zrozumie... I tak dobijasz się, a potem wracasz tu aby się ukorzyć i ponarzekać na siebie samego... Że znów nie dałeś rady, że chcesz z tym skończyć, ale i tak dalej brniesz w te błędne koło...
I moim zadaniem jest wtedy porządnie na Ciebie nakrzyczeć. Nie będę Cię namawiać na pójście na terapię, sama nigdy na żadnej nie byłam, więc nie będę się wymądrzać nad jej skutecznością. Dla mnie najważniejsza jest Twoja chęć do zmiany i przede wszystkim - konsekwencja! Mnie też jej często brakuje... I pracuję nad sobą w lepszym lub gorszym skutkiem, chciałabym, żebyś Ty też dokładał wszelkich starań, aby być konsekwentnym. Bo chęć do zmiany ja już w Tobie dostrzegam wyraźną...
Z jednej strony wielkie szczescie - straceniec zaczyna sie wspinac na gore... Z drugiej strony, jako to, to ja tyle, praktycznie wszystko, a tam ktos kilka uprzejmosci pare buziek i "wez sie za siebie" i nagle zaskutkowalo... I jak o tym pomyslalem to zrobilo mi sie jej bardzo szkoda, bo zasluzyla z mojej strony na najwieksza wdziecznosci, szcunek i sympatie.. I wytlumaczylem jej ze chodzi o ten... hmm... no w kadzym razie wytlumaczylem jej i zrozumiala. I dopiero wtedy mogla sie prawdziwie cieszyc z poprawy, jaka mi przynioslas.. I nawet powiedziala zebym Cie pozdorwil i ze dziekuje Ci za to w jakim stnaie zastala mieszkanie i mnie samego
Jeżeli Ci na niej zależy, a wierzę, że tak, to nie wolno Ci jej odtrącić. Pozwól jej choć a najmniejszym stopniu sobie pomóc. Ona tego potrzebuje, a i Ty będziesz dumny, że jest szczęśliwa mogąc Ci pomóc, nawet jeśli miałbyś trochę poudawać, to myślę, że warto I oczywiście dziękuję za pozdrowienia i cieszę się, jeżeli choć trochę się do czegoś dobrego przydałam
A prawda jest taka Kaycee, ze kiedy dla Ciebie zaczalem sie zmieniac (wiem... masakra... motywacja zewnetrzna, najgorsza z mozliwych, bo taka niepewna, ulotna), moje zycie zmienilo sie z pelznia po ziemi, w chodzenie na czworakach.. Juz nie jestem robakiem... Dziekuje Ci za to...
Po raz kolejny podkreślę, że uważam, że wcale nie zmieniasz się dla mnie Forsaken. Ja Cię tylko motywuję jak mogę, ale jeśli sam byś tego nie chciał, to mogłabym Ci tu wypisywać godzinami, co i tak niewiele by zmieniło. Mój przykład jest podobny choć niby całkiem inny. Jak się pojawiłeś w moim wątku i przedstawiłeś swoje zdanie, inne od wszystkich to pierwszą moją reakcją była chęć zanegowania wszystkiego co napisałeś. I to nie dlatego, że uważałam, że nie masz racji - tylko dlatego, że się przestraszyłam, że tę rację możesz mieć. Że to inni się mylą, bo myślą stereotypowo... I cały mój wewnętrzny spokój przeszedł do historii, bo okazało się, że jednak nic nie jest tylko czarne i białe, że odcienie szarości też trzeba dopuścić do własnej świadomości. Teraz już wiem, że dopiero jak sama to zrozumiałam, mogłam się oprzeć na Twoi zdaniu. Wcześniej mogłeś mi pisać i pisać, na co ja odpowiadałam kontrargumentami....
Więc skoro Ty zacząłeś skłaniać się ku temu co napisałam ja o Tobie, to dlatego, że sam coś zrozumiałeś. Bo nie da się kierować zdaniem innych, jeśli nie zazębia się z naszym. Przynajmniej nie na dłuższą metę...
Dlatego walcz o siebie Forsaken - dla siebie. A ja Ci będę z całego serca kibicować